Najpopularniejsze tematy:

Premium

Materiał dostępny tylko dla Subskrybentów

Nie masz subskrypcji? Dołącz do grona Subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Jesteś Subskrybentem? Zaloguj się

Premium

Subskrybenci wiedzą więcej!

Nie masz subskrypcji? Dołącz do grona Subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Wybierz wariant dopasowany do siebie!

Jesteś Subskrybentem? Zaloguj się

X
Następny artykuł dla ciebie
Wyświetl >>
Czy AI zabierze nam kreatywne miejsca pracy?

Ryzyko i zagrożenia są wszędzie. Są takie, które wybuchają nagle i obejmują cały świat, tak jak ostatnia pandemia. Ale są i takie, które działają powoli i są znacznie bardziej niebezpieczne od reszty. Czy należy do nich sztuczna inteligencja?

Ryzyko i zagrożenia są wszędzie. Część z tych najbardziej niebezpiecznych to jednocześnie zagrożenia oddziałujące najwolniej, co jeszcze bardziej utrudnia zbiorowe reagowanie na nie. W książce „Megazagrożenia” Nouriel Roubini, ekonomista, który przewidział kryzys finansowy 2008/2009 i głośno przed nim przestrzegał, zwraca uwagę na największe zagrożenia, jakie dziś czyhają na nas na tej planecie – na te, które oddziałują powoli i szybko, na te, które mogą wyrządzić nam szkody już niedługo albo nieco później. Nazywa je właśnie megazagrożeniami i definiuje jako poważne problemy, które mogą spowodować duże straty i cierpienie, a przy tym nie da się ich szybko ani łatwo rozwiązać. Publikujemy fragment tej książki poświęcony sztucznej inteligencji i jej wpływu na miejsca pracy.

Uważam, że w ogólnym rozrachunku postęp technologiczny nie skutkuje likwidacją miejsc pracy. Co się jednak stanie, kiedy okaże się, że ta technologia faktycznie jest inteligentna? Sztuczna inteligencja, uczenie maszynowe, robotyka i automatyzacja łączą sferę science fiction z rzeczywistością, a to oznacza, że powinniśmy się przygotować na bardzo nieprzyjemny zwrot w stosunku do marzeń i nadziei wynalazców pierwszych „mechanicznych asystentów”. Bez względu na to, czym się zajmujesz, prędzej czy później sztuczna inteligencja może zacząć robić to lepiej. Czy współcześni luddyści, po raz pierwszy od czasu pierwszych luddystów, w końcu będą mieli rację? Istnieje realna możliwość, że wygra wąskie grono najbogatszych, a wszyscy inni stracą pracę, dochody i godność. Przy tym czyhającym na nas megazagrożeniu wizja Mary Shelley, ukazana w powieści Frankenstein, to tylko niewinne igraszki.

Jeszcze do niedawna zwolennicy sztucznej inteligencji (AI) musieli udowadniać światu swoje racje. W latach 80. i 90. XX wieku panowała tzw. zima AI, ponieważ postępy w tej dziedzinie były koszmarnie wolne. Wydawało się wówczas, że rację mają sceptycy, których zdaniem komputery nigdy nie dorównają ludzkiemu intelektowi, a co dopiero mówić o jego pokonaniu. Maszyny coraz lepiej radziły sobie z powtarzalnymi zadaniami, ale zdolność do głębokiego myślenia wydawała się pozostawać cechą wyłącznie ludzką.

Ta debata trwa, ale różnice między inteligencją sztuczną i organiczną mocno się zmniejszyły. Algorytmy często pytają nas dzisiaj, czy nie jesteśmy robotami, zanim przyznają nam dostęp do wrażliwych stron internetowych. Niektórzy uważają, że ta różnica już niedługo zniknie. Obecnie sceptycy są poddawani coraz większej presji, przez co czują się w obowiązku wymieniać zadania, których komputer nigdy nie wykona – od kładzenia cegieł po neurochirurgię. Dlaczego jednak robot miałby nie poradzić sobie z układaniem cegieł? Już dzisiaj istnieją technologie AI oraz drukowania 3D, które pozwalają drukować gotowe prefabrykaty do budowy domów, z których powstają ściany i to szybciej, niż postawiłby je murarz.

