Reklama
Dołącz do liderów przyszłości i zdobądź przewagę! Sprawdź najnowszą ofertę subskrypcji
Kultura organizacyjna

Zarządzanie oparte na zaufaniu

1 listopada 2019 22 min czytania
Lidia Zakrzewska
Yann Gontard
Zarządzanie oparte na zaufaniu

Ten artykuł możesz także odsłuchać!

CEO Grupy Sodexo w Europie Środkowej dał swoim menedżerom większą niż dotychczas swobodę decyzyjną, czyniąc z upoważniania ludzi do działania fundament kultury międzynarodowej organizacji. Ruch ten sprawił, że pracownicy stali się bardziej kreatywni i zaangażowani, a przy okazji zaczęli odczuwać większą satysfakcję z pracy.

Filozofię zarządzania opartego na zaufaniu i swobodzie w podejmowaniu decyzji wyniosłem z rodzinnego domu. Moja matka zawsze mówiła: „Yann, możesz robić, co chcesz. Ufam ci, muszę tylko wiedzieć, gdzie jesteś”. W czasie wakacji, kiedy nie wyjeżdżaliśmy, łaziłem po okolicach Grenoble, gdzie wtedy mieszkaliśmy, jeździłem motocyklem, sypiałem u kolegów, ale trzymałem się prostej reguły – informowałem, gdzie, u kogo i z kim przebywam. Dzięki temu dysponowałem dużą swobodą w ramach ściśle nakreślonych przez rodziców granic.

W kolejnych latach wpływ na mój styl zarządzania wywarły wojskowe jednostki specjalne. Zaimponowała mi ich niesamowita skuteczność przy bardzo płaskiej hierarchii. Szeregowi żołnierze sami się motywują do działania, a oficerowie nie noszą żadnych oznaczeń, które wyróżniałyby ich z grupy. Proces decyzyjny w takich formacjach jest skrócony do minimum, a szybkość reakcji w nieprzewidywalnych sytuacjach i na obcym terenie – optymalna. I wreszcie duży wpływ wywarł na mnie film Django Quentina Tarantino, w którym łowca nagród Schultz i czarnoskóry niewolnik Django wyruszają w podróż, aby odbić żonę tego drugiego z rąk bezlitosnego plantatora Calvina Candiego. Film zawiera poruszające obrazy niewolnictwa, a widok ludzi skutych łańcuchami nasunął mi skojarzenie z pracownikami w korporacjach. Oni również są splątani łańcuchami wielu niepotrzebnych i mało przydatnych zasad, nakazów i zakazów, bo mają liderów bez wyobraźni, którzy nie są w stanie zrozumieć, jaki potencjał w ten sposób zabijają.

Gdy otrzymałem nominację na szefa regionu Grupy Sodexo, powierzono mi zarządzanie oddziałami w kilku krajach, z których praktycznie każdy charakteryzuje się odmienną kulturą organizacyjną i mentalnością pracowników. Kierowanie tymi firmami w ujednolicony sposób, bez delegowania uprawnień decyzyjnych na menedżerów poszczególnych krajów i linii serwisowych, od razu wydało mi się niezwykle trudnym wyzwaniem. Tym bardziej że realia konkurencyjne wymagały od nas dużej elastyczności. Na niektórych rynkach pomimo ugruntowanej pozycji zaczęliśmy przegrywać z małymi, lokalnymi rywalami, którzy doskonale radzili sobie z błyskawicznym dostosowywaniem się do oczekiwań klientów. Nasza firma w porównaniu z nimi była za mocno ustrukturyzowana. Mieliśmy za bardzo usztywnione procedury i procesy, co utrudniało szybką reakcję nawet w bardzo drobnych sprawach. Ta ociężałość zarządcza, wynikająca z wielostopniowego procesu decyzyjnego, okazała się prawdziwą kulą u nogi.

Przykładem takich ograniczeń może być sytuacja, która wystąpiła u poznańskiego klienta. Jeden z menedżerów obsługiwanego przez nas banku zadzwonił do naszego menedżera odpowiedzialnego za zarządzanie obiektami (facility management) i powiedział: „Czy możecie w najbliższą sobotę i niedzielę przeprowadzić mały remont biura? Mamy nowego dyrektora, nastąpiła zmiana organizacyjna w firmie i musimy z tego powodu przygotować pomieszczenia. Przepraszamy, że nie daliśmy wam znać wcześniej, ale to świeża sprawa. Jesteście w stanie to zrobić?”. Nasi pracownicy mieli do wyboru dwie opcje: albo sami wykonają zlecenie, czyli kupią farby i w weekend wykonają dodatkową robotę, doliczając sobie stosowne nadgodziny, albo uznają, że nie mogą podjąć samodzielnie żadnych działań, bo nie mają takich uprawnień. Zgodnie z procedurami powinni byli zgłosić sprawę najpierw do centrali, poczekać na selekcję dostawców i wskazanie konkretnej firmy, aby w końcu wyremontować to biuro. Ta opcja nie wchodziła w grę z powodu narzuconego przez bank terminu, z kolei pierwsza była przekroczeniem uprawnień, więc klient wybrał trzecią, której nasi ludzie nie wzięli pod uwagę – skorzystał z usług drobnego, lokalnego wykonawcy, który elastycznie dostosował się do jego oczekiwań. Uznałem wówczas, że dyrektorzy muszą w trybie pilnym rozszerzyć uprawnienia swoich podwładnych – dać im więcej swobody do podejmowania decyzji, tak jak sam zrobiłem to wcześniej w stosunku do nich. Stwierdziłem bowiem, że lepiej zaryzykować 3% strat wynikających ze złych decyzji czy nawet drobnych nadużyć, niż ukarać 97% uczciwych i zaangażowanych pracowników, którzy popychają firmę do przodu. Lepiej zaryzykować nadużycie uprawnień, niż krępować naturalną potrzebę ludzi do „wykazania się” i tym samym rozwijania biznesu. Bardzo często jest bowiem tak, że koszt kontroli przewyższa wynikające z niej korzyści.

