CZY WIESZ, ŻE: skutkiem ubocznym popularności samochodów elektrycznych może być tzw. carmageddon, czyli potężne zwolnienia w branży motoryzacyjnej.
80 tysięcy pracowników w przemyśle samochodowym straci niedługo pracę – najwięcej z Niemczech, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Z jakiego powodu? Według Bloomberga, który stoi za tymi wyliczeniami, winę za to ponosi przede wszystkim… elektromobilność. Większość liczących się producentów aut coraz śmielej wprowadza do swojej oferty auta elektryczne, a te charakteryzuje mniej skomplikowana budowa i… mniej skomplikowany proces produkcyjny. A mniej skomplikowana produkcja wymaga mniejszej liczby pracowników.
Są wręcz tacy, którzy z powodu tego, że w fabrykach Audi czy Mercedesa mnóstwo ludzi straci pracę (obie firmy zapowiedziały zwolnienie ok. 20 tys. osób), są wściekli na… Elona Muska. Bo skoro to Tesla sprawiła, że samochody elektryczne stały się popularne, to wszystko oczywiście wina Muska.
Robotyzacja motoryzacji
Warto jednak spojrzeć na ten problem także z nieco innego punktu widzenia – a nawet z dwóch innych perspektyw.
Po pierwsze, niezależnie od tego, w jaki rodzaj napędu wyposażone były, są i będą samochody, poziom robotyzacji w przemyśle motoryzacyjnym zawsze przewyższał inne branże. I już od lat przekładało się to już na redukcję zatrudnienia. Jak podaje najnowszy raport Międzynarodowej Federacji Robotyki (IFR), na 2651 robotów, które zostały zainstalowane w Polsce w roku 2018, ponad jedna trzecia (883 roboty) trafiła właśnie do przemysłu motoryzacyjnego. I nawet w Polsce, która ma stosunkowo niską gęstość robotyzacji (ogółem 42 roboty na 10 tysięcy pracowników), w przemyśle motoryzacyjnym gęstość robotyzacji wynosiła w 2018 roku 189 robotów (pozostałe branże – 29 robotów).
Po drugie, warto również pamiętać o tym, że w szerszym ujęciu zmiany związane z automatyzacją i robotyzacją przyczyniają się nie tylko do likwidacji pewnych miejsc pracy, ale i do tworzenia nowych. Według części analityków, wpłynie to na rynek pracy w zaskakująco pozytywny sposób.