Każdy kolejny wzrost możliwości obliczeniowych komputerów powoduje, że powyższa lista ulega skróceniu. W skrajnym scenariuszu możliwy jest mariaż superinteligentnych ludzi z jeszcze bardziej inteligentnymi komputerami oraz robotami o ponadludzkich możliwościach mechanicznych.

Gdyby do tego doszło, świat zmieniłby się nie do poznania. De facto powstałby zupełnie nowy, hybrydowy gatunek człowieka z lepszym intelektem i większą siłą fizyczną, który wyparłby homo sapiens dokładnie tak samo, jak my wyparliśmy człowieka neandertalskiego.

Jeżeli wydaje ci się, że twoje miejsce pracy jest niezagrożone, zastanów się jeszcze raz. Sztuczna inteligencja oferuje nie tylko pożądany wzrost produktywności, ale także niepożądane zaburzenia systemowe i osobiste. Zanim maszyny staną się inteligentniejsze od ludzi i zanim w praktyce przejmą kontrolę na dużymi częściami technologii, co spowoduje, że postęp technologiczny stanie się nieodwracalny i wymknie się naszej kontroli – moment ten eksperci nazywają osobliwością technologiczną – znikające miejsca pracy negatywnie odbiją się na popycie konsumenckim. Mogą się oczywiście pojawić nowe rodzaje pracy, tak samo, jak było do tej pory, tylko że tym razem te prace również będą mogły wykonywać algorytmy. Rosnąca produktywność brzmi świetnie, ponieważ powoduje, że ekonomiczny tort do podziału staje się coraz większy, jednak w końcu narastające nierówności i malejący popyt konsumencki zaczną powodować, że coraz więcej ludzi nie będzie miało pracy. Gdy ta spirala się nakręci, gospodarki państw wpadną w poważne tarapaty.

Na razie trwa wyścig o jak najszersze wykorzystanie sztucznej inteligencji. *”*Ta technologia będzie stosowana praktycznie we wszystkich branżach, w których wykorzystuje się jakiekolwiek dane – od genów przez obrazy aż po język”, mówił w 2016 roku Richard Socher, przedsiębiorca AI i założyciel MetaMind, w wywiadzie dla „The Economist”. „AI będzie wszędzie”. Salesforce, spółka giełdowa zajmująca się pomaganiem innym firmom w docieraniu do klientów, zorientowała się w temacie i przejęła MetaMind.

Oto jeden z najnowszych przykładów technologii pozwalającej ciąć koszty i likwidować miejsca pracy – technologia, którą może sterować sztuczna inteligencja. Na początku 2021 roku „New York Post” pisał, że w Calverton w stanie Nowy Jork wystawiono na sprzedaż dom o powierzchni 130 metrów kwadratowych w kolorze szarym z białymi wykończeniami i werandą. Zdjęcie tego domu trafiło do gazet, ponieważ była to pierwsza nieruchomość mieszkalna wydrukowana w technologii 3D, która uzyskała pozwolenia niezbędne do wystawienia jej na rynek w Long Island.

Sprzęt do drukowania domów mieszkalnych i biurowców przypomina olbrzymi pistolet na gorący klej, zamocowany na mechanicznym wysięgniku. Sterowany komputerowo nakłada kolejne warstwy płynnego betonu i tworzy z nich ściany, w których pozostają odpowiednie otwory na okna i drzwi. Szkielet budynku powstał w zaledwie dziewięć dni i to przy udziale tylko dwóch pracowników, którzy monitorowali pracę urządzenia. Koszt budowy był o połowę mniejszy niż domu budowanego konwencjonalnie.

