Reklama
Dołącz do liderów przyszłości i zdobądź przewagę! Sprawdź najnowszą ofertę subskrypcji
Etyka w biznesie

Jak skutecznie ustrzec się przed nadużyciami i korupcją w firmie – nowy sposób myślenia

1 września 2006 11 min czytania
Andrzej Łokaj
Jak skutecznie ustrzec się przed nadużyciami i korupcją w firmie – nowy sposób myślenia

Od kilku lat firmy na całym świecie nie tylko mogą, ale wręcz muszą wykazywać, że aktywnie tropią nadużycia. Wymaga tego od nich opinia publiczna i inwestorzy, zrażeni skandalami finansowymi z Enronem w roli głównej. Wymaga amerykański rząd, który zmusza amerykańskie firmy do przestrzegania restrykcyjnej ustawy Sarbanes‑Oxley na całym świecie. Wreszcie wymagają tego giełdy i stowarzyszenia biznesowe, wprowadzając dla swych członków wymóg stosowania kodeksu dobrych praktyk nadzoru właścicielskiego.

Tymczasem mimo nagromadzenia procedur i ciał audytowych system nadal nie jest szczelny. Oto 32% inwestorów, mających swoje firmy w krajach rozwijających się, twierdzi, że całkiem niedawno miało do czynienia z nadużyciami lub korupcją w swoich firmach. Z kolei aż 16% pracowników polskich firm przyznało się do działań nieetycznych w ostatnich 12 miesiącach – prawie 2 razy więcej niż w Europie Zachodniej oraz znacząco więcej niż w Czechach i na Węgrzech. Pracownicy i menedżerowie nie boją się dokonywać nadużyć, bo szansa na ich niewykrycie jest całkiem spora. Tylko co druga z badanych w Polsce osób (52%) wierzy w skuteczność procedur i systemów, które mają wykrywać nadużycia. Co zatem trzeba zrobić, by wreszcie zwiększyć skuteczność tropienia nadużyć i korupcji, a jeszcze lepiej, by nie dopuścić do ich powstawania? O przyczynach słabej skuteczności i o nowym sposobie myślenia, który może ją zwiększyć, HBRP rozmawia z globalnym prezesem firmy doradczej Ernst&Young, Jimem Turleyem.

Duże firmy działające w Polsce wydają ogromne pieniądze na wprowadzenie procedur i systemów, które ograniczyłyby nadużycia i korupcję. Z najnowszych państwa badań wynika jednak, że zjawiska te nadal kwitną. W czym zatem tkwi problem?

Głównym powodem wydaje się być to, że mimo wielości rozwiązań większość z nich zmierza w tym samym kierunku. Firmy skupiają się przede wszystkim na ograniczeniu możliwości nadużyć. Temu służy na przykład wzmocnienie kontroli wewnętrznej czy podział obowiązków tak, aby jedna osoba nie zajmowała się wszystkimi aspektami sprawy. Temu też służy ustalenie procesu oceny i zatwierdzania decyzji czy systemu wzajemnej kontroli organów spółki. Wszystkie te rozwiązania utrudniają wejście na złą ścieżkę, ale nie są wystarczające.

