Reklama
LETNIA PROMOCJA! Odbierz 50% rabatu na NAJWYŻSZY pakiet subskrypcji! Wersję Platinum - oferta do 15.08.2025
Kompetencje przywódcze

Organizacja wyzwalająca zaangażowanie

1 listopada 2017 23 min czytania
Jacek Stryczek
Organizacja wyzwalająca zaangażowanie

Ten artykuł możesz także odsłuchać!

„Szlachetna Paczka” jest ogólnopolskim projektem pomocy rodzinom znajdującym się w trudnej sytuacji materialnej. Istotą powodzenia tego unikalnego projektu nie jest samo niesienie wsparcia, lecz umiejętność budowania zaangażowania w trzech grupach „klientów”: darczyńców, wolontariuszy i rodzin.

Od piętnastu lat dzięki pomocy wolontariuszy i darczyńców, na dwa tygodnie przed świętami Bożego Narodzenia, ubogie i potrzebujące rodziny otrzymują w prezencie paczki doskonale dopasowane do ich indywidualnych potrzeb, a często nawet spełniające marzenia. Paczki dostarczają ludziom wykluczonym i pogrążonym w apatii oprócz potrzebnych rzeczy materialnych również sygnały, że nie są sami, że ktoś o nich myśli i chce im pomóc wydostać się z trudnej sytuacji. Dzięki takiemu podejściu „Szlachetna Paczka” inspiruje ludzi do dążenia ku lepszej przyszłości.

Pomysł na projekt pomocowy narodził się w mojej głowie, gdy byłem dwudziestoletnim studentem pierwszego roku Akademii Górniczo‑Hutniczej w Krakowie. Byłem wówczas młodym człowiekiem poszukującym kierunku w życiu. Poproszono mnie o udzielenie pomocy starszej i schorowanej pani mieszkającej przy ulicy Grodzkiej w Krakowie. Gdy spytałem, czego ta pani potrzebuje, poprosiła o wyczyszczenie kilku klepek w parkiecie oraz o napalenie w piecu łupinami orzechów. Poświęciłem tej starszej osobie dwie godziny, wykonując drobne czynności, o które mnie poprosiła, i gdy wyszedłem z jej mieszkania, po raz pierwszy w życiu poczułem, że jestem naprawdę szczęśliwy. Ofiarowanie czegoś osobie, która w żaden sposób nie mogła mi się zrewanżować, dało mi coś, czego nie doświadczałem w trakcie różnych form aktywności, jakie towarzyszyły studenckiemu życiu. W tym momencie zrozumiałem, że niesienie pomocy daje więcej szczęścia niż branie. Szczęście, które odkryłem, nie jest doświadczeniem subiektywnym. Jest mechanizmem, który jest wkomponowany w naszą ludzką naturę. To, co uruchomiłem u siebie, z czasem zapragnąłem aktywować u innych ludzi.

Przez następne parę lat, już jako inżynier, potem student Papieskiej Akademii Teologicznej i wreszcie ksiądz, uczyłem się pomagania, a łącząc doświadczenia techniczne oraz kapłańskie, poszukiwałem recepty na niesienie mądrej pomocy. Niejednokrotnie obserwowałem, jak ludzie, którym pomagam, brali coś ode mnie, ale przychodzili ponownie i nadal pozostawali nieszczęśliwi. A ja byłem szczęśliwy, mogąc im pomagać. Niestety, to było błędne koło. Zrozumiałem, że takie podejście to tylko półśrodek, gdyż tak nie czynię ludzi szczęśliwszymi. Jeśli chcę naprawdę pomagać, powinienem stworzyć taki system, w którym nie tylko ja, ale również inni ludzie będą mogli dawać, czując przy tym radość z pomagania. Jeśli ta pomoc będzie zorganizowana na większą skalę, to może i ci potrzebujący staną się szczęśliwsi. W ten sposób powstała idea „Szlachetnej Paczki”, projektu pomocowego, w którym samo zaangażowanie w pomaganie daje prawdziwe szczęście.

