Szef firmy, Łukasz Kozicki, dokłada wszelkich starań, żeby wprowadzić w obowiązki nową dyrektor marketingu. Często spotyka się z nią, zabiera ją na spotkania z klientami, udziela licznych rad i wskazówek. Ona jednak czuje się przytłoczona jego stylem zarządzania, traci zapał i motywację do pracy. Dlaczego tak trudno znaleźć im dobry model współpracy? Co powinni zrobić, aby naprawić sytuację? I czy jest to w ogóle możliwe?
Kto z nas jest całkiem bez winy? Praktycznie każdy menedżer ma w swoim życiu epizody mikrozarządzania, czyli prowadzenia za rękę, sprawdzania, pouczania, wielokrotnego korygowania pracowników. Są sytuacje, kiedy nie ma po prostu innego wyjścia. Problem pojawia się wtedy, kiedy takie praktyki stają się dominującym stylem zarządzania.
Łukasz Kozicki, prezes firmy software’owej Tropline, zdecydowanie nie uważał siebie za mikromenedżera. Co więcej, sugestia od nowej dyrektor marketingu, Eli Bykowskiej, że tak jest postrzegany, wyraźnie go wzburzyła. „Ja, mikromenedżer? To śmieszne! Ostatnia rzecz, którą chcę robić, to wykonywać pracę za moich pracowników!”– mówił do siebie w myślach. „Żeby tylko sami robili to, co do nich należy, i osiągali zakładane wyniki”. Jego podły nastrój pogarszał się z każdą chwilą, w miarę jak wczytywał się w tekst broszury przygotowany przez Bykowską.
Prawda jest taka, że to ja odpowiadam za wyniki firmy. Jeśli ich nie będzie, to rada nadzorcza poszuka sobie kogoś innego. A tych wyników ciągle nie ma! Nie widzę postępu w sprzedaży i nie widzę zasadniczego przełomu w marketingu.
„Ona ciągle nie rozumie, jakie są potrzeby naszych klientów i co wpływa na podejmowane przez nich decyzje! Ten cały tekst to ogólniki, które równie dobrze mogą dotyczyć produktów naszej konkurencji! Używając takiej argumentacji, na pewno nie zwiększymy sprzedaży. A to jest przecież nasz priorytet! I to bez dwóch zdań! Wystarczy przypomnieć sobie przebieg ostatniej rady nadzorczej, na której członkowie rady podali w wątpliwość nową strategię sprzedaży. Wielu z obecnych na sali członków rady podkreślało, że Tropline potrzebuje teraz szybkiej poprawy wyników. Czy można to osiągnąć bez dobrej reklamy i promocji, która wesprze sprzedaż?!
Z tonu dyskusji na posiedzeniu rady Kozicki wyczuwał, że sytuacja w firmie jest coraz bardziej napięta. Jako dyrektor generalny był odpowiedzialny za poprawę wyników finansowych firmy przed jej giełdowym debiutem, planowanym na 2005 rok. W połowie lat 90. Tropline zdobyła uznanie wśród krajowych producentów komputerów jako twórca nowatorskiego oprogramowania. Udało się więc znaleźć partnerów z funduszu venture capital, którzy zasilili budżet firmy. Ale sytuacja w branży IT wymusiła na szefach Tropline redukcję kosztów i zwolnienia pracowników. Z końcem 2001 roku rada nadzorcza odwołała też z funkcji prezesa jednego z założycieli firmy, powierzając to stanowisko Łukaszowi Kozickiemu. Z wykształcenia informatyk, był on cenionym na rynku specjalistą od tworzenia oprogramowania i menedżerem o świetnych kwalifikacjach w działalności operacyjnej przedsiębiorstw. Miał być dla Tropline kołem ratunkowym. Ale 16 miesięcy później wyniki finansowe spółki nadal nie były zadowalające dla inwestorów, a w dodatku spadały jej udziały w rynku. Niezadowolenie członków rady nadzorczej wprawiało Łukasza w coraz większy niepokój. Czuł, że w takim stanie bardzo trudno mu o inwencję i nowe pomysły.
Praktycznie każdy menedżer ma w swoim życiu epizody mikrozarządzania, czyli prowadzenia za rękę, sprawdzania, pouczania,wielokrotnego korygowania pracowników. Są sytuacje, kiedy nie ma po prostu innego wyjścia. Problem pojawia się wtedy, kiedy takie praktyki stają się dominującym stylem zarządzania.
