Najpopularniejsze tematy:

Premium

Materiał dostępny tylko dla Subskrybentów

Nie masz subskrypcji? Dołącz do grona Subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Jesteś Subskrybentem? Zaloguj się

Premium

Subskrybenci wiedzą więcej!

Nie masz subskrypcji? Dołącz do grona Subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Wybierz wariant dopasowany do siebie!

Jesteś Subskrybentem? Zaloguj się

X
Następny artykuł dla ciebie
Wyświetl >>
Symbole Ameryki

Żyjemy w czasach, kiedy zarówno producenci, jak i kierowcy licytują się, jak mało dwutlenku węgla emituje ich samochód. Na szczęście są jeszcze auta, w których ważniejsze okazują się moc i przyjemność jazdy. Amerykańskie coupé i kabriolety czynią życie przyjemniejszym.

Kiedy obserwuję, jak wylicza się w gramach ilość dwutlenku węgla wydobywającego się z rur wydechowych, czasami mam ochotę zbuntować się przeciwko ekologom straszącym kataklizmem, jaki ściągnie na świat samochód osobowy. A przecież prywatne auta emitują niespełna 5% tego, co świat wypuszcza w powietrze. To naprawdę drobiazg w porównaniu z tym, co wytwarza gospodarka Chin. Rezygnacja z pięknych i mocnych amerykańskich samochodów wydaje się jawną niesprawiedliwością. Ford Mustang, Chevrolet Camaro, Chevrolet Corvette czy Dodge Viper to przecież ikony amerykańskiej motoryzacji. Piękna współczesna kontynuacja stylu tradycyjnych muscle cars. A właściwie pony cars nazywanych także baby muscle cars, gdyż były nieco mniejsze od klasycznych, ogromnych muscle cars. W ten sposób stworzono segment aut, które przedkładają osiągi, dynamikę i przyjemność jazdy nad praktyczność, atrakcyjność i przyjazność w codziennym użytkowaniu.

Siła Mustanga

Ford Mustang to amerykańska odpowiedź na europejskie samochody sportowe. Produkowany jest od ponad 50 lat, jego pierwsza generacja pojawiła się w sprzedaży w 1964 roku. Kiedy już było wiadomo, że powstanie, sztab ludzi pracował nad nazwą, która stanie się symbolem. Mustang okazał się idealnym rozwiązaniem. Dziki amerykański koń kojarzył się przecież z wolnością, a jednocześnie nieposkromioną siłą. Wówczas też stworzono charakterystyczne logo – sylwetkę galopującego konia umieszczoną na tle czerwonych, białych i niebieskich pasków symbolizujących Stany Zjednoczone.

Zarówno w Stanach, jak i w Europie Mustang jest traktowany jak obiekt kultu i symbol wyzwolonej amerykańskiej motoryzacji oraz czasów, kiedy producenci samochodów nie musieli się krępować ograniczeniami wielkości, liczby cylindrów i poziomu spalania. Pojemność cylindrów silników mierzyło się w litrach, a jedynym słusznym rozwiązaniem było potężne wolnossące V8 oznajmiające światu swoją aktywność potężnym bulgotem z rur wydechowych. Każdy, kto wybiera ten model, w specyficzny sposób manifestuje podejście do świata. Mustang stanowi symbol wolności, jaką daje samochód, to także towarzysz przygód. Pokazuje też wszystkim, że jego kierowca nie toleruje stawiania granic i nie zgadza się na żadne ograniczenia. Samochód nawiązuje do czasów, kiedy za galon paliwa w Stanach płaciło się prawie tyle samo co za galon pitnej wody.

Wyraźnie pomagają mu silniki trafiające pod maskę kultowego wozu. Najsłabszy z nich to widlasta „szóstka” o pojemności 3,7 l. Ma 304 konie mocy i rozpędza Mustanga z automatyczną skrzynią do prędkości 180 km/h. Wyższym stopniem wtajemniczenia jest auto w wersji GT. Jego benzynowe, pięciolitrowe V8 generuje potężną moc 441 koni mechanicznych i jest w stanie rozpędzić pojazd do prędkości 100 m/h w 5,5 sekundy, a jego możliwości kończą się na granicy 240 km/h. Jeśli komuś to za mało, pozostaje tylko Shelby GT350. Jego motor V8 o pojemności 5,2 l dysponuje potencjałem 500 koni, które w znaczący sposób podnoszą limit prędkości maksymalnej do 300 km/h. Sprint do 100 km/h zajmuje mu tylko 3,9 s.

