Pracodawcy nie muszą za wszelką cenę dążyć do utworzenia w firmach rad pracowniczych. Zwłaszcza gdy pracownicy nie palą się do ich powołania.
Pod koniec września tego roku minął termin, do którego pracodawcy mieli czas na poinformowanie swoich pracowników o ich prawie do utworzenia rady pracowniczej. Dotyczy to firm, w których pracuje co najmniej 100 osób, w których nie ma związków zawodowych albo istniejące związki nie porozumiały się w sprawie utworzenia rady.
Dla wielu osób zarządzających firmami spełnienie tego formalnego obowiązku nie stanowiło problemu. Było ono jednak pretekstem do rozważenia o wiele ważniejszego dylematu: czy utworzenie rady pracowniczej jest obowiązkiem pracodawcy, czy też jest tylko opcją. Sprawa z prawnego punktu widzenia jest dość skomplikowana, choć ostatecznie odpowiedź wydaje się prosta.
Co mówi prawo
Tworzenie rad pracowniczych w firmach wynika z uchwalonej 7 kwietnia 2006 roku ustawy o informowaniu pracowników i przeprowadzaniu z nimi konsultacji, która implementuje w Polsce dyrektywę 2002/14 Parlamentu Europejskiego i dyrektywy Rady Europy z 2002 roku ustanawiającą ogólne ramy informacji i konsultacji pracowników we Wspólnocie Europejskiej. Dyrektywa zobowiązuje państwa członkowskie do wdrożenia mechanizmów informacji i konsultacji pracowniczej, służących dialogowi społecznemu w przedsiębiorstwach. Ciekawostką jest to, że dyrektywa nie zawiera nawet pojęcia „rada pracownicza”. Kładzie ona natomiast nacisk na tworzenie w krajowych ustawodawstwach ram prawnych dla jak najmniej skrępowanego przepływu informacji i dyskursu między pracodawcą a reprezentantami załogi. W świetle sformułowań dyrektywy nie ulega wątpliwości, że aby istniała swoboda tego dialogu, pracownicy muszą mieć możliwość podjęcia go w dowolnej chwili, a pracodawca, jako silniejszy partner w tych relacjach, powinien spełnić minimum wymagań dotyczących kształtu i zakresu tego dialogu.
Ustawa o informowaniu pracowników i przeprowadzaniu z nimi konsultacji daje pracownikom i związkom zawodowym prawo do utworzenia rady pracowniczej, z którego wcale nie muszą korzystać.
Ustawa w całości reguluje warunki tworzenia rad pracowniczych w firmach, tryb ich wyboru (w tym uprawnienia związków zawodowych mających de facto monopol na obsadzanie składu rady), ich uprawnienia oraz drażliwe kwestie poufności informacji i ochrony członków rady przed zwolnieniem z pracy. Natomiast w przepisach przejściowych wprowadza wiele terminów związanych z procesem tworzenia rad w polskich przedsiębiorstwach. Powszechne wątpliwości budzi artykuł, który nakłada na pracodawców dwa obowiązki:
poinformowania pracowników (do 25 września 2006 roku) o ich prawie do utworzenia w firmie rady pracowniczej,
przeprowadzenia w firmie wyborów, które mają wyłonić skład rady, i utworzenia tej rady (do 25 listopada).
Obowiązek czy opcja?
Automatyzm tej ostatniej regulacji skłania wiele osób zarządzających firmami do pytania, czy przypadkiem nie oznacza to, że ustawa nakazuje pracodawcy utworzenie rady i wyznacza mu terminy na wykonanie poszczególnych etapów tego procesu. Wydaje się, że tak jednak nie jest.
Trzeba bowiem pamiętać, że ustawa o informowaniu pracowników i przeprowadzaniu z nimi konsultacji daje pracownikom i związkom zawodowym prawo do utworzenia rady pracowniczej, z którego wcale nie muszą korzystać. Jeśli zdecydują się na skorzystanie z tego prawa, muszą pójść jedną z dwóch dróg:
w firmach, w których nie działają związki zawodowe, rada powstaje na wniosek 10% załogi; po otrzymaniu wniosku pracodawca musi rozpocząć procedurę wyłaniania rady (pierwszy krok to rozpisanie wyborów),
w firmach, w których działają związki zawodowe, same związki decydują o utworzeniu rady, momencie jej powstania, składzie itp.
