Najpopularniejsze tematy:

Premium

Materiał dostępny tylko dla Subskrybentów

Nie masz subskrypcji? Dołącz do grona Subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Jesteś Subskrybentem? Zaloguj się

Premium

Subskrybenci wiedzą więcej!

Nie masz subskrypcji? Dołącz do grona Subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Wybierz wariant dopasowany do siebie!

Jesteś Subskrybentem? Zaloguj się

X
Następny artykuł dla ciebie
Wyświetl >>

O każdym przedmiocie opowiada z wielką pasją. Wskazuje trudno zauważalne szczegóły, w kilka minut ocenia jego wartość. Twierdzi, że ma dwa serca: jedno należy do biznesmena, drugie do archeologa. Pierwsze sprawiło, że otworzył galerię. Drugie bije mocniej, kiedy odnajduje długo poszukiwany przedmiot do swojej kolekcji.

Z dr. Matthiasem Renzem – kolekcjonerem sztuki starożytnej i właścicielem galerii Prima Porta Antiquities – rozmawia Ewa Winkler.

Od dawna zajmuje się pan kolekcjonowaniem?

Od 20 lat. W Niemczech ukończyłem archeologię i ekonomię. Mimo zainteresowań sztuką starożytną nie od razu poszedłem tą drogą. Pasja okazała się jednak silniejsza. Zrobiłem doktorat i po namowach znajomych otworzyłem galerię. To było 12 lat temu – wtedy w Polsce sztuka starożytna nie cieszyła się tak dużym jak teraz zainteresowaniem. W przeciwieństwie do Niemiec czy Stanów Zjednoczonych, gdzie nie brakowało tego typu galerii. Postanowiłem zmierzyć się z tym wyzwaniem i połączyć dwie dziedziny – zamiłowanie do sztuki z jej sprzedażą.

W sytuacji, gdy rynki finansowe są nietrwałe, poszukuje się innych sposobów lokowania zgromadzonego kapitału. Inwestycje alternatywne to jednak nie tylko sztuka, również drogie alkohole, stare samochody, drogocenne kruszce i kamienie… Pan twierdzi, że na kolekcjonowaniu sztuki starożytnej trudno jest stracić.

Nie widziałem żadnych przedmiotów, które straciły na wartości. W skali roku ich wartość rośnie od około 8 do 10%. W przypadku sztuki greckiej, egipskiej, rzymskiej oraz chińskiej w ostatnich latach było to nawet 20%. W pierwszej połowie tego roku wartość tych obiektów wzrosła o około 12%. To najzupełniej normalne, gdyż ich liczba, jak i dostęp do nich są ograniczone. Przedmioty te powstały 2 tys. lat temu – nie zachowało się ich wiele, a chętnych do wejścia w posiadanie tych dzieł nie brakuje. 12 lat temu w Polsce nie istniały żadne kolekcje, dzisiaj są ich setki. To dzięki kupującym, pasjonatom sztuki starożytnej, otworzył się rynek.

W którym kraju jest największe zainteresowanie sztuką starożytną?

Zainteresowanie artefaktami widoczne jest wśród kolekcjonerów na całym świecie. Przedmioty te mają stałą, określoną wartość – taką samą dla kolekcjonera z Polski, Stanów Zjednoczonych czy Chin. Globalny rynek starożytnych dzieł sztuki nie pozostawia miejsca na spekulacje. To rynek międzynarodowy, nie lokalny. Starożytne artefakty z łatwością można sprzedać w innym miejscu na świecie. Ich ceny – wielokrotnie publikowane w ciągu roku przez największe domy aukcyjne i galerie na całym świecie – opierają się na prawdziwych szacunkach wartości obiektów i rzeczywiście płaconych za nie sumach. Na całym świecie <a href=>porównywalne przedmioty kosztują tyle samo, ewentualne różnice są nieznaczne.

Najwięcej kolekcjonerów sztuki starożytnej jest w Stanach Zjednoczonych, Chinach, Wielkiej Brytanii i Niemczech. Chińczycy kupują przede wszystkim swoją kulturę, chcąc tym sposobem ją odzyskać. Cenią sobie bardzo nasz gust, europejski punkt widzenia na ich sztukę. Uważają bowiem, że Europejczycy nie patrzą na chińskie przedmioty przez pryzmat religijny. Zwracają uwagę jedynie na piękno. I na tej uniwersalności tak bardzo im zależy.

