Autorka książki The Happiness Project, bestsellera na liście „New York Timesa”, opowiada o tym, co możemy zrobić, aby poczuć się szczęśliwymi.
Teoretycznie ma pani wszystko, czego potrzeba do szczęścia: zdrowie, rodzinę, karierę, a mimo to postanowiła pani wdrożyć w życie „projekt Szczęście”. Dlaczego?
Rzeczywiście, jestem szczęśliwa z wielu powodów, ale któregoś dnia uświadomiłam sobie, że nie jestem tak szczęśliwa, jak powinnam być. Złapałam się na tym, że irytuje mnie byle drobiazg, a tych drobiazgów jest mnóstwo, i że narzekam częściej, niż powinnam. Chciałam bardziej doceniać codzienność, być bardziej wdzięczna za każdy dzień i stawiać sobie większe wymagania. Jak pokazują badania, szczęście jest źródłem dobra pod różnymi postaciami: ludzie szczęśliwi są bardziej wydajni, sympatyczni i zdrowsi. Dlatego postanowiłam, że przez cały rok będę się starała uczynić z siebie człowieka szczęśliwszego.
Czym według pani jest szczęście?
Nad definicją szczęścia ludzie zastanawiają się od tysięcy lat. Arystoteles nazwał szczęście największym dobrem w życiu człowieka. Ale prawda jest taka, że każdy definiuje szczęście po swojemu. Według badań za nasze poczucie szczęścia w 50% odpowiadają geny, zaś sytuacja życiowa – w tym: wiek, płeć, narodowość, stan cywilny, zarobki, stan zdrowia, zawód i przekonania religijne – za kolejne 10‑20%. Reszta zależy od naszego sposobu myślenia i działania. Widać zatem, że każdy z nas ma możliwość kształtowania własnej szczęśliwości; pytanie tylko, jak. I właśnie takie pytanie sobie zadałam.
Zaczęłam na potęgę czytać o szczęściu; wszyscy – począwszy od Benjamina Franklina i Virginii Woolf do XIV Dalajlamy – mieli o nim coś do powiedzenia. I co ciekawe, w ich rozważaniach pojawiało się wiele powtarzających się motywów: znaczenie relacji międzyludzkich, samoświadomość, klimat rozwoju osobistego, by wymienić tylko kilka z nich. Słowa, jakich używano, były za każdym razem inne, ale główne koncepcje takie same.
8 WSPANIAŁYCH PRAWD
Rozpoczynając projekt Szczęście, każdy wpisze na tę listę własne prawdy. Moje są właśnie takie.
Aby czuć się szczęśliwszą, niż jestem teraz, muszę pielęgnować dobre emocje, hamować złe i dążyć do osiągnięcia właściwego stanu emocjonalnego, ponieważ to pomoże mi się rozwijać.
Będę szczęśliwa, gdy uszczęśliwię innych. Aby uszczęśliwić innych, sama muszę być szczęśliwa.
Dni się dłużą, za to lata mijają szybko.
Nie będę szczęśliwa, dopóki nie zacznę myśleć, że jestem szczęśliwa.
Własne szczęśliwe życie mogę zbudować tylko w zgodzie ze swoją naturą.
Jedyną osobą, którą mogę zmienić, jestem ja sama.
Nikogo nie uszczęśliwię na siłę i nikt poza mną samą nie uszczęśliwi mnie.
Teraz jest TERAZ.
Zainspirował mnie zwłaszcza Franklin swoją tabelą 13 cnót. Znalazły się na niej: powściągliwość, milczenie, porządek, zdecydowanie, oszczędność, pracowitość, szczerość, sprawiedliwość, umiarkowanie, czystość (higiena osobista), spokój, cnotliwość oraz pokora. Każdą z nich Franklin chciał pielęgnować, sporządził zatem tabelę z nazwami cnót i dniami tygodnia, po czym codziennie stawiał sobie ocenę za praktykowanie poszczególnych zachowań.
