Co kilka, kilkanaście lat mamy do czynienia z technologiczną rewolucją. Część z szumnie zapowiadanych kamieni milowych kończy jako niszowa nowinka, na przykład segwaye, które zamiast transportować nas powszechnie po mieście, pozostały ciekawostką. Prawdziwa rewolucja jednak trwa, lecz na znacznie głębszym poziomie. I nie jesteśmy na nią przygotowani.
W tym roku, pierwszy raz w historii, w rankingu spółek z największą wartością rynkową pierwsze pięć miejsc zajmują firmy technologiczne. Zdeklasowały nawet gigantów paliwowych. Jest więc powód, aby na technologię zwrócić szczególną uwagę. A zwłaszcza na jeden ważny trend, zwany internetem rzeczy. Pojęcie to określa przedmioty, które komunikują się ze sobą, aby ułatwić, uprościć oraz zwiększyć efektywność swojego działania.
Nie tylko inteligentna lodówka
Zagadnienie to jest dość skomplikowane, ponieważ wykracza poza fakt, że lodówka z odpowiednim oprogramowaniem uzupełni za nas zapasy. Internet rzeczy to przede wszystkim ogromna ilość generowanych danych, których analiza wpływa na jakość naszego życia.
Po pierwsze rewolucja ta wymusza zmianę w tradycyjnym modelu biznesu. Producent nie kończy swojej pracy na dostarczeniu do dystrybutora swojego produktu, a coraz częściej obsługuje również software, zarządza zebranymi danymi, które ten generuje, oraz dodaje nowe funkcjonalności do znanych przedmiotów codziennego użytku. Przykładem są chociażby zegarki działające na zasadzie osobistego trenera sportowego czy budynki, które regulują natężenie światła w zależności od potrzeb. Dla użytkownika oznacza to z pewnością większą wygodę, możliwości i zmniejszenie kosztów, ale niesie ze sobą także wiele niebezpieczeństw, nad którymi na co dzień się nie zastanawiamy.
Dane podane na tacy
Świadomie lub nie, codziennie udostępniamy ogromne ilości danych. Każda strona w internecie, którą odwiedzimy, e‑mail, który wyślemy, aplikacja, którą uruchomimy, czekając na autobus – nieprzerwanie zbierają informacje o naszych upodobaniach, nawykach, trybie i stylu życia. Sam telefon komórkowy tworzy nasz wirtualny profil, nawet jeśli jesteśmy czujni i przezorni i nie akceptujemy w ciemno regulaminów, o które co chwilę pytają nas aplikacje.
Większość użytkowników nie zdawała sobie z tego sprawy, ale przez dłuższy czas jedna z nawigacji na smartfony domyślnie zapisywała dane z logowania w terenie, tworząc precyzyjną trasę naszych podróży. Obecnie ta opcja jest na szczęście domyślnie wyłączona i wymaga działania użytkownika, choć nikt nie da gwarancji, że tak czy inaczej nie zbiera danych dla producenta.
To tylko jeden przykład, lecz z pewnością znajdą się dziesiątki podobnych, co pokazuje, jak bardzo nasza prywatność wystawiona jest na widok. Dobrze jeśli nasze dane trafią tylko do reklamodawcy szukającego sposobu na dotarcie do nas z personalizowanym przekazem (vide: reklama kontekstowa). Gorzej jeśli z tych danych korzysta osoba nieuprawniona, która zechce je wykorzystać w niecnym celu. Na szczęście na razie ilość danych wykracza poza możliwości analityczne nawet najszybszych komputerów. Według szacunków ekspertów zawartych w raporcie Global Cloud Index Study w najbliższych latach internet rzeczy generować będzie rocznie ponad 400 zetabajtów danych. Pytanie, jak szybko uda się stworzyć algorytmy, które w tej gęstwinie wydobyć będą umiały to, co istotne…
System user‑unfriendly
Inne zagrożenie wiąże się z coraz powszechniejszym wyposażaniem przedmiotów codziennego użytku w procesory, które budują internet rzeczy. Anegdota krążąca w środowisku specjalistów od cyberbezpieczeństwa mówi o tym, że do jednej z ambasad zakupiono zaawansowane technicznie ekspresy do kawy wyposażone w chip zbierający dane o zwyczajach użytkowników. Po skalibrowaniu pracownicy mogli liczyć na to, że wchodząc do kuchni, trafią na idealnie świeżą i gorącą kawę, co z pewnością przyczyniło się do poprawy porannej atmosfery. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że ekspres podłączony był, dzięki wbudowanemu procesorowi, do wewnętrznej sieci wi‑fi. Chip ten okazał się koniem trojańskim umożliwiającym hakerom wejście do silnie zabezpieczonej sieci, co na szczęście szybko zauważono i zagrożenie wyeliminowano, przynajmniej według komunikatu ambasady.
