Reklama
Dołącz do liderów przyszłości i zdobądź przewagę! Sprawdź najnowszą ofertę subskrypcji
INNOWACJE

Chaos w niebie

1 czerwca 2011 16 min czytania
Zdjęcie Paweł Kubisiak - Redaktor naczelny "MIT Sloan Management Review Polska"
Paweł Kubisiak
Marcin Guzik
Chaos w niebie
Chaos w niebie

Inżynier Adam Kowalski lubił przychodzić rano do biura w urzędzie miejskim w Rzeszowie. Miał czas na przejrzenie codziennej prasy, na odpowiedź na zaległe maile, na sprawdzenie swojego kalendarza i włączenie do niego nowych zadań. Tego dnia miał jednak inne plany. Chciał raz jeszcze przejrzeć dokumenty przed zebraniem Komitetu Sterującego projektem budowy Centrum Rozrywkowo‑Sportowego „Heaven”.

Sięgając do biurka po notes, zauważył skoroszyt z archiwalnymi wycinkami prasowymi, które od kilku lat skrupulatnie gromadził. Rzucił wzrokiem na artykuł z pierwszej strony „Tygodnika Miejskiego” sprzed dwóch lat: Już pod koniec 2012 roku mieszkańcy Rzeszowa nie będą musieli daleko wyjeżdżać, by wypocząć. Na północno‑wschodnich krańcach miasta zostanie wybudowane nowoczesne Centrum Sportowo‑Rozrywkowe „Heaven”. Zgodnie z projektem w ciągu trzech lat ma powstać aquapark z czterema basenami, a także galeria handlowa i hotel, a do tego pełna infrastruktura, od parkingów po trasy dojazdowe. Mieszkańcy Rzeszowa i nie tylko będą mogli dojechać do Centrum „Heaven” szybkim tramwajem oraz nową obwodnicą.

Raz jeszcze spojrzał na stary numer gazety i odłożył ją do innych archiwalnych wycinków z prasy. „Jakie to wszystko wydawało się wtedy proste”, pomyślał. Kiedy ponad dwa lata temu Józef Rejski, prezydent miasta Rzeszowa, mianował Adama Kowalskiego na stanowisko kierownika programu budowy Centrum Rozrywkowo‑Sportowego „Heaven”, było to dla niego ogromne osobiste wyróżnienie. Choć nigdy wcześniej nie kierował tak dużym projektem, zdawał sobie sprawę, że każdy kiedyś był wrzucany na głęboką wodę.

Od kilku miesięcy coraz częściej jednak zastanawiał się, czy dziś z równym entuzjazmem podjąłby się wyzwania związanego z budową Centrum „Heaven”. I miał co do tego dużo wątpliwości.

Ataki z wszystkich stron

Adam dopił gorzką kawę, zebrał potrzebne dokumenty, spakował notebooka i wyszedł ze swojego biura. Na korytarzu zatrzymał go Maciej Szostak. Podobnie jak Kowalski był inżynierem budownictwa. Od lat zajmował się w urzędzie sprawami zagospodarowania przestrzennego, branżą budowlaną i urbanistyką.

Podczas ostatniego odbioru technicznego głównego odcinka prac związanych z budową aquaparku okazało się, że fragmenty konstrukcji uległy odkształceniu. To może być niepokojące.

– Dobrze, że cię złapałem. Widziałeś nowe wydanie „Tygodnika Miejskiego”? – zaczął Maciej.

– Nie miałem czasu – Kowalski starał się wyminąć kolegę. – Idę na zebranie Komitetu Sterującego.

– Zaczekaj chwilę, dobrze, żebyś o tym wiedział – Szostak otworzył magazyn na jednej ze stron. – „Chaos na budowie Centrum Rozrywkowo‑Sportowego Heaven” – przeczytał tytuł głównego artykułu.

Adama aż zatkało. Zdławionym głosem zapytał:

– O co tym razem chodzi?

– Najogólniej mówiąc, straszą czytelników katastrofą budowlaną, do jakiej może dojść w aquaparku – zaczął Szostak. – Piszą też o pojawiających się w projekcie problemach m.in. z odkształcaniem się niektórych dźwigarów podtrzymujących główną konstrukcję aquaparku. Ale nawet my nie mamy jeszcze pełnych analiz na ten temat.

