Produkował napędy elektryczne do samochodów 80 lat przed Elonem Muskiem, a jego fabryka konkurowała z takimi gigantami jak Siemens czy AEG. Słynął z niebywałej umiejętności radzenia sobie w kryzysowych sytuacjach oraz zdolności zjednywania sobie pracowników.
Zaledwie kilka dni po odzyskaniu niepodległości przez Polskę Kazimierz Szpotański otworzył warsztat, z którego wcielał w życie wizję o elektryfikacji kraju. Wiedział, że po trudach wojny nie będzie nas stać na zakup drogich urządzeń od producentów z bogatszych państw. Postanowił więc zbudować własną fabrykę, dając początek polskiemu przemysłowi elektrotechnicznemu. Zaczynał skromnie od zatrudnienia dwóch osób, systematycznie zwiększając liczebność zespołu (do ponad 1500 osób w 1939 roku!). Produkcję zorganizował zgodnie z zasadami systemu IEEN – jakości, ekonomii, estetyki i nowoczesności. Atutem jego firmy był zgrany, samodzielny i przedsiębiorczy zespół. Trzeba przyznać, że Fabryka Aparatów Elektrycznych K. Szpotański przyciągała najlepszych z najlepszych. Wszystko za sprawą nietuzinkowych metod zarządzania założyciela oraz jego szerokiej wiedzy wzbudzającej podziw wśród adeptów inżynierii. W tej firmie zawsze znalazło się miejsce dla osób kreatywnych, zdolnych, żądnych sukcesów, a nawet nieco krnąbrnych, odważnie prezentujących odmienne zdanie.
Szpotański stawiał w pracy na niemal koleżeńskie relacje. Nie bez powodu pracownicy nazywali go „Starym” lub bardziej pieszczotliwie „Naszym Starym”. Miał z nimi dobry kontakt, inwestował w ich rozwój, wysyłał na targi i wystawy odbywające się w Polsce i na świecie. Dobre pomysły pracowników nie tylko doceniał, lecz także wcielał w życie, rozszerzając portfolio produktów. Konsekwentnie tworzył przyjazną atmosferę, otwartą kulturę organizacyjną i budował swoją markę przywódczą.
Gdy interes rozkwitał, a Szpotańskiemu udało się pozyskać fundusze na kolejne inwestycje, pod koniec lat dwudziestych nadszedł światowy kryzys gospodarczy. Jak poradzić sobie z krachem, który doprowadza fabryki wokół do upadku, zmusza do cięć i rewizji planów? Ta sytuacja w połączeniu z gwałtownym spadkiem zużycia energii nie wróżyła dobrze firmie Szpotańskiego. Mimo to postanowił walczyć o uratowanie swojej „wielkiej rodziny fabrycznej”.
Po pierwsze, wykorzystał kapitał zaufania wśród ludzi i przekonał ich do przejściowych wyrzeczeń finansowych w zamian za brak zwolnień. Po drugie – w myśl zasady, że nawet w trudnych czasach ktoś wygrywa – namówił pracowników do urzeczywistnienia nowej wizji przyszłości. Postanowił produkować liczniki elektryczne, przewidując rozwój sektora energetycznego i konieczność rozliczeń między odbiorcami a producentami prądu. Choć pomysł był ryzykowny, okazał się strzałem w dziesiątkę. FAE rozkwitła podczas kryzysu gospodarczego, zwiększyła produkcję, a jej rozrastająca się załoga stale opracowywała nowe prototypy, w tym aparatów rentgenowskich.
Dynamiczny rozwój przerwała II wojna światowa. Mimo przeciwności Szpotański się nie poddawał. Jego oczkiem w głowie był projekt nowej aparatury, z którą po wojnie chciał podbijać europejskie rynki. Niestety, w 1945 roku FAE upaństwowiono, a dokumentację tajemniczego projektu spalono. W realiach gospodarki planowej Szpotański – nazywany polskim Siemensem – musiał się pogodzić w utratą wpływu na rozwój rodzimej elektroenergetyki.
<a href=>W naszym cyklu prezentujemy sylwetki polskich przedsiębiorców, którzy wyprzedzali swoją epokę, dostrzegali szanse tam, gdzie nie widzieli ich inni, oraz stosowali nowatorskie metody zarządzania, nim zostały spisane w podręcznikach.