Ktoś zapłacił milion złotych za „wirtualną miłość” influencerki, ktoś inny prawie 600 tys. dolarów za obrazek z kotkiem. Absurd? Niekoniecznie. NFT może zmienić strategię marketingową twojej firmy, jej procedury księgowe, a nawet ofertę wartości.
Łączy artystów, kolekcjonerów, sztuki współczesnej, influencerów, a także poważnych inwestorów. Do grona entuzjastów technologii NFT dołączają także finansiści, dostawcy oprogramowania i usług chmurowych. Coraz głośniej mówi się, że NFT może być dla nowoczesnego systemu obrotu cyfrowymi produktami tym, czym internet stał się dla mediów i całej komunikacji: kołem napędowym i prawdziwą rewolucją.
Czym jest NFT? To skrót od Non‑Fungible Token, oznaczający niezmienny, niemożliwy do edytowania cyfrowy certyfikat potwierdzający, że dany przedmiot – cyfrowy bądź fizyczny – jest czyjąś własnością. Wykorzystuje technologię blockchain, przez co jest niemożliwy do zhakowania (przynajmniej jak dotąd). W świecie cyfrowym może pełnić funkcję aktu własności, a przecież możemy mieć na własność już nie tylko dom, auto, ale także dobra cyfrowe (Internet Goods), które dziś coraz częściej są miernikiem statusu. W świecie, w którym częściej funkcjonujemy wirtualnie niż realnie, Internet Goods nabierają znaczenia.
NFT jest dzieckiem naszych cyfrowych czasów. O ile w świecie fizycznym, analogowym dosyć łatwo jest orzec, kto jest właścicielem obrazu, samochodu czy jachtu, to w świecie wirtualnym jest to trudniejsze. Do kogo tak naprawdę należy mem, który powielany jest w milionach kopii w mediach społecznościowych? Czy można mieć na własność gifa? Albo tweeta? I czy ma on jakąś wartość? W świecie sztuki przyjęło się mówić, że dane dzieło ma taką wartość, jaką ktoś jest w stanie za nie zaoferować. Podobnie jest na rynku dóbr luksusowych i kolekcjonerskich. Jeżeli ktoś jest w stanie zapłacić za historycznego, pierwszego tweeta Jacka Dorseya, twórcy Twittera, to dlaczego mu tego nie umożliwić? Jaką ma wartość taki tweet? Taką jak dzieło sztuki, ponieważ jest unikatowy, jedyny, niepowtarzalny.