Reklama
Dołącz do liderów przyszłości i zdobądź przewagę! Sprawdź najnowszą ofertę subskrypcji
Transformacja organizacyjna
Magazyn (Nr 6, grudzień 2020 - styczeń 2021)

Akwizycje zagraniczne muszą być bardzo precyzyjnie przygotowane [Materiał partnerski]

1 grudnia 2020 8 min czytania
Zdjęcie Lidia Zakrzewska - Redaktor zarządzająca "ICAN Management Review".
Lidia Zakrzewska
Zdjęcie Jacek Byrt - Partner odpowiedzialny za doradztwo finansowe w Mazars w Polsce, ekspert z długoletnią praktyką międzynarodową na rynku akwizycji
Jacek Byrt
Akwizycje zagraniczne muszą być bardzo precyzyjnie przygotowane [Materiał partnerski]

Polskie przejęcia na zagranicznych rynkach już nie zaskakują, choć liczba transakcji jest relatywnie niewielka. O tym, jak się do nich przygotować, na co zwrócić szczególną uwagę, mówi Jacek Byrt, partner odpowiedzialny za doradztwo finansowe w Mazars w Polsce, ekspert z długoletnią praktyką międzynarodową na rynku akwizycji.

Partnerem materiału jest Mazars.

Czy polskie firmy to aktywni inwestorzy na rynkach zagranicznych? Jak wygląda dynamika przejęć?

Dysponujemy niepełnymi statystykami, ponieważ nie wszystkie transakcje są odnotowywane. Najbardziej wiarygodnym i powszechnie uznawanym w świecie źródłem jest baza Mergermarket, która notuje wszelkie transakcje o wartości nie mniejszej niż 5 mln euro. Jeśli pominiemy te, które mają charakter podatkowo‑optymalizacyjny czy restrukturyzacyjny, możemy mówić o kilkudziesięciu (25–31) akwizycjach rocznie. Średnia roczna wartość wszystkich zarejestrowanych przejęć waha się od 200 mln do 1,5 mld euro. Wydaje się, że to niewiele, ale akwizycja jest ostatnim etapem ekspansji na obcy rynek. Najczęściej zaczyna się od eksportu, następnie firmy w różnej postaci tworzą przedstawicielstwa lub korzystają z dystrybutorów, dopiero na końcu decydują się na zakup lokalnych konkurentów.

Które spółki są czempionami w dziedzinie przejęć? Jakie branże wykazują największą aktywność?

Najbardziej spektakularnego przejęcia dokonał PKN Orlen w 2017 roku, kupując czeski Unipetrol za mniej więcej 1 mld euro, kiedy w ostatnich pięciu latach średnia wartość polskiej akwizycji to 10–100 mln euro. 28% przejęć wartych było mniej niż 10 mln euro. Polskich czempionów jest całkiem sporo, jak choćby Amica, Wielton, Tele‑Fonika, Nowy Styl, Maspex, ASM, CCC czy w końcu Adamed, który w 2017 roku przejął producenta leków w Wietnamie za 42 mln euro. Natomiast jeśli chodzi o drugą część pytania, najaktywniej działa sektor produkcyjny – od AGD, poprzez produkcję okien, mebli, aż do żywności i innych dóbr, w których wytwarzaniu Polska przoduje.

Jakie cele przyświecają kupującym i gdzie szukają obiektów przejęć?

Większość celów sprowadza się do tego, żeby mieć możliwość efektywniejszej sprzedaży na nowych rynkach. Sposoby, by je osiągnąć, są jednak różne – jedne firmy kupują udziały w rynku, inne markę, która cieszy się lokalną renomą, inne technologie, a jeszcze inne know‑how lub moce produkcyjne.

Jeśli natomiast chodzi o kierunki lokowania polskich inwestycji, połowa transakcji w ciągu pięciu ostatnich lat miała miejsce w Europie Zachodniej, 39% – w Europie Środkowej i Wschodniej, 7% – w obu Amerykach (razem z USA), a 4% – w Azji.

Nie wszystkie przejęcia okazują się sukcesem. Jak firma powinna się przygotować, aby nie wyrzucać pieniędzy w przysłowiowe błoto?

