Streszczenie: Andrew Winston przedstawia trzy filary motywacji do działań klimatycznych: musimy (bo stawką jest przetrwanie), powinniśmy (bo wymuszają to prawo i interesariusze) i chcemy (bo to się po prostu opłaca). W obliczu eskalujących zjawisk pogodowych i kryzysów migracyjnych, ignorowanie zmian klimatu nie jest już opcją. Regulacje – od unijnych po kalifornijskie – oraz oczekiwania klientów i pracowników stawiają firmy przed faktem dokonanym. Z kolei działania proklimatyczne pozwalają obniżyć koszty, ograniczyć ryzyka, zwiększyć przychody i budować markę. Autor apeluje: nie ograniczajmy się do narracji „to dobre dla biznesu” – działajmy, bo to moralne, pilne i nieuniknione.
Czy to wymaga wyjaśnień, dlaczego należy działać w sprawie zmian klimatu? Oto trzyczęściowy system, który pomoże przekonać firmy i ich liderów do podjęcia działań.
Walka o to, by firmy zaczęły poważnie traktować zrównoważony rozwój, jest w zasadzie zamkniętą sprawą. Nawet w obliczu ruchu „anty-ESG”, zjawiska charakterystycznego głównie dla Stanów Zjednoczonych, niemal nie ma już dużych organizacji na świecie, które podważałyby potrzebę zajmowania się kwestiami środowiskowymi i społecznymi. (ExxonMobil, firma, która przez dekady usiłowała utrudnić dostęp do badań o zmianach klimatu, napisała w jednym z ostatnich raportów: „Walka z ubóstwem i zmianami klimatu znalazłaby się na szczycie listy najważniejszych wyzwań stojących przed ludzkością”).
A jednak pytanie „Dlaczego powinniśmy to robić?” wciąż powraca.
Od dwóch dekad dowodzę, że zrównoważony rozwój przynosi korzyści firmom. Chciałbym wreszcie przestać skupiać się wyłącznie na „biznesowych uzasadnieniach”, najlepiej dlatego, że zrównoważony rozwój, podobnie jak wcześniejsze ruchy biznesowe związane z bezpieczeństwem czy jakością, nie musi już uzasadniać swojego istnienia. Jednak wciąż jest on regularnie kwestionowany. Dlatego warto co jakiś czas cofnąć się o krok i przypomnieć sobie, dlaczego to robimy, a także przedstawić prostą strukturę, która pomoże coraz liczniejszej grupie osób dopiero wchodzących w ten temat.
Widzę trzy główne powody, by działać wobec wielkich wyzwań środowiskowych i społecznych, a szczególnie wobec zmian klimatu. Upraszczając, firmy i ich liderzy powinni podejmować działania, ponieważ muszą, powinny i chcą. Te wymiary mogą oczywiście się zazębiać.
Musimy
Rzadko mówię o naukowych podstawach zagrożenia klimatycznego, wolę skupiać się na biznesowych argumentach. Ale tym razem spójrzmy na twarde fakty, często sprowadzane do „czarnowidztwa”. W skrócie: zmiana klimatu – jak podsumowuje Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska – oznacza coraz dłuższe i bardziej intensywne fale upałów, susze i powodzie, podnoszenie się poziomu mórz, głębokie zmiany w rozkładzie opadów a także pogorszenie jakości powietrza i wody.
Ta niepokojąca lista przekłada się na poważne konsekwencje dla ludzi, w tym zagrożenie dla dostępności żywności i wody, ryzyko zdrowotne i rozprzestrzenianie się chorób, utratę bioróżnorodności (czyli sieci życia, od której zależymy), awarie infrastruktury oraz to, co amerykańska armia nazywa „mnożnikami zagrożeń” wpływającymi na bezpieczeństwo narodowe. To podstawowe szczeble w słynnej piramidzie potrzeb Maslowa: jedzenie, picie, oddychanie oraz fizyczne (i finansowe) bezpieczeństwo. „Musimy” oznacza dosłownie konieczność ochrony zasobów, bez których nie jesteśmy w stanie przetrwać.
Skutki społeczne tych wydarzeń będą drastyczne, ponieważ duże obszary świata staną się niezdatne do zamieszkania. Wiele miast i miejscowości zostanie zalane lub stanie się zbyt gorące, by w nich żyć, co doprowadzi do masowej, destabilizującej migracji miliarda lub więcej ludzi. Wystarczy przypomnieć sobie presję, jaką na systemy społeczne i państwa wywarł napływ „zaledwie” kilku milionów osób z Syrii lub Ukrainy.
