Aplikacje medyczne coraz częściej wypełniają lukę, będącą wynikiem funkcjonowania nieudolnych systemów opieki zdrowotnej. Takim rozwiązaniem jest na przykład Hashiona, platforma, dzięki której osoby z chorobą Hashimoto monitorują swój stan zdrowia, sprawdzają objawy oraz ich przyczyny, generują raporty i łączą się ze specjalistami. O swoim pomyśle i trendach związanych z IT w opiece zdrowotnej opowiada Eva Galant, założycielka Hashiony, prywatnie również cierpiąca na chorobę Hashimoto.
Rafał Pikuła: Epidemia COVID‑19 pokazała, że pomimo całego rozwoju technologicznego w kwestii zdrowia wciąż jesteśmy bezbronni. Gdybyśmy byli tak zaawansowani w przewidywaniu zdrowotnych zagrożeń jak w śledzeniu marketingowych treści i tak doskonali w mapowaniu pacjentów jak w mapowaniu klientów...
Eva Galant: Ale właśnie epidemia była momentem, gdy rozwój technologii dotyczących opieki zdrowotnej mocno przyśpieszył. „Dzięki” tej sytuacji nikt już nie ma wątpliwości, jak ważne jest inwestowanie, także technologiczne, w medycynę. Z naszym projektem Hashiona bierzemy teraz udział w unikatowym programie Stanforda, którego celem jest wspieranie start‑upów i firm, których rozwiązania mogą być pomocne w czasie epidemii i tuż po niej, w tzw. nowej normalności. Do programu zostały zgłoszone projekty medyczne, finansowe, edukacyjne.
To duże wyróżnienie, ponieważ jesteście jedynym polskim start‑upem, który znalazł się w tym gronie. Z drugiej strony nie powinno to dziwić. Hashiona w czasie pandemii zdążyła wygrać siódmą edycję ReaktoraX, została zaproszona też do Digital Innovation Health Program w Monachium.
Oczywiście cieszy nas zainteresowanie naszym projektem. Sukces w Reaktorze przyszedł dosyć niespodziewanie i pomogła nam w nim pandemia. Wydarzenie było online i łatwiej nam było wziąć w nim udział, bo na co dzień mieszkam w Londynie. Moje „uziemienie” było drastyczne, ponieważ jako osoba cierpiąca na Hashimoto mam osłabioną odporność i jestem w grupie zwiększonego ryzyka zakażenia koronawirusem.
Efektem osobistej troski jest też przecież platforma Hashiona.
Tak, jak wspominałam, sama choruję i aplikacja jest też wynikiem niewydolnej służby zdrowia i braku alternatyw. Objawy choroby Hashimoto miałam, odkąd byłam nastolatką, ale trafną diagnozę udało się postawić, gdy miałam 26 lat. W dużej mierze wynika to z faktu, że brakuje specjalistów endokrynologów. W Polsce sytuacja jest kiepska, ale w Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych jest już tragicznie. Już 4 proc. populacji cierpi na choroby tarczycy, a ten odsetek dynamicznie rośnie. W Polsce może to być nawet co piąta osoba! System kompletnie nie jest do tego przygotowany. Brakuje specjalistów, brakuje rozwiązań systemowych.
Ale rynek nie znosi próżni...
Zdecydowanie. Tam gdzie system publicznej opieki zdrowotnej sobie nie radzi, tam pojawia się prywatny biznes. Stąd sukces prywatnych klinik, laboratoriów, start‑upów. Jednak w przypadku Hashimoto do niedawna istniały zaledwie dwie aplikacje pomagające chorym. Niestety, opracowane zostały z perspektywy lekarza, brakowało w nich spojrzenia na problem z perspektywy chorego. Wypróbowałam obie i doszłam do wniosku, że potrzebne jest jednak coś innego. Stąd wziął się pomysł na Hashionę, aplikację łączącą perspektywę lekarza i pacjenta, pomocną i dla specjalisty, i dla chorego.
Nie masz wykształcenia medycznego
Po diagnozie postanowiłam poznać chorobę. Dzięki temu, że przez kilka miesięcy nie musiałam pracować, mogłam czytać o chorobie. Byłam świadoma, że jeśli chcę normalnie żyć, to muszę wiedzieć o niej wszystko. Przeglądałam różne fora dla chorych, wiele kobiet (choroba częściej dotyka kobiety) szukało wsparcia, porady, informacji. Każdy choruje na Hashimoto inaczej, więc trudno znaleźć rozwiązania dla siebie. Pomyślałam, że moja aplikacja musi być też miejscem dyskusji, tworzyć społeczność, być platformą edukacyjną i wspierającą, bo w leczeniu wsparcie innych chorych może być kluczowe. Dodatkowo aplikacja jest tworzona we współpracy z lekarzami i dietetykami klinicznymi.
Twoja aplikacja pozwala na „spersonalizowanie” choroby. To innowacyjne myślenie o leczeniu.
Myślę, że personalizacja to przyszłość medycyny. Przebieg chorób cywilizacyjnych, a do takich należy także Hashimoto, mocno się różni w zależności od konkretnej osoby. W naszej aplikacji wykorzystujemy wiedzę pochodzącą z medycznych artykułów i rekomendacji lekarzy, by na ich podstawie móc później dawać użytkownikom wskazówki, które mają zmienić ich nawyki. Jeśli na przykład 40 tys. osób w podobnym stadium choroby i z podobnym jej przebiegiem czuje się lepiej, gdy nie spożywa glutenu, zasugerujemy artykuł omawiający tę zależność. Silnik aplikacji będzie agregować duże ilości danych, porównywać je, a następnie wyłapywać zależności i funkcjonujące schematy.
