Potęgę pluralizmu doskonale widać w sferze gospodarczej. Idea gospodarki rynkowej opiera się na tym, że uczestnicy rynku mogą postępować w sposób, który ich zdaniem najlepiej służy ich interesom.
U zarania ery informacyjnej dominującą rolę odgrywało amerykańskie Wschodnie Wybrzeże. Telefoniczny gigant AT&T miał swoją siedzibę w New Jersey. Elektroniczna potęga GE rozrastała się z Connecticut. Komputerowy potentat IBM podbijał świat z Nowego Jorku, podobnie zresztą jak to czyniły Kodak w dziedzinie fotografii i Xerox na rynku kserokopiarek. Wzdłuż bostońskiej Route 128 roiło się od firm. W 1959 roku pracowało tam trzy razy więcej fachowców od technologii niż w Dolinie Krzemowej, która jednak do 1990 roku zdołała przejąć status głównego technologicznego zagłębia. I to właśnie tam powstawało trzykrotnie więcej nowych miejsc pracy. Jak do tego doszło?
Stało się tak dlatego, że technologiczni giganci ze Wschodniego Wybrzeża trzymali się schematów zarządzania typowych dla instytucji rządowych. To były mocno scentralizowane monolity. Światem korporacji rządzili wówczas panowie w szarych garniturach. Firmy z Route 128 – a wśród nich dawno już zapomniane Digital Equipment Corp., Apollo Computer oraz Wang Labs – funkcjonowały jako mocno sformalizowane i zhierarchizowane organizacje, w których proces decyzyjny odbywa się na górnych szczeblach struktury, a informacje są raczej chronione niż udostępniane poza firmę. Rynek pracy nie sprzyjał częstym zmianom miejsca zatrudnienia. Brak mobilności skutkował większym naciskiem na trwanie przy dotychczasowych rozwiązaniach wypracowanych przez firmę i ograniczał kontakt z pomysłami z zewnątrz. Jak podkreśla teoretyczka biznesu AnnaLee Saxenian w swojej ważnej książce Regional Advantage, w tych organizacjach ceniono stabilizację, nie nowinki.
Dolina Krzemowa stała się tymczasem domem całego zbioru niewielkich i bardzo elastycznych firm, które konkurowały ze sobą i aktywnie poszukiwały nowych pomysłów. Nie było tu dominujących graczy, początkujące firmy działały w rozproszeniu, powszechnie ceniono gotowość do podejmowania ryzyka. Rywalizacja konkurencyjna sprowadzała się do prowadzenia kolejnych drobnych eksperymentów, na których wszyscy się uczyli. Pracownicy z różnych firm spotykali się po pracy i wymieniali pomysłami, a rynek zachęcał do częstej zmiany miejsca zatrudnienia – dzięki czemu firmy miały dostęp do szerszego wachlarza specjalistów. Skutek był taki, że pod względem innowacyjności i wydajności pracy rozdrobniona Dolina Krzemowa biła na głowę konformistyczne Wschodnie Wybrzeże.
Brak mobilności skutkował większym naciskiem na trwanie przy dotychczasowych rozwiązaniach wypracowanych przez firmę i ograniczał kontakt z pomysłami z zewnątrz.
Jak twierdzą historyk gospodarki Joel Mokyr i antropolog Jared Diamond, proces ten można by porównywać do rywalizacji gospodarczej między Chinami a Europą na przestrzeni ostatnich mniej więcej dwóch tysięcy lat. Przez większość historii Azja dominowała nad zaściankową i prymitywną Europą pod względem postępu naukowego i gospodarczego. Aby w pełni docenić znaczenie pluralizmu ram myślowych w historii społeczeństw, warto jednak cofnąć się do roku 221 p.n.e.