Dane i prognozy tego rodzaju są często odrzucane jako nadmiernie alarmistyczne. W rzeczywistości zagrożenie zasługuje na taki poziom alarmu. Trudno znaleźć odpowiednie metafory, by to zobrazować, ale spójrzmy na kwestię korzystając z terminologii medycznej. Świat otrzymał diagnozę ciężkiego raka w stadium 3, a niektóre regiony zbliżają się do stanu nieuleczalnego, czyli stadium 4. Jeśli temperatura wzrośnie o kolejne 1,5 stopnia Celsjusza, a jesteśmy już blisko tego progu, wiele państw wyspiarskich i nisko położonych obszarów zniknie. Przy 2,0 stopniach Celsjusza umrą wszystkie koralowce, co zapoczątkuje niewyobrażalne zmiany w nadbrzeżnych ekosystemach. Każde pół stopnia ocieplenia oznacza pogorszenie sytuacji i to nie w sposób liniowy, lecz wykładniczy.
To nie są hipotetyczne scenariusze. Uchodźcy klimatyczni, przedłużające się fale ekstremalnych upałów, rekordowe pożary, powodzie w czasie suszy (jak w Miami) czy bezprecedensowe burze „raz na sto lat”, które pojawiają się co roku, to wszystko dzieje się już teraz. Niezależnie od tego, czy ktoś przejmuje się „ratowaniem planety”, która, warto zauważyć, wcale nas nie potrzebuje, imperatyw jest jasny: musimy działać, aby zapewnić sobie rozwój i przetrwanie.
Powinniśmy
Firmy zmagają się dziś z falą nowych wymogów prawnych i rynkowych dotyczących emisji niefinansowych oraz raportowania węglowego. Same europejskie wymagania w zakresie sprawozdawczości zrównoważonego rozwoju obejmują szacunkowo 50 tys. firm. Wiele krajów wprowadziło własne przepisy nakazujące ujawnianie emisji w działalności i łańcuchach dostaw. Na przykład, Niemcy wprowadziły akt prawny o niezwykle długiej nazwie, Lieferkettensorgfaltspflichtengesetz (ustawa o należytej staranności w łańcuchach dostaw). Podobnie ambitne przepisy zostały wprowadzone również w amerykańskim stanie Kalifornia. Ma to niebagatelne znaczenie ze względu na jej znaczenie gospodarcze – gdyby Kalifornia była oddzielnym państwem, byłaby piątą największą gospodarką świata.
Choć te regulacje bywają wymagające, równie istotna bywa miękka presja. Członkowie grupy CDP Supply Chain, obejmującej setki międzynarodowych koncernów, z AstraZeneca, L’Oréal, Microsoftem i Walmartem na czele, domagają się od dostawców pomiarów emisji lub wyznaczania celów redukcji w oparciu o naukowe podstawy. Młodsze pokolenia pracowników, które firmy będą musiały przyciągnąć i zatrzymać, chcą pracować (i kupować) u tych, którzy podzielają ich wartości, a zmiana klimatu należy do ich głównych obaw. Lokalne społeczności oczekują, że przedsiębiorstwa będą tworzyć pozytywne efekty, zanim zgodzą się na budowę lub rozwój zakładów. Coraz więcej inwestorów analizuje również, jak firmy zarządzają ryzykiem środowiskowym i społecznym.
O ile presja „musimy” dotyczy dosłownie przetrwania, o tyle rosnące oczekiwania interesariuszy, w tym instytucji posiadających realną moc prawną, nie pozostawiają żadnej alternatywy. To silne imadło generujące presję „powinniśmy”.
Chcemy
To kategoria „przyjemna”, w stylu „zobacz, ile można na tym zarobić”. Żadne podejście do biznesu nie gwarantuje wyłącznie scenariuszy win-win, ale dążenie do zrównoważonego rozwoju przynosi ze sobą wyraźną wartość. Przemyślane strategie klimatyczne obniżają koszty, redukują ryzyko, zwiększają przychody oraz budują wartość niematerialną i wizerunkową marki. Przykładem mogą być inicjatywy w zakresie efektywności energetycznej czy odnawialnych źródeł energii, które szybko zmniejszają koszty operacyjne. Dają również szanse zwiększenia przychodów związane z tworzeniem innowacyjnych rozwiązań do dekarbonizacji budynków, transportu, żywności i rolnictwa oraz wielu innych obszarów. Rozwój zrównoważonych produktów i usług staje się silnikiem wzrostu na rynku liczonym w bilionach dolarów.
