Szef firmy, Łukasz Kozicki, dokłada wszelkich starań, żeby wprowadzić w obowiązki nową dyrektor marketingu. Często spotyka się z nią, zabiera ją na spotkania z klientami, udziela licznych rad i wskazówek. Ona jednak czuje się przytłoczona jego stylem zarządzania, traci zapał i motywację do pracy. Dlaczego tak trudno znaleźć im dobry model współpracy? Co powinni zrobić, aby naprawić sytuację? I czy jest to w ogóle możliwe?
Kto z nas jest całkiem bez winy? Praktycznie każdy menedżer ma w swoim życiu epizody mikrozarządzania, czyli prowadzenia za rękę, sprawdzania, pouczania, wielokrotnego korygowania pracowników. Są sytuacje, kiedy nie ma po prostu innego wyjścia. Problem pojawia się wtedy, kiedy takie praktyki stają się dominującym stylem zarządzania.
Łukasz Kozicki, prezes firmy software’owej Tropline, zdecydowanie nie uważał siebie za mikromenedżera. Co więcej, sugestia od nowej dyrektor marketingu, Eli Bykowskiej, że tak jest postrzegany, wyraźnie go wzburzyła. „Ja, mikromenedżer? To śmieszne! Ostatnia rzecz, którą chcę robić, to wykonywać pracę za moich pracowników!”– mówił do siebie w myślach. „Żeby tylko sami robili to, co do nich należy, i osiągali zakładane wyniki”. Jego podły nastrój pogarszał się z każdą chwilą, w miarę jak wczytywał się w tekst broszury przygotowany przez Bykowską.