– Biznes jest do wzięcia, wystarczy tylko przyjrzeć się wzrostowi sprzedaży naszych konkurentów – powiedział podczas zebrania Karol Rudzki, przewodniczący rady nadzorczej Tropline. – Masz teraz utalentowanych ludzi w dziale marketingu, więc nie powinieneś mieć problemów z identyfikacją potencjalnych klientów i dotarciem do nich. Trzeba podkręcić tempo akwizycji!
Co ona robi?
Następnego dnia koło siedemnastej Łukasz, zmęczony całodzienną pracą, postanowił rozprostować trochę nogi i przejść się po firmie. Na korytarzu spotkał Elę Bykowską, dyrektora marketingu. Bykowska przyszła do firmy dzięki rekomendacji szefa rady nadzorczej. Karol Rudzki uwielbiał wspominać przebojowy pomysł, którym Ela zabłysnęła na poprzednich targach branżowych. Na stoisku wystawowym zbudowała ścianę do wspinaczki skalnej i zawiesiła dziesięciometrową linę do skoków na bungee. To był hit marketingowy targów, który do ich stoiska przyciągnął wielu klientów. Dlatego Karol był zachwycony faktem, że Łukasz zatrudnił Elę.
– Pokaż jej, o co chodzi, i daj wolną rękę, a zobaczysz, jakie wprowadzi zmiany.
Ela maszerowała po korytarzu ze wzrokiem wbitym w kartkę papieru. Była tak pochłonięta lekturą, że Łukasz musiał zejść na bok, żeby się z nią nie zderzyć.
– Witaj, Elu? Mogę zobaczyć, co tak z zapałem przeglądasz?
– Jasne – odparła z pewnym ociąganiem, podając mu papiery. – Ciągle jeszcze pracuję nad notatką dla prasy.
– „Firma Tropline wprowadza SuperTool” – Łukasz odczytał na głos nagłówek. – Czy to rodzaj…
– To tylko tytuł roboczy – odparła Ela.

Łukasz czytał dalej. W pewnej chwili przerwał:
– Co byś powiedziała na coś mocniejszego? Może coś takiego: „Zdaniem dyrektora generalnego Łukasza Kozickiego każdy, kto nie korzysta z nowego oprogramowania SuperTool, posługuje się technologią z epoki kamienia łupanego”?
– Nie sądzę, żeby w takiej wersji to wydrukowali – zaoponowała. – Mamy większe szanse na publikację, gdy ujmiemy treść bardziej powściągliwie.
– Rozumiem twój punkt widzenia, ale dziennikarze nie przepisują materiałów prasowych słowo w słowo. Jeśli zaczniesz informację mało dynamicznie, mogą uznać, że nic ważnego w firmie się nie dzieje. Dlatego chciałbym, żeby ten tekst spełniał dwie funkcje: po pierwsze, zaprezentował stworzoną przez nas innowację, a po drugie, był interesujący.
Ela skinęła głową, lekko wydymając usta.
Kozickiego denerwowało jednak, że Ela sama nie prosi go o rady – w końcu jest tu nowa, nie zna dobrze ani specyfiki rynku, ani potrzeb klientów. On sam, będąc na jej miejscu, na pewno szukałby pomocy.
– Wiem, że świetnie to zrobisz, jesteś przecież w tym najlepsza – powiedział Łukasz z udawanym entuzjazmem.
Z poprzednich dyskusji wiedział, że Ela nie znosi krytyki. Starał się, by jego uwagi wypadły konstruktywnie. Jeśli miała w pracy w pełni rozwinąć skrzydła, potrzebowała jasnych wskazówek, a nie ostrej krytyki. Kozickiego denerwowało jednak, że Ela sama nie prosi go o rady – w końcu jest tu nowa, nie zna dobrze ani specyfiki rynku, ani potrzeb klientów. On sam, będąc na jej miejscu, na pewno szukałby pomocy. Aby zapoznać nową szefową marketingu z działalnością firmy, Łukasz zalecił jej, by towarzyszyła sprzedawcom przy obsłudze klientów. Dzięki temu będzie mogła lepiej poznać ich potrzeby. Poprosił też dyrektora finansowego, aby zapoznał ją ze strukturą przepływów pieniężnych firmy. Jego starania nie odniosły jednak takiego skutku, jakiego się spodziewał. Nadal uważał, że niektóre decyzje Elżbiety są raczej nietrafione. Wiedziała, jak przygotować marketingową oprawę targów i jak poradzić sobie z logistyką wystaw handlowych, ale w innych sprawach popełniała sporo błędów. Nie podobała mu się bezpośrednia kampania marketingowa połączona z wysyłaniem listów do potencjalnych klientów, czy też seminarium, którego gospodarzem był Tropline. Łukasz zrobiłby to inaczej. Dlatego cały czas korygował jej pracę, wyjaśniając, co naprawdę liczy się dla klientów, z jakich powodów decydują się na przyjęcie ich oferty i jak należy przygotowywać dla nich informacje. Gdyby po jakimś czasie zobaczył efekty swoich działań, uznałby, że dobrze zainwestował swój czas, a mentoring stałby się dla niego źródłem satysfakcji. Tymczasem Ela Bykowska wydawała się nie doceniać jego wysiłków. Łukasz nie mógł jakoś dostrzec poprawy wyników pracy Eli, powtarzała ciągle te same schematy wyniesione z poprzednich miejsc pracy, które nijak nie przystawały do klientów Tropline. W dodatku coraz bardziej traciła swoje zaangażowanie. Łukasz widział u niej wyraźny spadek energii i chęci działania. Ostatnio miał wręcz wrażenie, że Ela zaczęła go unikać. Być może zmagała się z jakimiś problemami natury osobistej? Niezależnie jednak od powodów, sytuacja wymagała pilnego rozwiązania. Łukasz nie mógł przecież zawsze wyręczać jej w obowiązkach.
