Jak wynika z danych opublikowanych przez serwis Vox.com, amerykańskie stany w ostatnich dniach różniły nie tylko preferencje polityczne, ale także... ilość sprzedanego alkoholu. I choć wzrosty odnotowano w całym USA, znacznie więcej trunków podczas nocy wyborczej z 3 na 4 listopada sprzedano w stanach, które głosowały na kandydata Partii Demokratycznej, Joego Bidena.
Niebieskie stany świętują
Znacznie więcej alkoholu sprzedano w „niebieskich” stanach, czyli tych sprzyjających Demokratom – spożycie trunków 3 listopada wzrosło na tych obszarach o 75%. W większości amerykańscy wyborcy kupowali wina (42%) i likiery (41%). Znacznie rzadziej (zaledwie 14% sprzedaży wyrobów alkoholowych) decydowali się na piwo. Jeśli weźmiemy pod uwagę jedynie wina, Amerykanie wybierają głównie te czerwone (46%). Prawie dwa razy mniej chętnie sięgają po wina białe (26%) i musujące (19%). Najmniej popularne są wina różowe, które stanowią zaledwie 5,5% sprzedanych wyrobów alkoholowych wytwarzanych z winogron. W „czerwonych” stanach, w których głosowano na Donalda Trumpa, sprzedaż alkoholi również wzrosła, ale jedynie o 33%. Z kolei w stanach, w których różnica głosów była najmniejsza, sprzedawcy zanotowali wzrost na poziomie 55%.
Największy wzrost sprzedaży alkoholu (aż o 133%) podczas amerykańskiej nocy wyborczej odnotowano w Waszyngtonie oraz w Nowym Jorku, gdzie klienci wydali ponad dwa razy więcej niż zwykle na napoje procentowe.
Drinks and chips
Okazuje się, że alkohol idzie w parze z niezbyt zdrowym jedzeniem. Według danych firmy dostawczej DoorDash, Amerykanie podczas wyborów chętnie zamawiali tłuste i wysokowęglowodanowe dania, takie jak frytki, skrzydełka kurczaka, cheesburgery i pizze (szczególnie te na cienkim cieście). Kulinarne gusta mieszkańców USA zdają się potwierdzać najpopularniejsze wyniki wyszukiwania Google, w których znalazły się zapytania „frytki w pobliżu” i „pobliski sklep z likierem”.
Nie wszędzie dzień wyborów był dniem wolnym od pracy
Amerykanie głosują tradycyjnie w pierwszy wtorek wypadający pomiędzy 2 a 8 listopada (w tym roku był to więc 3 listopada). Większość wyborców w ten dzień normalnie pracuje. Zaledwie w kilku stanach wyborczy wtorek jest dniem wolnym. Z tego powodu w tym roku ponad 70 dużych firm zaangażowało się w organizację wyborów prezydenckich, zachęcając swoich pracowników do liczenia głosów. Przedsiębiorstwa takie jak Salesforce, Microsoft, Levi Strauss, Uber i Blue Apron poszły o krok dalej i osoby, które zgłosiły się do pracy w komisjach wyborczych, otrzymały płatny urlop.
Dzięki temu w komisjach zasiadły osoby młodsze niż dotychczas. „Odmłodzenie” komisji wyborczych było istotne ze względu na trwającą również w Stanach Zjednoczonych pandemię koronawirusa. Ponieważ COVID‑19 jest szczególnie groźny w przypadku osób starszych, z liczenia głosów w tym roku zrezygnowało wiele z nich. Podczas poprzednich wyborów w 2016 roku, aż 60% osób liczących głosy miało powyżej 60 lat. Dlatego w tym roku 90% spośród 650 tysięcy osób rekomendowanych do komisji przez Energy the Poll, miało mniej niż 65 lat. W komisjach pracowało też 31 tysięcy studentów i uczniów szkół średnich.
Amerykańskie firmy chętniej angażują się w życie publiczne
Dotychczas prywatne firmy niechętnie angażowały się w sprawy związane z polityką i wyborami. Tym razem było jednak inaczej. Przedsiębiorcy uznali najwyraźniej, że uczestnicząc w procesach demokratycznych, mogą nie tylko pomóc w udźwignięciu tak dużego przedsięwzięcia jak wybory prezydenckie w czasie pandemii, ale także zyskać w oczach swoich klientów.
Jak wynika z badania przeprowadzonego przez Uniwersytet Harvarda w 2018 roku, aż dwie trzecie konsumentów twierdzi, że firmy powinny angażować się w życie publiczne, a nawet wyrażać własne opinie na tematy społecznie istotne. Jeszcze więcej, bo 81% konsumentów chętnie widziałoby większe zaangażowanie prywatnych firm w akcje wspierające demokratyczne standardy.
O ile wypowiadanie się na tematy, które są elementem debaty publicznej może być ryzykowne, to już akcje mające na celu zwiększenie frekwencji wyborczej czy pomoc w organizacji debat, wystąpień czy wyborów budzą zazwyczaj pozytywne emocje.
Święto demokracji i... biznesu
Poza pomocą w organizacji wyborów, wiele sklepów, firm dostawczych i gastronomicznych organizowało atrakcyjne promocje, z motywem wyborczym w tle. Na rabat mogli liczyć klienci, którzy mieli ze sobą naklejkę z napisem „I voted”, jaką w komisjach wyborczych otrzymuje się po oddaniu głosu. Amerykańska firma Hertz reklamowała swoje usługi, oferując darmowy wynajem samochodu na czas wyborów każdemu, kto 2 albo 3 listopada wynajął auto na co najmniej dwa dni. Z kolei pracownicy komisji wyborczych mogli otrzymać darmowy posiłek w restauracjach, m.in. w nowojorskich sieciach Chopt Creative Salad Co. czy Dos Toros.
Tegoroczne wybory w Stanach Zjednoczonych miały nietypowy charakter, na który wpływ miała pandemia COVID‑19. Jak widać, także w trakcie “święta demokracji” w Stanach Zjednoczonych kapitalizm ma się całkiem nieźle i szybko dostosowuje do nowej sytuacji.