Unikanie kosztownych zakłóceń spowodowanych ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi niesie ze sobą dużą wartość przy zarządzaniu ryzykiem. Tylko w 2023 r. w samych Stanach Zjednoczonych wystąpiło 28 poważnych zdarzeń pogodowych, z których każde wygenerowało koszty przekraczające 1 miliard dolarów. Wiele firm odczuwa te straty w swojej działalności i łańcuchach dostaw. W efekcie, firmy ubezpieczeniowe wycofują się z ubezpieczania terenów szczególnie narażonych na pożary i powodzie.
Koszty, ryzyko, przychody, marka – te cztery kategorie są podstawą biznesowego uzasadnienia dbania o zrównoważony rozwój. Ale warto wskazać także inny powód, by chcieć zmierzyć się ze zmianą klimatu: to po prostu właściwe postępowanie, zarówno wobec ludzkości, jak i innych gatunków. Owszem, stosunkowo łatwo zauważyć, że gdy klienci i pracownicy nagradzają firmy za czynienie dobra, powstaje wartość i rośnie zysk. Ale co z samym moralnym działaniem? Jako ludzie, a ostatnio sprawdzałem, wszyscy w świecie biznesu i inwestycji są ludźmi, znajdujemy spełnienie w tym, że robimy coś właściwego dla innych i dla siebie. Jest to oświecony interes własny.
Sprowadziłem uzasadnienie do trzech kategorii: musimy („wszyscy zginiemy”), powinniśmy („interesariusze i prawo tego wymagają”) oraz chcemy („będziemy bogatsi i szczęśliwsi”). W obliczu coraz bardziej oczywistego kryzysu klimatycznego frustruje mnie, że samo rozumowanie w kategorii „musimy” nie wystarcza. Oczywiście od dekad trwały skoordynowane działania zainteresowanych organizacji, mające na celu bagatelizowanie nadchodzących zagrożeń środowiskowych. Trzeba też pamiętać, że „musimy” opiera się na odpowiedzialności zbiorowej, podczas gdy pojedyncze firmy mogą w pełni skorzystać z logiki „powinniśmy” i „chcemy”. Mimo to coraz bardziej surrealistyczne wydaje się tłumaczenie potrzeby inwestowania w działania klimatyczne koniecznością zapewnienia nam przetrwania.
Ostatecznie, czy naprawdę ma znaczenie, czy liderzy biznesu kierują się imperatywem biofizycznym? Może nie, ale opieranie się wyłącznie na narracji „to dobre dla biznesu” grozi spowolnieniem działań pod wpływem kaprysów biznesu, gdy pojawiają się nowe, efektowne obszary do inwestycji, takie jak sztuczna inteligencja. Oznacza to też tempo wyznaczane przez wąsko rozumianą gospodarkę. Jeśli będziemy czekać, aż opcja niskoemisyjna będzie natychmiastowo tańsza od konwencjonalnej, prawdopodobnie nie osiągniemy tempa inwestycji potrzebnego do rozwoju technologii. Firmy i sektory, które naprawdę chcą się dekarbonizować, patrzą poza krótkoterminowe koszty. Uwzględniają trudne do zmierzenia, długoterminowe i systemowe korzyści w decyzjach inwestycyjnych i w oparciu o tę szerszą perspektywę wartości dostosowują swoje tempo do tego, czego potrzebuje planeta (w praktyce oznacza to zobowiązanie się do celów opartych na naukowych kryteriach, nawet jeśli ścieżka do nich nie jest jeszcze w pełni wytyczona).
Dla jasności: podkreślanie rozumowania opartego na konieczności nie oznacza rezygnacji z zysku. Oznacza natomiast przyjęcie za pewnik, że proces dekarbonizacji się odbędzie, a następnie cofnięcie się od tego punktu, by znaleźć najtańsze i najszybsze sposoby jego realizacji, zarówno we współpracy, jak i w konkurencji. Gdy ludzie pytają mnie, dlaczego, skoro zrównoważony rozwój jest korzystny dla biznesu, wciąż nie widać szeroko zakrojonych działań w tym zakresie, częściową odpowiedzią jest to, że zmiana jest trudna (świadczą o tym tysiące książek o tym, jak zmienić swoje życie czy firmę). Bezwładność i przyzwyczajenia mają ogromną siłę. Jednak przypominanie sobie, dlaczego musimy, powinniśmy i chcemy się zmieniać, będzie nas motywować do działania w odpowiednim tempie.