Zanim zaczniemy robić kampanie promocyjne, powinniśmy oprzeć się na naszych silnych stronach: kulturze, sztuce, autorytetach politycznych – radzi Olins. Czy potrafimy skorzystać z tej sugestii? Na arenie polityki mamy od wielu lat wspaniałe marki. Podobnie jak Mandela rozsławił RPA, Lech Wałęsa i Solidarność mogłyby stać się wehikułami promocji Polski. Czy Olins wie, że tego nie zrobimy? Nie będziemy umieli zarzucić wewnętrznych sporów i za granicą solidarnie wspierać legendy Lecha Wałęsy. Lech Wałęsa obok Stevena Spielberga niósł flagę olimpijską w Salt Lake City. To wspaniałe wyróżnienie, ale w Polsce fakt ten był niemal przemilczany. Prasę mogło obiec zdjęcie Wałęsy trzymającego w górze rękę olimpijczyka Małysza, ale tak się nie stało.
Olins radzi nam przejść do porządku dziennego nad polskością. Na świecie jest coraz więcej produktów międzynarodowych, więc i my możemy sprzedawać nasze produkty jako „Made in Europe”. Ta jego teza jest otrzeźwiająco optymistyczna. Rzeczywiście, możemy oderwać się od myślenia w stylu: Polska, polskie, dla Polski... Skoro rdzennie polski Eurobank może w zawrotnym tempie zdobywać nasz rynek kredytowy jako EURObank właśnie, dlaczego nie może tego zrobić choćby w Czechach?
Olins daje nam konstruktywną receptę. Radzi starannie wyselekcjonować kilka marek i promować je jako polskie. Tak je dobierając, aby polskość, mimo wszystkich swoich ograniczeń, wspierała ich promocję, a one z kolei wzmacniały wizerunek naszego kraju. Do listy tych produktów zgłaszam piwo Tyskie. Marka ta jest liderem naszego rynku piwa i dla jej dalszego wzrostu eksport byłby bardzo wskazany, zwłaszcza że Tyskie to „najlepsze piwo w Szkocji, w Norwegii i na Oktoberfest”... Ponadto polskość tej marki jest już zawarta w nazwie: nazwy kończące się na „ski”, „ska”, „skie” są naturalnie kojarzone z naszymi nazwiskami.