Poza kwestią możliwości występują jeszcze dwa inne czynniki, które razem tworzą podatny grunt pod nadużycia. Chodzi o presję i usprawiedliwienie. Presja do popełnienia oszustwa może pochodzić z różnych źródeł. Może istnieć presja na jednostkę. Na przykład z powodu trudności finansowych w domu – wysokich rat kredytu na dom, długów karcianych itp. Presja może się też pojawić ze strony firmy. Pracownik lub menedżer może czuć się pod presją, by zrealizować cele sprzedażowe za dany kwartał, dostarczyć analitykom oczekiwanych zysków czy usatysfakcjonować szefa. Trzecim z trójkąta czynników sprzyjających nadużyciom jest usprawiedliwienie lub racjonalizacja. Większość ludzi jest w głębi duszy uczciwa. Od czasu do czasu może jednak odczuwać presję lub zetknąć się z możliwościami zrobienia czegoś niewłaściwego. Osoby, które znajdą się w takiej sytuacji, będą mimowolnie szukać dla siebie usprawiedliwienia, potwierdzenia, że to, co zrobią, jest w zasadzie w porządku. Jeśli kultura organizacyjna jest taka, że nie piętnuje zachowań nagannych, jeśli nikogo nie obchodzi, co robią inni i jak to wpływa na firmę, to usprawiedliwienie będzie dużo łatwiejsze. Pracownik lub menedżer racjonalizuje sobie oszustwo, mówiąc, że robi tylko to, co wszyscy, albo że realizuje tylko to, czego de facto wymaga od niego szef. A już zupełnie nie ma skrupułów, jeśli na czymś nieetycznym nakrył swojego szefa.

Firmy koncentrują się na ograniczeniu możliwości przestępstwa, czyli na tym, nad czym menedżerowie praktycznie nie mają kontroli. Zaniedbują zaś często nieuświadomione zagrożenia ze strony presji i usprawiedliwienia, które znajdują się pod ich kontrolą niemal całkowicie.

Paradoks z tymi trzema składowymi trójkąta polega na tym, że firmy koncentrują się na ograniczeniu możliwości przestępstwa, czyli na tym, nad czym menedżerowie praktycznie nie mają kontroli. Zaniedbują zaś często nieuświadomione zagrożenia ze strony presji i usprawiedliwienia, które znajdują się pod ich kontrolą niemal całkowicie.

Co konkretnie należy robić w tych pomijanych obszarach zagrożeń, by ograniczyć nadużycia?

Trzeba przede wszystkim budować właściwą atmosferę na szczycie władzy – pracownicy muszą czuć, że ich szefom faktycznie zależy na likwidowaniu nadużyć i że składają jednoznaczne publiczne zobowiązania. Na przykład dają jasno do zrozumienia, że żadne oszustwo nie będzie w ich firmie usprawiedliwione ani tolerowane. Za takimi zobowiązaniami idą formalne kodeksy postępowania, które każdy członek zarządu i pracownik firmy podpisuje, na przykład raz do roku. Idą procedury delegowania odpowiedzialności w dół organizacji – tak jak to dzieje się dziś z dyrektorami finansowymi kolejnych szczebli globalnych koncernów, z których każdy przekazuje swojemu zwierzchnikowi sprawozdanie finansowe i wie, że podpisując się pod sprawozdaniem, ponosi majątkową odpowiedzialność za rzetelność podanych tam informacji.

Nie bez znaczenia jest też promowanie aktywnej postawy wśród pracowników – zachęcanie ich do tego, by jak najszybciej informowali najwyższe kierownictwo o tym, że zauważyli coś niewłaściwego. Aby takim osobom (zwanym po angielsku whistleblowers) zagwarantować skuteczność, menedżerowie muszą jednak zapewnić im faktyczną ochronę przed atakami zwierzchników oraz anonimowość od momentu otrzymania od nich e‑maila w sprawie do momentu podjęcia śledztwa przez odpowiednie organy firmy lub prokuraturę.

Dużo i w różnej formie trzeba też komunikować. Nie wystarczy wysłać do pracowników jednego e‑maila na rok i uznać sprawę za zamkniętą. Jeśli ludzie nie wiedzą o istniejących rozwiązaniach antykorupcyjnych i o faktycznym stanowisku szefa firmy w tej sprawie, to tak jakby ich w ogóle nie było. Szefowie firm muszą też dawać swoim ludziom jasne kryteria oceny, czy to, co robią, jest dobre. Na przykład proste pytanie: jak byś się czuł, gdyby to, czym się zajmujesz, zostało ujawnione opinii publicznej? Czy tłumaczyłbyś się? Zmartwił?