Jak jednak zachęcić bogatych, aby pomagali nie tylko poprzez wysłanie anonimowego przelewu czy wrzucenie pieniążka do puszki? Jak wzbudzić w ludziach zainteresowanie pomocą? Zacząłem o tym myśleć, gdy zostałem duszpasterzem akademickim. Próbowałem przyciągnąć do ośrodka kościelnego studentów, których nie było wówczas zbyt wielu przy kolegiacie św. Anny. Zastanawiałem się, gdzie ci młodzi ludzie spędzają swój wolny czas. Odpowiedzi nie musiałem szukać długo. Wokół ośrodków studenckich wisiało na tablicach ogłoszeń mnóstwo plakatów zapraszających na kurs tańca, fitness czy naukę języków. Wydawało mi się, że mogę młodym ludziom zaoferować głębsze doznania niż autorzy tych ogłoszeń, a jednak to ośrodek duszpasterski przegrywał rywalizację o czas studentów z różnego rodzaju biznesami rozrywkowymi i szkoleniowymi. Zrozumiałem, że nie mogę z nimi skutecznie konkurować bez reklamy i marketingu, dlatego zacząłem poszukiwać wiedzy biznesowej, i to na wysokim poziomie. Gdy pomylę się na kazaniu, to jakoś to poprawię i wytłumaczę. Ale jeżeli stworzę błędną komunikację i wydam pieniądze na nieskuteczną kampanię reklamową, to już straty będą trudne do odrobienia. Zacząłem więc studiować biznes: reklamę, marketing, PR, negocjacje, sprzedaż itd. oraz szukać wiedzy o człowieku. Potem jedynie wystarczyło połączyć tę wiedzę z doświadczeniami, jakie zebrałem podczas bezinteresownego zaangażowania w pomoc.

Ucząc się biznesu, potwierdziłem też swoje spostrzeżenia, że więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu. To stwierdzenie okazało się zasadą uniwersalną i powszechną. Warto jednak podkreślić, że nie każde dawanie daje szczęście. Zidentyfikowałem więc uwarunkowania, które powodują takie doświadczenie, i zacząłem się zastanawiać, jakie formy aktywności mogą wywołać u ludzi powstanie tego samego efektu.

Wówczas wpadłem na pomysł, żeby oprzeć strategię na dawaniu szczęścia bogatym dzięki temu, że oni będą pomagać biednym. Od razu zapaliłem się do tej idei i postanowiłem ten pomysł przekuć na czyny. W tym celu w 2001 roku założyłem Stowarzyszenie „Wiosna”, pozyskałem zmotywowanych niesieniem pomocy współpracowników i rozpoczęliśmy projekt pomocowy. Znaleźliśmy pełnych pasji wolontariuszy, wybraliśmy ubogie rodziny i przekonaliśmy pierwszych darczyńców. Projekt ruszył, jednak w pierwszym roku nie odnieśliśmy spektakularnych efektów. Kluczową barierą była trudna sytuacja rynkowa oraz niezwykle niski wskaźnik zaufania publicznego, co powodowało, że ludzie myśleli o sobie, a nie o pomocy innym.

Postępując zgodnie z regułami sztuki, uznałem, że czasy kryzysowe są właściwym momentem do doskonalenia produktu. Byłem przekonany, że to, co proponujemy, ma unikatową wartość, choć odzew na zewnątrz początkowo tego nie potwierdzał. Jednak mój projekt, czyli „Szlachetna Paczka”, był innowacyjny, musiałem więc uzbroić się w cierpliwość i konsekwentnie szukać do współpracy właściwych ludzi. I rzeczywiście, gdy uruchomiliśmy masową komunikację, okazało się, że choć społeczeństwo nie było jeszcze gotowe na podobne projekty, to jest wiele osób otwartych na coś nowego. I to właśnie na współpracy z takimi liderami zmiany oparliśmy nasz rozwój.