Każdy ruch pod kontrolą
„Przynajmniej tu mnie nikt nie kontroluje!” – westchnęła Ela ciężko, opadając na sofę. Zrzuciła buty i włączyła wieczorny dziennik. Jak zwykle dominowały złe wiadomości: afery, kłótnie polityków oraz dramatyczne skutki konfliktu na Bliskim Wschodzie. „Dlaczego nie powstanie »Kanał Dobrych Wiadomości«?” – rozmarzyła się. „Świat nie jest przecież wyłącznie miejscem tragicznych i przygnębiających zdarzeń! Chociaż, patrząc na to, jak układa się moja kariera w Tropline, może jednak taki właśnie jest…?”
Zdegustowana i rozgoryczona wyłączyła telewizor, nalała sobie kieliszek wina i podniosła słuchawkę. Potrzebowała wsparcia. Zostawiła wiadomość Kasi, swojej przyjaciółce i byłej szefowej, która na razie poświęcała czas nie zawodowej karierze, tylko wychowaniu dziecka.
Ela sączyła wino w zamyśleniu. Opuściła wygodną posadę w dobrze prosperującej firmie produkującej sprzęt komputerowy, gdzie jej praca w dziale marketingu była wysoko ceniona. Z żalem wspominała emerytowanego dyrektora generalnego, który uznał, że przejście do firmy Tropline będzie dla niej idealnym krokiem na drodze do kariery. Kasia mówiła zresztą wiele dobrego o Łukaszu Kozickim, z którym spotkała się przed laty na początku swojej drogi zawodowej. I chociaż Ela nie posiadała zbyt dużej wiedzy o rynku oprogramowania, wierzyła, że wszystkiego szybko się nauczy. Ta zmiana wydawała się szansą, na której nie można było stracić.
Teraz przypomniała sobie słowa Łukasza: „Jesteś najlepsza”. Bez wątpienia facetowi zależało na tym, by się jej przypodobać. I rzeczywiście lubiła go, przynajmniej na początku, kiedy jeszcze snuł entuzjastyczne plany rozwoju firmy. Wówczas myślała, że pozwoli jej na kreatywność. Niestety, przeliczyła się.
Dzwonek telefonu sprowadził ją na ziemię.
– Cześć Ela, jak leci? – wesoły głos dobrej przyjaciółki poprawił jej humor.
Ela wypaliła bez wstępu:
– Potrzebuję twojej rady. Chodzi o Łukasza, facet doprowadza mnie do szału.
Szczerze mówiąc, nigdy wcześniej nie musiałam pracować z kimś, kto na każdym kroku patrzy mi na ręce. Co mam robić?
Kasia w spokoju wysłuchała opowieści przyjaciółki pełnej skarg na nieustanne czepialstwo szefa. Zupełnie nie ufał jej osądom. Przemierzał korytarze jak duch i rozmawiał z jej pracownikami, odciągając ich od wyznaczonych zadań, bo uważał, że trzeba skoncentrować się na czymś innym. Nalegał na publikację przynamniej dwóch informacji prasowych w miesiącu, nawet wtedy, kiedy w firmie nie działo się nic godnego uwagi. Ela nie wiedziała, w co ma ręce włożyć. Kiedy prosiła o pomoc – jeśli nie o dodatkowych pracowników, to przynajmniej o jakiegoś konsultanta z zewnątrz – polecił jej spisać zadania i obiecał pomoc w ustaleniu priorytetów.
– Szczerze mówiąc, nigdy wcześniej nie musiałam pracować z kimś, kto na każdym kroku patrzy mi na ręce. Co mam robić? – żaliła się Kasi.
