Asystenci głosowi to rzeczywistość, która otacza coraz większą liczbę dzieci urodzonych po 2010 roku. Jak wpływa to na ich rozwój i postrzeganie informacji marketingowych?
Przyzwyczailiśmy się do postrzegania dzieci jako istot wyjątkowo ufnych. Nawet edukacyjna funkcja bajek polega często na tym, by nauczyć maluchy, że Czerwony Kapturek nie powinien rozmawiać z nieznajomym wilkiem, a siedmiu koźlątkom nie wolno otwierać drzwi każdemu, kto do nich puka. Dlatego mogłoby się wydawać, że to właśnie dzieci będą najbardziej bezkrytycznie ufać informacjom otrzymywanym za pośrednictwem asystentów głosowych. A jednak wcale tak nie jest.
Pokolenie Z – i co dalej?
Pojawiające się często raporty i analizy rynkowe dotyczą pokolenia Z. Jest ono zwykle definiowane jako osoby urodzone po roku 2000 (inne wersje: po roku 1990 lub po roku 1995). I nie ma się co dziwić, że wiele przedsiębiorstw jest zainteresowanych tym tematem. W końcu coraz większa grupa przedstawicieli generacji Z wchodzi już w pełnoletność, stając się nie tylko pełnoprawnymi klientami, ale także potencjalnymi pracownikami.
Mniej analiz dotyczy za to pokolenia Alfa, czyli osób urodzonych w latach 2010–2025. Innymi słowy – dzieci. Ale dzieci niezwykłych. Dzieci milenialsów, które w przyszłym roku będą mieć maksymalnie 10 lat. Co takiego wyróżnia to pokolenie, że socjologowie zdecydowali się je wyraźnie wyodrębnić? I dlaczego nazwali je pokoleniem Alfa albo iGeneracją?
Dzieci sztucznej inteligencji
Dla większości osób z mojego pokolenia czymś oczywistym wydawał się prąd w gniazdku czy ciepła woda w kranie. Dla dzieci z pokolenia Alfa taką samą oczywistością jest nie tylko internet, smartfony, tablety czy wszechobecne ekrany dotykowe, ale także asystenci głosowi. Czymś naturalnym jest obecna w ich życiu sztuczna inteligencja, która coraz częściej staje się elementem wyposażenia naszych domów. Zewnętrznymi punktami dojścia do jej interfejsu są asystenci głosowi, obsługiwani poprzez smartfony, tablety, komputery, a coraz częściej także specjalne głośniki.
I tu wracamy do kwestii dziecięcej ufności. Ci sami dorośli, którzy ostrzegają najmłodszych przed złym wilkiem i Babą‑Jagą, sami wpuszczają do domów urządzenia, które – nie oszukujmy się – są zagrożeniem dla prywatności oraz kanałem możliwej manipulacji podczas udzielania odpowiedzi na rozmaite pytania. Cóż, na szczęście dzieci okazują się mądrzejsze i mają ograniczone zaufanie do informacji pochodzących – za pośrednictwem asystentów głosowych – z internetu.
Sceptyczne przedszkolaki
Warto w tym momencie nawiązać do dwóch niezależnych eksperymentów przeprowadzonych w obu przypadkach z udziałem dzieci w wieku od 5 do 8 lat. Chodzi zatem o wiek obejmujący późne przedszkole i pierwsze klasy szkoły podstawowej – zdecydowanie pokolenie Alfa.
Pierwsze badanie zostało przeprowadzone w Chinach. Zespół pod przewodnictwem Judith Danovitch sprawdził, w jaki sposób dzieci traktować będą informacje pochodzące z internetu, otrzymywane za pośrednictwem asystenta głosowego, w porównaniu z odpowiedziami pochodzącymi od nauczyciela oraz rówieśnika. W pierwszym etapie (ocena różnorakich faktów) młodsze dzieci nie wskazały, które ze źródeł jest bardziej wiarygodne, natomiast starsze zdecydowanie najwyżej ceniły odpowiedzi ze strony nauczyciela. Bardziej niż informacje z internetu doceniały także wiadomości pochodzące od kolegów, nawet mimo świadomości, że dysponują oni podobnym zasobem wiedzy.
W drugim etapie eksperymentu pytano natomiast wyłącznie o fakty o charakterze liczbowym (naukowe i historyczne). W tym przypadku dzieci za najbardziej wiarygodne źródło informacji uznały nauczyciela oraz internet, mniejszą wagę przykładając do słów rówieśników. Co ciekawe, dorośli biorący udział w tym samym eksperymencie ułożyli hierarchię wiarygodności inaczej. Na pierwszym miejscu zdecydowanie znalazły się odpowiedzi pochodzące z internetu, przed nauczycielem i rówieśnikami.

Drugie badanie objęło dzieci amerykańskie. W tym przypadku okazało się, że dzieci są nie tylko sceptycznie nastawione do informacji pochodzących od asystentów głosowych, ale wręcz specjalnie szukają pytań, na które nie znają oni odpowiedzi. Gdy okazuje się, że sztuczna inteligencja coraz częściej odpowiada „Nie wiem” na pytania o istnienie jednorożców i Wróżki Zębuszki, jeszcze bardziej cierpi na tym jej wiarygodność w oczach dzieci…
Źródło informacji jest ważne, ale relacja ważniejsza
Jakie wnioski można wyciągnąć z obu tych badań? Pierwszy nie dotyczy bezpośrednio biznesu, ale jest dość pocieszający – na tym etapie rozwoju asystentów głosowych przedstawiciele najmłodszego pokolenia wykazują zaskakująco wysoki poziom zdrowego rozsądku w relacjach z tą odmianą sztucznej inteligencji.
Bo to relacja, a nie informacja, jest najważniejsza. Ten drugi wniosek znamy już z badań dotyczących pokolenia Z, do którego też najskuteczniej trafia się nie z bezpośrednim przekazem marketingowym, ale poprzez różnego rodzaju autorytety, często w bardzo szerokim rozumieniu tego słowa. Wygląda na to, że w pokoleniu Alfa to zjawisko jeszcze się nasili.
Trzeba jednak mieć świadomość, że realni ludzie wygrywają w oczach dzieci głównie dzięki temu, że udaje im się zbudować z nimi osobiste, głębsze relacje. Relacje bazujące nie tylko na samej wiedzy, ale także autorytecie i przywiązaniu. Jeśli w przyszłości asystenci głosowi staną się bardziej spersonalizowani i będą w stanie tworzyć wyjątkowe, pogłębione interakcje z poszczególnymi użytkownikami, ich wiarygodność jako źródła informacji może przewyższyć rodziców, nauczycieli czy rówieśników.