Czy jednak szefowie firm będą w takim przekazie wiarygodni?

Faktycznie, zdarza się, że wyżsi rangą menedżerowie też mają na swoim koncie pewne przewiny. Jest ich stosunkowo mało pod względem liczby przypadków. Ale jak już się zdarzają, to są zwykle znacznie bardziej kosztowne dla firmy niż oszustwa popełniane przez szeregowych pracowników. Tu dotykamy kluczowej kwestii wiarygodności ludzi na górze. Muszą oni nie tylko mówić, lecz także robić to, o czym mówią. A z tym bywa różnie; 73% respondentów naszej ankiety w Polsce twierdzi, że ich firmy posiadają jasne procedury dotyczące nadużyć, zdaniem 64% zasady te są znane pracownikom, a tylko 55% uważa, że wszyscy ich przestrzegają. Inaczej mówiąc, aż 45% pracowników jest zdania, że w firmie obowiązują różne zasady gry dla różnych ludzi. Co gorsza, wielu twierdzi, że podwójna moralność dotyczy właśnie kierownictwa firm. Aż 37% respondentów naszej ankiety twierdzi, że zarząd wyznacza sobie inne standardy postępowania niż pracownikom (dla porównania, w Europie Zachodniej tylko 22% pracowników myśli w podobny sposób). Jak więc tu mówić o właściwej atmosferze na szczytach władzy, o inspirowaniu do właściwych zachowań, o świeceniu przykładem? Niestety, jeśli faktycznie zależy nam na zlikwidowaniu oszustw, musimy zacząć od siebie.

A od czego należy zacząć szukanie? Definicja nadużyć jest dość szeroka, a jak się okazuje z państwa badań, Polacy potrafią być bardzo ostrzy w swoich ocenach.

Rzeczywiście, wykorzystywanie kserokopiarki do celów prywatnych jest uważane w Polsce za działanie wysoce nieetyczne. Twierdzi tak aż 61% pracowników, podczas gdy w Europie Zachodniej – tylko 41%. Podobnie rygorystycznie podchodzą Polacy do zabierania firmowych materiałów biurowych. Jednak, choć nie można przejść obojętnie nad tym, gdy ktoś kradnie kilka ryz papieru, to wpływ tego postępku na reputację i wartość rynkową firmy jest niewielki. Ktoś, kto umyślnie wprowadza w błąd opinię publiczną, zawyżając wyniki w sprawozdaniach finansowych lub fałszywie informując o innych zdarzeniach, ma natomiast ogromny, niszczący wpływ na reputację i wartość firmy. I takie postępki powinny być tropione w pierwszej kolejności. Wiem, że często firmy robią to inaczej – najpierw skupiają się na gotówce i zaopatrzeniu, bo w nich tkwi największa pokusa materialnych zysków. Ja bym natomiast zalecał, by szukać nadużyć pod kątem ich wpływu na reputację i wartość rynkową firmy. Takie podejście znacznie wyostrza spojrzenie.

Wspomniał pan, że nadużycia zdarzają się na różnych szczeblach zarządzania – również wśród kadry kierowniczej. Kto zatem powinien być odpowiedzialny za wprowadzanie w firmach tego nowego myślenia o nadużyciach?

