W opisanej w artykule sytuacji whistleblowing niewątpliwie był niepotrzebny. Historycznie instytucja ta wywodzi się z USA, z okresu wojny secesyjnej, ale powoli wchodzi także do polskich realiów biznesowych. Niewątpliwie instytucja ta może pomóc w zarządzaniu firmą, ale także wyrządzić szkody i przysporzyć wielu nowych problemów.
W mojej ocenie stworzenie systemu pozwalającego na pojawienie się tzw. sygnalistów może mieć dobry skutek, ale… wyłącznie w dużej firmie. Sama idea whistleblowingu ma sens, jednak uważam, że zgłoszenia powinny być dokonywane raczej za pomocą jakiejś aplikacji mobilnej (od strony technicznej jest to przecież możliwe), tak by faktycznie zabezpieczyć wszystkie strony od niepożądanych efektów, w tym choćby kwestii związanych z ujawnieniem danych osoby, która sygnalizuje problem.
Subtelne różnice
Zwracam jednak uwagę, że czym innym jest zawiadomienie pracodawcy np. o kradzieży w firmie, a czym innym donoszenie o np. spóźnianiu się do pracy lub innych drobnych przewinach współpracowników. Z tego względu ta „nowość”, jaką jest przynajmniej częściowo whistleblowing, przychodząca do Polski ze świata zachodniego, choć w założeniu słuszna, może sprawiać problemy podczas stosowania w naszych realiach – choćby z powodu braku właściwego przeszkolenia czy przygotowania pracowników. Tego typu narzędzia, wprowadzone pochopnie i bez przygotowania, mogą stać się elementem nieczystych rozgrywek między pracownikami, rywalizującymi na przykład o awans. W mojej ocenie jest to nie tylko działanie nieetyczne, ale również wątpliwe od strony prawnej. Co więcej, może być przez pracowników potraktowane jako swego rodzaju prowokacja, przyczyniając się do stworzenia niezdrowego środowiska pracy.