Wiara w ludzi daje więcej niż litość

Paulina Kozub‑Chwastek: Od dziecka fascynowały mnie góry, dlatego jako nastolatka marzyłam, że znajdę męża, który zdobywa szczyty i będzie tę pasję dzielił ze mną. Gdy poznałam Wojtka, świetnego alpinistę, od razu wiedziałam, że to on jest moim księciem z bajki. Wzięliśmy ślub, gdy miałam 19 lat, a rok później przyszła na świat Natalia. Gdy nasza córeczka miała miesiąc, Wojtek pojechał na krótką wycieczkę na Mont Blanc, gdzie wspinał się już wiele razy. Ale tym razem z tej wycieczki nie wrócił. Zdarzyło się coś, co nie miało prawa się zdarzyć. Gdy Wojtek schodził z góry, jeden zabłąkany kamień pozbawił go życia.

Mój świat się zawalił. Straciłam najbliższą osobę, w wieku 20 lat zostałam wdową i samotną matką. Wydawało mi się, że wszystko co dobre już się skończyło, że wraz z utratą Wojtka stracę też góry, podróże i pasję, że teraz już tylko będzie gorzej.

Kilka miesięcy później odezwali się do mnie wolontariusze „Szlachetnej Paczki”, którzy z ogromnym zapałem próbowali mi pomóc. Nie byłam przekonana do ich działań, gdyż nie potrzebowałam litości i trudno mi było przyjąć tę pomoc, tym bardziej że wygrałam w internecie wycieczkę w góry do Gruzji i wybierałam się w podróż. Czułam się niezręcznie, mając świadomość, że jakiś darczyńca będzie w takiej sytuacji przygotowywał dla mnie paczkę. Wówczas wolontariuszka wyjaśniła mi, że ten darczyńca zna moją sytuację, doskonale wie, że wybieram się w góry, i właśnie dlatego chce mi pomóc.

W następnych latach znalazłam się po drugiej stronie i sama przygotowałam „Szlachetną Paczkę”, a potem postanowiłam zostać lokalnym liderem. Proponując ludziom pomoc, bardzo się pilnuję, aby nie okazywać im litości, tylko wiarę, że znajdą siły, by samodzielnie stanąć na nogi i coraz lepiej radzić sobie w życiu. Nauczył mnie tego mój darczyńca, który dostrzegł we mnie nie samotną wdowę z dzieckiem, ale człowieka z pasją. I właśnie tak robią ludzie gór. Nie chodzi o to, żeby dać komuś na chleb, ale o to, aby pomóc mu żyć, tak jak chce.

Gdy pokonaliśmy pierwsze bariery, zaczęliśmy przekształcać „Wiosnę” w sprawną machinę do obsługi trzech, jakże różnych segmentów „klientów”: darczyńców, wolontariuszy i ubogich rodzin. Odwróciliśmy całą logikę programów pomocowych, stawiając w centrum naszej uwagi nie potrzebujących, lecz donatorów, którzy mogli im pomagać. Zastosowaliśmy takie podejście, gdyż wiedziałem, że jest wiele osób chętnych do pomocy, o ile pokaże się im właściwy kierunek i sposób. Aby wykorzystać ten potencjał, postanowiliśmy działać, wzorując się na biurach podróży. Tak jak touroperatorzy znajdują i opisują na swoich stronach destynacje, do których potem wysyłają turystów, tak my identyfikujemy biedne rodziny, dokładnie je sprawdzamy i opisujemy ich potrzeby oraz umieszczamy ich dane w internetowej bazie. Z bazy darczyńcy wybierają rodziny. Uczymy ich, jak mają kompletować pomoc i wskazujemy magazyny, do których przywieźć paczki. Potem wolontariusze zawożą paczki do rodzin, a po rozdaniu prezentów przekazują darczyńcom informację, jak odbiór paczki wyglądał u obdarowanych rodzin. Dla darczyńcy jest ważny przebieg całego wydarzenia, ale najistotniejszy jest efekt końcowy: szczęście. Oczywiście, pozytywne emocje związane z pomaganiem towarzyszą również kolejnym grupom naszych „klientów”, czyli wolontariuszom oraz samym obdarowanym, dla których doświadczenie związane z otrzymaniem paczki jest często jednym z najważniejszych w życiu. Ale mamy też inne grupy „klientów”, takie jak: media, firmy czy celebryci. Organizując współpracę z tymi wszystkim segmentami i angażując ich w projekt, zastosowaliśmy metodę projektowanego doświadczenia, którego przykładem może być właśnie sam proces przygotowywania paczki, skłaniający ludzi do podjęcia określonego działania. To właśnie dzięki takiemu podejściu naszemu projektowi towarzyszy tak wielu szczęśliwych i zaangażowanych „klientów”.