– Jestem pewna, że Łukasz sam jest pod ciągłą presją i być może zrzuca część tego napięcia na ciebie. A gdybyś poprosiła go, żeby pozwolił ci samodzielnie wykonywać swoje obowiązki? Trudno mi radzić, bo nie znam dokładnie sytuacji, ale zastanów się nad tym. Przede wszystkim jednak musisz być pewna, że Łukasz nie miał racji we wszystkich przypadkach, kiedy cię skrytykował – wyjaśniła Kasia.
Ela trochę się zjeżyła, ale w pełni przyznała jej rację.
– W porządku, faktycznie sama zepsułam parę spraw. Na ogół jednak moja intuicja mnie nie zawodzi. Zgoda, nie znam tego biznesu tak dobrze jak on, ale powinien dać mi kredyt zaufania dlatego, że jestem lepszym marketerem. A on, na Boga, jest przecież informatykiem! Co on wie na temat marketingu?
Kasia roześmiała się.
– Nie powinnaś tak stawiać sprawy. Spróbuj udowodnić, że twoje działania są oparte na silnych podstawach. Alternatywą może być ignorowanie jego uwag i robienie tego, co uważasz za stosowne. Niech okaże się w praniu, kto ma rację. – Ela usłyszała odgłos tłukącego się szkła i płacz dziecka. – Muszę kończyć. Trzymaj się, pa – rzuciła w słuchawkę Kasia.
Ela zastanawiała się przez chwilę. „Może jutro powinnam udać, że jestem chora i nie pójść do pracy?”, pomyślała. „Niech Łukasz robi poprawki po swojemu. Przecież i tak zmienia wszystko, co zrobię”.
Diabeł i… szef tkwią w szczegółach
Problemy problemami, ale karawana musi jechać dalej. Następnego ranka Ela spotkała się z Waldkiem Gawłowskim, menedżerem jednego z największych projektów Tropline, wdrożonego w jednych z głównych banków. Pracowali razem nad szkicem artykułu prasowego na ten temat. Na początku Waldek niechętnie przystał na ten pomysł w obawie, że firma, dla której pracował, nie zechce wyjawiać przyczyn swojej obecnej przewagi konkurencyjnej. Jednak Ela zdołała go przekonać, żeby artykuł powstał przy współpracy z tą firmą. Ku ogromnemu zaskoczeniu Waldka, klient zapalił się do tego pomysłu.
– Opowiedz mi o swoich najtrudniejszych chwilach przy tym projekcie. Czy jakieś rozwiązanie wymagało kreatywnego podejścia? – spytała Ela.

Waldek wyciągnął się na krześle i w zamyśleniu potarł podbródek.
– Wydaje mi się, że najwięcej nerwów było w kwietniu, kiedy wydawało się, że znacznie przekroczymy ustalony budżet.
– Wtedy musiałbyś ponownie poprosić klienta o wyrozumiałość? – zapytała Ela.
Waldek zapewnił ją, że taka opcja nigdy nie wchodziła w rachubę. Na szczęście jednak okazało się, że można po raz drugi wykorzystać część prac z poprzedniego projektu.
– Dobrze, że o tym pomyślałeś – powiedziała Ela, chociaż w głębi duszy powątpiewała w możliwość stworzenia takiej doskonałej kopii.
W porządku, faktycznie sama zepsułam parę spraw. Na ogół jednak moja intuicja mnie nie zawodzi. Zgoda, nie znam tego biznesu tak dobrze, jak on, ale powinien dać mi kredyt zaufania dlatego, że jestem lepszym marketerem.
– Szczerze mówiąc, to Łukasz o tym pomyślał – wyjaśnił Waldek. – Zadzwonił do mnie jednego wieczoru z informacją, że znalazł parę innych ciekawych rozwiązań.
Na wzmiankę o Łukaszu Ela aż wyprostowała się na krześle. A więc nie była sama! ON ingerował także w pracę innych! Uważnie przyjrzała się Waldkowi, próbując odgadnąć, czy znajdzie w nim bratnią duszę.
– Takie zainteresowanie szefa ma swoje dobre i złe strony, nieprawdaż? – zaryzykowała. – Mam na myśli Łukasza, który aż nazbyt chętnie angażuje się w różne projekty.
– To za słabe określenie – zaśmiał się Waldek. – On siedzi w nich po uszy.
Ela nie miała wątpliwości. W głosie Waldka słychać było raczej uznanie niż krytykę. Postanowiła zmienić temat.
Kto naprawdę jest tu problemem: ja czy on?