– Maciek, dobrze wiesz, że tego typu problemy mogą zawsze się pojawiać. To nie oznacza, że projekt został źle opracowany, ale że winni mogą być producenci tych elementów, jak również sami wykonawcy i budowniczy konstrukcji – Kowalski był coraz bardziej wzburzony.

– Masz rację, ale nie unikniesz tych zarzutów podczas zebrania. Musisz mieć coś na swoją obronę – dodał Szostak.

– Jakoś sobie poradzę. Zebrania Komitetu Sterującego mają niewiele wspólnego z kwestiami merytorycznymi – Kowalski zawsze był złośliwy, gdy się denerwował.

– Dziś musisz im pokazać, że ty i twój zespół panujecie nad całą sytuacją – wpadł mu w słowa Maciej.

– Sprawdziłem dokładnie dane, którymi dysponujemy. Normy techniczne i budowlane nie są przekroczone. Choć mam świadomość, że zawsze istnieje jakieś ryzyko, którego nie wzięliśmy pod uwagę. Nie możemy jednak pokazać, że coś w naszym projekcie wymyka się spod kontroli – próbował uspokoić sumienie Kowalski.

– Adam, ale nie możemy też ukrywać, że są jakieś problemy. Nie możesz bronić ludzi z InvestAG, generalnego wykonawcy inwestycji, za wszelką cenę i brać na siebie całej odpowiedzialności.

– Nie ma już co ukrywać. Dziennikarze jak zwykle rozdmuchali sprawę do gigantycznych rozmiarów, większych, niż są one w rzeczywistości. A z InvestAG jedziemy na jednym wózku. Kary umowne i ewentualne odszkodowania dla winnych opóźnień inwestycji nikogo nie interesują – chyba tylko prawników. Społeczeństwo chce mieć aquapark, i to w terminie, jaki zadeklarowaliśmy.

Kowalski zamilkł. Próbował się skupić. Miał zbyt mało czasu, aby na spokojnie przeanalizować główne tematy zebrania. Spotkanie z prezydentem miasta i szefami firm, które uczestniczyły w realizacji projektu i wchodziły w skład Komitetu Sterującego, zaczynało się za pięć minut.

Śmiałe plany

W założeniach projekt budowy aquaparku, hotelu oraz infrastruktury, z wyjątkiem galerii handlowej, miał być inwestycją miejską. Błyskawicznie dopełniono więc w urzędzie wymaganych formalności. Wydzielono grunty pod budowę. Tuż po ogłoszeniu informacji o inwestycji rozpisano przetarg i sprzedano teren pod galerię handlową. Właścicielem zostało polsko‑niemieckie konsorcjum inwestycyjne, posiadające dostęp do kapitału, co dawało gwarancję powodzenia projektu od strony finansowej. Specjaliści od inwestycji z urzędu miasta zaproponowali, aby cała infrastruktura powstała w nowoczesnym systemie design‑build. Oznaczało to, że jeden podmiot, wyłoniony z przetargu, będzie odpowiedzialny za wszelkie projekty i wykonanie obiektów. Przy niewielkich trudnościach wyłoniono wykonawcę inwestycji. Została nim firma Invest AG, znana i ceniona na rynku tego typu inwestycji. Realizowała kilka podobnych projektów w kraju i na Ukrainie. Nikt jednak wówczas nie wziął pod uwagę, że spółka InvestAG jest obłożona wieloma zamówieniami. A inwestycja w Rzeszowie, tak kluczowa dla jego mieszkańców, była jedną z pięciu realizowanych równolegle przez InvestAG.

Zaczynają się schody

Szybko okazało się, że brak mocy przerobowych wykonawcy to niejedyne kłopoty, jakie pojawiły się przy tym projekcie. Najpierw zaczęły się protesty ekologów, którzy przykuli się do drzew, chcąc w ten sposób ochronić trasę migracji wilka szarego, przez którą miała przebiegać nowo budowana obwodnica łącząca południe miasta z Centrum „Heaven”.