Zarząd i kadra kierownicza – przede wszystkim. To oni przecież często i bezwiednie tworzą warunki sprzyjające nadużyciom – presję i usprawiedliwienia. Muszą zatem być świadomi swoich zachowań. Menedżerowie są więc odpowiedzialni z jednej strony za niepowstawanie niewłaściwych zachowań, a z drugiej za wdrożenie systemu, który sprawi, że takiego rodzaju zachowania – w ich szerszym sensie – zostaną wykryte. Odpowiedzialność spoczywa też na komitetach audytowych, które muszą dbać o wykrywanie oszustw i minimalizowanie możliwości ich powstania. Jest oczywiście też rada nadzorcza – jej członkowie powinni przede wszystkim rozumieć mechanizm zagrożeń i stale zadawać zarządowi niewygodne pytania odnoszące się do tych trzech obszarów: możliwości, presji i usprawiedliwienia. Firmy audytorskie też ponoszą odpowiedzialność, ale tu pojawia się problem. Inwestorzy oczekują, że audytorzy wynajdą wszystkie naruszenia prawa. I rzeczywiście wiele z nich identyfikują. Ale nadużycia potrafią dziś mieć tak wymyślną formę, że nawet doświadczony audytor często nie jest w stanie ich wykryć, stosując typowy proces audytu. Jeśli zada właściwe pytania – trudne pytania o presje, usprawiedliwienia i możliwości – ma na to większą szansę. Dlatego pracujemy usilnie z regulatorami w wielu krajach nad tym, by wzmocnić procedury audytorskie.

Co polskie firmy powinny robić, by system wykrywania nadużyć nie ograniczył ich elastyczności i szybkości działania, które mają przecież zasadnicze znaczenie dla konkurowania na szybko rosnącym rynku?

Nowy sposób myślenia o nadużyciach nie zakłada wprowadzenia kolejnej generacji jeszcze bardziej wymyślnych zabezpieczeń. Wymaga głównie nowego spojrzenia na kwestie nadużyć i uświadomienia sobie i innym, że wiele zagrożeń tworzymy sami swoim zachowaniem. Bezwiednie wysyłamy niewerbalne sygnały, które inni interpretują jak przyzwolenie do przekroczenia prawa.

O autorach
Tematy

Może Cię zainteresować

Strategiczna samotność – klucz do autentycznego przywództwa

W dynamicznym współczesnym świecie biznesu, w którym dominują informacje dostarczane w trybie natychmiastowym, umiejętność samodzielnego, logicznego i krytycznego myślenia stała się jedną z najcenniejszych kompetencji liderów. Koncepcja ta, przedstawiona przez Williama Deresiewicza, byłego profesora Uniwersytetu Yale, zakłada, że prawdziwe przywództwo nie rodzi się wśród zgiełku opinii i impulsów zewnętrznych, lecz w przestrzeni samotności i skupienia.

Skup się na fanach marki. Oferta skierowana do wszystkich nie działa!
Multimedia
Skup się na fanach marki. Oferta do wszystkich nie działa!

W spolaryzowanej kulturze pogoń za rynkiem masowym i kierowanie oferty do wszystkich są z góry skazane na porażkę. Najlepszym sposobem na osiągnięcie sukcesu marki jest sprzymierzenie się z subkulturą, która ją pokocha.

Cła, przeceny i okazje: Jak zarobić, gdy inni panikują lub tweetują

Trump tweetuje, Wall Street reaguje nerwowo, a inwestorzy znów sprawdzają, czy gdzieś nie pozostawili Planu B. Gdy rynek wpada w histerię, pojawia się pokusa: a może jednak warto „kupić w tym dołku”? W tym tekście sprawdzamy, czy inwestowanie w kontrze do tłumu to genialna strategia na czasy ceł Trumpa, banów na Chiny i politycznych rollercoasterów — czy raczej przepis na ból głowy i portfela. Nie wystarczy chłodna kalkulacja, przyda się też stalowy żołądek.

• Jak generować wartość z AI dzięki małym transformacjom w biznesie - Webster
Premium
Jak generować wartość z AI dzięki małym transformacjom w biznesie

Liderzy skutecznie wykorzystują duże modele językowe, stopniowo minimalizując ryzyko i tworząc solidne fundamenty pod przyszłe transformacje technologiczne, dzięki czemu generują realną wartość dla swoich organizacji.