Sytuacja nieuchronnie dojrzewała do konfrontacji. W piątek rano nadszedł na nią czas.
– Elu, czy możesz przyjść na minutę do mojego gabinetu? – zapytał Łukasz.
„O co mu znowu chodzi?”, zastanawiała się. „Na pewno coś mu się znowu nie podoba. Ciekawe tylko, co?”
– Cześć, Łukasz – Ela usiłowała się uśmiechnąć.
– Usiądź, proszę – wskazał jej jeden z dwóch skórzanych foteli stojących naprzeciwko biurka. – Chciałbym raz jeszcze porozmawiać o tej notatce prasowej. Szkic, który przysłałaś mi dziś rano, to ostateczna wersja?
– Tak. Planujemy rozesłać ją do mediów dziś po południu, żeby informacja ukazała się w poniedziałek rano. Czekamy tylko na twoją akceptację – odparła Ela.
– Cóż, nie mogę jeszcze tego zrobić – powiedział Łukasz z napięciem w głosie. – Poprosiłem cię, żebyś popracowała nad formą i stylem tej wypowiedzi. A tylko spójrz na to – podał jej kartkę papieru. Zobaczyła, że wykreślił niektóre zdania, wstawiając nowe. – Znalazłem też dwie literówki – czuł, jak krew pulsuje mu w skroniach, ale powstrzymał zdenerwowanie. – Słuchaj, liczę na to, że zrobisz to dobrze. Nie mam czasu zajmować się wszystkim sam.
Serce Eli zabiło mocniej. „Jeśli masz się sprzeciwić, to lepiej, żebyś miała rację”, przypomniała sobie rady Kasi.
– Oczywiście mogę to zmienić – zaczęła. – Jednak najpierw wytłumaczę ci, dlaczego tak to ujęłam – zaczerpnęła powietrza i kontynuowała. – Zastanawiam się także, czy moglibyśmy podjąć trochę bardziej ogólny temat. Chciałabym mianowicie, żebyś podejmując decyzje w sprawach zasadniczych, szczegóły pozostawiał mnie. Poza tym ostatnio jestem dość podenerwowana.
Łukasz uniósł z zaciekawieniem brwi. „Wiedziałem, że ma jakieś problemy osobiste”, pomyślał.
– Słucham – powiedział zachęcająco, starając się zabłysnąć inteligencją emocjonalną.
Ela poczuła się nieco pewniej.
– Szczerze mówiąc, odczuwam z twojej strony ogromną presję. Uważam, że jestem inteligentną i utalentowaną osobą, która zna swoje obowiązki i ma dużo do zaoferowania. Potrafię osiągać doskonałe wyniki, kiedy czuję, że szef ma do mnie zaufanie – powiedziała głośno, dodając w myślach: „i kiedy traktuje mnie profesjonalnie”, ale ugryzła się w język. – Nie jestem jednak skuteczna, kiedy uprawia się wobec mnie mikrozarządzanie.
Łukasz starał się zachować spokój.
– Mikrozarządzanie jest ostatnią rzeczą, jaką mam ochotę robić – powiedział z udanym spokojem. – Istnieje wiele spraw, które pochłaniają mój czas, i z przyjemnością pozbyłbym się jednej z nich, gdyby ktoś zechciał ją dobrze poprowadzić. Jednakże kiedy widzę błędy w ostatecznej wersji notatki prasowej, to zaczynam się zastanawiać, o jakich innych błędach nie mam pojęcia. Prawda jest taka, że to ja odpowiadam za wyniki firmy. Jeśli ich nie będzie, to rada nadzorcza poszuka sobie kogoś innego. A tych wyników ciągle nie ma! Nie widzę postępu w sprzedaży i nie widzę zasadniczego przełomu w marketingu. Niewątpliwie angażuję się w te wszystkie sprawy, ale mniej z chęci wcinania się w cudze obowiązki, a bardziej z desperacji.
Ela zacisnęła usta, aby się nie rozpłakać. Wstała z krzesła, skinęła głową i opuściła gabinet szefa. Pierwszą myślą Łukasza było zawołanie jej z powrotem, ponowne usadowienie w fotelu i wyjaśnienie całej sprawy do końca. Jednak powstrzymał się, zdając sobie sprawę, że znowu będzie ją pouczać. A nie był w nastroju, żeby wysłuchiwać, dlaczego uparcie obstawała przy powściągliwej w tonie notatce prasowej. „Mikrozarządzanie!”, pomyślał wzburzony. „Tylko osoba bez talentu i wyobraźni może mnie o coś takiego oskarżyć!”
Czy Łukasz uprawia mikrozarządzanie? Na ten temat wypowiada się czterech ekspertów.