Medycyna tradycyjna oferuje jedno lekarstwo dla wszystkich cierpiących na dane schorzenie, medycyna przyszłości – wspierana przez technologię (ze szczególnym uwzględnieniem analityki danych i sztucznej inteligencji) – będzie oferować konkretne rozwiązanie dla konkretnego przypadku. Bardzo możliwe, że już w bliskiej przyszłości to algorytm będzie sugerować lekarstwo czy terapię. Personalizacja leczenia to mocny trend, który intensywnie się rozwija dzięki cyfrowej transformacji.
Niemożność podołania wyzwaniom przez istniejące systemy ochrony zdrowia – czy to publiczne, czy prywatne – jest szansą dla biznesu. W takim razie aplikacje medyczne wydają się być dobrą inwestycją.
Epidemia COVID‑19 pokazała, jak wiele jest do zrobienia. Jesteśmy dopiero na początku cyfrowej transformacji usług medycznych. Zmiana będzie dotyczyła nie tylko diagnostyki, terapii, farmakologii, ale też funkcjonowania całego systemu. Wyobraź sobie, że ostatnio byłam u lekarza w Londynie i ten dał mi w kopercie diagnozę, bym przekazała ją specjaliście. W XXI wieku wymiana informacji medycznych polega na fizycznym przekazaniu papieru! Tworzenie potężnych baz danych pacjentów to konieczny proces na drodze do lepszej opieki zdrowotnej.
W przypadku obecnej epidemii wielu ekspertów podkreślało, że gdyby cyfryzacja medycyny była bardziej zaawansowana, to udałoby się uniknąć pandemii.
Wymiana danych to podstawa obecnej ekonomii. Skoro działa to na rynkach, dlaczego ma nie działać pomiędzy szpitalami, jednostkami badawczymi, instytucjami naukowymi? Powstanie takiego wspólnego systemu jest jedyną szansą na walkę z kulejącymi systemami opieki zdrowotnej. To nie jest tak, że tylko w Polsce służba zdrowia nie domaga, na świecie jest jeszcze gorzej i tylko cyfrowa rewolucja może to zmienić.
Taki ekosystem to duża szansa dla firm technologicznych. W tym kontekście warto myśleć o leczeniu jak o sprzedaży i zwracać uwagę na doświadczenie pacjenta.
Nie od dziś wiemy, że odpowiednie nastawienie sprzyja leczeniu. Czekanie w kolejce w przepełnionym szpitalu na pewno nie pomaga. Oto prosty przykład: to jest pudełko do badania krwi. W pudełku jest igła, którą nakłuwasz koniuszek palca. Próbkę z krwią wysyłasz pocztą czy kurierem i po kilku dniach dostajesz szczegółowe badania. Bez wychodzenia z domu. Co ważne, takie badanie jest kilkukrotnie tańsze niż badania w prywatnej klinice.
To idealne rozwiązanie np. w sytuacji przymusowej izolacji.
Jeszcze do niedawna e‑recepty czy telemedycyna traktowane były jako science fiction, dziś to standard. Myślę, że technologiczne rozwiązania mogą być szczególnie pomocne przy leczeniu chorób przewlekłych, nieuleczalnych. Już teraz chorzy na cukrzycę czy inne choroby przewlekłe mogą korzystać z aplikacji, które przypominają o braniu leków i podpowiadają odpowiednią dietę. To będzie się tylko rozwijać. Tym bardziej że podobne rozwiązania mogą liczyć na łaskawe spojrzenie inwestorów.
Wróćmy jeszcze od waszej aplikacji. Z tego co wiem, jesteście na etapie testów. Kiedy planujecie wdrożyć aplikację? W jakim języku będzie dostępna?
Premiera jest planowana na wrzesień. Aplikacja będzie na początku działać w języku angielskim. Po pierwsze – jest to język powszechny, globalny; po drugie – zadebiutuje w Stanach Zjednoczonych, gdzie prognozowany jest lawinowy wzrost zachorowań na niedoczynność tarczycy. Prowizja za łączenie pacjentów z lekarzami, pakiety dla osób świeżo zdiagnozowanych, uwzględniające ich indywidualne potrzeby (ułożenie diety, konsultacje ze specjalistami itp.) i sprzedaż produktów w modelu afiliacyjnym (np. suplementy diety czy zestawy do pobierania krwi w domu) – to plan na komercjalizację aplikacji.
Ewentualny sukces aplikacji może być kolejnym przykładem, że to biznes może najlepiej zadbać o zdrowie?
Nie chcę, by to brzmiało tak materialistycznie. Stworzyłam z Konradem (Koniarskim, programistą aplikacji mobilnych z dwunastoletnim doświadczeniem – przy. red.) aplikację, bo chcę pomagać innym. Wiedziałam, że może być potrzebna. Komercjalizacja jest potrzebna do jej dalszego rozwoju. Podjęcie kwestii zdrowotnych przez biznes nie jest niczym złym – przykładem choćby wspominany wcześniej „wysyłkowy” sposób badania krwi, tańszy i szybszy niż wizyta w przychodni. Wierzę, że odpowiednie partnerstwo publiczne i prywatne może być szansą na stworzenie medycyny na miarę na naszych oczekiwań i możliwości.