W lipcu 2021 roku królowa Holandii, Maksyma, uczestniczyła w ceremonii, podczas której robot przecinał wstęgę i tym samym otwierał wybudowaną z wykorzystaniem drukarki 3D pieszą kładkę nad kanałem w Amsterdamie. Wychwalając estetyczny wygląd kładki, rzecznik budującej ją firmy prognozował, że to dopiero początki wykorzystania technologii druku 3D. „Tu nie chodzi o to, żeby było taniej albo żeby zwiększać efektywność”  stwierdził Tim Geurtjens. „Chodzi natomiast o to, by dać projektantom i architektom nowe narzędzie – nowe genialne narzędzie, dzięki któremu będą oni mogli na nowo podejść do tworzenia projektów budowlanych i architektonicznych”.

Pomyślmy jednak o potędze sztucznej inteligencji obsługującej drukowanie 3D na taką skalę. Kiedy komputer zacznie proponować projekty kładek bez udziału architekta? Architekt uczy się swojego fachu latami, a komputer tego rodzaju wiedzę strukturalną mógłby przyswoić w niecały dzień.

Nie wychodź z założenia, że kreatywność wymaga pierwiastka ludzkiego. Ulotna iskra ludzkiego geniuszu ma już cyfrową konkurencję. Gdy w 1997 roku komputer Deep Blue firmy IBM wielokrotnie wygrywał z mistrzem szachowym Garrim Kasparowem, wymyślał kreatywne strategie gry. Mimo wszystko to był dopiero gambit w porównaniu z tym, co potrafi DeepMind, algorytm, który sam się uczy. W 2016 roku komputer korzystający z DeepMind, nazwany AlphaGo, opanował grę o możliwej liczbie ruchów większej, niż jest atomów we wszechświecie. „On analizuje partie rozegrane przez ludzi, zna zasady gry, a następnie wymyśla kreatywne zagrania”, stwierdził na antenie PBS Nicholas Thompson, redaktor naczelny „Wired”. […]

[…] Uznaniem zaczęły się cieszyć również przedsięwzięcia artystyczne tworzone przez AI. „Nauczyliśmy komputer pisać partytury”, powiedział w 2017 roku w wywiadzie dla BBC Gustavo Diaz‑Jerez, konsultant ds. oprogramowania i pianista. „Teraz możemy za jednym kliknięciem tworzyć nowoczesną muzykę klasyczną”. Algorytm ma tylko jedno ograniczenie: kompozycja nie może wymagać użycia więcej niż pięciu palców każdej z dwóch dłoni. Poza tym powstają one w sposób raczej nieograniczony, a kilka z nich zostało już wykonanych przez Londyńską Orkiestrę Symfoniczną. Niewykluczone, że to już tylko kwestia czasu, zanim utwory komponowane przez AI dotrą na szczyty list przebojów albo powieść napisana przez AI zostanie bestsellerem „New York Timesa”. Technologia sięgnęła już nawet po twórczość Pabla Picassa. Sto lat temu artysta zamalował obraz, który do dziś pozostawał ukryty. „Akt przedstawiający nagą kucającą kobietę został odzyskany za pomocą sztucznej inteligencji – potężnego oprogramowania nauczonego malować w stylu wybitnego artysty”, informowano w październiku 2021 roku w NBC News.

Istnieją również maszyny zdolne okazywać troskę. We wrześniu 2021 roku „South China Morning Post” pisał o firmie Xpeng i wprowadzonym przez nią na rynek inteligentnym robotycznym kucyku dla dzieci, która tym samym wykonała kolejny krok na drodze do urzeczywistnienia swojej wizji mobilności przyszłości. „Firma twierdzi, że jej inteligentny kucyk, Little White Dragon, jest wyposażony w zasilanie, kontrolę ruchu, inteligentne funkcje nawigacyjne oraz inteligentne funkcje wchodzenia w interakcje”.

