Obecne trendy na rynku energii elektrycznej pozwalają przewidywać, że w przyszłości pojedynczy konsumenci będą nie tylko kupować prąd od elektrowni, ale również sprzedawać go innym odbiorcom. Tzw. energetyka rozproszona to nie tylko szansa na obniżenie kosztów energii, ale również wyzwania dla firm odpowiedzialnych za dostawy prądu.
O tym, co może przynieść zmiana roli odbiorców energii elektrycznej oraz rozwój jej alternatywnych źródeł, rozmawiamy z Erykiem Kłossowskim, prezesem Polskich Sieci Elektroenergetycznych. Rozmawia Aleksander Krakowski.
Polskie Sieci Elektroenergetyczne jako strategiczny operator odpowiadający za przesyłanie prądu do wszystkich regionów Polski odgrywają fundamentalną rolę w zapewnieniu stabilnych dostaw energii. Dostarczają państwo produkt silnie utowarowiony. Większość ludzi rzadko zastanawia się, czy istnieje coś takiego jak jakość dostaw energii elektrycznej, a o jej dystrybutorach przypomina sobie wówczas, gdy zabraknie prądu. Jakie trendy kształtują obecnie państwa branżę?
Najważniejszym z nich jest tzw. energetyka rozproszona, która bardzo intensywnie rozwija się zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych. Obecnie coraz częściej odbiorcy mogą przez przynajmniej kilka godzin w ciągu doby utrzymywać zasilanie z własnych źródeł prądu, np. z ogniw fotowoltaicznych. Tego typu konsumentów nazywamy aktywnymi odbiorcami lub prosumentami. Mogą oni wydłużać okresy samowystarczalności dzięki wykorzystaniu bateryjnych systemów energii. Zjawisko to zyskuje coraz większą popularność na Zachodzie, dlatego jego upowszechnienie również w Polsce jest tylko kwestią czasu i nie wymaga żadnego systemu wsparcia dla konsumentów. Wystarczy rosnąca świadomość możliwości obniżenia kosztów energii elektrycznej. Zresztą już dziś można kupić stosunkowo niedrogie ogniwa fotowoltaiczne, które przynajmniej okresowo pozwalają stać się aktywnym odbiorcą.
Dla nas energetyka rozproszona oznacza, że odbiorcy przyłączeni do gałęzi systemów dystrybucyjnych będą mogli zaoferować całemu systemowi elektroenergetycznemu większą elastyczność. Pozwala ona odbiorcy dopasować się do potrzeb całego systemu elektroenergetycznego oraz reagować na sygnały cenowe. Dzięki elastyczności przeciętny użytkownik może płacić za prąd mniej niż dotychczas.
Z potencjałem energetyki rozproszonej wiąże się drugie ważne zjawisko w naszej branży, a mianowicie możliwość spięcia wszystkich mikroinstalacji konsumenckich w rodzaj chmury pozwalającej na transakcje między poszczególnymi prosumentami. Byłby to więc rodzaj gospodarki współdzielenia (sharing economy), która zaczyna dotyczyć coraz większej liczby obszarów codziennego życia. W praktyce działa to tak, że mieszkaniec jednego miasta mógłby naładować np. swój samochód elektryczny za pomocą nadwyżek energii elektrycznej uzyskanych przez mieszkańca innej miejscowości. Co więcej, obaj nie muszą nawet wiedzieć o tym, że taka transakcja miała miejsce. Cały proces odbywa się w sposób całkowicie zautomatyzowany i system samodzielnie wyszukuje źródło, w którym nadwyżka jest największa i daje możliwość zakupu energii elektrycznej po najniższej cenie.
Obecnie w naszych gniazdkach jest prąd dostarczany przez przedsiębiorstwa obrotu. W przyszłości natomiast równie dobrze z naszych domowych sieci energia może też płynąć do innych odbiorców.
Co te zmiany oznaczają dla państwa? W jaki sposób PSE przygotowują się do nadchodzącego przeobrażenia modelu korzystania z energii elektrycznej?
Przygotowujemy się do wprowadzenia zmian na rynku bilansującym. Obecnie jeśli jakiś dostawca prądu nie zbilansuje energii kupionej i sprzedanej, to kosztem są obciążani po równo wszyscy odbiorcy tego przedsiębiorstwa. Natomiast w przyszłości będzie możliwe obliczanie dla każdego węzła sieci energetycznej kosztu zbilansowania, a także dostawy energii siecią przesyłową. Na razie planujemy oprzeć model funkcjonowania na hurtowym rynku energii elektrycznej, ale uwzględniając bardzo silny trend polegający na pojawianiu się aktywnych odbiorców, prawdopodobnie w przyszłości każde mieszkanie będzie osobnym węzłem elektroenergetycznym.
W pańskim gabinecie wiszą dwie mapy sieci energetycznej: Polski i Europy. Na pierwszej widać ciągłe i przerywane linie oplatające cały kraj. Na drugiej natomiast można zauważyć duże zagęszczenie linii od Niemiec na zachód kontynentu oraz więcej pustych przestrzeni w krajach takich jak Polska czy Skandynawia. Rozumiem, że przerywane linie na mapie Polski to plany rozbudowy sieci energetycznej na najbliższe lata. Czy docelowo będzie tak gęsto jak w Europie Zachodniej?