Stanowisko ekologów zostało poparte przez leśniczych i sprawa mogła się stać problemem na miarę drugiej Rospudy. Ale rozszerzenie zakresu wsparcia miasta dla schroniska dla zwierząt oraz zwiększenie dotacji na dożywianie zwierząt leśnych załagodziły sytuację. Jednak dyskusje i przepychanki z ekologami przesunęły rozpoczęcie projektu aż o trzy miesiące.
Następnie okazało się, że tak złożone przedsięwzięcie potrzebuje już na etapie początkowej realizacji odpowiedniej drogi dojazdowej oraz stałego dostępu do energii i paliw. Choć budowa drogi była w planach, jednak na początku wszyscy założyli, że istnieje jakiś dojazd do budowy. Takie podejście podwykonawców wynikało stąd, że dla każdego fragmentu inwestycji powstawały cząstkowe plany realizacji zadań.

Teoretycznie można było skorzystać z niewielkich dróg lokalnych, ale te przebiegały nieopodal osiedli mieszkaniowych oraz domów jednorodzinnych. Wyliczono wówczas, że w szczytowych momentach inwestycji, czyli w ciągu ośmiu pierwszych miesięcy, na odcinku pięciuset metrów wąskiej drogi co cztery minuty będzie jechać dwudziestotonowa ciężarówka. I tak przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nic więc dziwnego, że okoliczni mieszkańcy zaczęli protestować. Powołano nawet Komitet Obrony Swobód Obywatelskich pod przewodnictwem radnego Karola Chrobota, który zdawał się podburzać lokalne środowisko, wyszukując coraz to nowe problemy. I tylko dzięki sprawności negocjacyjnej zespołu Kowalskiego udało się doprowadzić do udostępnienia alternatywnych dróg. Niestety, kosztowało to sporą część rezerwy budżetu projektu na nową drogę (wykup od właścicieli gruntów) oraz kolejny miesiąc opóźnień.

Poza tym, gdy ukończono budowę obwodnicy i drogi do Centrum „Heaven”, Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej „przypomniało sobie”, że projekt modernizacji sieci ciepłowniczej zakłada przejście tzw. drugiej pętli grzewczej dokładnie przez fragment drogi. Trzeba było zrywać nowo położony asfalt i umożliwić układanie rur ciepłowniczych. I choć nie wpłynęło to na termin – droga była odebrana – to zarzuty o chaos i brak koordynacji zaczęły się pojawiać z różnych stron. Media też nie szczędziły złośliwych uwag realizatorom projektu.

Dwa scenariusze działania

Kiedy Adam Kowalski wszedł do sali konferencyjnej, szefowie wydziałów urzędu miejskiego oraz przedstawiciele wykonawców zajmowali swoje miejsca.

– Witam wszystkich na kolejnym spotkaniu Komitetu Sterującego – zaczął Roman Wiśniewski, wiceprezydent miasta, który wcześniej przez trzydzieści pięć lat był zawodowym wojskowym. To doświadczenie nauczyło go, że światem można rządzić, wydając rozkazy tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Przejdźmy zatem do rzeczy. Zapewne czytali już państwo artykuł o naszej inwestycji opublikowany w „Tygodniku Miejskim”? – Wiśniewski rozejrzał się po sali, gdzie większość zebranych potakiwała głową, nic nie mówiąc. – Jestem ciekaw, skąd dziennikarze mają tak dokładne informacje o sprawach, o których ja jeszcze nie wiem.

– Sam też jestem ciekaw – wpadł mu w słowo Kowalski. – Wydaje mi się, że mieli dostęp do bardzo specjalistycznej wiedzy związanej z wytrzymałością materiałów i technicznymi zagadnieniami konstrukcyjnymi.

