Postępująca koncentracja ruchu sieciowego wokół kilku największych portali rodzi pytania o przyszłość internetu. Efektem tej koncentracji może być powolne zastępowanie ogólnodostępnej sieci umożliwiającej nieograniczoną wymianę informacji przez zbiór wydzielonych, często płatnych, serwisów realizujących bardzo konkretne funkcje.
Witold Jankowski: W latach 1995 – 2006 ruch w sieciach internetowych wzrósł z 10 terabajtów do 1 eksabajta (tj. 1 mln terabajtów), a w tym roku ma przekroczyć 7 eksabajtów. Gwałtownie rośnie także liczba urządzeń podłączonych do sieci. Już dziś jest ich około miliarda, a do 2020 roku ma być ich 20 miliardów. Dynamiczny rozwój sieci idzie w parze z silną koncentracją. Dziesięć najważniejszych serwisów internetowych w Stanach Zjednoczonych generuje 75 proc. odsłon.
Jeden z tych serwisów, Facebook, w ciągu niespełna trzech lat zwiększył liczbę swoich użytkowników pięciokrotnie, do ponad 500 milionów. Efektem tej koncentracji może być powolne zastępowanie ogólnodostępnej sieci umożliwiającej nieograniczoną wymianę informacji przez zbiór wydzielonych, często płatnych i stale doskonalonych, serwisów realizujących konkretne funkcje. Jak należy rozumieć te zmiany? Jakie szanse i zagrożenia stwarzają?
Paweł Czajkowski: Na pewno jesteśmy w momencie pewnego przełomu, choć bardzo trudno stwierdzić, na jakim etapie dziś się znajdujemy. Wyszliśmy już z fazy społecznego strachu przed IT, kiedy rozwój nowych, innowacyjnych rozwiązań był domeną specjalistów w białych kitlach. Technologie informatyczne są powszechne, a ich masowość jest jednym z najważniejszych czynników przyspieszających dalszy rozwój IT. Na zasadzie „sprzężenia zwrotnego” twórcy technologii odpowiadają na nowe pomysły użytkowników tych technologii. Przekonujemy się o tym dobitnie właśnie dziś, kiedy korporacje zaczynają korzystać z rozwiązań wypracowanych przez twórców blogów czy serwisów wykorzystujących technologię wiki.