Aby uczynić moją wizję zrozumiałą, użyłem przykładu boiska piłkarskiego. Dzięki temu wszyscy rozumieją, że mówię o wolności, ale w jasnych ramach.

Wychodząc z takiego założenia, postanowiłem stworzyć kulturę organizacyjną pozwalającą na to, aby pracownicy i menedżerowie nie musieli zbyt często pytać o pozwolenie i sami podejmowali decyzje w obszarze swojej odpowiedzialności i swoich kompetencji. Gdy zastanawiałem się, jak uczynić ten ekosystem sprawnym, doszedłem do wniosku, że powinien być oparty na samodyscyplinie. Dlatego postanowiłem podzielić się władzą z najważniejszymi menedżerami oraz inspirować średni szczebel zarządzania, aby chciał zrobić to samo ze swoimi bezpośrednimi podwładnymi. Jednocześnie uczyliśmy wszystkich współodpowiedzialności w ramach nadanych im uprawnień.

Metafora boiska

Moje pomysły zmian zbiegły się z reorganizacją w całej Grupie Sodexo. Dotychczas w firmie panował jasny podział na usługi cateringowe i zarządzanie obiektami (recepcja, technika, sprzątanie, remonty, ochrona itd.). Ponieważ Grupa Sodexo szukała sposobu na bardziej dynamiczny wzrost, a nie rozwijała się wystarczająco szybko w obszarze zarządzania obiektami (choć w samej Polsce byliśmy już liderem rynku), postanowiła (w 2011 r.) sprzedawać zintegrowane rozwiązania w taki sposób, aby klient w każdej sprawie miał komfort współpracy tylko z jedną osobą z Sodexo (tzw. SPOC – Single Point Of Contact). W regionie zastanawialiśmy się, jak to zrobić. Czy dopasować ludzi do struktury, czy też odwrotnie – strukturę do ludzi? Uznaliśmy, że najlepiej będzie wybrać drugą opcję – dopasować strukturę do pracowników i do ich kompetencji. Stwierdziliśmy, że ludzie nie przestawią się z dnia na dzień. Muszą mieć czas, żeby nauczyć się nowych zasad.

Rozpoczęliśmy integrację zespołów, prowadząc oprócz szkoleń merytorycznych warsztaty z komunikacji, z zarządzania zmianą, relacji z klientem oraz kooperacji z działami wsparcia. Tłumaczyliśmy pracownikom, że nie muszą znać się na wszystkim, wystarczy, że wiedzą, kto się na tym zna, i zaproszą odpowiednią merytorycznie osobę na spotkanie z klientem. Jednak rozmowy prowadzone najpierw z klientami, a potem z pracownikami na temat efektów strukturalnej zmiany uzmysłowiły nam, jak ważna i pilna jest transformacja kultury nakazów i zakazów w kulturę upoważnienia do działania. Stało się tak, ponieważ nasi pracownicy bardzo często stawiani byli w niezręcznej sytuacji. Musieli bowiem prosić klienta o przerwę w rozmowie, żeby na przykład skonsultować z przełożonym kwestię zmiany terminu płatności.

Zorganizowaliśmy więc spotkanie

w warszawskiej centrali, na które zaprosiliśmy top menedżerów z największych jednostek na terenie Polski. Posadziliśmy ich przy stołach, dbając o to, żeby byli pracownicy z kadr, księgowości i z działu zakupów. Zadaliśmy im trzy pytania: „Co lubisz w swojej pracy? Co ci przeszkadza? Co byś zmienił?”. Posegregowaliśmy pisemne odpowiedzi, tworząc obszary tematyczne do przemyślenia. Podejmowanych tematów było sporo i były bardzo różne. Menedżerowie pisali: „Warto uwolnić zamówienia w jednostkach”, „Trzeba zwiększyć limity uprawnień”, „Musimy uprościć procedury” itd.

Bazując na pozyskanych informacjach oraz własnych obserwacjach, zacząłem zmieniać reguły gry i tworzyć nowe zasady, według których czułem, że nasi pracownicy powinni działać. Aby uczynić moją wizję zrozumiałą, użyłem przykładu boiska piłkarskiego. Dzięki temu wszyscy rozumieją, że mówię o wolności, ale w jasnych ramach. Wraz ze współpracownikami z centrali wyznaczyliśmy cztery główne zasady, które są odpowiednikami linii boiska piłkarskiego i których nie wolno w trakcie gry przekroczyć. To, co znalazło się między wyznaczonymi granicami (budżet, przepisy, zasady etyczne i zdrowy rozsądek) pozostało obszarem wolności, w którym można toczyć grę.