Pierwszy i bardzo ważny punkt wydaje się oczywisty, ale jak pokazuje doświadczenie, nie jest – trzeba mieć strategię. Tymczasem sporo przedsiębiorstw jej nie ma, a nawet nie wpisuje zagranicznych akwizycji w ogólną strategię organizacji. Tymczasem strategia ekspansji powinna wynikać ze strategii rozwoju firmy, być narzędziem do jej realizacji. Powinna określać, czy w ogóle zagranica nas interesuje, jeżeli tak, to w jaki sposób chcemy na te rynki wejść. Odpowiedź nie musi być oczywista. Może okazać się, że lepiej uruchomić lokalną filię czy zawiązać partnerstwo joint venture. Takie rozwiązania są z reguły szybsze i tańsze. Myślenie o akwizycji ma sens, kiedy skala eksportu jest duża. Ale i wtedy musimy wiedzieć, co chcemy kupić, gdzie i czy mamy na to pieniądze.

W takim razie, gdy firma zna już odpowiedzi na te pytania, co powinna zawrzeć w swojej strategii zakupowej?

Jak wspomniałem – musi zdefiniować, co chce przejąć, w jakim regionie, na co ją stać. Pytanie, na co stać organizację, ma dwa wymiary. Pierwszy: ile ma lub może mieć pieniędzy? Środki mogą pochodzić nie tylko z konta firmowego, ale też z kredytu bankowego lub od partnera, np. z funduszu private equity lub z Funduszu Ekspansji Zagranicznej Polskiego Funduszu Rozwoju, który jest koinwestorem dla polskich firm zdecydowanych na zagraniczną akwizycję. Drugi wymiar dotyczy zasobów ludzkich – kompetencji i doświadczenia. Duża część transakcji się nie udała lub tylko częściowo spełniła założenia, ponieważ zabrakło odpowiednich ludzi albo nie byli oni przygotowani do przejęcia. Zabrakło im doświadczenia, nie znali języka lub nie potrafili się odnaleźć w międzynarodowym środowisku.

Następnym krokiem jest znalezienie celu przejęcia. Samo sporządzenie listy takich obiektów jest w miarę proste, jednak wybranie tych przedsiębiorstw, które spełnią oczekiwania kupującego, wymaga sporej wiedzy, sprawdzania informacji w różnych źródłach, nie tylko finansowych.

Akwizycja jest kosztownym przedsięwzięciem, więc ten etap pewnie się zleca zewnętrznemu doradcy?

Logika podpowiada, że tak być powinno, ale biznes nie zawsze się nią kieruje…

Rozumiem. Co dalej?

Trzeba dotrzeć do osób decyzyjnych, a nie zawsze jest to zarząd, przedstawić własną organizację, porozmawiać nie tylko o biznesie, zrozumieć sytuację finansową i operacyjną potencjalnego obiektu akwizycji, oszacować możliwe synergie, zrozumieć rodzaje ryzyka, zorientować się, czy dany podmiot w ogóle jest zainteresowany transakcją. Jeśli nie, spróbować go zainteresować. Jeśli tak, to pytanie: czy chce sprzedać całość swojego interesu, czy część? Wyjaśnić motywy zakupu, zaprosić do Polski i pokazać własny biznes. Ten etap jest najtrudniejszy, bo kłopot nastręczać może już samo umówienie spotkania (szczególnie w świecie COVID‑19), a trzeba jeszcze pozyskać zaufanie będące kluczem do dalszej rozmowy. Jeśli przez ten etap przebrniemy, musimy przygotować ofertę, a właściwie list intencyjny, który określi, co chcemy kupić oraz ile jesteśmy gotowi za to zapłacić.

Jeżeli oferta spotka się z zainteresowaniem, zaczynają się negocjacje dotyczące szczegółów i kolejny etap, czyli due diligence. Analiza przejmowanego przedsiębiorstwa obejmuje wiele obszarów – standardem jest due diligence finansowe, prawne, podatkowe. Do tego dochodzi czasem badanie pod kątem komercyjnym, środowiskowym i technicznym (np. przy przejęciu zakładu produkcyjnego). Due diligence ma dwa cele – sprawdzenie, czy to, co widzimy na etapie szczegółowego badania, jest zgodne z tym, co sobie o spółce wyobrażamy na podstawie wcześniej otrzymanych informacji od właściciela. Ma też zminimalizować ryzyko znalezienia „trupów w szafie”. Z reguły zawsze się coś znajduje, a to może być powodem do powrotu do negocjacji. Czasem będzie to rozmowa o obniżeniu ceny zakupu, czasem o przeniesieniu ryzyka na sprzedającego. W skrajnych przypadkach może dojść do odejścia od stołu.