McKinsey Institute, oddział badawczy globalnej firmy konsultingowej, poinformował w 2016 roku, że – w porównaniu z rewolucją przemysłową – AI przekształca społeczeństwo „dziesięć razy szybciej i na 300 razy większą skalę, więc skutki jej oddziaływania są 3000 razy większe”. Carl Benedikt Frey i Michael Osborne z Oxford University przyjrzeli się potencjalnym zaburzeniom rynku pracy przez komputery w odniesieniu do 702 zawodów. Z ich ustaleń, opublikowanych w 2013 roku, wynika, że 47% amerykańskich miejsc pracy jest bardzo narażone na zastąpienie przez kapitał komputerowy w niedalekiej przyszłości. W czasie wielkiego kryzysu bez pracy pozostawało tylko 25% Amerykanów. W przeciwieństwie do gier planszowych, opartych na zestawie ścisłych zasad, teleturniej Jeopardy! opiera się na grze słów, slangu, zmyłkach, gwarze i niejasnych skojarzeniach, których zadaniem jest wydobyć z nas konkretną wiedzę i fakty na najróżniejsze tematy, od popkultury aż po ezoterykę. Żaden człowiek nie wygrał z byłym programistą i specem od faktografii, Kenem Jenningsem, 74‑krotnym triumfatorem tego teleturnieju. Pod niemałą presją i z szybkością godną wyszukiwarki Google Jennings podał na przykład nazwisko lidera, którego brata uważa się za pierwszego Europejczyka, o którym wiemy, że zmarł na terenie Ameryk. Podał również nazwę choroby, która skłoniła naczelnego lekarza USA Waltera Wymana do założenia w 1901 roku szpitala na Hawajach (odpowiedzi: „Kim jest Leif Erikson?” oraz „Co to jest trąd?”).

Jennings nie dał jednak rady sztucznej inteligencji. Jak sam opowiadał w swoim wystąpieniu TED w 2013 roku, komputer Watson firmy IBM pokonał go zdecydowanie. Zadeklarował, że wie, co czuli pracownicy fabryk w Detroit, którzy stali się zbędni po tym, jak zostali zastąpieni przez roboty. „Nie jestem ekonomistą, ale wiem, jakie to uczucie, gdy coś zabiera ci pracę – cholernie demoralizujące. Okropne doświadczenie. To była jedyna rzecz, w której byłem naprawdę dobry, a wystarczyło, żeby IBM zainwestował miliony dolarów, skierował swoich najmądrzejszych ludzi i zastosował tysiące działających równolegle procesorów, żeby firma robiła to samo. Na antenie krajowej telewizji potrafili to zrobić odrobinę lepiej i odrobinę szybciej ode mnie, tak więc przykro nam, Ken, już nie jesteś nam potrzebny” – powiedział Jennings. Dalej Jennings zaczął się zastanawiać, w którym momencie ten cyfrowy outsourcing się zatrzyma? „Poczułem się, jak gdyby uczestnik teleturniejów stał się w tym nowym świecie myślących komputerów pierwszym niepotrzebnym zawodem i zdecydowanie nie ostatnim”.

Filozof Friedrich Nietzsche przewidywał tę społeczną zawieruchę 100 lat przed tym, zanim pojawiły się komputery. W Genealogii moralności przestrzegał, że każdy krok naprzód odbywa się kosztem czyjegoś cierpienia psychicznego lub fizycznego. Firmy zajmujące się robotyką i AI twierdzą, że będziemy musieli jeszcze trochę poczekać, zanim w naszym domu pojawi się coś na kształt robota Rosey z Jetsonów, donosił w marcu 2021 roku „Washington Post”. Rosey pracowała dla kreskówkowej rodziny z przyszłości, takiej z latającymi samochodami i domami unoszącymi się na poziomie chmur. „Rosey gotuje, sprząta, a mimo to znajduje czas na zabawę z Elroyem. Rosey to pokojówka idealna. Jest uprzejma, spokojna, robi dokładnie to, co się jej poleci. To komputerowa kobieta, która żadnej pracy się nie boi”. Co więcej, gdy trzeba, Rosey potrafi wygarnąć innym od serca. „Pod aluminiową obudową kryje się zasilane elektrycznie serce z czystego złota”. I do tego dojdziemy. „Największym problemem jest bezpieczeństwo” – stwierdził Marc Raibert, były prezes Boston Dynamics. Firma pracuje nad zwinnymi robotami przypominającymi zwierzęta. „Im bardziej skomplikowany jest robot, tym bardziej komplikują się obawy dotyczące bezpieczeństwa. Gdy robot znajdzie się blisko człowieka i coś pójdzie nie tak, dla tego człowieka będzie to zagrożenie” – powiedział Raibert.