Kluczowe jest pilnowanie budżetu, ponieważ pracujemy na niskich marżach i jakiekolwiek zaniedbania natychmiast czynią projekty nierentownymi. Przestrzeganie przepisów oznacza dla pracowników, że działamy tylko i wyłącznie legalnie. Dlatego od momentu zatrudnienia każda osoba ma pewność, że dostanie pensję w terminie, że od wszystkich zarobków będzie odprowadzony ZUS, że uczciwie rozliczamy nadgodziny czy delegacje. Z kolei zasady etyczne pokazują, że choć prawo zezwala na jakieś działania, nie podejmujemy ich, jeśli w naszym odczuciu są one nieetyczne. Na przykład można zgodnie z przepisami zwolnić pracownika bez wcześniejszego ostrzeżenia czy rozmowy na ten temat, ale właśnie takie zachowanie, choć legalne, nie jest przez nas akceptowane z powodów etycznych. Ostatnia reguła – zdrowy rozsądek – jest bardzo subiektywna. Opiera się na sporej dozie intuicji i mądrości życiowej, które zdobywamy przez cały czas – najpierw jako dzieci w domu, a potem jako dorośli, rok po roku doświadczając różnych rzeczy. Ktoś nazwał zdrowy rozsądek okiem duszy, bo w jej głębi jesteśmy w stanie wyczuć, czy coś jest w porządku, czy nie. Nigdy nie chciałem i nadal nie chcę, aby ludzie robili coś, co od samego początku wydaje się im absurdalne, udając przy tym, że wszystko jest dobrze. Nasi pracownicy mają wręcz obowiązek zapytać „dlaczego?” i „czy na pewno?”. Brak zdrowego rozsądku dostrzegam w wielu korporacjach. Zdarza się, że moi znajomi prywatnie śmieją się z działań swojej firmy, ale w pracy udają, że nic się nie dzieje.

Metafora boiska i meczu piłki nożnej jest właściwa również dlatego, że ma wymiar czasowy oraz obejmuje szacunek wobec sędziego (sanepid, skarbówka itp.), innych graczy (konkurencja), pracowników, ale także wobec otoczenia (zewnętrzni obserwatorzy). To, co robimy, ma być przecież godne podziwu, imponujące. W futbolu chodzi o to, żeby w określonym czasie strzelić więcej bramek niż przeciwnik, w biznesie zaś – żeby wyróżniać się na tle konkurencji, mieć więcej zadowolonych klientów i lepsze wyniki, nie tylko finansowe. W futbolu czasem się przegrywa, więc zakładamy oczywiście porażki, ale rzecz w tym, aby na końcu mieć więcej sukcesów niż porażek.

Zmiany zaczynają się od góry

Zmianę kultury organizacyjnej rozpoczęliśmy od góry. Jako lider i inicjator zmiany zacząłem od siebie, w ślad za mną podążyli najbliżsi współpracownicy. Naszym obowiązkiem było przestrzeganie przyjętych wartości, bycie empatycznym i zdyscyplinowanym. Łatwo nie jest! Prawdziwym wyzwaniem stała się dla mnie punktualność oraz wyważona, stonowana emocjonalnie korespondencja e‑mailowa. Wcześniej często się spóźniałem. Dziś bywam niepunktualny tylko w wyjątkowych i uzasadnionych sytuacjach, a jeśli już się spóźnię, to nie więcej niż kilka minut. Nie piszę też, tak jak kiedyś, naładowanych emocjami e‑maili, bo po prostu akceptuję, że nie wszystko musi być po mojemu.

Spraw, by Twój biznes był SMART »

Aby dać dobry przykład, zrezygnowałem też z własnego gabinetu. Nie chodziło mi wcale o usprawnienie komunikacji, chciałem w ten sposób wymierzyć policzek własnemu ego, przy okazji faktycznie skróciłem też drogę do pracowników i pracowników do mnie. Identycznie postąpiła zresztą większość dyrektorów, choć nie wywierałem na nich żadnej presji. Ci, którzy uznali, że osobne pomieszczenie jest im jednak do pracy potrzebne, nadal je posiadają. Dzięki takiemu podejściu ja oraz inni dyrektorzy jesteśmy zdecydowanie bardziej osiągalni dla naszych ludzi bez względu na stanowisko, jakie zajmują w organizacji. Z drugiej strony pracownicy nie muszą się tłumaczyć asystentce, dlaczego chcą porozmawiać z prezesem czy innym przełożonym. Nie czekają pod drzwiami, licząc na łut szczęścia, że może szef znajdzie chwilę na rozmowę. Jeśli chodzi o mnie, każdy, kto chce, może do mnie podejść, napisać czy zadzwonić albo umówić się na spotkanie, jeżeli tego wymaga sprawa.

Taki styl zarządzania nie jest prosty, bo podlega mi ponad siedem tysięcy ludzi, ale innej drogi nie widzę. Nie twierdzę też, że wyzwanie jest małe, bo przecież chodzi o siedem krajów, dziewięć języków i różne poziomy implementacji nowej kultury, którą nazywamy kulturą wolności i odpowiedzialności (Empowerment & Accountability). Sądzę, że spłaszczanie struktury organizacyjnej wpływa na szybsze podejmowanie decyzji, poprawia sterowność dużej organizacji i zapewnia jej większą efektywność, co dostrzegam w wynikach finansowych, wewnętrznych relacjach i w sposobie komunikowania się z kontrahentami.