– Inżynierze Kowalski, wiem, że miał pan przygotować raport z oceny obecnej sytuacji – przerwał mu Wiśniewski. – Ale teraz chciałbym się dowiedzieć, czy rzeczywiście – jak piszą autorzy tekstu – realizację projektu można określić jednym słowem: chaos. Wykonawcy tuszują błędy konstrukcyjne, a cała inwestycja będzie miała co najmniej roczne opóźnienie, nie mówiąc o przekroczonym budżecie o co najmniej 20%?
– Niestety, nie czytałem jeszcze artykułu, ale postaram się państwu wyjaśnić jak najszerzej obecną sytuację – zaczął Kowalski. – Podczas ostatniego odbioru technicznego głównego odcinka prac związanych z budową konstrukcji aquaparku okazało się, że jej niektóre fragmenty uległy pewnemu odkształceniu. Według norm unijnych przewidzianych dla tego typu elementów, taki stan nie zagraża bezpieczeństwu całego budynku. Muszę jednak otwarcie powiedzieć, że istniejące odchylenia mieszczą się w górnej granicy normy. To może być niepokojące – Adam przerwał, aby napić się wody. – Znam przypadki, gdzie teoretycznie normy podobnych konstrukcji zostały zachowane, ale w bardzo trudnych warunkach pogodowych i przy splocie niekorzystnych okoliczności prawa fizyki okazywały się bezwzględne. Wprawdzie nie dochodziło do poważnych katastrof, ale pękały ściany czy załamywało się pokrycie dachowe. A tego chcemy przecież uniknąć. Dopuszczam więc możliwość nieprzyjęcia odbioru tego odcinka – powiedział Kowalski.

Kary umowne i ewentualne odszkodowania dla winnych opóźnień inwestycji nikogo nie interesują – chyba tylko prawników. Społeczeństwo chce mieć aquapark, i to w terminie, jaki zadeklarowaliśmy.

– Jaki to może mieć wpływ na cały projekt? – zapytał Wiśniewski.
– Jeśli nie wstrzymamy prac, aby wykonać dodatkowe badania, świadomie dopuścimy do wzrostu ryzyka. Po drugie, podobne problemy mogą wystąpić w pozostałych obiektach – w hotelu i galerii handlowej – których budowę w tej samej technologii już rozpoczęto.

– Jak pan ocenia prawdopodobieństwo realizacji takiego ryzyka? – Wiśniewski zadawał pytania, jakby wczoraj skończył kurs zarządzania projektami. Kowalskiemu wydało się to dziwne, z drugiej strony cieszył się, że rozmowa ma taki przebieg – merytoryczny, a nie polowania na winnego.

– Nie mam pojęcia – odpowiedział spokojnie. – Technologia jest nowa. Nie znam badań, które pokazywałyby, w jakim stopniu wskaźniki w górnym przedziale normy przekładają się na gorszą jakość zrealizowanej inwestycji.

Z jednej strony istnieje na pewno zagrożenie życia. Z drugiej – musimy brać pod uwagę większe koszty, które trzeba będzie ponieść, wprowadzając poprawki i zmiany w projekcie.

– Jeśli nie ma pan pojęcia, to czym się pan zajmuje jako kierownik tego projektu? – w dyskusję włączył się Karol Chrobot, który za każdym razem starał się wbić jakąś szpilę Kowalskiemu.

Adam udał, że sprawdza coś w dokumentach. Potem powoli podniósł głowę i powiedział:

– Oceniając naszą obecną sytuację, powinniśmy raczej skupić się na tym, co nam grozi, jeśli jest choć promil zagrożenia, że problem powtórzy się przy stawianiu nowej konstrukcji z tych samych materiałów. Z jednej strony istnieje na pewno zagrożenie życia. Z drugiej – musimy brać pod uwagę większe koszty, które trzeba będzie ponieść, wprowadzając poprawki i zmiany w projekcie. O czasie jego realizacji nie wspomnę. I wreszcie ucierpi na tym wizerunek miasta jako inwestora.

– W takim razie co pan proponuje, co powinniśmy teraz zrobić? – Wiśniewski patrzył wnikliwie na Kowalskiego.

– Chciałbym, aby moją wypowiedź uzupełnił inż.

Artur Miller, przedstawiciel InvestAG, głównego wykonawcy całej inwestycji – odpowiedział Kowalski, odwracając się do Millera.