Złośliwe zwierzę

Kolejnym autem do szpiku kości amerykańskim jest Chevrolet Camaro. Silny jak bizon, z łobuzerskim wyglądem i kowbojskim charakterem. Chevy już na pierwszy rzut oka jest pełen jankeskiej dumy. Dzięki przetłoczeniom karoserii ma sporo amerykańskiej surowości i charakteru typowego muscle car. Kształt nadwozia na ogromnych kołach i niewielka powierzchnia szyb składają się na prostą sylwetkę, która szybko wpada w oko nawet nienawykłego do takiego stylu Europejczyka. Ten samochód niezupełnie pasuje do aktualnie lansowanych na naszym kontynencie stylów projektowania w motoryzacji. I to trzeba potraktować jako jedną z największych zalet. Jest jednak pewne „ale”. Małe okienka z bliska wydają się jeszcze mniejsze, a wnętrze, które może nie przeszkadza amerykańskim klientom, nieco odbiega od europejskich standardów. Słabe plastiki kabiny przestają się jednak liczyć, gdy Camaro oznajmi światu, że jego silnik zbudził się do życia. Takie auto kupuje się bowiem głównie po to, żeby mieć przyjemność jego posiadania.

General Motors nigdy nie krył, że jego Chevrolet to konkurencja dla muscle car produkowanego przez Forda. Dlatego już w dwa lata po pojawieniu się na rynku Mustanga do akcji wkroczył Camaro. Szefowie GM na pytania, co to jest Camaro, odpowiadali więc, że „to małe, złośliwe zwierzę, które zjada Mustangi”. Tak naprawdę nazwę zaczerpnięto z języka francuskiego, w którym oznacza kompana (w slangu). Poza tym znakomicie pasowała ona do obowiązującego wówczas klucza nazewnictwa w Chevrolecie. Większość modeli tego producenta zaczynała się na literę C. „ Złośliwe zwierzę” Chevroleta podgryza Mustanga od 1967 roku z krótką przerwą w latach 2002–2009. Dziś Camaro produkuje się w czterech wersjach silnikowych. Pierwszym wtajemniczeniem jest model z 3,6‑litrowym silnikiem V6 o mocy 328 koni mechanicznych. To wystarcza, by ponad 1700‑kilogramowe auto rozpędzić do 190 km/h, a pierwsze 100 km/h osiągnąć po 6 sekundach. Później może być już lepiej, bo mocniejsze wersje Camaro są napędzane potężnymi widlastymi jednostkami o pojemności 6,2 l i mocach 406 lub 432 konie mechaniczne. W tym przypadku prędkość maksymalna 250 km/h to oczywistość, a startom z miejsca towarzyszy swąd palonej gumy. Jest jeszcze absurdalnie ekstremalna wersja ZL1 6.2 SC V8, którą obdarzono doładowanym sprężarką ośmiocylindrowym silnikiem o ogromnej mocy 587 koni. Potrafi wystrzelić Camaro w 4 sekundy do 100 km/h, a kres jego możliwości to 295 km/h (ze skrzynią automatyczną) lub 300 km/h (z ręczną). Kapelusze z głów!

To nie koniec świata

Na Fordzie Mustangu i Chevrolecie Camaro świat muscle cars jednak się nie kończy. Jest jeszcze drugi model General Motors – Chevrolet Corvette – a także powstały w czasach Chryslera i obecnie dopieszczany pod skrzydłami Fiata Dodge Challenger. Oba jednak mniej znane i popularne na naszym kontynencie.

General Motors nigdy nie krył, że jego Chevrolet to konkurencja dla muscle car produkowanego przez Forda. Dlatego już w dwa lata po pojawieniu się na rynku Mustanga do akcji wkroczył Camaro.

Corvette jest z nami od roku 1953. Inspiracją dla nazwy były małe, łatwe w manewrowaniu statki. Do dziś powstało siedem generacji, każda z nich zaczynająca się od litery C. W najnowszej wersji Corvette C7 przeszła istotne modyfikacje. Pozostało w niej tanie plastikowe wnętrze, ale mechanika podwozia nabrała krzepy, by zbliżyć się doskonałością do europejskich wozów sportowych. Napęd pozostał jednak po amerykańsku wielki. W modelu Stingray to 466‑konne V8, które daje kierowcy szansę sprawdzenia umiejętności przy prędkości 300 km/h. Jeszcze więcej mocy ma Z06. Jego 660‑konny silnik znacznie ułatwia zmianę stanu skupienia opon ze stałego na płynny, a później lotny. Najmocniejsza Corvette potrafi popędzić 330 km/h, a do tempa 100 km/h „wystrzeliwuje” kierowcę w 2,95 sekundy. Jeśli auto to można potraktować jako konkurencję samą dla siebie, to Dodge Challenger jest rywalem Mustanga i Camaro. Powstał w 1967 roku i był odpowiedzią na sukces dwóch najsłynniejszych pony cars. Jego stylizacja nawiązywała do potężnego Chargera, a wyposażenie było zawsze bardziej luksusowe niż w autach Chevroleta i Forda. Nigdy jednak nie osiągnął popularności rywali. Jest nieco większy, ale podobnie jak oni zaprasza sześciocylindrowym silnikiem widlastym o mocy 309 koni, które zapewniają mu podobne osiągi. W mocniejszych odmianach kusi jednak kultowym silnikiem Hemi 5.7 V8. Skonstruowany według starej zasady, że „nic nie zastąpi pojemności”, pozwala tym ciężkim wozem osiągnąć prędkość 250 km/h. Jest jeszcze wersja z potężniejszym sercem. Także ośmiocylindrowym, także widlastym, ale mocniejszym o 111 koni. Daje szansę na przekroczenie granicy 270 km/h i pozwala cieszyć się sukcesami w wyścigach spod świateł. Pierwsze 100 km/h osiąga w czasie 4,9 sekundy.

