O zmianie postrzegania produktów luksusowych w Polsce oraz roli nienagannie skrojonego ubrania w garderobie każdego mężczyzny opowiada ceniony krawiec i projektant, który od ponad dwudziestu lat sygnuje garnitury swoim nazwiskiem, Tomasz Ossoliński w rozmowie z Piotrem Gozdowskim.
Szyje pan garnitury głównie dla prezesów dużych spółek giełdowych, banków i biznesmenów. Czy dla tej grupy nabywców zakup garnituru sygnowanego marką Ossoliński jest wyznacznikiem luksusu?
Klienci przychodzący do mojej pracowni zamawiają nie tylko ekskluzywne garnitury szyte na miarę, ale także niezawodne narzędzie pracy. Mężczyzna noszący dobrze skrojony garnitur, uszyty z najwyższej jakości, niegniotącego się i oddychającego materiału, może skupić się na pracy. Nic go nie uwiera, nie ogranicza ruchów, a myśli nie zaprzątają zbyt długa marynarka lub niedopasowane spodnie.
Cieszy mnie, że moi klienci mają świadomość tego, jak ważną rzeczą jest dobry ubiór. Nie traktują go jako oznaki próżności lub przynależności do elity, lecz przede wszystkim jako własną wizytówkę. Dobry garnitur jest bowiem nie tylko synonimem luksusu, ale także długoterminową inwestycją w wiarygodność, wielokrotnie będącą potwierdzeniem profesjonalnego podejścia do wykonywanego zawodu.
Czy nie sądzi pan, że polscy biznesmeni wciąż uważają, że najbardziej ekskluzywne marki to znane wszystkim Giorgio Armani, Ermenegildo Zegna lub Louis Vuitton?
Myślę, że postrzeganie luksusowych marek istotnie się zmieniło w ciągu ostatnich lat. W naszym kraju garnitur Hugo Bossa był uważany za symbol luksusu. Dziś już nikt nie myśli o tej marce w ten sposób, a przejawem elitarności coraz częściej jest ubranie szyte na miarę. W przypadku mody damskiej marka jest zdecydowanie bardziej widoczna, choćby przez krój lub fason. Z kolei garnitur męski, będący klasycznym strojem, nie wyróżnia się w tak zauważalny sposób. Często jedynie bardzo wytrawne oko jest w stanie dostrzec subtelny detal lub krój charakterystyczny dla danej pracowni krawieckiej.
Klienci odbierający swój pierwszy garnitur szyty na miarę dostrzegają, że jest on znacznie lepszej jakości niż modele z wieszaka nawet najbardziej znanych międzynarodowych marek, które są dostępne w sklepach sieciowych.
Dopełnieniem męskiego stroju, swoistą kropką nad i, jest krawat. To on nadaje sznytu całości. Niektóre krawaty służą określaniu statusu mężczyzny – na przykład jedwabne krawaty od Hermesa. Jeśli do szytego na miarę garnituru, rasowego krawatu i dobrze skrojonej koszuli z mankietami zapinanej na spinki dodamy zegarek z jednej ze szwajcarskich manufaktur, uzyskamy spójną stylistycznie i elegancką całość.
Pana garnitury są szyte z najwyższej jakości materiałów, dostępnych jedynie dla wąskiej grupy wybranych projektantów. Nawiązał pan współpracę z włoską firmą Loro Piana, będącą liderem w produkcji luksusowej wełny i kaszmiru. Jak udało się uzyskać dostęp do tak luksusowych tkanin?
Przygodę z projektowaniem rozpocząłem już dwie dekady temu w Zakładach Odzieżowych Bytom, w których pracowałem jako główny projektant. Wtedy też poznałem dostawców ekskluzywnych materiałów z Włoch lub Anglii. Jednak współpracę z nimi nawiązałem dopiero po otworzeniu własnego atelier. O udostępnienie kolekcji wełen Vicuna, Record Bale z fabryki Loro Piana zabiegałem przez cztery sezony. Vicuna jest najdroższą wełną na świecie; pochodzi od objętych ochroną lam (gatunek ten żyje w peruwiańskich Andach). Zasługuje na miano złotego runa ze względu na legendarną jakość. Record Bale to kolekcja wyselekcjonowana z najlepszych australijskich wełen z danego roku. Bywa nazywana wełną rocznikową i porównywana jest do wina. Produkowana jest w limitowanej ilości. Te kolekcje są dostępne w najlepszych, wybranych przez firmę pracowniach krawieckich. W Polsce tylko my mamy do nich dostęp.