– Postawiliście przed nami bardzo ambitne zadanie – zaczął Miller. – Zaprojektowanie i budowa tego rodzaju obiektów jest zawsze dużym wyzwaniem, zwłaszcza jeżeli dysponujemy bardzo krótkim czasem. Dlatego w harmonogramie prac przyjęto dwie zasady: niektóre etapy, które powinny następować po sobie, były i będą realizowane trochę „na zakładkę”. Czyli zanim w pełni skończymy jeden etap projektu, musimy rozpoczynać drugi. Poza tym zaproponowaliśmy nową technologię, z którą mamy teraz problemy. Wybraliśmy ją ze względu na oszczędności kosztowe i czasowe w montażu konstrukcji nośnej. Jakość tej nowej technologii – zgodnie z deklaracjami i badaniami producenta – jest bardzo wysoka. Jednak ze względu na jej dostępność na rynku od niespełna dwóch lat nie mamy jeszcze zbyt wielu przykładów pozytywnych w jej zastosowaniu ani tym bardziej negatywnych. Tak bywa ze wszelkimi nowościami, jakie pojawiają się na rynku.

– Czyżbyście robili z naszej inwestycji królika doświadczalnego – radny Karol Chrobot aż wstał z oburzenia.

– W tej technologii zbudowaliśmy już rok temu stadion w Wilnie. I wszystko jest tam w porządku – odparł Miller.

Kowalski postanowił wziąć na siebie dalsze wyjaśnienia.

– W przypadku realizowania projektu w bezpiecznym scenariuszu, który uwzględniałby zmianę elementów konstrukcji, musielibyśmy zwiększyć czas realizacji projektu co najmniej o 12 miesięcy. A jego koszty też niestety wzrosną. Nie wiemy jednak jeszcze, o ile. Jeśli zaś uznamy, że mimo znalezienia się na skraju norm technologicznych wykonane prace i projekty są do przyjęcia, ale trzeba ponownie zbadać, zrobić analizy jakości i sprawdzić zamontowanie istniejącej konstrukcji aquaparku, to stracimy tylko trzy – cztery miesiące. W obu przypadkach spowolnienie tempa prac pozwoli na zadbanie o lepszą jakość całości inwestycji. Musimy jednak jak najszybciej sprawdzić, jakie konsekwencje kontraktowe spowodują oba scenariusze.

Wiśniewski jakby na to czekał.

– Jako osoba reprezentująca prezydenta miasta – zaczął podniosłym tonem – zgadzam się na to, by zespół inżyniera Kowalskiego dokładnie przeanalizował skutki obu scenariuszy: spowolnienia prac oraz koszty pójścia „bezpiecznym scenariuszem”. Na kolejnym spotkaniu, które zwołuję za tydzień, proszę o przedstawienie rekomendacji i nowego harmonogramu prac.

– To bardzo trafna decyzja panie prezydencie – dodał na koniec radny Chrobot.

Coraz więcej niewiadomych

Kiedy Kowalski wyszedł z sali, Szostak już na niego czekał.

– Widzę, że cię nie rozstrzelali – próbował zażartować Maciej.

– Nie rozstrzelali, ale też nie wracam z tarczą, choć była to wyjątkowo merytoryczna dyskusja – odparł Adam. – Mam jednak wrażenie, że problemy dopiero się zaczynają. Teraz trzeba rozebrać projekt na czynniki pierwsze i dokładnie przeanalizować. Piłka jest na naszej połowie. A z technicznego punktu widzenia, jeśli problem faktycznie leży w tym konkretnym projekcie, to nie powinien powtórzyć się w innych budowanych obiektach. Jeśli zaś problem jest w samej nowej technologii, niestety ryzyko wadliwej konstrukcji pojawi się w kolejnych budynkach wszędzie. Tak czy siak, dodatkowy czas powinien także wykorzystać wykonawca inwestycji. My ze swojej strony – jeśli będzie trzeba – wprowadzimy korekty do projektów budowlanych i technicznych.

Kowalski wrócił do swojego pokoju. Znów jego wzrok padł na stare wydania gazet. Szybkim ruchem włożył je do niszczarki. Gdy maszyna pożerała ostatnie kartki „Tygodnika Miejskiego”, zobaczył nazwisko dziennikarza piszącego o inwestycji w aquaparku: Aldona Stępień‑Chrobot.

