W przestrzeni publicznej, ale też w rozmowach prywatnych co po pandemii. Jak będzie wyglądał świat, w tym Polska, co się zmieni, co z nami będzie? Najczęściej słyszymy odpowiedź: zmieni się wszystko.
Już nigdy nie wejdziemy do tej samej rzeki. Wkroczymy w nową rzeczywistość. Kończy się złota epoka prosperity i względnego spokoju w bogatych krajach zachodnich, bo wojny w ostatnich dziesięcioleciach miały charakter lokalny, zwykle peryferyjny. Kończy się era świata jednobiegunowego, gdzie reguły gry politycznej, gospodarczej i w znacznym stopniu kulturowej narzucały Stany Zjednoczone. Powstanie za to układ wielobiegunowy, w którym naczelną rolę będą odgrywać Chiny, a rychło dołączą do nich Indie. Dojdzie do głębokiej zmiany kontroli własności w drodze nabywania znacznych pakietów akcji wielkich korporacji i banków zachodnich przez kraje dysponujące ogromnymi nadwyżkami dewizowymi i ich agentów (bogate kraje arabskie, Chiny, Tajwan, Rosja i in.). Stworzy to nowe ramy globalnej rywalizacji o zasoby i przywództwo, a to w naturalny sposób podniesie ryzyko konfliktów o wymiarze ogólnoświatowym. Po pandemii znajdziemy się zapewne w świecie niskiego wzrostu gospodarczego (spadek z 3 do około 1% rocznie), inflacji, wielkich długów publicznych i niedoborów. Kreowana przez ostatnie lata iluzja wzrostu dobrobytu, również w naszym kraju, pęknie jak bańka mydlana. To, co hojną ręką dawała władza i prosperujące gospodarki, stopniowo będzie odbierać złowrogi wirus – tym więcej, im więcej nakładów wymagać będzie jego pokonanie. Jeśli społeczeństwa nie wykażą się dyscypliną i zdrowym rozsądkiem, to nasze najcenniejsze humanistyczne aktywa – współpraca i solidaryzm – zostaną zastąpione prawem silniejszego. Epidemię wirusa zastąpi epidemia egoizmu.
Jaką mamy alternatywę?
Czy ten czarny, zgoła apokaliptyczny scenariusz jest jedynym, jaki można sobie wyobrazić? Niektórzy tak sądzą, ale inni w to wątpią. Bo są też inne, bardziej optymistyczne. Ów przytoczony wyżej czarny scenariusz wynika implicite z deterministycznego sposobu myślenia. Jest oparty na ekstrapolacji zakorzenionych jeszcze przed pojawieniem się koronawirusa przekonań i narastającej dekadencji Zachodu. Przewiduje, co się wydarzy, jeśli nie odrzucimy w naszej praktyce społecznej tego, co szkodliwe, wyniszczające gospodarkę, środowisko i ludzką kondycję. Tymczasem przyszłość nie musi być prostym odwzorowaniem przeszłości. Wystarczy tylko zastąpić determinizm podejściem aksjologicznym. Podejściem, które zakłada intencjonalne formułowanie nowych hierarchii wartości, celów i metod ich osiągania w efekcie uczenia się społeczeństw z wykorzystaniem dotychczasowych doświadczeń oraz wyrażanie nowych jakościowo preferencji.
Bez wątpienia opis postpandemicznej, nowej rzeczywistości jest zadaniem interdyscyplinarnym, wymagającym uwzględnienia wszystkich istotnych wymiarów życia społecznego. Jest zadaniem, którego wykonanie nakazuje analizę na poziomie paradygmatów, na których opiera się lub może się opierać całokształt praktyki społecznej.