A jak Polacy patrzą na przedmioty liczące tysiące lat?

Dużą wagę przywiązują do estetyki – to oczywiście najlepszy sposób kupowania. Należy nabywać to, co rzeczywiście się nam podoba. Tym bardziej jeśli tymi przedmiotami dekoruje się własny dom, apartament, biuro – a tak właśnie jest w większości przypadków. Poza przyjemnością chodzi też o inwestycję. Tym bardziej jeśli gwarantuje ona zysk taki, jak pokazują ostatnie dziesiątki lat. Patrzenie każdego dnia na jakiś przedmiot i myślenie np. o 15‑procentowej stopie zwrotu w skali roku jest dużo atrakcyjniejsze niż inwestowanie w akcje.

Kim są pana klienci? Czy są to osoby obeznane ze sztuką starożytną czy raczej początkujący?

Zwykle początkujący, choć klienci, którzy są z nami od 12 lat, mają już dużą wiedzę. Początkujący dopiero od niedawna mają dostęp do tego rodzaju sztuki. Większość z nich, dokonawszy raz zakupu, wraca do nas. Zaczynają od czegoś małego, potem dokupują kolejne przedmioty, coraz większe, coraz śmielej też podejmują decyzje. Po jakimś czasie są posiadaczami kolekcji, które robią wrażenie. Część z kupujących samodzielnie podejmuje decyzje, część sugeruje się naszymi opiniami, gdyż uwzględniamy globalny kontekst i dążymy do tego, by jak najlepiej doradzić klientowi.

Mają jakieś cechy wspólne?

Wśród naszych klientów są dyrektorzy największych przedsiębiorstw, właściciele funduszy inwestycyjnych, politycy, prawnicy, lekarze, ostatnio również ludzie filmu. Z reguły są to mężczyźni. Kupują z pasji kolekcjonowania. Cenią to, co ekskluzywne, ale jest coś jeszcze. Potrafią zobaczyć i docenić piękno tych przedmiotów. Autentycznie się nimi zachwycać. Osoby na wysokich stanowiskach często kupują obiekty sztuki starożytnej, by stanowiły dekorację ich biur. To podnosi ich prestiż.

Kolekcjonowanie wciąga?

Tak, jak najbardziej. Plusem naszej galerii jest to, że klient zawsze może oddać zakupiony u nas obiekt do dalszej sprzedaży. Galeria wystawia go po aktualnej cenie rynkowej, gwarantując tym samym minimum zapłaconej kwoty. To powoduje, że inwestycja w obiekty jest atrakcyjna. Wychodzimy z założenia, że albo coś ma wartość, albo jej nie ma. To uczciwe podejście. W tym przypadku nie ma kosztów amortyzacji. Tych przedmiotów nie użytkuje się jak komputera. Z reguły jednak uzyskiwana cena jest wyższa – na całym świecie dochody ze sztuki rosną. Dysponując limitowanym produktem, z dużym prawdopodobieństwem można ocenić, że jego wartość będzie rosnąć.

Ponosi pan jednak ryzyko?

To nie jest żadne ryzyko, bo obiekty te mają realną wartość. Oczywiście biorę na siebie pewną odpowiedzialność. Wiem, że je sprzedam. Chętnych nie brakuje. Jeden z naszych klientów przed laty kupił za 18 tys. egipską figurkę. Po 6 latach wrócił z nią do nas. Wyceniona została na 65 tys. zł.

Jakiego typu obiekty cieszą się największym zainteresowaniem?

