Czy pamiętają Państwo wizerunek polskiego hydraulika, którym w 2005 roku straszono Francuzów? Dziesięć lat wcześniej zaś Szwecja dołączyła do grona państw Unii Europejskiej. Co ma jedno z drugim wspólnego? Wbrew pozorom… sporo.
Jedna z radykalnych partii znad Sekwany spopularyzowała wizerunek polskiego robotnika, który po przyjęciu naszego państwa do UE, zabierze pracę miejscowym. Dziś możemy się z tego śmiać, pamiętamy bowiem efekty całego zamieszania (i znakomitą skądinąd kampanię Polskiej Organizacji Turystycznej). Wówczas jednak dyskusja toczyła się w gorącej atmosferze narodowych referendów i pytania, jak dalece Unia ma rozszerzać (i otwierać) swoje granice.
Hasło o polskim hydrauliku podjął dziennikarz od lat mieszkający w Szwecji, Maciej Zaremba. Jego reportaż na łamach największego szwedzkiego dziennika Dagens Nyheter nie tylko ośmieszył tezę francuskich radykałów, ale pokazał na żywych przykładach przepływ siły roboczej w obrębie Europy jako coś w rodzaju naczyń połączonych, działających niezależnie od naszej woli czy regulacji prawnych. Reportaż Zaremby możemy znaleźć w równie głośnym zbiorze jego tekstów, który kilkakrotnie wydano już w Polsce (Den polske rörmokaren och andra berättelser från Sverige, 2006; Polski hydraulik i inne opowieści ze Szwecji, 2008). W tym samym tomie nie brakuje opisu stanu służby zdrowia w Szwecji. Kolejki w Sztokholmie są normą, a lekarzy z zagranicy przyjmuje się tam z otwartymi rękoma.
Opieka zdrowotna
Sam parę lat temu miałem sposobność przyjrzeć się działaniu opieki doraźnej i szpitalnej w małym szwedzkim Ystad (tak, to to samo miejsce, w którym rozgrywa się akcja kryminałów Mankella). Uderzające były dwa fakty. Po pierwsze, konieczność wielogodzinnego czekania i potwierdzania ubezpieczenia. Po drugie – fachowa, kompleksowa obsługa i wyśrubowane standardy tam panujące (od czystości na korytarzu po przyjazną atmosferę i uprzejmość personelu).
Czy kolejki oznaczają, że w Skandynawii brakuje specjalistów? Nie. Jest ich – statystycznie rzecz ujmując – w Szwecji najwięcej spośród wszystkich państw Unii. Problem jednak w administracji i biurokratycznych procedurach, które – jak udowadnia Zaremba – skutecznie utrudniają dostęp do lekarzy specjalistów. Niemniej, Szwedzi mogą liczyć na obsługę na najwyższym poziomie, bezpłatnie i w granicach całej UE.
Bez problemu mieszkaniec Sztokholmu albo Malmo może wsiąść na prom i przypłynąć do Gdańska, Kilonii, Hamburga czy Kopenhagi. Udać się tam, gdzie nie ma kolejek. Doskonale obrazuje to ogólną, panującą dziś na świecie sytuację z dostępem do służby zdrowia. Problem nie leży w środkach, jakie są na zdrowie przeznaczane, lecz w procedurach. Kto jak kto, ale Szwedzi na służbę zdrowia nie szczędzą.
W ogłoszonym właśnie przez firmę doradczą Deloitte raporcie Global health care outlook: Shared challenges, shared opportunities, szacuje się, że w ciągu najbliższych czterech lat globalne wydatki na służbę zdrowia będą rosnąć o 5,3% rocznie. Jednocześnie jednak branża ta wciąż boryka się z problemem zwiększających się kosztów, a także z coraz trudniejszym dostępem do usług medycznych. Stanu rzeczy nie poprawia przewidywana perspektywa starzejącego się społeczeństwa (w 2050 roku na świecie będą 2 mld osób powyżej 60. roku życia).
Potrzebne jest znalezienie rozwiązań legislacyjnych bądź technologicznych, co potwierdza ekspert Deloitte, Krzysztof Jakubowski: Systemy informacyjne, wspierające podmioty i instytucje jak i poszczególnych lekarzy i ich pacjentów stają przed trudnymi wyzwaniami w zakresie restrukturyzacji modeli ochrony zdrowia i promowania bardziej efektywnego wykorzystania zasobów. Oczekiwaniem jest skuteczne i bezpieczne funkcjonowanie IT przy jednoczesnym wprowadzaniu nowych zastosowań, np. telemedycyny i integracji wielu innowacyjnych rozwiązań wyłaniających się dopiero standardów.
W tym roku wydatki na służbę zdrowia na świecie będą stanowić 10,5% globalnego PKB. W Ameryce Północnej w tym roku na służbę zdrowia zostanie przeznaczone aż 17,4% PKB, w Europie Zachodniej średnia ta wyniesie nieco ponad 10% (10,7% wg danych Deloitte), ale już w Azji i Australii jedynie 6,6%. W Polsce będzie to 7,6%.