Szacunek dla ludzi i ich czasu

Najsilniejszym motywatorem do pracy, co pokazują liczne badania, jest sensowność podejmowanych działań. Dlatego im bliżej jesteśmy tych, którym udzielamy pomocy, tym lepiej dostrzegamy sens pomagania i bardziej się w to działanie angażujemy. Gdy wrzucamy gotówkę do puszki czy robimy przelew na jakieś konto, czynimy to, wierząc, że te środki będą dobrze wydane. Nie zawsze jednak tak się dzieje, zwłaszcza że ludzie nieuczciwi żerują na łatwowierności i dobroci innych, o czym często dowiadujemy się z mediów. Dlatego naszą pomoc oparliśmy na przybliżeniu darczyńcom sensu pomagania. Osiągnęliśmy to, prezentując dawcom rodziny w potrzebie i pozwalając wybrać tę, której udzielą pomocy. A ponadto zachęcamy ich, by samodzielnie przygotowali paczkę, zgodnie z opisem opracowanym przez wolontariuszy. Proces wyboru rodziny i przygotowania paczki jest doświadczeniem precyzyjnie zaprojektowanym, w taki sposób, aby wywołać u darczyńcy zaangażowanie oraz pokazać w pełni sens tego działania.

Naszą pomoc oparliśmy na przybliżeniu darczyńcom sensu pomagania #SzlachetnaPaczka

Wiemy jednak, że darczyńcy są zazwyczaj ludźmi bardzo zajętymi i dzielą swój czas pomiędzy pracę, obowiązki rodzinne i swoje pasje. Dlatego nie możemy zabierać ludziom zbyt dużo czasu ani go marnować. Takiego podejścia nauczyłem się, gdy odprawiałem msze dla wiecznie zajętych studentów medycyny. Żeby oszczędzać ich czas, jeździłem do akademików i tam odprawiałem rano roraty w takich godzinach, aby zdążyli na zajęcia rozpoczynające się o 8.00. Miałem na to czas pomiędzy 6.30 i 7.10 i nigdy nie przedłużyłem naszych spotkań ani o minutę. Teraz dokładnie w ten sam sposób postępujemy wobec współpracujących z nami ludzi i bardzo precyzyjnie informujemy ich, jakiej formy aktywności od nich oczekujemy i ile to zajmie czasu. Ale precyzyjne zarządzanie czasem wymaga sprawnej organizacji, co oznacza potrzebę dokładnego planowania i realizacji. Każdy, kto do nas dołącza, musi czuć, że wszystko jest dobrze zorganizowane, a każdy etap, przez który przechodzi, współpracując z nami, prowadzi prosto do celu.

Gdy wszystko zaczyna sprawnie działać, bliska współpraca wszystkich stron, czyli nas jako organizatorów, darczyńców, wolontariuszy i adresatów pomocy, wyzwala niesamowitą wręcz energię, płynącą z nawiązywanych relacji. Wzajemne kontakty pomiędzy poszczególnymi uczestnikami projektu są nie do przecenienia, gdyż to one w dużym stopniu budują zaangażowanie naszych „klientów”. Dobitnie świadczą o tym liczby. W jednym roku wartość pomocy w paczkach wyniosła sześć milionów złotych. W kolejnym roku tylko nieznacznie zwiększyliśmy liczbę rodzin, do których dotarliśmy z pomocą. Ale nauczyliśmy wolontariuszy, żeby poza wysłaniem opisu dodatkowo dzwonili do darczyńców i opowiadali szczegółowo o rodzinach. I tylko dzięki tej jednej procedurze dodatkowej wartość pomocy wzrosła z sześciu do 10 milionów złotych. Gdy wolontariusze przybliżyli darczyńcom potrzeby rodzin, ci mogli sobie lepiej wyobrazić ich trudną sytuację i ta bliskość wyzwalała w nich jeszcze większe zaangażowanie.

