Firma International Logistics Operator R&J chce usprawnić obsługę detalistów i w tym celu planuje rozwinąć sieć lokalnych magazynów oraz flotę samochodów dostawczych. Aby sfinansować nowe inwestycje, sięga po kapitał z giełdy i przy okazji boleśnie zderza się z nowym dla niej obszarem, jakim jest zarządzanie różnorodnością.
Skąd ta marsowa mina? – prezes R&J, Roman Jaworski, oderwał wzrok od monitora i spojrzał na wchodzącego bez pukania Oliwiera Juskowiaka, doradcę z Biura Inwestycji Kapitałowych „Capital”. Jaworski wybrał tę firmę po gruntownej analizie rekomendowanej listy autoryzowanych doradców Giełdy Papierów Wartościowych i nie żałował wyboru. Współpraca z Juskowiakiem układała się znakomicie. Znał specyfikę biznesu logistycznego i rynek, doskonale rozumiał pomysł na dywersyfikację przychodów R&J, był rzutki, rzetelny, terminowy. Potrafił też zręcznie kierować przygotowaniami do giełdowego debiutu, zapanować nad toną dokumentów, jakie trzeba było zgodnie z przepisami w tym celu przygotować. W miarę szybko dostrzegał słabe punkty oferty, które mogłyby osłabić zainteresowanie potencjalnych inwestorów.
– Nie, dlaczego? – Juskowiak ściągnął brwi, jakby się nad czymś zastanawiał.
– Przecież widzę.
– Mały drobiazg, który szybko załatwimy. Mam taką nadzieję.
– Czyli? – Jaworski na tyle poznał Olego, jak się do niego wszyscy zwracali, że nie zbagatelizował tej uwagi.
– Rozmawiałem ze znajomym z funduszu private equity, który wstępnie jest zainteresowany 7‑procentowym pakietem naszych akcji. Ma jedno małe „ale”. Uważa, że za mało mówimy o kwestiach różnorodności. Oczywiście wie, że giełda wymaga relatywnie niewiele. Chodzi jej tylko o reprezentację kobiet w organach nadzorczych i równe wynagrodzenia na tych samych lub podobnych stanowiskach, nad czym przecież teraz pracujemy, ale według niego to za mało.