Gdy dzieje się źle, warto twardo stanąć na nogach i przyznać, że ma się problem. Wielopłaszczyznowa diagoza sytuacji jest niezbędna, by podjąć dobre działania naprawcze.
Bardzo często zapominamy, że nasza aktywność zawodowa to po prostu jeden z elementów życia, a nie jego centrum. Dlatego problem Zbigniewa rozpatrywałbym w kategoriach nie tylko biznesowych, ale i życiowych. Trudno realizować pełną sukcesów karierę, gdy przygniatają nas osobiste problemy i nie mamy oparcia w bliskich.
Osobiście wyznaję zasadę kręgów odpowiedzialności, która polega na tym, by najpierw zadbać samemu o siebie, potem o rodzinę czy przyjaciół, a następnie o współpracowników. Chodzi o to, że jeśli nie traktujemy siebie dobrze, nie będziemy w stanie budować satysfakcjonujących relacji w domu. Z kolei bez nich nie zdołamy zadbać o te w pracy. Koło się nie domknie. Człowiek ma jedno serce i jest ono takie samo wszędzie. Jeśli próbujemy to zmienić, w końcu szambo wyleje. Brak świadomości własnej tożsamości uniemożliwia bycie autentycznym i spójnym, razi otoczenie i utrudnia osiągnięcie szczęścia.
Zbigniew przedstawiony w studium przypadku ewidentnie zaniedbał relację z samym sobą. Wierzę, że jego intencje są dobre, z tym że za dużo wziął na swoje barki. Liczba problemów jest obezwładniająca, a ucieczka w alkohol nie wróży dobrze na przyszłość. Podejrzewam, że dyrektor chciał chronić na siłę zespół przed trudną prawdą, nie zdradzając na forum szczegółów opóźnienia rekrutacji. Na dłuższą metę to zła strategia, ponieważ Zbigniew szybko może stracić autorytet i zaufanie, co jeszcze bardziej oddali go od zespołu. Skoro trudności dotyczą wszystkich, wszyscy powinni mieć prawo do informacji. Czas porzucić dyrektywne zarządzanie w imię budowania kultury odpowiedzialności, a nie obowiązkowości zespołu.