O autorach
Tematy

Może Cię zainteresować

Marki luksusowe pod presją geopolityki

W połowie kwietnia rynki kapitałowe zelektryzowała informacja o tym, że francuski gigant LVMH stracił tytuł najcenniejszej firmy luksusowej na świecie na rzecz mniejszego, ale bardziej ekskluzywnego Hermèsa. Czy detronizacja jednej francuskiej marki przez drugą (producenta torebek Louis Vuitton przez producenta torebek Birkin) to rzeczywiście zdarzenie, którym powinny się ekscytować europejskie rynki? I co ta zmiana oznacza dla polskich producentów marek premium?

 

Dobre relacje w firmie zaczynają się od dobrze dobranych słów

Gdy codzienna komunikacja sprowadza się do skrótów myślowych, domysłów i niejasnych sygnałów, łatwo o spadek zaangażowania, narastające napięcia i chaos informacyjny. Coraz więcej organizacji dostrzega, że to właśnie język – sposób, w jaki mówimy do siebie w pracy – buduje (lub rujnuje) atmosferę oraz relacje w zespołach. O tym, jak świadomie kształtować kulturę organizacyjną poprzez komunikację, opowiada Joanna Tracewicz, Senior Content Strategy Manager w rocketjobs.pl i justjoin.it, a także współautorka poradnika Nie mów do mnie ASAP! O spoko języku w pracy.  Rozmawia Paulina Chmiel-Antoniuk.

AI w medycynie predykcyjnej – jak wearables zmieniają opiekę Jak AI i urządzenia noszone rewolucjonizują medycynę

W ostatnich latach inteligentne urządzenia noszone (wearables) przeszły drogę od prostych krokomierzy do zaawansowanych narzędzi monitorujących stan zdrowia. Dzięki sztucznej inteligencji stają się one nie tylko rejestratorami danych, lecz także systemami predykcyjnymi, które mogą wspierać diagnostykę i profilaktykę chorób. W świecie biznesu i zarządzania zdrowiem pracowników technologia ta może odegrać kluczową rolę.
Według raportu Think Tank SGH wartość globalnego rynku AI w ochronie zdrowia wzrośnie z 32,3 miliarda dolarów w 2024 roku do 208,2 miliarda dolarów w 2030 roku, co oznacza średnioroczny wzrost na poziomie 36,4%. Ta dynamiczna ekspansja wskazuje na rosnące znaczenie technologii AI i wearables jako ważnych elementów nowoczesnej opieki medycznej.

Strategiczna samotność – klucz do autentycznego przywództwa

W dynamicznym współczesnym świecie biznesu, w którym dominują informacje dostarczane w trybie natychmiastowym, umiejętność samodzielnego, logicznego i krytycznego myślenia stała się jedną z najcenniejszych kompetencji liderów. Koncepcja ta, przedstawiona przez Williama Deresiewicza, byłego profesora Uniwersytetu Yale, zakłada, że prawdziwe przywództwo nie rodzi się wśród zgiełku opinii i impulsów zewnętrznych, lecz w przestrzeni samotności i skupienia.

Skup się na fanach marki. Oferta skierowana do wszystkich nie działa!
Multimedia
Skup się na fanach marki. Oferta do wszystkich nie działa!

W spolaryzowanej kulturze pogoń za rynkiem masowym i kierowanie oferty do wszystkich są z góry skazane na porażkę. Najlepszym sposobem na osiągnięcie sukcesu marki jest sprzymierzenie się z subkulturą, która ją pokocha.

Cła, przeceny i okazje: Jak zarobić, gdy inni panikują lub tweetują

Trump tweetuje, Wall Street reaguje nerwowo, a inwestorzy znów sprawdzają, czy gdzieś nie pozostawili Planu B. Gdy rynek wpada w histerię, pojawia się pokusa: a może jednak warto „kupić w tym dołku”? W tym tekście sprawdzamy, czy inwestowanie w kontrze do tłumu to genialna strategia na czasy ceł Trumpa, banów na Chiny i politycznych rollercoasterów — czy raczej przepis na ból głowy i portfela. Nie wystarczy chłodna kalkulacja, przyda się też stalowy żołądek.

• Jak generować wartość z AI dzięki małym transformacjom w biznesie - Webster
Premium
Jak generować wartość z AI dzięki małym transformacjom w biznesie

Liderzy skutecznie wykorzystują duże modele językowe, stopniowo minimalizując ryzyko i tworząc solidne fundamenty pod przyszłe transformacje technologiczne, dzięki czemu generują realną wartość dla swoich organizacji.