Spłaszczanie struktury organizacyjnej wpływa na szybsze podejmowanie decyzji, poprawia sterowność dużej organizacji i zapewnia jej większą efektywność.

Utrzymanie naszej kultury wolności i odpowiedzialności, jak ją nazywamy, jest projektem bez końca. Gdybym chciał wprowadzić zmiany prezesowskim „dekretem”, bez monitorowania sytuacji, w dłuższym okresie wszyscy pracownicy, nawet ambasadorzy zmiany, wróciliby do starych przyzwyczajeń. Muszę więc cały czas inspirować zespół, przypominając mu w trakcie spotkań o naszych wartościach. Posługujemy się w grupie m.in. językiem angielskim, więc ciągle powtarzam: less reporting, fewer signatures, czyli mniej biurokracji, raportów, pytań o zgodę, mniej podpisów potwierdzających jakąś decyzję. Daję ludziom prawo, by ubierali się, jak chcą, nie musieli ukrywać swoich tatuaży, by wygłaszali swoje opinie (ale kulturalnie). To są nasze małe, ale ważne dowody wolności, które gwarantuję zespołowi.

Każdy nowy menedżer lub nowy pracownik centrali w Polsce przechodzi kilkudniowy trening, obejmujący sesję poświęconą kulturze pracy i zasadom Sodexo. W ten sposób uczymy i przypominamy o granicach boiska, aby wszyscy mogli grać swobodnie, nie obawiając się, że przekroczą nieznane lub niewidoczne reguły. Dla menedżerów szkolenia odbywają się w centrali i tę część prowadzę osobiście. Rozmawiamy o zasadach, o misji, etyce, wartościach, jakie promujemy, i cały czas przybywa nowych tematów. Pojawia się coraz więcej obszarów do omówienia i praktycznych przykładów, a menedżerowie są coraz bardziej dociekliwi i odważniej stawiają pytania.

Od kakofonii do symfonii

Choć od początku razem z top menedżerami staraliśmy się świecić przykładem, wdrożenie nie było ani łatwe, ani bezstresowe. W pierwszych miesiącach zmiany kilku z naszych sprawdzonych ludzi pomyliło wolność z anarchią. Kiedy uwolniliśmy procedury, jedni uznali, że wyniki nie są tak ważne. Inni z kolei nie potrafili wziąć na swoje barki odpowiedzialności. Upoważnienie do działania odsłoniło różne oblicza pracowników i menedżerów. Część nie pasowała do nowej kultury organizacyjnej, a część po prostu nie akceptowała zmian. W naturalny sposób pewna grupa pracowników odeszła, a z niektórymi sami musieliśmy się rozstać. Jednak większość pozostała i zaufała nam, ponieważ przekonała się, że mamy dobry pomysł, ale też jesteśmy otwarci na ich głosy i nie trzymamy się kurczowo własnych rozwiązań. Słuchaliśmy pracowników i rozsądne postulaty w miarę możliwości wprowadzaliśmy w życie od razu. Te zaś, które wymagały większych nakładów, realizowaliśmy sukcesywnie, w miarę możliwości. Oczywiście wyjaśnialiśmy na bieżąco, skąd bierze się zwłoka. Z kolei pomysły, które mogły zaszkodzić firmie, natychmiast odrzucaliśmy, również informując o powodach.

W trakcie poszukiwania nowych osób, które lepiej dopasują się do nowej kultury, przedstawialiśmy jasno nasze podejście do pracowników, co przyniosło doskonały skutek. Firma zaczęła przyciągać młodych i ambitnych ludzi. Z perspektywy sześciu lat, podczas których wprowadzamy nową kulturę organizacyjną, struktura wiekowa w polskim oddziale Sodexo zdecydowanie zmieniła sią na korzyść milenialsów, czyli ludzi urodzonych między rokiem 1980 a 1995. Dziś stanowią ponad 60% wszystkich zatrudnionych w warszawskiej centrali, mimo że nie kusimy kandydatów benefitami w rodzaju tych, które proponują największe firmy HighTech. Dla młodych ludzi bardzo ważna jest możliwość sprawdzenia się, duża samodzielność przy podejmowaniu decyzji. To dzięki temu wybierają Sodexo na swojego pracodawcę i rzadko się z nami rozstają, dzięki czemu notujemy dosyć niską rotację kadr.