Kilkadziesiąt lat temu, długo przed powstaniem pierwszych robotów, pisarz science fiction Isaac Asimov sformułował trzy prawa, które miały zapewnić nam bezpieczeństwo przed tworzonymi przez nas samych maszynami. Dzisiaj są one często przytaczane, a po raz pierwszy ukazały się w 1942 roku w opowiadaniu Asimova zatytułowanym Zabawa w berka. Po pierwsze, robot nie może fizycznie skrzywdzić człowieka albo swoim zaniechaniem doprowadzić do tego, by człowiekowi stała się krzywda. Po drugie, robot musi być posłuszny rozkazom człowieka, o ile polecenia te nie stoją w sprzeczności z pierwszym prawem. Po trzecie, robot musi chronić własne istnienie tak długo, jak długo podejmowane w tym celu działania nie stoją w sprzeczności z pierwszym i drugim prawem. Może się okazać, że te prawa nie wystarczą. Wiosną 2016 roku Matthew Scherer pisał na łamach „Harvard Journal of Law and Technology” o nieuniknionym konflikcie między bezpieczeństwem a wykonaniem zadania. „Większość współczesnego dorobku naukowego poświęconego katastrofalnym zagrożeniom kojarzonym z rozwojem AI koncentruje się na systemach dążących do maksymalizacji funkcji użyteczności, nawet gdyby ta maksymalizacja miała stanowić zagrożenie dla istnienia ludzkości”.

Innymi słowy, roboty mogą zacząć nam zagrażać już tylko dlatego, że będą robić to, co do nich należy. Co może pójść nie tak, gdy robot robi swoje? Okazuje się, że mnóstwo. W 2015 roku w fabryce Volkswagena w Niemczech zginął 22‑letni pracownik, kiedy podczas montażu stacjonarnego robota przygniotła go metalowa płyta. W tym samym roku robotyczne ramię zabiło kobietę w fabryce samochodów w Michigan. W 2018 roku autonomiczny samochód Ubera zabił kobietę, podczas gdy mający pilnować samochodu kierowca oglądał odcinek programu telewizyjnego The Voice. Władze zwolniły firmę Uber z odpowiedzialności, za to kierowcy mającemu pilnować samochodu postawiono zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci.

Roboty zabójcy to niejedyny problem. Dzisiaj ciągle jeszcze niektóre prace są lepiej wykonywane przez ludzi. W 2020 roku Walmart zrezygnował z robotów magazynowych, ponieważ „ludzie potrafią skanować kody produktów szybciej, prościej i skuteczniej niż wielkie maszyny wysokie na dwa metry”, jak donosił „Washington Post”. Pracodawca nie może powiedzieć komputerowi, żeby wziął się w garść i bardziej przyłożył się do pracy. „Flippy, robot obracający burgery, stanowiący zagrożenie dla pracowników fast foodów, poszedł właśnie na swoją pierwszą długą przerwę”, napisano w „USA Today”18. Flippy, promowany jako pierwszy na świecie autonomiczny robot asystent kuchenny, niczym tu nie zawinił. Wychodzi na to, że jego wprowadzenie do użycia w 2018 roku w Pasadenie w Kalifornii zostało nagłośnione do tego stopnia, że wykreowano zbyt duży popyt. Flippy nie nadążał. Sieć restauracji CaliBurger wycofała urządzenie Flippy 1.0 i zatrudniła więcej ludzi. Później do pracy trafił Flippy 2.0, tym razem w Fort Myers na Florydzie19. Branża fast foodów ostrzy sobie zęby na podobne urządzenie, ponieważ tamtejsza rotacja pracowników potrafi przekraczać 50% rocznie, a rekrutacja i szkolenia generują koszty na poziomie 3,4 miliarda dolarów.

