Firma rodzinna trudniąca się produkcją mebli zmaga się z coraz większymi problemami rynkowymi i zaczyna rozważać, czy nie zatrudnić doświadczonego menedżera, który przeprowadzi przedsiębiorstwo przez zawirowania rynkowe. Jednak senior rodu nie wyobraża sobie oddania sterów obcej osobie.
Jan Kowalczyk, prezes firmy Meblon, z niecierpliwością spojrzał na zegarek. Jego synowie, członkowie zarządu razem z nim zarządzający firmą, znów się spóźniali. Wyjrzał przez okno i z nostalgią przyglądał się parkingowi przed halą produkcyjną. Jeszcze dwa lata temu ruch był tu co najmniej dwukrotnie większy. A teraz na podjeździe jest coraz mniej samochodów. Jan sięgnął myślami w jeszcze bardziej odległą przeszłość. Dziś firma wygląda zupełnie inaczej niż w czasach, gdy założył ją jego ojciec Stanisław Kowalczyk. Warsztat stolarski pana Stanisława zmienił się pod kierownictwem Jana w duży zakład produkcyjny, jednak Jan nigdy nie zapomniał o wartościach, które wpoił mu ojciec – zawsze stawiał na jakość i precyzję produkowanych mebli oraz na powolny, ale trwały rozwój. Dlatego często rezygnował z zawarcia nawet intratnych, jak się zdawało, kontraktów. „To nie na nasze siły” – powtarzał w takich sytuacjach za ojcem Stanisławem. Wpoił synom maksymę: „Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu”, ale widział, że jego zachowawcza postawa coraz mniej odpowiadała obu potomkom, którzy chcieli szybszego rozwoju i rzeczywiście wprowadzili Meblon na rynki międzynarodowe. A teraz zaczęły się problemy. Jego rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.
...