Prawdopodobne zmiany
Człowiek jest istotą zaradną. Z pewnością więc nie pozostanie bierny wobec tych wielce niekorzystnych tendencji. Z dużym prawdopodobieństwem można się spodziewać, że przyszłe życie społeczno‑gospodarcze ukształtuje się pod wpływem trzech sił: zredefiniowanej globalizacji, internetu i poczucia trwałego wzrostu niepewności i ryzyka. Nastąpi ograniczenie w skali światowej niekontrolowanego przepływu kapitału, znaczenia globalnych łańcuchów dostaw oraz transferu produktów i pracy. Między autarkią i otwartą gospodarką ustali się nowy punkt równowagi. Dotyczy to zwłaszcza tych dziedzin i tych produktów, które w krytycznych sytuacjach wyznaczają krajowe możliwości walki z kryzysem (takich jak żywność, leki, środki ochrony, urządzenia medyczne, poziom i struktura materialnych rezerw strategicznych). Obecny kryzys nada nowy sens industrializacji. Postindustrializm, dominacja sektora usług (w Polsce około 58% zatrudnionych) to, jak dotąd, dość powszechnie uznawany dowód nowoczesności. Tymczasem model ten sprawdza się wyłącznie w dobrych czasach, w trudnych zaś jest nieodporny na tąpnięcia i załamania. Nieprzypadkowo najwyżej zindustrializowana pośród rozwiniętych krajów świata gospodarka niemiecka radzi sobie w kryzysie najlepiej. W ramach reindustrializacji i dążenia do strategicznej samowystarczalności państwa przyspieszą procesy automatyzacji i robotyzacji, które nie tylko zapewniają większą wydajność, ale także stanowią remedium na transfer chorób zakaźnych między pracownikami. Home office przy masowym wykorzystaniu łączy internetowych stanie się dominującą formą wykonywania pracy biurowej, co spowoduje spadek zapotrzebowania na powierzchnie biurowe.
Wszystko to wprowadza nas w świat wszechobecnego internetu. Nastąpi bezprecedensowy rozwój usług internetowych, obejmujących wszelkie dziedziny życia. Zakupy w sklepach i lokalach gastronomicznych (posiłków na wynos), relacje klient‑urząd, klient‑bank, telekonferencje, doraźne porady medyczne, masowe kształcenie na wszystkich poziomach (lekcje, wykłady), imprezy masowe i artystyczne (kino, teatr, opera), praktykowanie obrządków religijnych, a nawet, co trudne do wyobrażenia, zawieranie związków małżeńskich – wszystko to przeniesie się w jakiejś części do internetu.
Turbulencje
Świat staje się coraz bardziej nieprzewidywalny. Rośnie ryzyko nieosiągania oczekiwanych efektów. Przybywa nowych elementów niepewności, co kruszy poczucie stabilności i trwałego dobrostanu. Tylko przeszłość jest stanem obiektywnej pewności. To, co wciąż przed nami, widzimy w grubym zarysie, a w dodatku obraz ten jest zamglony z powodu naszej niewiedzy oraz nieoczekiwanych zasadzek i żywiołów. W konsekwencji nowej kalkulacji zwiększonego ryzyka, a zwłaszcza uwzględnienia w niej niepewności, wartość bieżąca przyszłych strumieni korzyści z działalności człowieka spadnie. Efektem tendencji autarkicznych będzie redukcja korzyści skali w procesach wytwórczych, co w połączeniu ze spadkiem efektywności kapitału z powodu ograniczenia jego światowej cyrkulacji, a także ze wzrostem kapitałochłonności produkcji (automatyzacja i robotyzacja), oznacza spowolnienie dynamiki wzrostu światowego.
Wzrost bieżącej konsumpcji może być krótkookresowym panaceum na słabnącą gospodarkę, ale w długim okresie o pomyślności narodów decyduje skłonność do oszczędzania.
Zmiany w stosowanych metodach i sposobie organizacji gospodarki wywołają głębokie reperkusje w życiu społecznym. Odbiją się zwłaszcza na strukturze i relacjach społecznych. Przede wszystkim pogłębi się proces tworzenia dwubiegunowego społeczeństwa z powodu stałego uszczuplania liczby tzw. niebieskich kołnierzyków, czyli ograniczenia liczebności niższej klasy średniej. Populacja dobrze opłacanych robotników zmaleje, a wzrośnie liczba inżynierów, konstruktorów, projektantów, kierowników, specjalistów itp. Z jednej strony będziemy mieć, jeśli chodzi o dochody, klasę wysoką i średnią wyższą, a z drugiej niską i średnią niższą. Adekwatnie do tego ukształtują się dwie grupy społeczne: bogatszych i biedniejszych. Tendencje te spowodują także dalszą depersonifikację procesów pracy. Kolejne innowacje technologiczne i organizacyjne sprawią, że ludzie staną się tylko ogniwem, a często ledwie trybikiem, w procesie wytwórczym. Jednocześnie będą cierpieć na syndrom częściowego odczłowieczenia z powodu wzrostu anonimowości, rozproszenia i ograniczenia kontaktów personalnych.