Niespełna dwa lata temu generatywna sztuczna inteligencja (GenAI) trafiła na czołówki stron gazet, zachwycając swoimi niezwykłymi możliwościami: mogła prowadzić rozmowy, analizować ogromne ilości tekstu, dźwięku i obrazów, a nawet tworzyć nowe dokumenty i dzieła sztuki. To najszybsze w historii wdrożenie technologii przyciągnęło ponad 100 mln użytkowników w ciągu pierwszych dwóch miesięcy, a firmy z różnych branż rozpoczęły eksperymenty z GenAI. Jednak pomimo dwóch lat intensywnego zainteresowania ze strony kierownictwa i licznych prób wdrożeniowych nie widać wielkoskalowych transformacji biznesowych, które początkowo przewidywano. Co się stało? Czy technologia nie spełniła oczekiwań? Czy eksperci się pomylili, wzywając do gigantycznych zmian? Czy firmy były zbyt ostrożne? Odpowiedź na te pytania brzmi: i tak, i nie. Generatywna sztuczna inteligencja już teraz jest wykorzystywana w wielu firmach, ale nie – jako lokomotywa radykalnej transformacji procesów biznesowych. Liderzy biznesu znajdują sposoby, by czerpać realną wartość z dużych modeli językowych (LLM), nie modyfikując całkowicie istniejących procesów. Dążą do małych zmian (small t) stanowiących fundament pod większe przekształcenia, które dopiero nadejdą. W tym artykule pokażemy, jak robią to dzisiaj i co możesz zrobić, aby tworzyć wartość za pomocą generatywnej sztucznej inteligencji.

Premium
Polski przemysł na rozdrożu

Stoimy przed fundamentalnym wyborem: albo dynamicznie przyspieszymy wdrażanie automatyzacji i robotyzacji, co sprawi, że staniemy się aktywnym uczestnikiem czwartej rewolucji przemysłowej, albo pogodzimy się z perspektywą erozji marż pod wpływem rosnących kosztów operacyjnych i pogłębiającego się strukturalnego niedoboru wykwalifikowanej siły roboczej.

Jak alarmują prognozy Polskiego Instytutu Ekonomicznego, do 2030 r. w samej Europie może zabraknąć nawet 2,1 mln wykwalifikowanych pracowników, co czyni automatyzację nie jedną z możliwości, lecz strategiczną koniecznością. Mimo że globalnie liczba robotów przemysłowych przekroczyła już 4,2 mln jednostek, a w Europie w 2023 r. wdrożono rekordowe 92,4 tys. nowych robotów, Polska wciąż pozostaje w tyle. Nasz wskaźnik gęstości robotyzacji, wynoszący zaledwie 78 robotów na 10 tys. pracowników przemysłowych, znacząco odbiega od europejskiego lidera – Niemiec (397 robotów na 10 tys. pracowników), czy globalnego pioniera – Korei Południowej (tysiąc robotów na 10 tys. pracowników). W Scanway – firmie, która z sukcesem łączy technologie rozwijane dla sektora kosmicznego z potrzebami przemysłu – jesteśmy przekonani, że przyszłość konkurencyjności leży w inteligentnym wykorzystaniu danych, zaawansowanej automatyzacji opartej na AI oraz strategicznej gotowości do wprowadzania zmian technologicznych. Czy jednak zaawansowana wizja maszynowa napędzana przez sztuczną inteligencję może się stać katalizatorem, który pozwoli sprostać wyzwaniom i odblokować uśpiony potencjał innowacyjny polskiej gospodarki?

Premium
Gdy projekt wymyka się spod kontroli

Polskie firmy technologiczne coraz częściej realizują złożone zlecenia dla międzynarodowych gigantów. Jednak nawet najlepiej przygotowany zespół może przy takim projekcie natknąć się na nieoczekiwane przeszkody. Przykład firmy Esysco wdrażającej szyfrowanie poczty e-mail dla jednego z największych niemieckich banków pokazuje, jak szybko może runąć precyzyjnie zaplanowany harmonogram oraz jak radzić sobie z nieprzewidywalnymi wyzwaniami.

