W swoim dorobku ma wiele uznanych i prestiżowych projektów architektonicznych, w tym koncepcję odbudowy World Trade Center w Nowym Jorku oraz projekty Muzeum Żydowskiego w Berlinie i apartamentowca „Żagiel” w Warszawie. O sztuce projektowania z Danielem Libeskindem, amerykańskim architektem polskiego pochodzenia, rozmawia Joanna Socha.
Realizuje pan projekty na całym świecie, tworząc różnorodne obiekty: muzea, szpitale, instytucje naukowe, rezydencje, a nawet plany miast. Co stanowi dla pana największe wyzwanie przy tworzeniu tak różnych projektów?
Żyjemy w XXI wieku. Jako architekt powinienem więc myśleć nie tylko o źródłach odnawialnych i materialnych aspektach architektury, ale tak‑że o etyce i o sprawiedliwości społecznej – to kluczowe wyzwania. Aby być dobrym architektem, muszę także być optymistą. W architekturze stawiam fundamenty pod przyszłość, co wymaga wiary w to, że może ona zabrać nas dalej i że będzie lepsza niż przeszłość. Idea tworzenia lepszego świata może wydawać się bardzo wzniosła. Dla mnie jednak to nie retoryka, lecz rzeczywistość.
W Polsce najbardziej znaną konstrukcją pana autorstwa jest warszawski apartamentowiec „Żagiel” przy ul. Złotej 44. Skąd wziął się pomysł na ten wieżowiec?
Jako dziecko mieszkałem w Łodzi, ale często jeździłem z rodzicami do stolicy. W centrum Warszawy chciałem stworzyć budynek, który nie będzie ani muzeum, ani pomnikiem, lecz obiektem użytkowym, który stanie się symbolem Polski jako państwa przyszłości. „Żagiel” ma dynamiczną formę, która ma za zadanie pokazywać, że Warszawa staje się jednym z najciekawszych miast na świecie. Projektując go, myślałem o skrzydłach orła i wolności, dlatego wieżowiec wykonuje „ruch” w stronę nieba.
Od czego rozpoczyna pan pracę nad nowymi projektami?
Pracę nad projektem rozpoczynam od poznania unikatowości danego miejsca. Przykładam ucho do ziemi, dotykam jej, spoglądam w niebo i staram się usłyszeć to, co niesłyszalne. Usiłuję dotrzeć do tego, czego nie dowiem się z książek ani raportów statystycznych dotyczących danej lokalizacji. I zakochuję się w tym miejscu. Kiedy mówię, że się zakochuję, to nie stosuję metafory, ale mam na myśli prawdziwe uczucie. Dopiero na koniec zachowuję się jak klasyczny architekt: robię szkic. Najpierw tworzę mały rysunek, bardzo skromny, który później rozwijam w sposób satysfakcjonujący dla wszystkich zainteresowanych stron.
Usatysfakcjonowanie wszystkich stron jest zawsze najtrudniejsze. Jak udaje się panu przekonać do swoich pomysłów ewentualnych oponentów?
Staram się być otwarty i zawsze szukać porozumienia przez rozmowę z ludźmi. Zamiast się kłócić, ustalam sposoby rozwiązywania kompleksowych problemów. Strefa Zero pod World Trade Center była bardzo skomplikowanym projektem, ponieważ w procesie jego tworzenia uczestniczyło wiele stron, takich jak: rodziny zmarłych, deweloperzy, architekci, burmistrz Nowego Jorku, zarządy transportu miejskiego w Nowym Jorku i New Jersey. Musiałem doprowadzić do porozumienia pomiędzy wszystkimi interesariuszami. To z kolei wymagało rozsądku, wiary w przyszłość, umiejętności pracy z ludźmi i skłonności do kompromisu.
Czy może pan zdradzić naszym czytelnikom, jak osiągnąć sukces?
Najlepszy sposób na osiągnięcie sukcesu to nie myśleć o nim. Nie analizuj jego znaczenia. Nie staraj się osiągnąć sukcesu za wszelką cenę. Nie podążaj za jakimś guru, który będzie ci wmawiać, że koniecznie trzeba mieć cele i je realizować. Myślę, że chodzi o coś zupełnie innego. Nie szukaj celu, ale wybierz własną ścieżkę. Jeżeli będziesz się starał na niej utrzymać, to dotrzesz tam, gdzie nie spodziewałeś się znaleźć. Będzie to jednak odkrycie i przygoda, które z perspektywy czasu okażą się sukcesem.
*Artykuł pojawił się w 151 numerze „Harvard Business Review Polska” (wrzesień 2015) oraz w magazynie „EGO Inspiracje”. Zdjęcie: *