Amerykanie wydają na zdrowie znacznie więcej niż mieszkańcy któregokolwiek innego regionu świata. Praktyka jednak wskazuje, że wielkość środków nie przekłada się na efektywność. Podobnie jak na przykładzie Szwecji można podsumować: rzecz leży w szczelności systemu i administracji (redystrybucji środków, systemu wyceny procedur, wyboru terapii, leków, etc.).
Social Security
Dwa wielkie projekty Social Security, które przeforsowali Demokraci i administracja Baracka Obamy, stanowiły znaczący przełom, jeśli chodzi o zakres opieki państwa. Programy Medicare (opieka zdrowotna dla emerytów i rencistów) i Medicaid (dla najuboższych) kosztują budżet federalny 60% PKB. To obrazuje skalę problemu. Jak pisze Andrzej Lubowski w znakomitej książce Świat 2040. Czy Zachód musi przegrać?, świata nie niepokoją rozmiary amerykańskiego długu (wiarygodność obligacji emitowanych przez USA jest wciąż znakomita!). Niepokoi tempo, w jakim dług ten pęcznieje. Olbrzymie wydatki na publiczną ochronę zdrowia oznaczają strukturalny charakter deficytu – jest on traktowany jak coś naturalnego, co przechodzi z roku na rok. Tyle że ciągle rośnie…
Amerykanów – jak dowodzi Andrzej Lubowski – nie zrażają wydatki na zbrojenia (700 miliardów dolarów rocznie, około 4,5% PKB). Przerażają ich coraz większe potrzeby ubezpieczeń zdrowotnych. Zwłaszcza że 49 mln Amerykanów pozbawione jest takiego ubezpieczenia, a tysiące z nich co roku bankrutują z powodu wydatków na leczenie ponoszonych z własnej kieszeni. Gdyby USA wydawały tyle na ubezpieczenie zdrowotne, co kraje o najwyższych standardach służby zdrowia, jak Francja, Holandia, Kanada, budżet federalny oszczędzałby rocznie bilion dolarów! Żeby zrozumieć te paradoksy, które rządzą amerykańskim systemem służby zdrowia, raz jeszcze polecę książkę Lubowskiego (wydaną pod koniec ubiegłego roku).
Tymczasem wróćmy do Europy
Jak pogodzić olbrzymie koszty, które pochłania opieka medyczna z gospodarką, która przeszła potężny kryzys, a z drugiej strony – z powinnością państw (i takich organizacji jak UE) w zakresie opieki społecznej, nakładów na naukę i badania, dostępu do kultury, wreszcie − służby zdrowia? Nowa normalność (por. HBRP nr 113/114), rządząca światem Zachodu po wstrząsie na rynkach finansowych z przełomu 2007 i 2008, oznacza przecież zupełnie inne warunki, w jakich przyszło nam odtąd funkcjonować. Jednakowoż, oznacza rewizję dotychczasowych ocen wiarygodności reguł rządzących wolnym rynkiem. Nawet jeśli wielką przesadą jest na powrót hołubienie keynesizmu w czystej postaci, niewątpliwie wracają dyskusje o opiekuńczej roli państwa i ideach społecznej gospodarki rynkowej. Sięgnijmy tym razem po rozważania prof. Zygmunta Baumana. W fundamentalnej pracy Europa, niedokończona przygoda (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012) pisze Bauman:
Od samego początku nowoczesne państwo musiało wziąć na swe barki niewdzięczne i trudne zadanie zagospodarowania lęku. Musiało utkać od nowa ochronną siatkę, którą zniszczyła nowoczesna rewolucja, a potem łatać ją w miejscach, w których nadwerężała ją lub wystrzępiała propagowana przez owo państwo ciągła modernizacja. Wbrew powszechnemu mniemaniu to raczej o c h r o n a (zbiorowe ubezpieczenie od następstw indywidualnych nieszczęśliwych wypadków), a nie r e d y s t r y b u c j a m a j ą t k u legła u podstaw państwa opiekuńczego, ku któremu prowadził niestrudzenie rozwój państwa nowoczesnego. Ludzie pozbawieni gospodarczego, kulturalnego lub społecznego kapitału (nie posiadający niczego poza zdolnością do pracy), mogą być chronieni zbiorowo albo wcale.
Profesor Bauman sięga przy tym po analizę Roberta Castela, poświęconą współczesnym lękom społecznym i ich źródłom (wynikającym z braku poczucia stabilności, bezpieczeństwa itd.).
Argumenty te przemawiają dość mocno za zupełnie innym w Europie – o ile będziemy trzymać się zasad trwałości europejskich wzorców społecznych i porządku powojennego – kierunkiem działań i poszukiwań niż np. w Stanach Zjednoczonych.
***
Mija właśnie dziesięć lat, odkąd wstąpiliśmy do Unii Europejskiej. To kolejny dobry powód, aby przemyśleć przyszłość naszego kontynentu. Ponieważ zacząłem od Szwecji, skandynawskim akcentem chcę zakończyć. Otóż w ubiegłym roku ambasada Finlandii w Polsce wydała książkę 100 fińskich innowacji społecznych. Warto sięgnąć po tę lekturę, aby utwierdzić się w przekonaniu, że europejskość i bycie Europejczykiem to szereg zobowiązań oraz przywiązanie do dobra wspólnego, solidarności i trwałości więzi społecznych.