Najpopularniejsze tematy:

Premium

Materiał dostępny tylko dla Subskrybentów

Nie masz subskrypcji? Dołącz do grona Subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Jesteś Subskrybentem? Zaloguj się

Premium

Subskrybenci wiedzą więcej!

Nie masz subskrypcji? Dołącz do grona Subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Wybierz wariant dopasowany do siebie!

Jesteś Subskrybentem? Zaloguj się

X
Następny artykuł dla ciebie
Wyświetl >>
Maja Włoszczowska: Staram się zmieniać to, na co mam wpływ

Złota medalistka mistrzostw świata w wyścigu elity MTB i dwukrotna wicemistrzyni olimpijska w kolarstwie górskim z wykształcenia jest magistrem inżynierem matematyki finansowej. Swoje doświadczenia sportowe opisała w książkach Szkoła życia i Rowerem na szczyt. Z Mają Włoszczowską, najlepszą polską kolarką, rozmawia Joanna Socha.

Sportowiec, który wygrywa, jest uwielbiany. Wszystko się zmienia, gdy powinie mu się noga. W lipcu 2012 roku, trenując w Livigno do Igrzysk w Londynie, zwichnęła pani staw skokowy i złamała kość śródstopia. Jak zmieniła się pani sytuacja w wyniku ciężkiej kontuzji?

Sport od zawsze wiąże się z ryzykiem. Kilkanaście lat kariery, trenowania w pocie czoła, w bólu i na granicy wytrzymałości nie pozostaje bez konsekwencji. Nie mam wpływu na wszystko, co wydarzy się w moim życiu, i nie jestem w stanie wszystkiego przewidzieć. Przyznaję, że miałam dużego pecha, bo do kontuzji doszło na trzy tygodnie przed igrzyskami olimpijskimi, na których zamierzałam walczyć o złoto.

Ale przecież takie jest życie. Musimy akceptować wyzwania, przed którymi stajemy, i starać się zmieniać to, na co mamy wpływ. Kiedy doznałam ciężkiej kontuzji, nie miałam wpływu na to, jak zachowają się inni – klub, kibice. Mogłam za to robić wszystko, co w mojej mocy, aby jak najszybciej wrócić do zdrowia. Miałam wpływ na wybór lekarza, na własną determinację, cierpliwość i podejście do rehabilitacji. Największą porażką byłoby poddanie się i zakończenie kariery. Powrót do formy kosztował mnie bardzo dużo pracy, cierpliwości i kilka długich miesięcy oczekiwania. Nie wiedziałam, czy odzyskam sprawność, ale nie miałam innego wyjścia, jak próbować.

Upadek ze szczytu musi być trudnym doznaniem dla osoby głodnej zwycięstw i przyzwyczajonej do sukcesów. Jak podnieść się po dotkliwej porażce i wrócić do pierwszej ligi?

Nie należy analizować tego, na co nie mamy wpływu. Nie należy koncentrować się na tym, co nie wyszło, ale na tym, co można zyskać. Teoretycznie straciłam szansę na złoto olimpijskie i kolejny medal, ale z drugiej strony być może dokonałam czegoś większego. Nie poddałam się i dzięki temu powstała historia, która teraz napędza innych do walki. Uważam to za większe osiągnięcie. Ciężka praca i cierpliwość zawsze zostaną wynagrodzone. Staram się koncentrować na przyszłości i przeznaczać energię na to, na co rzeczywiście mam wpływ.

Akceptujmy to, co życie przynosi, i nie marnujmy energii na stresowanie się sytuacjami, na które nie mamy wpływu.

Jak pani odpoczywa i skąd czerpie siły, by podejmować kolejne wyzwania?

Na koniec sezonu staram się znaleźć czas na relaks, wyjazd na tydzień lub dwa. Wspaniale działają na mnie dalekie podróże i poznawanie innych kultur – wówczas człowiek zapomina o tym, co go trapi. Zachwyca się pięknem przyrody i być może dostrzega, że na świecie ludzie często zmagają się z tak ogromnymi problemami, że nasze nie mają znaczenia. Świat jest na tyle duży i ciekawy, że gdy raz w roku znajdę czas na podróż, to odwiedzam nowe miejsce. Celem moich turystycznych wyjazdów są egzotyczne regiony świata; byłam już w Indiach, Nepalu, Wenezueli, na Kubie. Natomiast na treningi zawsze wybieram się do Włoch. Uwielbiam ten kraj ze względu na jego kulturę, ludzi i kuchnię.

Napisała pani książki Szkoła życiaRowerem na szczyt, opowiadające o pani życiu i karierze. Jakie rady przekazuje pani swoim czytelnikom?

Akceptujmy to, co przynosi życie, i nie marnujmy energii na stresowanie się sytuacjami, na które nie mamy wpływu. Wykreślmy ze słownika słowo „muszę”, bo działania wywołane tym słowem sprawiają nam dużo przykrości. O wiele lepiej się funkcjonuje, kiedy „muszę” zamieni się na „chcę” i „mogę”. I tak staram się żyć. Zamiast mówić: „Muszę w tym roku osiągnąć dobry wynik, bo oczekują tego kibice i sponsorzy”, powtarzam sobie: „Chcę zdobyć medal, bo będzie fajnie i wszyscy będą szczęśliwi, ale jak go nie zdobędę, to świat się nie zawali”. To naprawdę działa.


Najpopularniejsze tematy