Najpopularniejsze tematy:

Premium

Materiał dostępny tylko dla Subskrybentów

Nie masz subskrypcji? Dołącz do grona Subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Jesteś Subskrybentem? Zaloguj się

Premium

Subskrybenci wiedzą więcej!

Nie masz subskrypcji? Dołącz do grona Subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Wybierz wariant dopasowany do siebie!

Jesteś Subskrybentem? Zaloguj się

X
Następny artykuł dla ciebie
Wyświetl >>
Jestem tym, kim jestem, dzięki innym

W poprzednim tekście pisałem o przywództwie. Chciałbym teraz cofnąć się o krok i skupić na samych relacjach zawodowych. To one moim zdaniem decydują o tym, w którym miejscu swojej kariery się obecnie znajdujesz.

Od razu wyjaśnię, że słowo „przywódca” odnoszę do osoby, która w swoim fachu ma przywilej kontaktu z innymi ludźmi i zarządzania nimi. Może to być właściciel firmy, może to być również menedżer, który działa na froncie i ma kontakt z klientami. Taki lider często narzucony jest odgórnie, jednak o jego przydatności nie świadczy to, jaką pełni funkcję, ale – czy spełnia oczekiwania innych.

Jednym z głównych takich oczekiwań jest wiarygodność. W tym pojęciu kryje się wiele znaczeń. Wiarygodność budujemy przez lata, można wręcz powiedzieć, że jest to nasze dziedzictwo. Ilekroć nie dotrzymasz słowa albo wprowadzisz kogoś w błąd – Twoja wiarygodność na tym cierpi, a wraz z nią słabnie Twoja pozycja w przedsiębiorstwie. Jednak nie tylko o naszą solidność i uczciwość tutaj chodzi. Ważne, a może najważniejsze dla naszego rozwoju jest to, jak traktujemy innych i jak z nimi współpracujemy.

Docenić innego

W mojej karierze miałem okazję przejść drogę od pracownika do współwłaściciela firmy. Praca „dla kogoś” zawsze mnie uwierała. Była to po prostu praca na czyjś rachunek. Jeszcze wtedy nie rozumiałem, że można pracować dla kogoś, ale mieć poczucie pracy z kimś – ramię w ramię. Dopiero pracując dla siebie, nauczyłem się pracować z innymi.

Teraz piszę z perspektywy właściciela, jednak mam nadzieję, że moje refleksje zyskają bardziej uniwersalny charakter i odniosą się także do menedżerów lub po prostu tych, którzy mają przyjemność współpracy z innymi ludźmi.

W swojej działalności jestem w dość specyficznym położeniu, ponieważ z jednej strony mam klientów jak każdy, jednak często po drodze współpracuję również z agencją, która pośredniczy w obsłudze klientów. Wreszcie, oprócz tego, mam swoje poletko, gdzie jest wspólnik oraz współpracownicy – podwykonawcy. Można pokusić się o stwierdzenie, że wygląda to na dość schizofreniczną sytuację, jednak w praktyce wcale tak nie jest. Kwestia podejścia.

Kim jesteś dla innych?

Mówi się: klient nasz pan. Wydaje mi się jednak, że często jest to opacznie rozumiane. W moim przekonaniu nie chodzi o to, aby wykonywać wszystko 1:1, tak jak sobie nasz klient życzy – szczególnie wtedy, gdy jego myślenie jest błędne, czyli np. działa on na swoją niekorzyść. Uważam, że bardziej wartościowa postawa to bycie dla klienta wsparciem i doradcą na każdym etapie współpracy, tak by nigdy nie poczuł się opuszczony i zdany wyłącznie na siebie. Osobiście widzę swoją rolę w kontakcie z klientem nie jako jego podwykonawca, tylko jako jego doradca, partner we wspólnym interesie. Staram się doprowadzić do sytuacji w relacji z moim zleceniodawcą, w której ten będzie miał naturalną potrzebę zwracania się do mnie o poradę w kluczowych momentach, a nie będzie traktował mnie jak chałturnika. Zresztą pracując w usługach i stawiając się w pozycji wyrobnika, człowiek z góry skazywałby się na porażkę, ponieważ tak naprawdę to, co on robi, mógłby wykonywać ktokolwiek.

Agencja to z kolei dla mnie wspólnik. Gramy do jednej bramki i wszystkim nam zależy, by docelowy klient był w pełni usatysfakcjonowany, i by efekt końcowy był w pełni zadowalający, tak by można było się tym dalej pochwalić i dzięki temu – znaleźć kolejne zlecenia.

Jak to się ma w takim razie do faktycznego wspólnika we własnej firmie? Otóż nie wyobrażam sobie tak blisko pracować z kimś, kto nie jest również dla mnie ważny osobiście. Innymi słowy – wspólnik to dla mnie przyjaciel, co powoduje, że zawsze priorytetem jest nasz wzajemny szacunek. Ważne jednak, by w tej relacji nie mylić zażyłości z pobłażaniem sobie nawzajem. Nie tędy droga. Wręcz przeciwnie, jako że się przyjaźnimy, możemy powiedzieć sobie więcej niż komuś obcemu i tym samym rozwijać się i wzbogacać o nowe doświadczenia.

Do pełni funkcjonowania w moim fachu zostają jeszcze wspomniani współpracownicy – podwykonawcy (bardzo nie lubię tego ostatniego słowa). To operatorzy, reżyserzy, animatorzy, dźwiękowcy, aktorzy, lektorzy itd. To oni są tak naprawdę moimi klientami. To dzięki ich zaangażowaniu dzieją się rzeczy magiczne i to oni znają się najlepiej na robocie i wiedzą, co zrobić, aby było jak najlepiej (ja mogę tylko sugerować). Jako że zależy mi, by mieli świadomość swojej ważności w tej układance, dlatego często, mówiąc kolokwialnie, „dopieszczam” ich bardziej niż faktycznego klienta.

Inny znaczy wartościowy

Można z tym polemizować, ale moim zdaniem ludzie są najważniejszą częścią jakiegokolwiek biznesu. Jednym z najbardziej wartościowych kryteriów oceny Ciebie jako lidera jest reputacja, czyli przekonanie innych na Twój temat. Wierzę, że inwestując w szczere relacje, doceniając pracę innych i ich zaangażowanie, zyskujemy najwięcej, ponieważ obie strony wygrywają. Dzięki innym ludziom, dzięki ich uwagom, dzięki wspólnej z nimi pracy możemy się prawdziwie rozwijać. Oczywiście można się również na ludziach zawieść i to znowu nie tak rzadko, jednak – jak to ktoś kiedyś ładnie określił – zaufanie podlega recyklingowi.

Nie zrozumcie mnie źle, też nie chodzi o to, by być ślepym na wyrządzane nam krzywdy. Jest bowiem w naszym życiu coś, co takiemu odnowieniu nie podlega – to nasz czas. Dlatego uważam, że jeśli z kimś nam nie po drodze – tym bardziej w biznesie, nawet jeśli miałby to być bardzo obiecujący klient, to nie ma sensu w to brnąć. Wiem, że brzmi to bardzo mocno, ale najprawdopodobniej po prostu oboje na tym stracicie. Szkoda Waszej energii i, co najważniejsze, czasu. Wtedy warto podać sobie dłoń na pożegnanie. Z kolei z tymi, na których nam najbardziej zależy, warto postępować tak, jak sami chcielibyśmy być traktowani. Albo po prostu, jak to zasugerował Mark Twain: „żyjmy tak, aby po naszej śmierci nawet grabarz płakał”.


Najpopularniejsze tematy