Czy zauważa pan, że w Polsce zaczyna się zmieniać podejście do korzystania z dóbr luksusowych? Dawniej wyznacznikiem luksusu był bardzo drogi samochód lub zegarek, które wszyscy mogli podziwiać. Obecnie coraz więcej ludzi inwestuje w ekskluzywne meble, sztukę lub systemy audio – czyli dobra przeznaczone dla wąskiej grupy oglądających.
Obserwuję podobną przemianę. Kilka lat temu wszystkie tego typu zakupy były robione głównie na pokaz. Natomiast dzisiaj widzę, że ludzie zaczynają traktować dobra luksusowe bardziej indywidualnie, inwestują nie tylko we wspomniane samochody lub zegarki, ale także w sztukę. Rośnie świadomość konsumencka. Obecnie wielu właścicieli dużych firm może się pochwalić inwestycjami w sztukę – malarstwo, teatr, rzeźbę. Jednym słowem, stają się mecenasami sztuki. Wspieram tego typu działania i cieszy mnie, że ludzie ci nadal potrafią dostrzec osoby mające ciekawe pomysły, ale niemogące ich sfinansować. Powiedziałbym wręcz, że obecnie jedną z form luksusu jest wspieranie innych.
Pewnie łatwiej pracuje się z ludźmi mającymi pieniądze od pokoleń. Jak wygląda współpraca z pierwszym pokoleniem ludzi bogatych? Czy są jakieś trudności, z którymi spotyka się pan podczas pracy?
Na szczęście, osoby te nie mają naleciałości mentalnych. Młodzi mężczyźni często po raz pierwszy przychodzą do mnie przed ślubem i zaczynają uczestniczyć w procesie zamawiania pierwszego garnituru. Wtedy okazuje się, że podczas zakupu garnituru szytego na miarę nie ma żadnych ograniczeń. Od tego momentu każdy mężczyzna dokładnie wie, co to znaczy mieć garnitur szyty na miarę. Jak wspominałem, młodzi ludzie mają coraz większą świadomość dobrego ubioru. Do mojego atelier przychodzą też po poradę – jaki typ garnituru i w jakim kolorze założyć na daną okazję. Dlatego też cieszę się, że mogę edukować mężczyzn i pomóc im w budowaniu świadomości własnego wizerunku oraz mody w ogóle.
W ostatnich latach obserwujemy pojawianie się luksusowych marek odzieżowych w sklepach sieciowych. Czy zamierza pan zaprojektować kolekcję, która byłaby sprzedawana właśnie w taki sposób?
Na początku kariery pracowałem dla dużej sieci. Moje kolekcje były produkowane w ilości 20–30 tysięcy sztuk rocznie, więc w pewnym stopniu ten etap mam już za sobą. Zacząłem pracować na własny rachunek i sygnować ubiory moim nazwiskiem jedynie w moim atelier. Bardzo cenię możliwość bezpośredniego kontaktu z klientami, a następnie uczestniczenia w procesie tworzenia garniturów, co niewątpliwie jest pewną formą luksusu dla nabywców. Takie podejście umożliwia zbudowanie bliskich relacji z klientami. Jednak nie wykluczam projektowania dla sieciówek, gdyż sprostanie masowemu odbiorcy również stanowi duże wyzwanie dla każdego projektanta.
Czy w dobie kryzysu dostrzega pan nowe trendy w segmencie luksusowych produktów? Co w ostatnich latach charakteryzowało pana branżę?
Do Polski tak naprawdę nie dotarł jeszcze luksus w stopniu, w jakim jest dostępny w Paryżu, Mediolanie lub Berlinie. Na rynku nie ma nadal polskiej edycji „Vouge”, co też w pewnym stopniu wskazuje na brak wielu marek mogących zaprezentować się w tym tytule. Myślę, że część luksusowych marek rozważa pojawienie w Polsce. Przed rynkiem stoi więc ogromny potencjał. W branży odzieżowej, mimo spowolnienia gospodarczego, wciąż pojawiają się nowi klienci, jednak już bardziej rozważnie wydają pieniądze. Firmy produkujące tkaniny wypuszczają mniej odważne kolekcje, ograniczają asortyment, ale nadal stawiają na wysoką jakość. W dobie kryzysu właśnie ona sprzedaje się najlepiej.
Tomasz Ossoliński prowadzi atelier realizujące projekty bespoke tailoring. Projektant współpracuje także przy projektach teatralno‑operowych z Teatrem Wielkim Operą Narodową, Teatrem Polonia, Och‑Teatrem i Teatrem Imka. Był głównym projektantem marki Bytom.