W obu przypadkach pracodawca w zasadzie nie ma formalnego wpływu na to, jaką decyzję podejmą pracownicy albo istniejące już związki zawodowe. Może się bowiem okazać, że – z różnych względów – ani sami pracownicy, ani członkowie związków zawodowych nie będą zainteresowani utworzeniem rady. Powody takiego braku zainteresowania pracowników mogą być, i często są, różne. W grę może wchodzić mała reprezentatywność związków zawodowych w firmie, niechęć pracowników do organizowania się, obawy przed reakcją pracodawcy, czy też po prostu niewiara w sens istnienia rady pracowniczej w tej właśnie firmie. Niezależnie od przyczyn, dla których pracownicy lub ich reprezentacja nie podejmują inicjatywy i działań zmierzających do tworzenia rady pracowniczej, sytuacja prawna pracodawcy jest jednoznaczna – dopóki nie nastąpi ruch ze strony pracowników, dopóty nie ma on obowiązku podejmowania kroków w kierunku tworzenia rady.
Dlatego też przepis, który wprowadza obowiązek utworzenia rady pracowniczej do 25 listopada 2006 roku, nie uzależniając jego wykonania od wcześniejszej inicjatywy pracowników, wydaje się co najmniej niekompletny. Zgodnie bowiem z ustawą pracodawca musi czekać na jakiś krok ze strony pracowników:
albo na informację o utworzeniu rady od związku zawodowego (jeśli w firmie istnieje tylko jeden związek zawodowy; wówczas pracodawca nie musi już organizować wyborów do rady),
albo na informację od wspólnej reprezentacji związkowej (jeśli w firmie działa wiele związków zawodowych), iż nie udało im się porozumieć co do utworzenia rady (wówczas pracodawca musi zorganizować wybory spośród kandydatów zgłoszonych przez związki),
albo na wniosek 10% załogi o przeprowadzenie wyborów (jeśli w firmie nie działają związki zawodowe; wówczas pracodawca ogłasza wybory i przyjmuje kandydatury).
W tym ostatnim przypadku ustawodawca jest jednak niekonsekwentny. Nakłada bowiem na pracodawcę obowiązek utworzenia rady w jakimś terminie, ale nie określa żadnego terminu dla załogi do podjęcia kroków w kierunku jej utworzenia. Nasuwa się tu proste pytanie: co będzie, jeśli 10% załogi złoży wniosek o zorganizowanie wyborów do rady na przykład 24 listopada? A co, jeśli złoży taki wniosek w przyszłym roku? Czy w pierwszym przypadku pracodawca będzie miał jeden dzień na zorganizowanie wyborów i wyłonienie rady, a w drugim – nie będzie miał żadnego obowiązku?
Nie ma inicjatywy, nie ma rady
W świetle całej regulacji ustawowej trzeba przyjąć założenie, że rada pracownicza powstaje zawsze z inicjatywy pracowników. Jeśli nie ma inicjatywy, nie ma rady. Jeśli jest, to niezależnie od tego, kiedy jest zgłoszona, pracodawca musi podjąć ustawowe kroki w procesie współtworzenia rady. Z tego punktu widzenia wspomniany tu problematyczny artykuł ustawy można odczytywać wyłącznie jako regułę działającą w idealnej sytuacji, gdy:
w firmie posiadającej organizacje związkowe pracodawca otrzymał od nich informację o niemożności utworzenia rady wraz z listą kandydatów,
w firmie nieposiadającej związków pracodawca, po przekazaniu pracownikom informacji o prawie do utworzenia rady, otrzymał w krótkim czasie (z uwagi na ustawowy termin ogłoszenia wyborów – najpóźniej na 30 dni przed ich przeprowadzeniem – byłby to koniec października 2006) wniosek o zorganizowanie wyborów.
Jeśli więc związki, które jeszcze nie utworzyły rady, będą milczały albo w firmie, w której nie działają związki, pracownicy nie wykonają żadnego ruchu po przekazaniu im informacji o prawie do utworzenia rady, to rada w firmie nie powstanie, a zarządowi nie będą z tego powodu groziły konsekwencje prawne.