Niespełna dwa lata temu generatywna sztuczna inteligencja (GenAI) trafiła na czołówki stron gazet, zachwycając swoimi niezwykłymi możliwościami: mogła prowadzić rozmowy, analizować ogromne ilości tekstu, dźwięku i obrazów, a nawet tworzyć nowe dokumenty i dzieła sztuki. To najszybsze w historii wdrożenie technologii przyciągnęło ponad 100 mln użytkowników w ciągu pierwszych dwóch miesięcy, a firmy z różnych branż rozpoczęły eksperymenty z GenAI. Jednak pomimo dwóch lat intensywnego zainteresowania ze strony kierownictwa i licznych prób wdrożeniowych nie widać wielkoskalowych transformacji biznesowych, które początkowo przewidywano. Co się stało? Czy technologia nie spełniła oczekiwań? Czy eksperci się pomylili, wzywając do gigantycznych zmian? Czy firmy były zbyt ostrożne? Odpowiedź na te pytania brzmi: i tak, i nie. Generatywna sztuczna inteligencja już teraz jest wykorzystywana w wielu firmach, ale nie – jako lokomotywa radykalnej transformacji procesów biznesowych. Liderzy biznesu znajdują sposoby, by czerpać realną wartość z dużych modeli językowych (LLM), nie modyfikując całkowicie istniejących procesów. Dążą do małych zmian (small t) stanowiących fundament pod większe przekształcenia, które dopiero nadejdą. W tym artykule pokażemy, jak robią to dzisiaj i co możesz zrobić, aby tworzyć wartość za pomocą generatywnej sztucznej inteligencji.

Premium
Polski przemysł na rozdrożu

Stoimy przed fundamentalnym wyborem: albo dynamicznie przyspieszymy wdrażanie automatyzacji i robotyzacji, co sprawi, że staniemy się aktywnym uczestnikiem czwartej rewolucji przemysłowej, albo pogodzimy się z perspektywą erozji marż pod wpływem rosnących kosztów operacyjnych i pogłębiającego się strukturalnego niedoboru wykwalifikowanej siły roboczej.

Jak alarmują prognozy Polskiego Instytutu Ekonomicznego, do 2030 r. w samej Europie może zabraknąć nawet 2,1 mln wykwalifikowanych pracowników, co czyni automatyzację nie jedną z możliwości, lecz strategiczną koniecznością. Mimo że globalnie liczba robotów przemysłowych przekroczyła już 4,2 mln jednostek, a w Europie w 2023 r. wdrożono rekordowe 92,4 tys. nowych robotów, Polska wciąż pozostaje w tyle. Nasz wskaźnik gęstości robotyzacji, wynoszący zaledwie 78 robotów na 10 tys. pracowników przemysłowych, znacząco odbiega od europejskiego lidera – Niemiec (397 robotów na 10 tys. pracowników), czy globalnego pioniera – Korei Południowej (tysiąc robotów na 10 tys. pracowników). W Scanway – firmie, która z sukcesem łączy technologie rozwijane dla sektora kosmicznego z potrzebami przemysłu – jesteśmy przekonani, że przyszłość konkurencyjności leży w inteligentnym wykorzystaniu danych, zaawansowanej automatyzacji opartej na AI oraz strategicznej gotowości do wprowadzania zmian technologicznych. Czy jednak zaawansowana wizja maszynowa napędzana przez sztuczną inteligencję może się stać katalizatorem, który pozwoli sprostać wyzwaniom i odblokować uśpiony potencjał innowacyjny polskiej gospodarki?

Premium
Gdy projekt wymyka się spod kontroli

Polskie firmy technologiczne coraz częściej realizują złożone zlecenia dla międzynarodowych gigantów. Jednak nawet najlepiej przygotowany zespół może przy takim projekcie natknąć się na nieoczekiwane przeszkody. Przykład firmy Esysco wdrażającej szyfrowanie poczty e-mail dla jednego z największych niemieckich banków pokazuje, jak szybko może runąć precyzyjnie zaplanowany harmonogram oraz jak radzić sobie z nieprzewidywalnymi wyzwaniami.