Okazuje się, że był na właściwym tropie. Współczesne badania pokazują bowiem, że możemy osiągnąć znacznie większy postęp w dążeniu do celu, gdy podzielimy ów cel na konkretne, wymierne zadania i przyporządkujemy im jakiś system ocen i zachęt. Postanowiłam opracować własną wersję tabeli Franklina: cnoty zastąpiłam potwierdzonymi w badaniach czynnikami kształtującymi ludzką szczęśliwość i zadbałam o właściwą strukturyzację celów. Tak oto stworzyłam swój osobisty kalendarz na dwanaście miesięcy z przypisanym do każdego z nich tematem, na którym w danym miesiącu chciałam się skoncentrować. Ostatni miesiąc, grudzień, był miesiącem zbiorczym, poświęconym na wprowadzenie w życie wszystkich zadań z poprzednich miesięcy. Mój kalendarz wyglądał następująco:
Styczeń: witalność
Luty: małżeństwo
Marzec: praca
Kwiecień: rodzicielstwo
Maj: czas wolny
Czerwiec: przyjaźń
Lipiec: pieniądze
Sierpień: wieczność
Wrzesień: pasje
Październik: uważność
Listopad: nastawienie
Grudzień: wszystko, co powyżej
Jak wyglądały pani postanowienia?
Kiedy już wybrałam tematy, na których powinnam się koncentrować, wymyśliłam po kilka „postanowień” na każdy miesiąc. Na przykład w styczniu skupiałam uwagę na witalności, toteż wśród moich postanowień znalazły się takie: kłaść się spać wcześniej, więcej ćwiczyć, pozbyć się niepotrzebnych rzeczy i uporządkować dom. W miesiącu poświęconym małżeństwu obiecałam sobie, że przestanę zadręczać męża, że będę się z nim mądrze spierać i pokażę mu, że go naprawdę bardzo kocham.
Grudzień musiał być interesujący, skoro starała się pani zmieścić w nim aż jedenaście tematów. Udało się?
Wymagało to ogromnej dyscypliny i samokontroli, nie mówiąc już o presji czasu. Przez cały miesiąc organizowałam, porządkowałam rzeczy, śpiewałam o poranku, zwracałam uwagę na emocje innych ludzi, zostawiałam pewne sprawy bez komentarza, prosiłam o pomoc i nie tknęłam śmieciowego jedzenia. Rzecz jasna, nie wykonałam planu w całości, ale z najwyższym zdumieniem stwierdziłam, że gdy sumiennie się go trzymałam, moje comiesięczne zadania rzeczywiście czyniły mnie coraz szczęśliwszą. Czy był choćby jeden taki dzień, w którym wszystko wykonałam perfekcyjnie? Jasne, że nie, ale robiłam, co mogłam.
Proszę opowiedzieć o swoich 12 przykazaniach.
To są moje fundamentalne przekonania, najważniejsze wartości. Pracując nad postanowieniami na każdy miesiąc, zauważyłam, że zmierzam do przyjęcia określonych zasad. Skondensowałam te wartości, starając się zapisać je bardzo zwięźle, w kilku słowach. Na przykład „Nie kalkuluj” oznacza „przestań wszystko ważyć i mierzyć, po prostu bądź tu i teraz”.
Pani pierwsze przykazanie brzmi: „Bądź Gretchen”. Jak to wyglądało w praktyce w ciągu tamtego roku?
Akceptowanie własnych silnych i słabych stron oznacza pogodzenie się z faktem, że pewnych celów być może nigdy nie osiągniemy. Pod koniec tamtego roku byłam zdecydowanie „prawdziwszą” wersją siebie. Z wielu rzeczy musiałam jednak zrezygnować, niekiedy z żalem. Wprawdzie świat daje nam wiele możliwości, ale dla własnego dobra powinniśmy uznać i zaakceptować swoje ograniczenia. „Być Gretchen” to znaczy zrezygnować z tego wszystkiego, co nie pozwala mi być sobą.
Porozmawiajmy przez chwilę o pani „ośmiu wspaniałych prawdach”.