Polskie firmy technologiczne coraz częściej zdobywają międzynarodowe kontrakty i realizują projekty, które jeszcze niedawno były zarezerwowane wyłącznie dla międzynarodowych rywali. Dzięki temu zdobywają zagraniczne rynki, osiągając imponujące wyniki eksportu usług IT, który w 2023 r. przekroczył 16 mld dolarów. W ostatniej dekadzie przychody branży wzrosły niemal czterokrotnie, a wartość eksportu – aż 7,5 razy, dzięki czemu polski sektor IT stał się motorem rodzimego eksportu. Kluczowymi kierunkami ekspansji są Stany Zjednoczone, Niemcy i Wielka Brytania, a wśród najsilniejszych obszarów znajdują się fintech, cyberbezpieczeństwo, sztuczna inteligencja, gry oraz rozwój oprogramowania.

Polska wyróżnia się w regionie Europy Środkowo-Wschodniej jako największy eksporter usług IT, przewyższając Czechy czy Węgry, a pod względem jakości specjalistów IT zajmuje trzecie miejsce na świecie. Jednak do pełnego wykorzystania tego potencjału konieczne jest pokonanie barier takich jak ograniczony dostęp do kapitału na ekspansję, rosnące koszty pracy oraz niedostateczne doświadczenie w międzynarodowej sprzedaży i marketingu. To jednak nie wszystko. Przy współpracy z międzynarodowymi gigantami trzeba również pamiętać o nieznanej polskim wdrożeniowcom skali, złożoności i nieprzewidywalności towarzyszącym tak wielkim projektom. Dobrym przykładem może być nasze wdrożenie dla jednego z największych niemieckich banków, z którym podpisaliśmy kontrakt na wprowadzenie systemu zabezpieczeń e-maili dla ponad 300 tys. użytkowników rozsianych po całym świecie. Technologicznie byliśmy gotowi, ale rzeczywistość szybko zweryfikowała nasze plany.

Premium
Praktyczny poradnik kreowania wartości z dużych modeli językowych

Gdy w 2022 r. pojawiły się powszechnie dostępne duże modele językowe (LLM), ich potężna zdolność do generowania tekstu na żądanie zapowiadała rewolucję w produktywności. Jednak mimo że te zaawansowane systemy AI potrafią tworzyć płynny tekst w języku naturalnym i komputerowym, to są one dalekie od doskonałości. Mogą halucynować, wykazywać się logiczną niespójnością oraz produkować treści nieadekwatne lub szkodliwe.

Chociaż technologia ta stała się powszechnie dostępna, wielu menedżerów nadal ma trudności z rozpoznawaniem przypadków użycia LLM-ów, w których poprawa produktywności przewyższa koszty i ryzyka związane z tymi narzędziami. Potrzebne jest bardziej systematyczne podejście do wykorzystywania modeli językowych, tak aby uefektywnić procesy biznesowe, a jednocześnie kontrolować słabe strony LLM-ów. Proponuję trzy kroki ułatwiające osiągnięcie tego celu. Po pierwsze, należy rozłożyć proces na mniejsze zadania. Po drugie, trzeba ocenić, czy każde zadanie spełnia tzw. równanie kosztów GenAI, które szczegółowo wyjaśnię w tym artykule. Jeśli ten warunek zostanie spełniony, należy uruchomić projekt pilotażowy, iteracyjnie oceniać jego wyniki oraz na bieżąco wprowadzać zmiany w celu poprawy rezultatów.

Kluczowe w tym podejściu jest pełne zrozumienie, w jaki sposób mocne i słabe strony modeli językowych odpowiadają specyfice danego zadania; jakie techniki umożliwiają ich skuteczną adaptację w celu zwiększenia wydajności; oraz jak te czynniki wpływają na bilans kosztów i korzyści – a także na ocenę ryzyka i potencjalnych zysków – związanych z wykorzystaniem modeli językowych do podnoszenia efektywności realizowanych działań.

Materiał dostępny tylko dla subskrybentów

Jeszcze nie masz subskrypcji? Dołącz do grona subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Subskrybuj

Newsletter

Otrzymuj najważniejsze artykuły biznesowe — zapisz się do newslettera!