Pomimo wielu niemałych problemów bystrzy inwestorzy stawiają na sztuczną inteligencję, a konsumentów jakoś szczególnie to nie dziwi. Badania przeprowadzone w 2017 roku przez Pew Research Center wykazały, że zdaniem trzech czwartych Amerykanów „dość realistyczne jest to, że kiedyś roboty i komputery przejmą większość prac i zawodów znanych dzisiaj człowiekowi”.

W Japonii na sztuczną inteligencję postawił operator sieci niewielkich sklepów spożywczych, firma FamilyMart. Decyzja ta była podyktowana między innymi występującym w tym kraju brakiem rąk do pracy. Firma planuje do 2024 roku otworzyć tysiąc w pełni zautomatyzowanych sklepów. Taki bezzałogowy sklep ma mieć w ofercie 3 tysiące produktów, czyli tyle samo, ile jest dostępnych w sklepach zatrudniających ludzi. W sklepie testowym, który był trzykrotnie mniejszy od typowego sklepu FamilyMart, zastosowano 50 kamer monitorujących aktywność klientów i obsługujących płatności.

Algorytmy na nowo definiują dzisiaj sztukę sprzedaży. W 2021 roku „Wall Street Journal” donosił, że nakłady na AI w branży handlu detalicznego przekroczą te dokonywane na ten cel w bankowości. Serwis internetowy Pinterest wspomaga sprzedawców, którzy oferują swoje produkty na tej stronie. „Wszystko, co tylko przyjdzie nam do głowy, a jest w jakiś sposób związane z handlem detalicznym, jest dzisiaj napędzane przez AI”, powiedział w wywiadzie dla „Wall Street Journal” Jeremy King, wiceprezes Pinterest ds. programistycznych. King był wcześniej wiceprezesem i dyrektorem technicznym Walmartu, a obecnie zasiada w radzie dyrektorów firmy Wayfair, sprzedającej meble i artykuły wyposażenia domu w internecie. Ta ostatnia firma właśnie wykorzystuje AI do kojarzenia klientów z produktami, które mogą ich interesować.

Od 2017 roku niemiecki sklep internetowy Otto wykorzystuje technologię AI, stosowaną między innymi w eksperymentach molekularnych w laboratoriach CERN. „Pozwala ona przeanalizować około 3 miliardów historycznych transakcji z uwzględnieniem 200 zmiennych (takich jak wcześniejsze zakupy, wyszukiwania na stronie Otto, informacje o pogodzie) w celu przewidywania, co kupią klienci, tydzień przed złożeniem przez nich zamówienia” – pisano w „The Economist”.

Home Depot, tradycyjna sieć stacjonarnych sklepów, wykorzystuje uczenie maszynowe do uzupełniania zapasów. Eksperci prognozują, że globalne nakłady na AI w handlu detalicznym w 2025 roku przekroczą 200 miliardów dolarów, co stanowi istotny wzrost w porównaniu z 85 miliardami dolarów w 2021 roku. „Tak naprawdę nie da się już normalnie funkcjonować bez dużych inwestycji w uczenie maszynowe” – powiedziała w rozmowie z „Wall Street Journal” Fiona Tan, dyrektor ds. technologii do obsługi klientów i dostaw w Wayfair.