Polskie firmy technologiczne coraz częściej zdobywają międzynarodowe kontrakty i realizują projekty, które jeszcze niedawno były zarezerwowane wyłącznie dla międzynarodowych rywali. Dzięki temu zdobywają zagraniczne rynki, osiągając imponujące wyniki eksportu usług IT, który w 2023 r. przekroczył 16 mld dolarów. W ostatniej dekadzie przychody branży wzrosły niemal czterokrotnie, a wartość eksportu – aż 7,5 razy, dzięki czemu polski sektor IT stał się motorem rodzimego eksportu. Kluczowymi kierunkami ekspansji są Stany Zjednoczone, Niemcy i Wielka Brytania, a wśród najsilniejszych obszarów znajdują się fintech, cyberbezpieczeństwo, sztuczna inteligencja, gry oraz rozwój oprogramowania.

Polska wyróżnia się w regionie Europy Środkowo-Wschodniej jako największy eksporter usług IT, przewyższając Czechy czy Węgry, a pod względem jakości specjalistów IT zajmuje trzecie miejsce na świecie. Jednak do pełnego wykorzystania tego potencjału konieczne jest pokonanie barier takich jak ograniczony dostęp do kapitału na ekspansję, rosnące koszty pracy oraz niedostateczne doświadczenie w międzynarodowej sprzedaży i marketingu. To jednak nie wszystko. Przy współpracy z międzynarodowymi gigantami trzeba również pamiętać o nieznanej polskim wdrożeniowcom skali, złożoności i nieprzewidywalności towarzyszącym tak wielkim projektom. Dobrym przykładem może być nasze wdrożenie dla jednego z największych niemieckich banków, z którym podpisaliśmy kontrakt na wprowadzenie systemu zabezpieczeń e-maili dla ponad 300 tys. użytkowników rozsianych po całym świecie. Technologicznie byliśmy gotowi, ale rzeczywistość szybko zweryfikowała nasze plany.

Premium
Praktyczny poradnik kreowania wartości z dużych modeli językowych

Gdy w 2022 r. pojawiły się powszechnie dostępne duże modele językowe (LLM), ich potężna zdolność do generowania tekstu na żądanie zapowiadała rewolucję w produktywności. Jednak mimo że te zaawansowane systemy AI potrafią tworzyć płynny tekst w języku naturalnym i komputerowym, to są one dalekie od doskonałości. Mogą halucynować, wykazywać się logiczną niespójnością oraz produkować treści nieadekwatne lub szkodliwe.

Chociaż technologia ta stała się powszechnie dostępna, wielu menedżerów nadal ma trudności z rozpoznawaniem przypadków użycia LLM-ów, w których poprawa produktywności przewyższa koszty i ryzyka związane z tymi narzędziami. Potrzebne jest bardziej systematyczne podejście do wykorzystywania modeli językowych, tak aby uefektywnić procesy biznesowe, a jednocześnie kontrolować słabe strony LLM-ów. Proponuję trzy kroki ułatwiające osiągnięcie tego celu. Po pierwsze, należy rozłożyć proces na mniejsze zadania. Po drugie, trzeba ocenić, czy każde zadanie spełnia tzw. równanie kosztów GenAI, które szczegółowo wyjaśnię w tym artykule. Jeśli ten warunek zostanie spełniony, należy uruchomić projekt pilotażowy, iteracyjnie oceniać jego wyniki oraz na bieżąco wprowadzać zmiany w celu poprawy rezultatów.

Kluczowe w tym podejściu jest pełne zrozumienie, w jaki sposób mocne i słabe strony modeli językowych odpowiadają specyfice danego zadania; jakie techniki umożliwiają ich skuteczną adaptację w celu zwiększenia wydajności; oraz jak te czynniki wpływają na bilans kosztów i korzyści – a także na ocenę ryzyka i potencjalnych zysków – związanych z wykorzystaniem modeli językowych do podnoszenia efektywności realizowanych działań.