Doprowadzenie negocjacji do końca, zakończone podpisaniem umowy, rozpoczyna etap integracji potransakcyjnej. Jednak na podstawie własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że należy ją zaplanować 2–3 miesiące przed podpisaniem umowy. Powinien być to plan działań przed podpisaniem umowy, etap pierwszych 100 dni po transakcji i horyzont średnioterminowy. Pierwsze działania dotyczą komunikacji, budowania dobrego wizerunku nowego właściciela oraz uzyskania informacji na temat np. systemów IT czy systemów raportowania finansowego i zarządczego. Moment podpisania umowy powinien nastąpić, gdy wiemy, że nie natrafimy na opór ludzi, problemy komunikacji z rynkiem czy niespójne raporty finansowe. Kolejną sprawą jest zespół – trzeba wiedzieć, czy nową spółką będzie zarządzał dotychczasowy zarząd, aby zapewnić płynność przejęcia, czy też warto powołać kogoś ze strony polskiej. Należy zbudować własny zespół, by zadbał o uzyskanie efektu synergii. Ten pierwszy, 100‑dniowy okres, o którym wspomniałem, musi być bardzo szczegółowo zaplanowany.

Proces zakupu za granicą może trwać od 6 miesięcy do ponad roku. Dobrze zaplanowany i zrealizowany pozwoli polskiej firmie na skuteczne podbicie obcych rynków, zbudowanie własnej, uznawanej na świecie, marki. Warto się do niego solidnie przygotować, by raz wydane środki zwróciły się z nawiązką. •

Rozmawiała: Lidia Zakrzewska

O autorach
Tematy

Może Cię zainteresować

Multimedia
Jak zaplanować swoją karierę. Rozmowa z Sergiuszem Trzeciakiem

Każda kariera jest drogą indywidualną i nikt nie zna uniwersalnego przepisu na sukces. Nie można skopiować czyjejś kariery i nałożyć na własne życie. Ale jedno jest pewne: większe szanse na sukces mają te osoby, które przemyślą i dobrze zaplanują swoją drogę zawodową.

Multimedia
LIMITY AI: Czy AI naprawdę odbiera pracę programistom?

W szóstym odcinku „Limitów AI” Iwo Zmyślony rozmawia z Wiktorem Żołnowskim (Co-CEO i Co-Founder Pragmatic Coders) o transformacji rynku IT i roli, jaką odgrywa w niej sztuczna inteligencja. Dlaczego polskie firmy zwalniają programistów? Czy ten trend się utrzyma? Czy mamy już do czynienia z krachem, czy jedynie z korektą? Z czego to się bierze i na czym właściwie polega? Do jakiego stopnia to zasługa AI, a do jakiego tańszej siły roboczej z Wietnamu, Meksyku, Egiptu, Argentyny czy Indii? Jak te zmiany wpływają na pracę programisty? Ile jest warta ta praca? Jakiej pracy biznes przestaje potrzebować, a jakiej poszukuje i nie może znaleźć? Odpowiedzi na te pytania znajdziesz w załączonym podcaście.

Cyberbezpieczeństwo w epoce AI: Polska na cyfrowej krawędzi

Tylko 3% firm w Polsce osiągnęło pełną gotowość na cyberzagrożenia – alarmuje najnowszy raport Cisco. Sztuczna inteligencja staje się nie tylko narzędziem wzrostu, ale też źródłem coraz bardziej wyrafinowanych zagrożeń, polski sektor biznesu balansuje na granicy cyfrowej odporności. Czy liderzy są gotowi spojrzeć prawdzie w oczy?

Zielone wskaźniki mogą być powodem do niepokoju. Dlaczego liderzy powinni się martwić, gdy widzą tylko pozytywne wyniki?

Czy rosnące wskaźniki na prezentacji wyników firmy rzeczywiście zawsze są powodem do radości? Niekoniecznie. Jeśli pojawiają się zbyt często, mogą świadczyć nie o wyjątkowo korzystnej passie, ale o presji dostarczania pozytywnych wiadomości przełożonym. Zamiecione pod dywan problemy jednak prędzej czy później wyjdą na jaw.

Pozytywne wyniki napawają optymizmem. Jeśli jednak pojawiają się zbyt często, powinny stanowić sygnał alarmowy. Czy koniunktura może być bowiem nieprzerwanie korzystna? Jeśli zbyt długo wszystkie wewnętrzne wskaźniki rosną, warto się nad nimi pochylić. Z doświadczeń renomowanej firmy consultingowej Bain & Company wynika, że aż 70% programów transformacji organizacyjnej kończy się fiaskiem. Bardzo często zdarza się tak, że wszystkie założone cele pozornie są realizowane, a dopiero pod koniec projektu wychodzą na jaw mankamenty. Aby uniknąć takich sytuacji, trzeba dokładnie zbadać źródło błędów.