Analizując ideę szczęścia, dostrzeżemy konkretne fundamentalne zasady, jakimi warto się kierować. W buddyzmie prawdy, stopnie oświecenia i ścieżki do szczęścia są ponumerowane, postanowiłam zatem nazwać własne „stopnie” i tak powstało „osiem wspaniałych prawd”. Każdy, kto zaczyna swój projekt Szczęście, wpisze na tę listę co innego, a moja jest właśnie taka. Do większości ludzi najbardziej, jak mi się wydaje, przemawia trzecia prawda: „Dni się dłużą, za to lata mijają szybko”. Najczęściej używam jej w kontekście rodzicielstwa, ale w zasadzie odnosi się do życia w ogóle. To jeden z fascynujących paradoksów życia. Czas płynie, dlatego musimy skupić uwagę na tym, co najważniejsze. Staram się o tym pamiętać, żyć chwilą i znajdować szczęście tu i teraz.
SEKRETY DOJRZAŁOŚCI
Ludzie zwracają uwagę na nasze błędy znacznie rzadziej, niż myślimy.
Nie krępuj się prosić o pomoc.
Postępując dobrze, poczujesz się dobrze.
Ważne, żeby być miłym dla wszystkich.
Robiąc trochę każdego dnia, możesz wiele osiągnąć.
Możesz wybrać to, co chcesz zrobić, pod warunkiem że nie wybierasz tylko tego, co lubisz robić.
To, co robisz codziennie, liczy się bardziej niż to, co robisz raz na jakiś czas.
Jeśli nie ponosisz porażek, to znaczy, że za słabo się starasz.
Czy porównywanie naszego szczęścia do szczęścia innych jest czymś nieuniknionym w erze mediów społecznościowych?
Według mnie media społecznościowe takie jak Facebook są swoistymi wzmacniaczami natury ludzkiej. Jako narzędzie umożliwiające stały kontakt z ludźmi Facebook zdecydowanie może być pomocny w osiągnięciu szczęścia. Mądrość antyku, kultura popularna i współczesna nauka są zgodne co do tego, że częste kontakty w obrębie społeczności i zacieśnianie więzi między ludźmi wzmacnia poczucie szczęścia. Dopiero gdy kontakty i więzi zaczynają nas przytłaczać albo gdy zaczniemy porównywać własne szczęście ze szczęściem wszystkich dookoła, nasze relacje nabierają cech układu „dobry sługa – zły pan”. W takim przypadku należy tego zaprzestać i zastanowić się, czy owo cyfrowe narzędzie wnosi coś do naszego życia, czy raczej nas czegoś pozbawia.
Czy istnieje szczęście absolutne?
Absolutne szczęście jako ideał wprowadza pewien zamęt, gdyż być może nigdy nie dotrzemy do ostatecznego „końca”. W rzeczywistości szczęście to raczej proces, podróż, a nie wymarzony stan docelowy. Poczucie szczęścia osiągniemy poprzez radość, satysfakcję i spełnienie, dlatego więcej pożytku przyniesie skoncentrowanie uwagi na tych stanach, a nie na ostatecznym celu.
Gdy zakończyłam swój eksperyment, mąż powiedział, że według niego ten projekt był w rzeczywistości próbą przejęcia większej kontroli nad własnym życiem. I miał rację, bo poczucie kontroli nad własnym życiem jest istotnym elementem szczęścia, a w dodatku bardziej skutecznym niż na przykład zarobki, co potwierdzono w praktyce. Poczucie niezależności, zdolności do decydowania, co powinno się wydarzyć w naszym życiu i jak wykorzystujemy nasz czas, jest kwestią zasadniczą. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że nauczyłam się panować nad własnym szczęściem.
Rozmawiała Carolyn Drebin.
Indeks dolny Artykuł ukazał się po raz pierwszy w 2014 roku na łamach „Rotman Management”. Indeks dolny koniecArtykuł ukazał się po raz pierwszy w 2014 roku na łamach „Rotman Management”.