Udział Chevroleta w filmie Transformers okazał się tak wielkim sukcesem, że firma opracowała wyprodukowaną w kilku tysiącach egzemplarzy specjalną wersję Chevrolet Camaro Transformers Special Edition.

Urodzeni aktorzy

Muskularne samochody są wprost stworzone do tego, by być gwiazdami. Nic więc dziwnego, że proponowano im tytułowe lub drugoplanowe role w wielu kinowych i telewizyjnych hitach. Występowały również w produkcjach muzycznych i grach komputerowych. Chyba najbardziej znanym filmem z Fordem Mustangiem jest Bullitt (1968 r.) ze słynną sekwencją pościgu samochodowego na ulicach San Francisco. Trzy lata później Mustang był samochodem Jamesa Bonda w filmie Diamenty są wieczne. Zagrał także między innymi w filmie 60 sekund z 2000 roku.

Udział w tworzeniu największych dzieł kinematografii mają również samochody Chevroleta. W filmach grał także Chevrolet Camaro. Najsłynniejsze produkcje ostatnich lat z udziałem tego modelu to rola robota Bumblebee w Transformers z 2007 roku, Transformers: zemsta upadłych z 2009 roku i Transformers 3 sprzed czterech lat. Udział w filmie okazał się tak wielkim sukcesem, że firma opracowała wyprodukowany w kilku tysiącach egzemplarzy specjalny model Chevrolet Camaro Transformers Special Edition. Również wcześniejsze modele Camaro i Corvette występowały na kinowych ekranach. Corvette w wersji Stingray można zobaczyć w oskarowym filmie Ostatni amerykański bohater z 1973 roku oraz w Człowieku demolce, którego premiera odbyła się 20 lat później. Chevrolet Corvette wystąpił również w kreskówkach, choćby w Toy Story 3 i Auta 2.

Filmowe role przypadły w udziale Dodge’owi Challengerowi, który odegrał rolę w Szybkich i wściekłych 7 z Paulem Walkerem i przed laty w słynnym Znikającym punkcie, w którym tytułowy bohater Kowalsky ucieka przed policją przez kilka stanów za kierownicą Challengera.

Nowe czasy

Amerykańskie auta muszą się zmierzyć z nowymi czasami i z polityczną poprawnością współczesnej Ameryki i Europy. Pozostaną zapewne spektakularne jak do tej pory, ale ich serca będą się zmieniały. Pierwsze jaskółki już się pojawiły. Wraz z premierą najnowszego Mustanga pod jego maską pojawił się turbodoładowany czterocylindrowy silnik 2.3 EcoBoost. Jednocześnie wcale nie stracił nic z charakteru muscle car. Dodatkowo w każdym Mustangu oferowanym w Europie będzie montowany pakiet Performance Pack, który sprawia, że zawieszenie jest bardzo twarde (jak na auto zza oceanu).

Trzeba jednak przyznać, że trudno zorientować się, iż nowy dla Mustanga silnik pozbył się części cylindrów, upychając pod maską jedynie cztery. Kiedy auto przebija się zatłoczonymi ulicami, nie odczujemy dużej różnicy w stosunku do potężnego silnika V8. Może EcoBoost nie ma tej aksamitnej gładkości, ale dynamiką nie zawstydza, w końcu to przecież 314 koni gotowych do natychmiastowej akcji. Dodatkowo kierowcę zbija z tropu dźwięk, który we wnętrzu jest podbijany przez głośniki systemu audio, ale mało kto się na tym pozna. Bez zaglądania pod maskę większość kierowców nie rozpozna, czy ma V8, V6, czy może tylko małe cztery cylindry wzmocnione turbosprężarką. Na pewno jednak będą rzadziej odwiedzać stacje benzynowe. Frajda z posiadania i jazdy kultowym amerykańskim samochodem ciągle pozostanie na wysokim poziomie. I o to przecież w tym wszystkim chodzi!


Najpopularniejsze tematy