„Jeżeli jest jakiś problem z komunikacją, to właściwie tylko jeden – iluzja, że komunikacja miała miejsce”. Słowa Bernarda Shawa świetnie charakteryzują sposób, w jaki prezes Zawilski komunikuje się z pracownikami, bo nie komunikuje się wcale.
Chociaż przeniesienie części działalności firmy z Krakowa do Lublina jest z pewnością przemyślanym posunięciem, to sposób realizacji sugeruje, że zapomniano o najważniejszym – o ludziach. Prześledźmy pierwotny mail prezesa Zawilskiego. Mowa w nim o „trudnej sytuacji”, w jakiej znalazła się firma, o „potrzebie optymalizacji kosztów” i „korzyściach, jakie osiągnie firma”. FIRMA, nie PRACOWNIK. Mail jest napisany chłodnym i bezosobowym stylem. To język kształtuje nasz świat, więc dla kogoś, kto nie znał szczegółów, a pamiętajmy, że nie znał ich prawie nikt, takie niedopowiedzenia niosły bardzo wyraźny komunikat: „Firma jest w niebezpieczeństwie. Ratuj się kto może”. Czy zatem należy się dziwić emocjonalnej reakcji pracowników? Nie. Czy takie były intencje prezesa Zawilskiego? Oczywiście, że nie. Wydarzyło się zatem coś, co Anglicy określają jako „miscommunication”.