Niewielu jest zapewne użytkowników, którzy zwróciliby uwagę na taki drobiazg. A tymczasem toster, który przywita nas po wejściu do kuchni ciepłymi grzankami, może okazać się najsłabszym elementem domowego łańcucha zabezpieczeń. Idąc jeszcze dalej, wcale nie do wyobrażenia jest sytuacja, w której niespodziewanie zjawiamy się w domu i nie zostajemy wpuszczeni do środka, gdyż system uznał nas za oszusta, próbującego nielegalnie przekroczyć próg, lub uległ atakowi hakera. W końcu, niezależnie od zaawansowania, to tylko i aż zbiór mikroczipów, obwodów i oprogramowania, nie w pełni odporny na awarie czy wrogie działanie.
Skalę cyfrowej rewolucji i naszego w nią zaangażowania pokazuje liczba urządzeń określonych jako smart. W tej chwili na świecie jest ich prawie dwa razy więcej, niż wynosi populacja, a w ciągu najbliższych kilku lat ta liczba się potroi. Nie może być inaczej, skoro przeciętny mieszkaniec dużego miasta ma przynajmniej kilka urządzeń podłączonych do sieci, a coraz to nowe powstają.
Okiełznać dane
Ucieczki przed internetem rzeczy praktycznie nie ma, choćby ze względu na działalność firm, których dochody rosną wraz ze wzrostem liczby urządzeń smart. Wartość rynku internetu rzeczy rośnie kilkanaście procent rocznie – jak czytamy w Worldwide Internet of Things Forecast, 2015–2020. Możemy oczywiście pozbyć się wszystkich nadajników i odbiorników, lecz jest to porównywalne do przeprowadzki na bezludną wyspę. Ten, kto chce być częścią nowego, cyfrowego społeczeństwa, nie ma wyboru.
Możemy jednak choć trochę przygotować się na to, co nieuniknione. Po pierwsze, trzeba zrozumieć, czym jest internet rzeczy i jakie ze sobą niesie zagrożenia oraz szanse. Na ten temat powstaje coraz więcej opracowań, traktujących o zbiorach danych czy bezpieczeństwie cyfrowym. Temat poruszany jest często na łamach „Harvard Business Review Polska”, który wraz ze związkiem Pracodawców Branży Internetowej IAB Polska przygotował pierwszy w Polsce kompleksowy raport na ten temat.
Po drugie, należy świadomie zarządzać swoimi danymi, na tyle, na ile da się to robić. Jest to czasochłonne i wymagające zaangażowania, ale warto poświęcić chwilę i przeczytać regulamin, zanim zaakceptujemy warunki korzystania ze sprzętu czy kolejnej aplikacji.
Po trzecie i ostatnie, warto monitorować informacje o producentach, którzy nadużywają naszego zaufania, jak choćby jeden z producentów telewizorów, które miały wbudowany czujnik analizujący rozmowy, by „dokładniej zrozumieć nasze potrzeby”, o czym zapomniał wspomnieć użytkownikom. Z pozytywnych aspektów kraje najwyżej rozwinięte zaprzęgają już internet rzeczy w tworzeniu miast przyszłości – smart‑cities, w których biznes będzie świetnie zorganizowany, a działania ekologiczne i wydajne. Przy odpowiednim zarządzaniu big data i opanowaniu internetu rzeczy także przeciętny użytkownik będzie w stanie przymknąć oko na to, że toster i lodówka tyle o nim wiedzą.