Mapa Europy pokazuje dysproporcje między Zachodem a Wschodem rysujące się również w obszarze tak stosunkowo nowej infrastruktury jak linie elektroenergetyczne. Dotychczas naszą ambicją rzeczywiście było zbudowanie podobnie gęstej i niezawodnej sieci jak w krajach Europy Zachodniej. Chociaż nadal wierzymy w konieczność zapewnienia wyższej niezawodności sieci najwyższych napięć, nie możemy odwracać się od szybko rozwijającej się energetyki rozproszonej. Być może nasza sieć nigdy nie będzie tak gęsta jak na Zachodzie, ponieważ bezpieczeństwo dostaw prądu będziemy mogli poprawić dzięki rosnącej roli prosumentów. Oznacza to, że plany rozbudowy sieci będziemy jeszcze w przyszłości weryfikować po to, by nie obciążać odbiorców niepotrzebnym kosztem.
Jaka, pańskim zdaniem, będzie rola operatora takiego jak PSE w sytuacji, gdy znacznie wzrośnie znaczenie energetyki rozproszonej?
Zadaniem operatora będzie zapewnienie prosumentom stabilnych dostaw energii elektrycznej w sytuacjach, gdy np. przez kilka dni z rzędu niebo będzie zachmurzone i przez to ogniwa fotowoltaiczne nie będą w stanie wyprodukować wystarczająco dużo prądu do zaspokojenia potrzeb odbiorców. Jest więc możliwe, że prosumenckie mikroinstalacje będą w takich przypadkach uzupełniane przez nasz system przesyłowy.
Ponadto w dalszym ciągu będziemy odpowiedzialni za zapewnienie odpowiedniej jakości energii elektrycznej. Urządzenia elektryczne, jakie mamy w domu, są bardzo nieodporne na wahania częstotliwości, a instalacje prosumenckie bez pomocy z zewnątrz mogą nie utrzymać jej na wymaganym poziomie 50 Hz.
Transakcje dokonywane w chmurze trzeba będzie w odpowiedni sposób sfinalizować, a więc dostarczyć energię elektryczną do odbiorcy. Osobiście nie wierzę, że kiedykolwiek powstaną małe, geograficznie wyodrębnione klastry energetyczne, w których to sąsiedzi będą dzielić się energią. Do tego będzie potrzebna infrastruktura przesyłowa. Co więcej, umożliwi ona mieszkańcom Polski odsprzedanie nadwyżki energii elektrycznej nie tylko w kraju, ale też za granicą.
Zostawmy na boku fotowoltaikę i porozmawiajmy o innych alternatywnych źródłach energii. W jaki sposób ich rozwój może wpłynąć na państwa działalność?
Farmy wiatrowe zdecydowanie zmieniły nasze podejście do zarządzania ryzykiem w sieci przesyłowej. Wiatraki pracują bowiem w sposób niestabilny i faktycznie generują energię elektryczną przez okres od 2,5 tysiąca do 2,8 tysiąca godzin w roku. Tymczasem stara energetyka systemowa, oparta na blokach cieplnych, była w stanie generować energię przez 8 tysięcy godzin w ciągu roku. Musieliśmy zatem zmienić m.in. plany pracy elektrowni konwencjonalnej oraz sposób pozyskiwania rezerw energii ze względu na pojawienie się niestabilnie pracujących źródeł.
Zadaniem operatora będzie zapewnienie stabilnych dostaw prądu, gdy na przykład przez kilka dni z rzędu niebo będzie zachmurzone i ogniwa fotowoltaiczne nie będą w stanie wyprodukować wystarczająco dużo prądu do zaspokojenia potrzeb odbiorców.
Oznacza to, że kiedyś można było skoordynować pracę całego systemu elektroenergetycznego z rocznym wyprzedzeniem i bardzo niewielkim marginesem błędu. W momencie pojawienia się farm wiatrowych plany pracy systemu można sporządzać z 3-, 4‑dniowym wyprzedzeniem wynikającym z prognoz wietrzności.
Z drugiej strony tak było kiedyś i trzeba przyznać, że sprawdzalność tych prognoz jest całkiem wysoka. Na niekorzyść zmieniły się natomiast prognozy pracy jednostek węglowych, które są bardzo awaryjne. Wynika to po części z ich wieku, a po części z niedoinwestowania naszego parku maszynowego, co sprawia, że trzeba liczyć się z awariami.
Jest pan czytelnikiem „Harvard Business Review Polska”. Proszę powiedzieć, jakie teksty opublikowane w naszym magazynie uważa pan za najbardziej wartościowe?
HBRP zawsze był dla mnie źródłem inspiracji i wiedzy na temat procesów biznesowych oraz zmian możliwych do wdrożenia w dużej organizacji. Najbardziej zainteresował mnie cały cykl artykułów, jakie ponad rok temu poświęcili państwo tematyce big data. Przyniosły mi pewną inspirację do zmodyfikowania naszego dotychczasowego modelu zarządzania danymi. Obecnie jesteśmy w trakcie wdrażania nowego modelu w PSE.
Jakie treści chciałby pan znaleźć w kolejnych numerach naszego pisma?
Zdecydowanie najciekawsze są dla mnie twarde i mierzalne aspekty zarządzania. Z tego powodu w przyszłości na pewno zainteresowałyby mnie pogłębione analizy predykcyjnych i ilościowych metod zarządzania ryzykiem, a także implementacji tego rodzaju procesów w firmach zaliczających się do różnych branż.