Ale – wiadomo – popełniłem też kilka błędów. Jednym z nich była na przykład likwidacja stanowiska dyrektora sprzedaży w Polsce. Kiedy osoba na tym stanowisku zrezygnowała, wymyśliłem, że teraz menedżerowie do spraw rozwoju biznesu (Business Development Manager) będą odpowiadać za wyniki bezpośrednio przede mną. Uważałem, że skoro większość z nich pracuje u nas już kilka lat, mają wystarczające doświadczenie, żeby wiedzieć, czego firma od nich oczekuje. Zgodziłem się więc, żeby samodzielnie organizowali sobie pracę, docierali z ofertami do potencjalnych klientów, a następnie negocjowali i podejmowali decyzje w ramach obowiązujących standardów, czyli w obszarze boiska piłkarskiego. Jednej osobie z zespołu powierzyłem dodatkowo pracę administracyjną, czyli podpisywanie delegacji, urlopów i innych pism. Szybko okazało się, że „administrator” w praktyce stał się szefem bez nominacji. Ale wcale nie dbał o interesy kolegów, a ci ustalali sobie limity pracy wbrew interesom firmy. Jeden drugiego upominał: „Po co ci tak dużo spotkań z klientami? Nie rób tyle, bo ja też będę musiał”.

Choć nie ustrzegłem się przed błędami, wykorzystałem każdy z nich do nauki, jak efektywnie zarządzać ludźmi, jak maksymalizować ich potencjał, wyzwalać kreatywność, wzbudzać odpowiedzialność i jak podzielić się władzą.

Obserwowałem z bliska, co się działo, i po dwóch miesiącach dostrzegłem, że brak szefa sprzedaży – co najmniej na tym etapie – jest poważnym błędem. Gdy zastanawiałem się nad przyczynami porażki, dostrzegłem, że nie wszyscy osiągnęli taki sam poziom dojrzałości, jak ja. Ja nie muszę mieć szefa, bo i tak zrobię, co do mnie należy, i nikt nie musi mnie kontrolować lub dyscyplinować na co dzień. Błędnie uznałem, że ci akurat pracownicy funkcjonują podobnie. Mimo że od początku menedżerowie różnych działów czy koledzy z innych firm mówili, że to zły pomysł, że się nie sprawdzi, chciałem dać im szansę. I choć nadal jestem pewien, że nie wszyscy ludzie muszą mieć szefa, żeby dobrze pracowali, co widać na przykładzie niektórych firm zorganizowanych macierzowo, zdecydowałem się na ograniczenie strat i przywróciłem poprzednią organizację działu sprzedaży.

Choć nie ustrzegłem się przed błędami, wykorzystałem każdy z nich do nauki, jak efektywnie zarządzać ludźmi, jak maksymalizować ich potencjał, wyzwalać kreatywność, wzbudzać odpowiedzialność i w końcu jak podzielić się władzą. Zmiany wprowadzaliśmy powoli, element po elemencie. Nie zakomunikowaliśmy pracownikom: „Od 1 stycznia będziecie funkcjonować w obrębie czterech głównych reguł, reszta nas nie obchodzi”. Nakreśliłem cele i dałem menedżerom narzędzia. A oni mieli je w swoim tempie wprowadzać.

Ze wszystkich krajów, w których implementowaliśmy „kulturę wolności”, najlepiej poradziła sobie Polska. Tu projekty są sprawnie realizowane, ludzie intensywnie pracują, mimo że nikt ich specjalnie nie pilnuje. Wiedzą, jak ważne są wyniki. W Czechach zmiany się nie przyjęły, ale uczciwość każe mi powiedzieć, że nie byłem tak zaangażowany w ich wprowadzanie, jak w Polsce. Do tej pory nasz czeski zespół nie do końca potrafi samodzielnie zarządzać swoją pracą i przejąć ciężar podejmowania decyzji. Zatrudnia też mniej młodych ludzi w swojej centrali, co nie jest tu bez znaczenia.

Analizując trudności w transformacji kultury organizacyjnej, zorientowałem się też, że nie wystarczy nakreślić granice wolności. Trzeba, jak na boisku piłkarskim, postawić sędziego, który będzie przyglądał się grze i miał do dyspozycji żółte i czerwone kartki. Jeżeli brakuje mocnego lidera, który jest gotów nałożyć sankcje na ludzi, aby wyegzekwować pracę, zaangażowanie, a nawet „wyrzucić z boiska” tych, którzy notorycznie nie przestrzegają reguł gry, lepiej pozostawić hierarchiczny model pracy.

Niekończący się projekt

Organizacja, którą zastałem, obejmując fotel szefa, była co prawda liderem na rynku cateringu i zarządzania obiektami, ale niewątpliwie liderem trochę betonowym. Menedżerowie utrzymywali dystans do podwładnych, a poszczególne działy tworzyły typowe silosy organizacyjne. Gdy rozpocząłem zmianę, jej najwięksi oponenci postanowili grać na przeczekanie. W końcu się przekonali, że warto mnie słuchać.

Na potrzeby nowej kultury zbudowałem procesy w taki sposób, żeby ludzie byli zmuszeni wyjść ze swoich silosów. Każdy menedżer musi co roku audytować dwie inne jednostki. Sam też jest audytowany raz czy dwa razy w roku, więc pozbywa się zahamowań w wyrażaniu opinii. Jestem przekonany, że większość dyrektorów i kierowników akceptuje taki styl zarządzania, i liczę na to, że będą akceptować go pozostali pracownicy. Ale nie wywieram presji i nie staram się przekonać wszystkich jednocześnie. Nasz proces zmian to maraton, a nie sprint, liczę, że w końcu wszyscy dotrą na metę.