Premium
Dlaczego odważne pomysły giną w szufladach menedżerów i co z tym zrobić?

Najbardziej innowacyjne, nietypowe idee często nie zostają zrealizowane – nie dlatego, że są złe, ale dlatego, że wywołują niepewność. Co może pomóc menedżerom w podejmowaniu ryzykownych, lecz potencjalnie przełomowych decyzji? Kluczowe okazuje się świadome budowanie sieci doradczej.

Menedżerowie, którzy są świadomi znaczenia innowacji w rozwoju organizacji, często zachęcają członków swoich zespołów do dzielenia się świeżymi i kreatywnymi pomysłami. Jednak wielu pracowników skarży się, że ich najlepsze propozycje są przez zwierzchników często pomijane, odrzucane lub niewłaściwie rozumiane.

Paradoksalnie to właśnie menedżerowie mogą stanowić jedną z największych barier dla innowacji. Mocno zakorzenieni we własnych obszarach specjalizacji, często nie dostrzegają wartości nowatorskich idei – szczególnie wtedy, gdy pomysły te wyznaczają nowe ścieżki w ich dziedzinie.

Sztuka nawigowania w niepewnym otoczeniu

Rozpad starego ładu i liczne zawirowania w globalnej gospodarce w ostatnich latach ustawiły wysoko poprzeczkę dla KUKE. Jak instytucja wspierająca polskich eksporterów przygotowała się do działania w czasach podwyższonej zmienności i niepewności? Janusz Władyczak, prezes KUKE, mówi nie tylko o strategicznych inicjatywach, nowym podejściu do klienta i roli intuicji, ale też ma rady dla młodych liderów.

Objął pan stery KUKE tuż przed jednym z najbardziej burzliwych okresów we współczesnej historii: pandemia, wojna w Ukrainie, kryzys energetyczny. Czy czuł się pan przygotowany na zarządzanie organizacją w warunkach tak silnej presji?

Do KUKE dołączyłem tuż przed rozpoczęciem pierwszej kadencji Donalda Trumpa w Białym Domu. Już wtedy pojawiało się coraz więcej przesłanek wskazujących, że dotychczasowy porządek międzynarodowy ulega zmianie, a to może wywołać poważne konsekwencje dla polskich firm i gospodarki, której koniunktura zależy od eksportu. Dla nas oznaczało to konieczność przygotowania się do działania w warunkach dużo większej niepewności i zapewnienia sobie możliwości stosowania niestandardowych rozwiązań. W poprzednich latach KUKE pozostawała dość skostniałą strukturą, nie szukała nowych możliwości rozwoju. Zmiany były zatem konieczne, a ponieważ lubię działać w sytuacjach nieoczywistych, w szczególności takich, które innych przytłaczają, i zawsze widzę w nich szansę, to taki burzliwy okres był dla mnie idealnym środowiskiem. Kluczową rolę w tym odegrał zespół ekspertów, który udało nam się zbudować.

Technologia to zaledwie 5% sukcesu – pozostałe 95% to ludzie

W świecie, w którym digitalizacja stała się koniecznością, sukces zależy nie od samej technologii, lecz od umiejętności jej wykorzystania. O tym, jak multidyscyplinarne podejście, kobiece przywództwo i kultura oparta na bezpieczeństwie psychologicznym pozwoliły Archicom zbudować efektywny cyfrowy ekosystem, opowiada Agata Skowrońska-Domańska, wiceprezeska zarządu firmy.

Materiał dostępny tylko dla subskrybentów

Jeszcze nie masz subskrypcji? Dołącz do grona subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Subskrybuj

Newsletter

Otrzymuj najważniejsze artykuły biznesowe — zapisz się do newslettera!