Największe święto zakupów za nami. Wysokie ceny produktów spowodowane kosztami energii i galopującą inflacją, zerwane łańcuchy dostaw i zawyżane ceny promocyjnych produktów kładły w tym roku cień na ulubione święto konsumentów. Eksperci są jednak zgodni – „czarny piątek” z nami zostanie, ale w zmienionej formie.
W sieci pojawia się wiele poradników dotyczących tego, jak e‑sprzedawcy powinni przygotować się na zwiększony ruch wynikający z zakupowych świąt zza oceanu, czyli właśnie Black Friday i Cyber Monday, coraz częściej określanych jako Cyberweek. Wszyscy ci, którzy korzystali z promocyjnych zakupów w tym okresie w Polsce, zdają sobie sprawę z faktu, że akurat naszych rodaków megaobniżki cen często nie dotyczą. Dodatkowo należy podkreślić, że w tym roku rabaty będą jeszcze niższe. Wszystko przez galopującą inflację, która napędzana jest przede wszystkim zerwaniem łańcuchów dostaw i kosztami energii. Czy to oznacza, że Cyber Monday i Black Friday odejdą do lamusa, a w przyszłym roku możemy spodziewać się odejścia rodaków od tego „święta”, na rzecz choćby smart shoppingu, czyli inteligentnych zakupów?
Od krachu finansowego po święto zakupów
Black Friday, czyli „czarny piątek”, przypada na pierwszy piątek po Święcie Dziękczynienia w Stanach Zjednoczonych. Jaki jest jednak powód powstania tego „święta” i skąd wzięła się jego nazwa?
Niegdyś przymiotnikiem „czarny” określano dni, podczas których zdarzało się coś złego. Dobrym przykładem takiego użycia jest Black Monday (Czarny Poniedziałek) – dzień, w którym nastąpił krach na giełdzie nowojorskiej. Co ciekawe, sformułowanie „czarny piątek” ma podobną historię. Najwcześniej użyto go w 1869 roku. 24 września miał miejsce krach na amerykańskim rynku złota, do którego doprowadzili dwaj finansiści z Wall Street – Jay Gould i Jim Fisk.
Pierwsze wzmianki o „czarnym piątku” w formie, jaką znamy obecnie, pojawiły się w latach 50. XX w. Policja filadelfijska użyła tego sformułowania do opisania korków ulicznych i tłoku w sklepach. Wiemy to dzięki reklamie, która pojawiła się w 1966 roku w czasopiśmie dla kolekcjonerów znaczków – „The American Philatelist”. Zarchiwizowany jej fragment pojawił się w wątku na The Linguist List – forum internetowym prowadzonym przez Wydział Lingwistyki Uniwersytetu Indiana. Jak czytamy: (…) „Czarny piątek” oficjalnie otwiera sezon zakupów świątecznych w centrum miasta, przynosząc ze sobą zazwyczaj ogromne korki i przepełnione chodniki, ponieważ sklepy w centrum miasta są oblegane od otwarcia do zamknięcia. Warto przy tym dodać, że zwyczajowo w pierwszy piątek po Święcie Dziękczynienia wiele osób brało wolne, aby przedłużyć sobie świąteczny weekend.
Co ciekawe, Święto Dziękczynienia obchodzono niegdyś w ostatni czwartek listopada, jednak w 1939 roku prezydent Franklin D. Roosvelt ugiął się pod presją National Retail Dry Goods Association i przesunął je o tydzień, by było wcześniej, po to właśnie, by przedłużyć świąteczny sezon zakupowy. Oczywiście wywołało to powszechne kontrowersje i zamieszanie – wówczas jedynie 23 stany przyjęły tę zmianę, co zostało ostatecznie sprostowane dopiero dwa lata później, kiedy Kongres zdecydował, że Święto Dziękczynienia będzie mieć miejsce w czwarty czwartek listopada.
„Czarny piątek” nabrał nowego znaczenia w latach 80. XX wieku. Detaliści sprzedawali tego dnia tyle towarów, że niektórzy tylko dzięki temu „świętu” zamykali swoje roczne przychody „na plusie”. W rezultacie pod koniec ubiegłego wieku, wraz z rozwojem internetu, trend listopadowego, piątkowego szaleństwa zakupowego rozprzestrzenił się na cały świat. Jednocześnie późniejsze przeniesienie się zakupów do sieci sprawiło, że do „czarnego piątku” dołączyło kolejne święto zakupowe – Cyber Monday. Dziś dość często w odniesieniu do tego święta zakupów używa się określenia Black Week (czarny tydzień), ponieważ sprzedawcy, w szczególności ci cyfrowi, obniżają ceny na wybrane produkty przez cały tydzień. Dzięki temu nie muszą martwić się o nadmierny ruch na stronie podczas jednego dnia – zostaje on rozłożony na siedem, a czasem osiem dni.