Czy dzięki nowej kulturze zarządzania osiągamy lepsze wyniki? Bez upoważnienia pracowników do działania brakowało nam elastyczności, przez co nie mogliśmy sprostać zmieniającym się potrzebom klientów i odpowiadać na nie w oczekiwany sposób we właściwym czasie. W efekcie zaczynaliśmy przegrywać z lokalnymi rywalami. Dzięki nowej kulturze wciąż jesteśmy liderem w tzw. cateringu kontraktowym i w zarządzaniu obiektami, tak jak wówczas, kiedy 13 lat temu zostałem szefem Sodexo Polska. 

O autorach
Tematy

Może Cię zainteresować

Cyberbezpieczeństwo w epoce AI: Polska na cyfrowej krawędzi

Tylko 3% firm w Polsce osiągnęło pełną gotowość na cyberzagrożenia – alarmuje najnowszy raport Cisco. Sztuczna inteligencja staje się nie tylko narzędziem wzrostu, ale też źródłem coraz bardziej wyrafinowanych zagrożeń, polski sektor biznesu balansuje na granicy cyfrowej odporności. Czy liderzy są gotowi spojrzeć prawdzie w oczy?

Zielone wskaźniki mogą być powodem do niepokoju. Dlaczego liderzy powinni się martwić, gdy widzą tylko pozytywne wyniki?

Czy rosnące wskaźniki na prezentacji wyników firmy rzeczywiście zawsze są powodem do radości? Niekoniecznie. Jeśli pojawiają się zbyt często, mogą świadczyć nie o wyjątkowo korzystnej passie, ale o presji dostarczania pozytywnych wiadomości przełożonym. Zamiecione pod dywan problemy jednak prędzej czy później wyjdą na jaw.

Pozytywne wyniki napawają optymizmem. Jeśli jednak pojawiają się zbyt często, powinny stanowić sygnał alarmowy. Czy koniunktura może być bowiem nieprzerwanie korzystna? Jeśli zbyt długo wszystkie wewnętrzne wskaźniki rosną, warto się nad nimi pochylić. Z doświadczeń renomowanej firmy consultingowej Bain & Company wynika, że aż 70% programów transformacji organizacyjnej kończy się fiaskiem. Bardzo często zdarza się tak, że wszystkie założone cele pozornie są realizowane, a dopiero pod koniec projektu wychodzą na jaw mankamenty. Aby uniknąć takich sytuacji, trzeba dokładnie zbadać źródło błędów.

Multimedia
Zarządzasz firmą. Ale czy zarządzasz swoim zdrowiem?

Codzienność Szpitalnego Oddziału Ratunkowego potrafi być brutalnym lustrem stylu życia liderów. Klaudia Knapik rozmawia z dr Anną Słowikowską – kardiolożką, która zderza mity o zdrowiu z faktami i opowiada o pacjentach, którzy nie zdążyli… wysłać ostatniego maila. To rozmowa o sercu – dosłownie i w przenośni. Dla każdego, kto żyje intensywnie i chce żyć długo.

płaska struktura organizacyjna Ludzie podążają za strukturą: jak mniejsza hierarchia zmienia miejsce pracy

Przejście na samoorganizujące się zespoły i danie większej autonomii pracownikom skutkuje większym zaangażowaniem i lepszymi wynikami. Jednak nie każdemu pracownikowi odpowiada taka zmiana. Menedżerowie coraz częściej dostrzegają, że sposób organizacji firmy wpływa na jej wyniki, dlatego regularnie modyfikują strukturę, licząc na poprawę efektów. Znacznie mniej uwagi poświęca się jednak temu, jak takie zmiany oddziałują na samych pracowników.

Abstrakcyjna ilustracja symbolizująca przywództwo w erze AI: po lewej – chłodne, geometryczne wzory przypominające dane i algorytmy; po prawej – ciepłe, organiczne formy nawiązujące do ludzkiej intuicji. Centralny punkt styku sugeruje integrację logiki i emocji w kontekście sztucznej inteligencji. Lider w erze AI: jak zachować ludzką przewagę w świecie algorytmów

Między AI a ludzką kreatywnością

Kreatywność, wyobraźnia, humor – dotąd uznawane za wyłącznie ludzkie – dziś są imitowane przez sztuczną inteligencję, stawiając fundamentalne pytania o przywództwo w erze AI. Sztuczna inteligencja generuje teksty, obrazy, muzykę, a nawet żarty. Czy oznacza to, że maszyny dorównały człowiekowi także w jego najbardziej subtelnych umiejętnościach?

Bob Mankoff, rysownik magazynu „The New Yorker”, uważa, że nie. Jego zdaniem humor nie rodzi się z danych, lecz z emocji, świadomości własnej niedoskonałości i wrażliwości na kontekst. AI może symulować humor, lecz nie rozumie jego źródła.

To właśnie napięcie – pomiędzy potęgą obliczeniową a nieuchwytną ludzką intuicją – stawia liderów przed istotnymi pytaniami: gdzie kończy się autentyczna twórczość człowieka, a zaczyna jej algorytmiczna symulacja? Jak zarządzać w rzeczywistości, w której inteligencja staje się sztuczna, ale autentyczne przywództwo nadal wymaga człowieka?

Ludzka przewaga: humor, empatia, kreatywność

<!– wp:paragraph –>

W czasach postępującej automatyzacji, paradoksalnie to właśnie cechy głęboko ludzkie – humor, empatia i kreatywność – stają się zasobami o kluczowym znaczeniu dla liderów.