Wadliwy model
Przedstawione zmiany, a zajdzie ich z pewnością więcej, będą się dokonywać w mikroskali, w codziennej praktyce społeczno‑gospodarczej, w przedsiębiorstwach, instytucjach, na rynkach towarowych, kapitałowych i finansowych, ale też w gospodarstwach domowych. Z czasem powstanie nowy jakościowo mechanizm o wyższych parametrach sprawnościowych. Powstanie lepsza „maszyna” do pomnażania dóbr i usług. Ale w imię czego? Jeśli spojrzeć na to z perspektywy makroskali, a więc powszechnego systemu wartości i wynikających z nich celów społeczno‑gospodarczych, możliwości odpowiedzi są dwie. Albo dla zachowania status quo, ale na poziomie wyższym ilościowo, innymi słowy dla utrwalenia dotychczasowego paradygmatu, na którym opiera się cała budowla społeczeństwa i gospodarki wraz z właściwymi jej preferencjami i motywacją do rozwijania działalności. Albo też dla przyjęcia nowego paradygmatu, uwzględniającego zmiany jakościowe, wobec empirycznie potwierdzonego przekonania, że stary „przegrał z historią”, wypalił się i wykazuje malejącą efektywność w szerokim tego słowa znaczeniu. Obecnie dominujący paradygmat, wywodzący się z kultury śródziemnomorskiej, dający się opisać hasłem: „więcej, szybciej, lepiej”, zakłada hierarchiczną strukturę celów społeczno‑gospodarczych. Na samym wierzchołku plasuje się ilościowo rozumiany wzrost ekonomiczny i wzrost dobrobytu. Wskaźnik PKB per capita, choć z różnych stron krytykowany, jest nadal głównym probierzem postępu. Z myślą o tym celu zaprojektowany jest cały mechanizm funkcjonowania gospodarki i społeczeństwa, a zwłaszcza instytucje rynku oraz państwa. Na wszystkich uniwersytetach zachodnich (również w Polsce) za cel działania przedsiębiorstw przyjmuje się pomnażanie bogactwa właścicieli. Idea ta jest kołem zamachowym współczesnej gospodarki – z konkurencją jako spiritus movens wszelkich udoskonaleń. W tej hierarchii bezpieczeństwo zdrowotne, edukacja, bezpieczeństwo socjalne, ekologiczne, rozwój wyższych umiejętności (np. artystycznych) to cele niższego rzędu, rezydualne. Nie trzeba długiego wywodu, by stwierdzić, że ów model nie zapewnia większości społeczeństwa wysokiej jakości życia. Nie daje poczucia bezpieczeństwa zdrowotnego, równego dostępu do edukacji na wszystkich poziomach, możliwości oddychania czystym powietrzem w czystym środowisku naturalnym czy czerpania satysfakcji z harmonijnie ułożonych relacji społecznych.
Nowy paradygmat
Nowy paradygmat to istotne rozszerzenie i pogłębienie pojęcia dobrobytu i jego wzrostu. Oznacza, że ilość i jakość – wzrost ilościowy i rozwój jakościowy – idą w parze, są równoważne, wzajemnie się uzupełniają i zarazem wzmacniają na zasadzie dodatniego sprzężenia zwrotnego. Miejsce hierarchicznego układu celów z nadrzędnym celem ilościowego wzrostu ekonomicznego zajmuje tu zestaw ważnych celów ilościowych i jakościowych usytuowanych na okręgu. I tak kolejne punkty okręgu stanowią: wzrost ekonomiczny (PKB), bezpieczeństwo zdrowotne, rozwój edukacji, bezpieczeństwo socjalne, wewnętrzne i zewnętrzne, bezpieczeństwo ekologiczne i – co istotne – bezpieczeństwo polityczno‑ustrojowe (o którym dalej) oraz inne wartości, uznane za ważne przez społeczeństwo. Między tymi celami zachodzi dynamiczna równowaga.
