W wyniku działań wojennych prowadzonych w Ukrainie oraz rosnącej liczby uchodźców na polskim rynku rodacy zaczęli obawiać się o swoją przyszłość. O współczesnym rynku pracy oraz o tym, w jaki sposób się do niego zaadaptować, opowiada Agnieszka Ciećwierz, współzałożycielka firmy Sigmund Polska i ekspertka w dziedzinie HR. Rozmawia Paulina Kostro.
Przez rynek pracy przeszło tornado zmian wywołane najpierw pandemią, a obecnie dużą liczbą uchodźców z Ukrainy. Proszę powiedzieć, jak wygląda nasz rodzimy rynek pracy obecnie oraz czy i jak wpłynie nań fakt pojawienia się wielu osób, z których część na pewno będzie szukać pracy?
Pandemia wymusiła wiele zmian, które były zaplanowane dopiero za kilka lat, czyli między innymi przejście na pracę zdalną oraz możliwość zatrudniania pracowników z odległych geograficznie miejsc, ponieważ pracując w cyfrowym świecie, nie jesteśmy ograniczeni lokalizacją. Polski pracodawca może na przykład skorzystać z usług programisty, który na co dzień mieszka w Portugalii. To jest największa różnica między współczesnym rynkiem pracy a tym, z którym mieliśmy do czynienia jeszcze dwa lata temu. Potwierdzeniem tego, że praca zdalna pozostanie z nami na dłużej, niech będzie fakt, że niedawno została ona wprowadzona również w administracji publicznej, co jeszcze przed pandemią było praktycznie nie do pomyślenia. Podczas rekrutacji, które również sama przeprowadzam, zauważam, że wielu kandydatów podkreśla, że poszukują pracy w 100% lub chociażby w 80% zdalnej. Zdecydowanie przyzwyczaili się już do takiego trybu funkcjonowania.
Napływ uchodźców z Ukrainy to przede wszystkim szansa na wypełnienie bardzo dużej luki kadrowej, która pojawiła się w takich obszarach jak logistyka, e‑commerce, handel. Kobiety z Ukrainy mogą znaleźć zatrudnienie przede wszystkim w centrach logistycznych lub w firmach spożywczych, gdzie przez dłuższy czas obserwowaliśmy problem ze znalezieniem osób, które mogłyby obsługiwać kasę czy wspomagać obsługę klientów. Warto też wspomnieć o firmach stricte produkcyjnych – w których produkuje się odzież, środki higieny czy artykuły spożywcze – które obserwują zwiększony popyt właśnie w wyniku napływu uchodźców z Ukrainy i co za tym idzie – potrzebują rąk do pracy, by za tym popytem nadążyć.
Nie można jednak zapomnieć o problemach, z jakimi mierzą się głównie branża budowlana oraz wspomniana wcześniej branża logistyczna. Mam tu na myśli przede wszystkim duży odpływ kierowców. Spora cześć Ukraińców zdecydowała się na powrót do kraju. Przyznam, że sama jestem bardzo ciekawa, jak rozwinie się ta sytuacja – czy w tych sektorach rąk do pracy faktycznie zabraknie, czy uda się te wakaty zapełnić.
\ Wielu pracodawców mówi wprost: brakuje nam rąk do pracy – zarówno pracowników fizycznych, jak i specjalistów. Dlaczego pracodawcom tak trudno jest znaleźć odpowiednich ludzi i czy pojawienie się uchodźców z Ukrainy na polskim rynku coś zmieni?
Wiele firm poszukuje teraz osób do prac fizycznych, w branżach produkcyjnych. W tym przypadku osoby z większymi kwalifikacjami nie otrzymają propozycji zatrudnienia, ponieważ pracodawcy wychodzą z założenia, że specjalista nie będzie zainteresowany podjęciem pracy poniżej swoich kompetencji. Inna rzecz, że od dłuższego czasu w Polsce doświadczamy niżu demograficznego, co również powoduje brak rąk do pracy. A ograniczenie możliwość przyjazdu do kraju obcokrajowców tylko pogłębia ten niedobór. I być może dlatego polski rynek pracy w końcu powoli zaczyna się otwierać na pracowników z pokoleń baby boomers i silver generation. Zaczęły funkcjonować portale z ogłoszeniami o pracę dla osób powyżej 50. roku życia.