Zdolności metapoznawcze w budowaniu przewagi konkurencyjnej Od tych kompetencji zależy wygrana w dobie AI

Temat rozwoju generatywnej sztucznej inteligencji nie traci na popularności. Rewolucja AI wciąż postępuje. Choć GenAI zyskało zarówno zwolenników, jak i sceptyków, korzystanie z niej nie jest już kwestią wyboru. Stało się koniecznością. Jak uzyskać przewagę w tym obszarze? Kluczem do sukcesu okazuje się nie sam dostęp do technologii, lecz umiejętność właściwego jej wykorzystywania. Na jakie kompetencje zatem postawić?

Wiele organizacji popełnia ten sam błąd. Wdraża narzędzia oparte na AI z przekonaniem, że sam fakt ich wprowadzenia nie wystarczy, by zwiększyć efektywność pracy. Tymczasem problem nie leży w samej technologii, lecz w tym, jak ludzie potrafią ją wykorzystywać. Jest to podobna sytuacja do tej z początku epoki cyfrowej. Obsługa komputera, która była wtedy kluczową kompetencją, wkrótce stała się podstawą. Podobnie dziś samo sprawne posługiwanie się narzędziem AI to dopiero początek. Rzeczywista przewaga wynika ze zdolności łączenia technologii z głębokim rozumieniem potrzeb biznesowych i otoczenia. Zdaniem czołowych ekspertów, przewagę konkurencyjną osiągną organizacje, które zainwestują nie tylko w technologię, lecz także w umiejętności metapoznawcze. Chodzi o zdolność do analizy, interpretacji, krytycznego osądu i dynamicznej współpracy z AI.

Trzeba zmienić sposób myślenia o AI, stawiając w centrum umiejętności metapoznawcze

Osiągnięcie sukcesu w dobie generatywnej AI wymaga zmiany sposobu myślenia o tej technologii. Nie wystarczy wiedzieć, jak używać nowego narzędzia. Trzeba też rozumieć, po co to robić, kiedy i czy w ogóle warto. Ta transformacja musi się zacząć od liderów, którzy wytyczą drogę dla reszty organizacji. Prezesi i członkowie zarządów muszą zdać sobie sprawę, że w większości zadań AI nie zastępuje ludzkiej pracy, lecz ją uzupełnia. Przykładowo, przy sprzedaży skomplikowanych usług, takich jak ubezpieczenia bądź rozwiązania finansowe, ważne są relacje międzyludzkie i wzajemne zaufanie. AI nie powinna wypierać tych kompetencji, lecz wzmacniać je, by ułatwić komunikację.

Trzy kluczowe wnioski na temat postaw pracowników wobec elastyczności w pracy

Potrzeby pracowników są zróżnicowane, podobnie jak ich preferencje dotyczące miejsca i czasu wykonywania obowiązków zawodowych. Pięć lat po masowym przejściu na pracę zdalną – i w obliczu rosnącej liczby nakazów powrotu do biur – jakie są obecne nastroje pracowników wobec elastycznych form zatrudnienia? Wyniki naszych badań rzucają światło na to, jak bardzo pracownicy w różnym wieku cenią sobie elastyczność.

nowe spojrzenie na wzrost gospodarczy Nowe spojrzenie na wzrost gospodarczy

Kwestionowanie przekonania, że przedsiębiorstwa muszą nieustannie się rozwijać, odsłania nowe ścieżki prowadzące do odporności i zrównoważonego rozwoju.

Karl-Johan Perrson, prezes zarządu i były dyrektor generalny H&M, zadał kiedyś pytanie: „Co by się stało, gdybyśmy wszyscy konsumowali o 20% mniej? Uważam, że oznaczałoby to katastrofę. 20% mniej miejsc pracy, 20% mniej wpływów podatkowych, 20% mniej pieniędzy przeznaczanych na szkoły, opiekę zdrowotną czy drogi. Światowa gospodarka uległaby załamaniu. Jestem głęboko przekonany, że to właśnie wzrost gospodarczy sprawił, iż świat jest dzisiaj lepszym miejscem niż dwie dekady temu. A za kolejne 20 lat będzie jeszcze lepszym”.

Czy rzeczywiście tak jest? Jeśli tak, to stoimy przed problemem, który J.B. MacKinnon określa mianem „dylematu konsumenta”. W swojej książce The Day the World Stops Shopping [Dzień, w którym świat przestanie kupować] stwierdza: „Stan planety jasno pokazuje, że konsumujemy zbyt wiele. W samej Ameryce Północnej zużywamy zasoby Ziemi pięciokrotnie szybciej, niż są one w stanie się odnowić. Pomimo naszych wysiłków podejmowanych w celu »zazielenienia« konsumpcji – poprzez recykling, poprawę efektywności energetycznej czy wykorzystanie energii słonecznej – globalna emisja dwutlenku węgla wciąż nie maleje. Ekonomia nakazuje nam jednak nieustannie zwiększać konsumpcję. Wiek XXI uwypuklił ten kluczowy wniosek: musimy przestać kupować”.