Multimedia
ZDROWIE LIDERA: Zarządzasz firmą. Ale czy zarządzasz swoim zdrowiem?

Codzienność Szpitalnego Oddziału Ratunkowego potrafi być brutalnym lustrem stylu życia liderów. Klaudia Knapik rozmawia z dr Anną Słowikowską – kardiolożką, która zderza mity o zdrowiu z faktami i opowiada o pacjentach, którzy nie zdążyli… wysłać ostatniego maila. To rozmowa o sercu – dosłownie i w przenośni. Dla każdego, kto żyje intensywnie i chce żyć długo.

płaska struktura organizacyjna Ludzie podążają za strukturą: jak mniejsza hierarchia zmienia miejsce pracy

Przejście na samoorganizujące się zespoły i danie większej autonomii pracownikom skutkuje większym zaangażowaniem i lepszymi wynikami. Jednak nie każdemu pracownikowi odpowiada taka zmiana. Menedżerowie coraz częściej dostrzegają, że sposób organizacji firmy wpływa na jej wyniki, dlatego regularnie modyfikują strukturę, licząc na poprawę efektów. Znacznie mniej uwagi poświęca się jednak temu, jak takie zmiany oddziałują na samych pracowników.

Abstrakcyjna ilustracja symbolizująca przywództwo w erze AI: po lewej – chłodne, geometryczne wzory przypominające dane i algorytmy; po prawej – ciepłe, organiczne formy nawiązujące do ludzkiej intuicji. Centralny punkt styku sugeruje integrację logiki i emocji w kontekście sztucznej inteligencji. Lider w erze AI: jak zachować ludzką przewagę w świecie algorytmów

Między AI a ludzką kreatywnością

Kreatywność, wyobraźnia, humor – dotąd uznawane za wyłącznie ludzkie – dziś są imitowane przez sztuczną inteligencję, stawiając fundamentalne pytania o przywództwo w erze AI. Sztuczna inteligencja generuje teksty, obrazy, muzykę, a nawet żarty. Czy oznacza to, że maszyny dorównały człowiekowi także w jego najbardziej subtelnych umiejętnościach?

Bob Mankoff, rysownik magazynu „The New Yorker”, uważa, że nie. Jego zdaniem humor nie rodzi się z danych, lecz z emocji, świadomości własnej niedoskonałości i wrażliwości na kontekst. AI może symulować humor, lecz nie rozumie jego źródła.

To właśnie napięcie – pomiędzy potęgą obliczeniową a nieuchwytną ludzką intuicją – stawia liderów przed istotnymi pytaniami: gdzie kończy się autentyczna twórczość człowieka, a zaczyna jej algorytmiczna symulacja? Jak zarządzać w rzeczywistości, w której inteligencja staje się sztuczna, ale autentyczne przywództwo nadal wymaga człowieka?

Ludzka przewaga: humor, empatia, kreatywność

<!– wp:paragraph –>

W czasach postępującej automatyzacji, paradoksalnie to właśnie cechy głęboko ludzkie – humor, empatia i kreatywność – stają się zasobami o kluczowym znaczeniu dla liderów.

Zdolności metapoznawcze w budowaniu przewagi konkurencyjnej Od tych kompetencji zależy wygrana w dobie AI

Temat rozwoju generatywnej sztucznej inteligencji nie traci na popularności. Rewolucja AI wciąż postępuje. Choć GenAI zyskało zarówno zwolenników, jak i sceptyków, korzystanie z niej nie jest już kwestią wyboru. Stało się koniecznością. Jak uzyskać przewagę w tym obszarze? Kluczem do sukcesu okazuje się nie sam dostęp do technologii, lecz umiejętność właściwego jej wykorzystywania. Na jakie kompetencje zatem postawić?

Wiele organizacji popełnia ten sam błąd. Wdraża narzędzia oparte na AI z przekonaniem, że sam fakt ich wprowadzenia nie wystarczy, by zwiększyć efektywność pracy. Tymczasem problem nie leży w samej technologii, lecz w tym, jak ludzie potrafią ją wykorzystywać. Jest to podobna sytuacja do tej z początku epoki cyfrowej. Obsługa komputera, która była wtedy kluczową kompetencją, wkrótce stała się podstawą. Podobnie dziś samo sprawne posługiwanie się narzędziem AI to dopiero początek. Rzeczywista przewaga wynika ze zdolności łączenia technologii z głębokim rozumieniem potrzeb biznesowych i otoczenia. Zdaniem czołowych ekspertów, przewagę konkurencyjną osiągną organizacje, które zainwestują nie tylko w technologię, lecz także w umiejętności metapoznawcze. Chodzi o zdolność do analizy, interpretacji, krytycznego osądu i dynamicznej współpracy z AI.