Największy popyt jest na sztukę egipską i grecką. Obiekty z Chin również cieszą się dużą popularnością, przede wszystkim dlatego, że mają potencjał finansowy. Grecka figurka terakotowa 30 × 30 cm kosztuje ok. 50–70 tys. euro, chińska natomiast 50–70 tys. zł. Nie trudno zauważyć różnicę i przestrzeń do wzrostu. Generalnie najdroższe są obiekty egipskie, są dużo mniej dostępne niż inne, wykonane z materiałów już nieosiągalnych. Bardzo dużym zainteresowaniem cieszą się też chińskie konie z terakoty. Pochodzą najczęściej z VIII w. n.e., mają ok. 30–40 cm wysokości, są malowane i bardzo dekoracyjne. Ich wartość to 7,5–12 tys. euro.

Patrzenie na atrakcyjny przedmiot i myślenie o 15‑procentowej stopie zwrotu jest przyjemniejsze niż inwestowanie w akcje.

Jak pan znajduje te eksponaty? Jest ich przecież ograniczona liczba. Poza tym wprowadzone w latach 50. ustawodawstwo nadal obowiązuje. Z Egiptu nic przecież nie można wywozić.

Oczywiście z Egiptu, podobnie jak z Grecji czy Włoch, nic nowego nie trafi na rynek. Wyjątek stanowią Chiny, które jeszcze pozwalają na eksport swoich dóbr kulturowych. Ja kupuję ze sprawdzonych źródeł, jak prywatni kolekcjonerzy, muzea itd. Zdarza się, że międzynarodowe placówki dysponują kilkoma podobnymi antykami. Część sprzedają, żeby za zarobione pieniądze kupić jakiś nowy element do kolekcji.

Każda rzecz powinna więc mieć udokumentowane pochodzenie.

Oczywiście. Bez tego nie można sprzedać niczego. Większość obiektów jest na rynku od ponad 100 lat, przechodzą one z ręki do ręki. Dysponujemy obiektami, których dokumenty datowane są na 1912 rok, pochodzą one od pierwszych właścicieli. Moja praca polega na tym, by zdobywać informacje, kto i co chce sprzedać. Na aukcjach ceny są bardzo wysokie.

W jaki sposób sprawdzić autentyczność przedmiotu?

Dla specjalisty ocena autentyczności nie sprawia trudności. Określenie pochodzenia, zdobycie informacji, kto był właścicielem, ocena stanu i wagi to kwestia wiedzy i doświadczenia. Poza tym możliwe jest też wykonanie badań przez wyspecjalizowane instytucje, np. uniwersytety w Wiedniu i w Berlinie czy Oxford Authenication stale współpracujące z muzeami – Luwrem, British Museum – czy domami aukcyjnymi – Sotheby’s bądź Christie’s. Naukowiec może pobrać próbki materiału losowo z różnych miejsc przedmiotu i w badaniach fizyko‑chemicznych określić wiek materiału. Każdemu kupującemu gwarantujemy także, że do żadnego z antyków nikt nie wysuwa roszczeń.

Jakie są ceny obiektów w pańskiej galerii?

W naszej galerii ceny wahają się od 500 zł – za to można kupić np. amulet – do sześciocyfrowych kwot. Najdroższe są tancerki z okresu chińskiej dynastii Han. W ofercie zawsze mamy ok. 400 obiektów. Ich cena zależy od kultury i wieku pochodzenia, stanu zachowania, wielkości, materiału oraz liczby tego typu przedmiotów na rynku. Niezależnie jednak od tego każdy z nich jest unikalny. To przeciwwaga dla dzisiejszej kultury masowej.

Rzeczywiście nietuzinkowa to pasja.

Trzymanie w ręku miecza, którym walczono pod Troją, czy obcowanie z egipską figurką Ozyrysa robi wrażenie. To niezwykłe doznanie. Świadomość, że coś uchowało się przez tyle czasu, budzi zachwyt, a jednocześnie pewien rodzaj lęku. Kolekcjonowanie sztuki starożytnej to nie nagłe inwestycje, to raczej fascynacja pięknem i odwiecznością. My na tym świecie jesteśmy na chwilę, te przedmioty, przechodząc z rąk do rąk kolejnych pokoleń, żyć będą przez następne wieki. Jesteśmy częścią tego łańcucha. W ten sposób odnaleźć możemy korzenie i zapewnić ciągłość kulturze.

Marta Lenkiewicz

Redaktorka ICAN Institute.


Najpopularniejsze tematy