Zaprojektowane przez nią kreacje noszą tak znane osoby, jak Kate Middleton czy Halle Berry. Jak dotąd jest jedyną Polką, której kolekcje zostały uwzględnione w oficjalnym kalendarzu najsłynniejszego tygodnia mody na świecie – Paris Fashion Week – obok takich domów mody, jak Chanel czy Louis Vuitton.
Polska projektantka opowiada o determinacji i podążaniu własną ścieżką. Rozmawia Joanna Socha.
Zaprojektowane przez panią kreacje noszą osoby znane na całym świecie. Co w pani przypadku okazało się kluczem do takiego sukcesu?
Wpłynęło na to 20 lat pracy w branży modowej. Ciężka praca to trochę wyświechtany termin, ale pod nim kryje się mnóstwo elementów. Nie ma prostej drogi do sukcesu. Liczą się konsekwencja, wytrwałość, determinacja, niepoddawanie się pomimo wszelkich trudności. Czy to jest sukces? To kwestia punktu widzenia. Dla niektórych osób sukcesem jest spokojne i stabilne życie prywatne, równowaga, czas na rozwój. Dla innych sukcesem są osiągnięcia na polu zawodowym. Uszycie sukni dla brytyjskiej księżnej sprawiło mi wielką satysfakcję. To, że akurat mi przypadł ten zaszczyt, jest efektem wieloletniej pracy i determinacji, ale też i odrobiny szczęścia.
Jakimi zasadami kieruje się pani w codziennej pracy?
Staram się być wierna sobie i swoim ideałom, być spójna w swojej twórczości. Oczywiście, dokonując wyborów zawodowych, wciąż dostrzegam wiele znaków zapytania, gdyż rynek modowy ulega dynamicznym zmianom, a moda staje się merkantylna i populistyczna. Dlatego na rynku utrzymają się przede wszystkim ci, którzy produkują dla mas, dużo i tanio. Zadaję sobie wówczas pytanie, czy bycie wiernym ideałom ma sens. Jednak nieustannie wierzę, że na dłuższą metę to się opłaca. Nie tracę wiary, że wciąż będzie zapotrzebowanie na modę luksusową, dopasowaną do potrzeb indywidualnego klienta, na piękne tkaniny i warsztat krawiecki. To wcale nie oznacza, że musi być ekstremalnie droga.
Udział w Paris Fashion Week wymagał nie tylko silnej pozycji na rynku oraz determinacji, ale też umiejętności negocjacji. Szerokim echem odbiła się w branży pani historia negocjowania kwoty kolosalnego honorarium, którego zażyczyła sobie agencja Totem za pomoc w promocji pani w stolicy mody. Jak pani udało się przekonać tak dużego gracza do obniżenia ceny?
Gdy zobaczyłam propozycję umowy i honorarium, którego sobie zażyczyli, byłam wstrząśnięta. Spędziłam więc kilkanaście godzin, obłożona słownikami, na przygotowanie maila, w którym mogłabym wyrazić swoje oburzenie. Żaden polski projektant nie mógłby sobie pozwolić na zapłacenie takiego honorarium, więc propozycja agencji była nie do przejścia. Napisałam, że jestem Polką, a nie Rosjanką, z którą mógł mnie pomylić, że nie jestem koleżanką Putina, a do wszystkiego doszłam sama. Wyraziłam więc swój sprzeciw i zaproponowałam, że mogę zapłacić maksymalnie jedną piątą tej kwoty. Kilka dni później właściciel agencji Totem osobiście przyjechał do mojej pracowni na Floriańskiej. Wysłałam tego maila, bo została urażona moja duma. Nie duma Gosi Baczyńskiej, ale duma Polki. W dalszym ciągu my naprawdę mamy trudniej niż ci, którzy się urodzili czy studiowali na Zachodzie, wyrośli w tamtej kulturze, znają środowisko. Barierą są pieniądze. Dlatego tak ważne są umiejętności negocjacyjne, których wciąż się uczę.
Podczas współpracy z wymagającymi klientami i partnerami bardzo łatwo o konflikt. Jak pani sobie radzi w takich sytuacjach?
Zdarzały się takie sytuacje, kiedy musiałam twardo przedstawić swoje racje – np. przy współpracy sponsorskiej. Ostatecznie kończyły się sukcesem, ale zanim do tego doszło, dostawałam białej gorączki, gdy ktoś z firmy partnerskiej wkraczał na moje terytorium i ingerował w moją koncepcję. Nigdy na to nie pozwolę. Na przykład przy okazji wprowadzania na polski rynek luksusowej marki samochodów poproszono mnie o przygotowanie pokazu mody. Zrobiłam świetną kolekcję, pracowałam w pocie czoła, by wszystko było przygotowane na najwyższym poziomie. Na pewnym etapie marketingowcy z firmy partnerskiej zaczęli wchodzić w moje kompetencje – wtrącali się w to, jaka muzyka albo choreografia mają towarzyszyć pokazowi. Ich uwagi nie były najlepsze, gdyż doskonale znali się na samochodach, ale nie na modzie. Dlatego byłam bardzo asertywna i postawiłam na swoim. Uważam, że kompromisy są potrzebne, ale muszą być mądre.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Teatr kocha od najmłodszych lat »