Trzeba zmienić sposób myślenia o AI, stawiając w centrum umiejętności metapoznawcze

Osiągnięcie sukcesu w dobie generatywnej AI wymaga zmiany sposobu myślenia o tej technologii. Nie wystarczy wiedzieć, jak używać nowego narzędzia. Trzeba też rozumieć, po co to robić, kiedy i czy w ogóle warto. Ta transformacja musi się zacząć od liderów, którzy wytyczą drogę dla reszty organizacji. Prezesi i członkowie zarządów muszą zdać sobie sprawę, że w większości zadań AI nie zastępuje ludzkiej pracy, lecz ją uzupełnia. Przykładowo, przy sprzedaży skomplikowanych usług, takich jak ubezpieczenia bądź rozwiązania finansowe, ważne są relacje międzyludzkie i wzajemne zaufanie. AI nie powinna wypierać tych kompetencji, lecz wzmacniać je, by ułatwić komunikację.

Trzy kluczowe wnioski na temat postaw pracowników wobec elastyczności w pracy

Potrzeby pracowników są zróżnicowane, podobnie jak ich preferencje dotyczące miejsca i czasu wykonywania obowiązków zawodowych. Pięć lat po masowym przejściu na pracę zdalną – i w obliczu rosnącej liczby nakazów powrotu do biur – jakie są obecne nastroje pracowników wobec elastycznych form zatrudnienia? Wyniki naszych badań rzucają światło na to, jak bardzo pracownicy w różnym wieku cenią sobie elastyczność.

nowe spojrzenie na wzrost gospodarczy Nowe spojrzenie na wzrost gospodarczy

Kwestionowanie przekonania, że przedsiębiorstwa muszą nieustannie się rozwijać, odsłania nowe ścieżki prowadzące do odporności i zrównoważonego rozwoju.

Karl-Johan Perrson, prezes zarządu i były dyrektor generalny H&M, zadał kiedyś pytanie: „Co by się stało, gdybyśmy wszyscy konsumowali o 20% mniej? Uważam, że oznaczałoby to katastrofę. 20% mniej miejsc pracy, 20% mniej wpływów podatkowych, 20% mniej pieniędzy przeznaczanych na szkoły, opiekę zdrowotną czy drogi. Światowa gospodarka uległaby załamaniu. Jestem głęboko przekonany, że to właśnie wzrost gospodarczy sprawił, iż świat jest dzisiaj lepszym miejscem niż dwie dekady temu. A za kolejne 20 lat będzie jeszcze lepszym”.

Czy rzeczywiście tak jest? Jeśli tak, to stoimy przed problemem, który J.B. MacKinnon określa mianem „dylematu konsumenta”. W swojej książce The Day the World Stops Shopping [Dzień, w którym świat przestanie kupować] stwierdza: „Stan planety jasno pokazuje, że konsumujemy zbyt wiele. W samej Ameryce Północnej zużywamy zasoby Ziemi pięciokrotnie szybciej, niż są one w stanie się odnowić. Pomimo naszych wysiłków podejmowanych w celu »zazielenienia« konsumpcji – poprzez recykling, poprawę efektywności energetycznej czy wykorzystanie energii słonecznej – globalna emisja dwutlenku węgla wciąż nie maleje. Ekonomia nakazuje nam jednak nieustannie zwiększać konsumpcję. Wiek XXI uwypuklił ten kluczowy wniosek: musimy przestać kupować”.

Problem polega na założeniu, lansowanym w edukacji biznesowej, że gospodarka może i musi stale rosnąć – założeniu, które przenika strategie korporacyjne, nakazując firmom nieustanny rozwój pod groźbą utraty znaczenia na rynku. Jednak ciągły wzrost gospodarczy jest niemożliwy, a rozpowszechniony dogmat, że wzrost jest warunkiem koniecznym dla ludzkiego dobrobytu, tworzy pułapkę, z której wielu nie dostrzega drogi wyjścia. Jak pisze Paul Farrell w „The Wall Street Journal”: „Jesteśmy uzależnieni od mitu nieustającego wzrostu gospodarczego – mitu, który zabija Amerykę”. Dlatego edukacja biznesowa powinna zacząć uwzględniać ograniczenia wzrostu oraz pokazywać różne jego modele.

Materiał dostępny tylko dla subskrybentów

Jeszcze nie masz subskrypcji? Dołącz do grona subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Subskrybuj

Newsletter

Otrzymuj najważniejsze artykuły biznesowe — zapisz się do newslettera!