Ten zarysowany ideowo model musi jednak mieć wymiar operacyjny. Musi działać. Wymaga to, by spełniał przynajmniej dwa kryteria. Po pierwsze, niezbędna jest gruntowna zmiana świadomości społecznej. Po drugie zaś, model ten musi być wyposażony w odpowiednie mechanizmy sprawcze. W ramach pierwszego konieczne jest przyjęcie nowego podejścia do konsumpcji, oszczędzania i bycia obywatelem. Od dłuższego czasu przez świat przetacza się fala konsumeryzmu, co oczywiście dotyczy głównie bogatych i bogacących się krajów (takich jak Polska). Posiadanie, gromadzenie często zbędnych dóbr, rozpasana doraźna konsumpcja to rodzaj nowej religii. Z teorii ekonomii wynika, że wzrost bieżącej konsumpcji może być krótkookresowym panaceum na słabnącą gospodarkę, ale w długim okresie o pomyślności narodów decyduje skłonność do oszczędzania. Szeroka akceptacja społeczna nowego paradygmatu pozwala uznać nakłady na zdrowie, edukację, ekologię i zdobywanie wyższych umiejętności za inwestycje przynoszące znaczne efekty, a nie wyłącznie koszty. Umożliwia to również istotną realokację nakładów inwestycyjnych i organizacyjnych w kierunku rozwoju tych dziedzin, które decydują o jakości życia, a zatem pozwala utrzymać ową równoważność celów ilościowych i jakościowych.
To wprowadza nas w kwestie instytucjonalne. W świadomości społecznej musi pojawić się silna potrzeba posiadania wspólnego, sprawnego państwa. Państwa, które jest względnie małe, pomocnicze, ale zdolne do sprawstwa; które nie zmierza do centralizacji, ale wręcz przeciwnie. Jest kilkupoziomową strukturą z istotną rolą władz lokalnych, które najlepiej rozpoznają i zaspokajają potrzeby obywateli. Państwo to powinno być ponad rynkiem, gdy ten ze swej istoty zawodzi, a równocześnie współdziałać z rynkiem, gdy ten sprzyja rozwojowi ilościowo‑jakościowemu. Na drugim biegunie potrzebne są silne społeczeństwo obywatelskie i niezależne organizacje pozarządowe, podejmujące ważne inicjatywy prospołeczne, ale też – co bardzo istotne – kontrolujące władzę. Pomiędzy tymi biegunami należy umieścić swoiste bezpieczniki, czyli regulacje o wysokiej mocy prawnej, które razem z silnym społeczeństwem obywatelskim będą gwarantować skuteczne blokowanie możliwych zapędów władzy do niekontrolowanego autorytaryzmu. Te dwa elementy łącznie pozwalają osiągnąć cel polegający na zapewnieniu bezpieczeństwa polityczno‑ustrojowego. Z drugiej strony, aby wywiązać się należycie ze swoich powinności, państwo musi mieć do dyspozycji sprawny sektor publiczny, który nie tylko w Polsce tradycyjnie jest niedowartościowany, spychany na margines, którego potrzeby zwykle ustępują innym. Tymczasem to sektor publiczny kształtuje warunki życia obywateli i realizuje większość celów jakościowych. Tam funkcjonują nauka i edukacja, służba zdrowia i ochrony środowiska, kultura i administracja. Z tych oczywistych względów standardy pracy i wyniki tego sektora muszą się zdecydowanie podnieść, bo stanowi to warunek sine qua non efektywności nowego ładu.
Czy nastąpi pożądana zmiana paradygmatu? Jest iskierka nadziei. W odróżnieniu od przeszłych zawirowań obecny kryzys zagraża nie tylko fundamentom ekonomicznym całego świata, ale nade wszystko grozi masową utratą zdrowia, a nawet życia. A życie jest przecież najwyższą wartością.