Wyzwania demograficzne to kolejny bodziec dla sztucznej inteligencji, by postarała się jeszcze bardziej. „Liczba Chińczyków w wieku produkcyjnym maleje, więc fabryki w coraz większym stopniu korzystają z maszyn”, donosił w 2021 roku „South China Morning Post”. W chińskim mieście Foshan działają zakłady produkcyjne firmy Midea, produkującej urządzeń AGD, w których na próżno szukać choć jednego pracownika. „Ludzie zostali całkowicie wyeliminowani z obsługi tej linii montażowej i zastąpieni robotami oraz kompetentnymi inżynierami i technikami, którzy zdalnie nadzorują pracę maszyn”. Kiedy maszyny nauczą się podejmować decyzje, które dzisiaj podejmowane są przez ostatnich pracujących ludzi w fabrykach, znikną również te miejsca pracy. Do niepożądanego naginania zasad prowadzić może również efektywna konkurencja. „Mechanizmy ustalania cen w coraz większym stopniu opierają się na algorytmach, a to oznacza, że zmieni się również charakter zmów cenowych”, piszą Ariel Ezrachi i Maurice Stucke na łamach „University of Illinois Law Review”. „Odchodzimy od świata, w którym dyrektorzy firm w zadymionym hotelowym lobby uzgadniają korzystny dla nich poziom cen, do świata, w którym algorytmy wyceny nieustannie monitorują rynek i na bieżąco dostosowują się do zmian wprowadzanych przez inne algorytmy oraz do danych rynkowych”. Albo wyzbędziemy się skrupułów, albo będziemy musieli stawić czoła przykrym konsekwencjom.

Twórcy algorytmów też nie śpią dziś spokojnie. Czy AI jest naszym przyjacielem, czy wrogiem? Czy zdolne samodzielnie się uczyć algorytmy będą zastępować ludzi w kolejnych zawodach i funkcjach (na przykład programistów) i czy odbieranie nam miejsc pracy będzie następować szybciej, niż będą powstawać nowe w branżach przyszłości? Erik Brynjolfsson i Andrew McAfee piszą w swojej książce Drugi wiek maszyny, że rynek pracy nie zniknie. Ich zdaniem dzięki oszałamiającemu postępowi technologicznemu będą powstawać miejsca pracy i zajęcia, jakich dzisiaj nie potrafimy sobie nawet wyobrazić. Kto mógł przewidzieć elektronikę, przetwarzanie danych czy telekomunikację wtedy, gdy zaczynały zanikać miejsca pracy w rolnictwie i produkcji?

To znakomite pytanie, tylko że zastąpienie potencjału umysłowego człowieka to coś trochę innego niż zastąpienie siły ludzkich mięśni. Dobre miejsca pracy, które u schyłku produkcji zaczęły powstawać w sektorze usług, wymagały właśnie potencjału umysłowego. Wszyscy chcieli zaliczać się do kategorii „pracowników umysłowych”. Dzisiaj jednak straciliśmy monopol na wiedzę. Sztuczna inteligencja potrafi wykonać interesującą nas pracę lepiej i szybciej niż człowiek i jego mózg. Owszem, będzie praca dla ludzi, tylko kto będzie tę pracę chciał?

Artykuł pochodzi z książki Megazagrożenia. 10 trendów niebezpiecznych dla naszej przyszłości, wydanej przez Poltext.

W 2006 roku widziałem kosmicznie wysokie ceny nieruchomości, niebezpieczne poziomy zadłużenia hipotecznego oraz boom w budownictwie. Nowe domy niemalże błagały, by ktoś je kupił. Ostrzegałem, że ta bezprecedensowa bańka wkrótce pęknie, stając się zaczątkiem globalnej recesji i kryzysu finansowego. Mówiłem o tym publicznie, czym nie przysparzałem sobie przyjaciół. Moi krytycy próbowali ze mnie szydzić, nadając mi przydomek „Doktor Zagłada”. Bagatelizowali moje wezwania i apele o ostrożność. Gdy wydarzenia potoczyły się zgodnie z moimi przewidywaniami i rozpoczął się globalny kryzys finansowy, ceny nieruchomości w Stanach Zjednoczonych (i w innych krajach, w których nadmuchano podobne bańki) spadły, co miało ogólnoświatowe konsekwencje dla instytucji finansowych i gospodarek.


Najpopularniejsze tematy