Problem polega na założeniu, lansowanym w edukacji biznesowej, że gospodarka może i musi stale rosnąć – założeniu, które przenika strategie korporacyjne, nakazując firmom nieustanny rozwój pod groźbą utraty znaczenia na rynku. Jednak ciągły wzrost gospodarczy jest niemożliwy, a rozpowszechniony dogmat, że wzrost jest warunkiem koniecznym dla ludzkiego dobrobytu, tworzy pułapkę, z której wielu nie dostrzega drogi wyjścia. Jak pisze Paul Farrell w „The Wall Street Journal”: „Jesteśmy uzależnieni od mitu nieustającego wzrostu gospodarczego – mitu, który zabija Amerykę”. Dlatego edukacja biznesowa powinna zacząć uwzględniać ograniczenia wzrostu oraz pokazywać różne jego modele.

Hiperrealistyczna ilustracja przedstawia przestronne, nowoczesne atrium o minimalistycznym wystroju. W centralnym punkcie podłogi znajduje się świetlista rozeta kompasu, symbolizująca moralne centrum organizacji. Nad nią unoszą się transparentne, kolorowe panele w chłodnych i ciepłych tonacjach, zawieszone w przestrzeni na różnych wysokościach. Naturalne światło wpada przez świetliki dachowe, tworząc spokojną, refleksyjną atmosferę. Całość emanuje równowagą między strukturą a wartościami, technologią a etyką. Lekcje strategii etycznej AI od Grupy H&M

Podejście globalnego detalisty do etyki sztucznej inteligencji zakłada, że formalne procedury mają ograniczony zasięg. Menedżerowie koncentrują się na wzmacnianiu moralnego kompasu wszystkich pracowników – tak, by potrafili podejmować trafne decyzje, krok po kroku, rozmowa po rozmowie.

Sztuczna inteligencja zmienia sposób funkcjonowania organizacji – i właśnie dlatego stanowi wyzwanie etyczne. Kto powinien ponosić odpowiedzialność za zautomatyzowane decyzje i działania? Jak szeroka powinna być decyzyjność algorytmów? Jak projektować interakcje między ludzkim umysłem a maszyną? Jak technologia wpływa na pracowników? Gdzie w systemie kryją się uprzedzenia?

Firmy, regulatorzy i decydenci starają się znaleźć trwałe zasady etyczne, które pomogą im poruszać się w tym moralnym labiryncie. Zazwyczaj stosują pozornie logiczne podejście: najpierw identyfikują uniwersalne wartości (takie jak przejrzystość, sprawiedliwość, autonomia człowieka czy możliwość wyjaśnienia decyzji), następnie określają praktyczne zastosowania tych wartości (np. w procesach decyzyjnych czy rekrutacji wspieranej przez AI), a na końcu formalizują je w kodeksach postępowania. Założenie jest takie, że kodeksy etyczne powinny mieć pierwszeństwo przed „kodeksem obliczeniowym” AI.

EKF 2025 - debata prezesów banków Debata prezesów banków w ramach EKF 2025 zapewniła wiele wniosków dla polskiego biznesu

Europejski Kongres Finansowy co roku ściąga światowej klasy ekspertów i oferuje szeroką gamę paneli dyskusyjnych w tematyce finansów i gospodarki. Niemniej, prawdziwym gwoździem programu jest tradycyjnie finał w formie debaty prezesów największych banków. 4 czerwca 2025 roku ponownie w Sopocie doszło do spotkania najważniejszych decydentów polskiego sektora finansowego.

Tegoroczną edycję debaty poprowadzili Brunon Bartkiewicz, członek rady programowej EKF oraz Iwona Kozera, partnerka zarządzająca EY Consulting w Polsce. Wzięło w niej udział aż 10 prezesów zarządów największych polskich banków: Michał Bolesławski (ING Bank Śląski),  Elżbieta Czetwertyńska (Citi Handlowy), Przemysław Gdański (BNP Paribas Bank Polska), João Bras Jorge (Millennium S.A.), Cezary Kocik (mBank), Michał Gajewski (Santander Bank Polska), Cezary Stypułkowski, (Banku Pekao), Szymon Midera (PKO Bank Polski), Adam Marciniak, (VeloBank S.A.) oraz Piotr Żabski (Alior Bank). Co roku, jest to jedyna taka okazja w której uczestniczy tak wiele osób tak ważnych dla polskiej gospodarki.

Formuła debaty

Przed rozpoczęciem właściwej części debaty, uczestnicy mieli okazję posłuchać wystąpienia przewodniczącego KNF, Jacka Jastrzębskiego. Zaapelował on o rozwój rynku kapitałowego, aby odciążyć banki od ryzykownych inwestycji. Zaznaczył także konieczność bliskiej współpracy sektora bankowego z firmami technologicznymi oraz potrzebę ustanowienia odpowiednich regulacji w zakresie ochrony danych. Następnie, firma EY przedstawiła wyniki ankiety przeprowadzonej z zarządami banków uczestniczących w wydarzeniu. Za podwaliny do dyskusji posłużyły także wnioski z trzech eksperckich okrągłych stołów:

  • makroekonomicznego
  • technologicznego
  • ryzyka.

Materiał dostępny tylko dla subskrybentów

Jeszcze nie masz subskrypcji? Dołącz do grona subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Subskrybuj

Newsletter

Otrzymuj najważniejsze artykuły biznesowe — zapisz się do newslettera!