Zanim przejdziemy, jeszcze w maju, do poważnych zagadnień, proponuję dziś temat lekki, choć ważny, jak na maj przystało - a dla mnie to zawsze wyjątkowy czas.
Na tytułowe „zarządzanie przez spacerowanie” wpadłam zimą, odkrywszy, że mój kalendarz nie przewiduje czasu na przebywanie na świeżym powietrzu. Ciało błagało wręcz, aby je wyprowadzić na zewnątrz, przewietrzyć i dotlenić, ogrzać słońcem wychodzącym zza chmur, dopompować tlenu do krwi i mózgu, ale poprzez ruch nóg inny niż wciskanie pedałów gazu i hamulca samochodowego. Tymczasem mój kalendarz wypełniony projektami dla klientów mówił: Nie ma czasu! To musi poczekać!
Zamiast na meeting - idź na spacer
Pomogła mi zdesperowana klientka spoza agendy, która stwierdziła, że jej sprawa czekać nie może i że jest gotowa stawić się wszędzie i o każdej porze. Pomyślałam wtedy, że warto połączyć przyjemne z pożytecznym. Zaprosiłam ją na godzinny spacer, aby zakończyć go zimową herbatą na Szczęśliwicach, gdzie mieszkam.
Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Rozmowa w sprzyjających okolicznościach przyrody służyła kreatywności obu stron. Podczas 60 minut spacerowania sprawa została rozwiązana od początku do końca. Moja towarzyszka podsumowała to spotkanie jako najbardziej niezwykłą sesję doradztwa, jakiej kiedykolwiek doświadczyła. Podziękowała za dodatkowy prezent, jakim była godzina spędzona na świeżym powietrzu, bo sama w tym zakresie miała również duże zaległości. Twarze nas obu jaśniały, policzki radośnie różowiły się od lekkiego mrozu, a specyficzna relacja, jaką zbudowałyśmy w wyjątkowych okolicznościach przyrody, sprawiła, że czas zimowej herbaty w miłej restauracji poświęciłyśmy tematom prywatnym. W zasadzie rozpoczęłyśmy wtedy trwającą do dziś znajomość wykraczającą poza zwykłe ramy relacji klient‑doradca.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Spacery biznesowe służą zdrowiu i kreatywności »
Zamiast siedzieć, lepiej chodzić. O efektywności spotkań biznesowych
Zdrowe ciało, efektywniejszy umysł.
Zarządzanie przez odwiedzanie
Gdyby kiedykolwiek w życiu któryś z moich korporacyjnych szefów zaprosił mnie na spotkanie nie do swojego gabinetu, ale na trwający dokładnie tyle samo spacer wokół firmy, pamiętałabym to do dnia dzisiejszego jako wydarzenie szczególne. Żaden jednak tego nie zrobił.
Owszem, jeden z nich był dość biegły w zarządzaniu przez odwiedzanie w dobrym tego słowa znaczeniu. Nie mówię o nagłych wizytacjach gabinetów swoich menedżerów. Mam na myśli życzliwe zaglądanie, kiedy przechodził obok korytarzem, żeby powiedzieć hello, zamienić kilka słów albo zostać, jeśli obie strony dysponowały czasem i przedyskutować sprawy z perspektywy innej niż ulubiony prezesowski fotel. Hello jest tu nieprzypadkowe, ów prezes był bowiem Norwegiem wyrosłym w kulturze organizacyjnej firm dbających o bliskie relacje ze swoimi menedżerami, związkami zawodowymi i - tam, gdzie to możliwe - innymi pracownikami firmy, bez względu na ich miejsce w strukturze organizacyjnej.
Zarządzanie przez bieganie
Znam także kilku menedżerów strategicznych, którzy zarządzają przez bieganie, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Dzielą oni ze swoimi zespołami pasję biegania, motywują się wzajemnie do treningów, definiowania celów w obszarze rozwoju fizycznego, zapisują się na wspólne biegi sztafetowe, spędzając z podwładnymi wolny czas na świeżym powietrzu, podczas grupowego wysiłku na rzecz wspólnego przebiegnięcia dystansu maratonu. To bardzo dobra praktyka, warta rekomendacji, choć ograniczona do zwolenników biegania.
Spacery biznesowe poprawiają komunikację #kultura organizacyjna
Zarządzanie przez spacerowanie „zewnętrzne”
Wróćmy jednak do zarządzania przez spacerowanie „zewnętrzne”, które jest dobrą ofertą dla każdego, bez względu na pasje sportowe. Niesie ono dla menedżera całą masę korzyści.
Pozwala zmienić perspektywę i punkt widzenia na dyskutowane czy omawiane sprawy.
Pokazuje menedżera jako człowieka kreatywnego lub innowacyjnego.
W realny sposób rozbudza kreatywność obu stron.
Modyfikuje, w bezpieczny sposób, formalną relację, nadając jej ludzkiego wymiaru.
Motywuje pracownika, będąc swoistym wyróżnieniem i dając silny impuls - przecież nie zaprasza się na spacer byle kogo.
Tworzy wartości dodane w postaci zadbania o kondycję mózgu, emocji - w ogóle ciała jako takiego.
Podnosi poziom energii życiowej.
Zmienia dotychczasowe pozycje, które podczas spotkań w gabinecie zwykle ograniczają się do zajęcia tego samego krzesła i fotela prezesowskiego.
Wzmacnia zaufanie do kompetencji przywódczych menedżera.
Buduje nową jakość komunikacji.
Stanowi dobry wzór do naśladowania przez innych.
To jedenaście punktów do zdobycia oraz szansa na długofalowe zyski, nie tylko po stronie tej konkretnej relacji.
Jeśli sam prezes czy dyrektor strategiczny wprowadzi takie rozwiązanie, może to wpłynąć na rozwój kultury organizacyjnej w kierunku poszukiwania innych, podobnych pomysłów dotyczących zwiększania efektywności środowiska pracy oraz jakości komunikacji w firmie.
Interesujesz się innowacjami? Sięgnij po naszą książkę! »
Jest tu pewien haczyk
Nie rekomenduję wprowadzania takich innowacji w firmach, które nie zbudowały dotychczas kultur organizacyjnych silnych wzajemnym, uzasadnionym zaufaniem. Menedżerów do prezesa i jego intencji. Prezesa do menedżerów i ich dobrych intencji oraz kompetencji. Zaufania jako naturalnego elementu życia firmowego, fundamentu kultury i komunikacji.
Mogę sobie wyobrazić, jakiego rodzaju komentarze pojawią się w głowach lub na językach ludzi, kiedy zadzwoni asystentka prezesa i powie: Proszę założyć kurtkę, szalik i rękawiczki. Prezes zaprasza na spacer. W wariancie letnim: Prezes zaprasza na gofry. W końcu w komunikacji zawsze odpowiadamy za efekt.
Jeśli jednak pracujesz jako prezes lub menedżer w firmie, która jest dojrzała swoją kulturą, komunikacją i przywództwem, możesz pełnymi garściami czerpać z korzyści związanych z „zarządzaniem przez spacerowanie”.
Ciekawa jestem, jakie jeszcze zyski widzisz w przeniesieniu na zieloną trawkę formalnych spotkań biznesowych z podległymi pracownikami lub zespołem. A może podzielisz się własnym pomysłem? Czekam na sugestie oraz komentarze i… zapraszam na spacer.