Ale darczyńców wspierają nie tylko wolontariusze działający bezpośrednio dla Stowarzyszenia „Wiosna”. W ubiegłym roku mieliśmy około 800 tysięcy darczyńców, z czego połowa to osoby fizyczne, a druga połowa to firmowi wolontariusze robiący paczki w różnych przedsiębiorstwach. To oni organizują zbiórki, zachęcają do zaangażowania koleżanki i kolegów z pracy poprzez opowiadanie o trudnej sytuacji wybranej rodziny i jej potrzebach. I mamy sygnały od wielu firm, że takie oddolne paczkowe inicjatywy wyzwoliły niesamowite zaangażowanie w całych organizacjach, od szeregowych pracowników aż po prezesów. I dały wszystkim to samo uczucie, którego doświadczyłem, pomagając pewnej pani na ulicy Grodzkiej w Krakowie. Aż 400 tysięcy zaangażowanych osób w firmach to największy projekt wolontariatu pracowniczego w Polsce.

Właśnie tu tkwi istota olbrzymiej popularności i sensu naszej akcji. Przyciągamy darczyńców, oferując im szczęście płynące z pomagania. Mówimy o biedzie, ale nią nie epatujemy i w żaden sposób nie szantażujemy ludzi emocjonalnie. Staramy się raczej pokazać, że pomaganie jest fajne, bo wiążą się z nim same pozytywne emocje, począwszy od przygotowywania paczki, poprzez rozmowy darczyńców z wolontariuszami, aż po spotkania z potrzebującymi rodzinami. Dlatego nasza działalność przypomina nieco to, co robią biura podróży, sprzedając wycieczki. W obu przypadkach ludzie korzystają z oferty, poszukując pozytywnych emocji i radosnych wspomnień.

Z tego samego powodu we współpracę z nami angażują się też ludzie sławni i wpływowi, tacy jak: Robert Lewandowski, Jerzy Dudek czy Agnieszka Radwańska. Oni są już spełnieni i mają dużo radości z sukcesów sportowych, jednak szczęście płynące z pomagania nawet im dostarcza pozytywnej energii. Ale, tak jak w przypadku pozostałych darczyńców, również i w tym przypadku musimy zachować najwyższą sprawność organizacyjną i zapewnić jak najlepszą obsługę tych szczególnych „klientów”. Gdy Robert Lewandowski zaangażował się w nasze działania promocyjne, mógł nam poświęcić tylko 10 minut przed treningiem na zgrupowaniu w Wieliczce. W tym czasie przeprowadziliśmy wywiad, zrobiliśmy mu make‑up, sesję fotograficzną, a on zdążył podpisać jeszcze kilka piłek. Z kolei siostry Radwańskie dały nam kiedyś sześć minut po treningu, a my zdążyliśmy zrobić i wywiad, i sesję. Dzięki temu, że ci wybitni ludzie widzą, jak szanujemy ich czas, nadal chętnie nas wspierają. Z pewnością nie bez znaczenia jest fakt, że współpraca z nami ociepla również ich wizerunek i pokazuje ich jako ludzi wrażliwych na potrzeby społeczne. Ale dla mnie najważniejsze jest to, że udzielone wsparcie pozostawia w ich sercach, tak jak w sercach wszystkich darczyńców, coś dobrego, ciepłego i szlachetnego.

Rekrutowanie szlachetności

Szlachetność to słowo klucz, które doskonale definiuje cechy, jakich oczekujemy od naszych wolontariuszy. To słowo jest dla nas tak ważne, że swojego czasu zmieniliśmy nazwę projektu ze „Świątecznej Paczki” na „Szlachetną Paczkę”. Natychmiast zmienił się przekaz całej akcji. Słowo „świąteczna” może sugerować, że w paczce są pomarańcze, batoniki i inne typowe upominki. To banalna pomoc, w dobrej atmosferze, ale czyniona na odczep się. Ale już słowo „szlachetna” znaczy zupełnie co innego. Dla mnie szlachetność polega na tym, że wchodzę w życie tego, kto ma problemy, i biorę jego ciężar życia na siebie. I właśnie tego oczekujemy od naszych wolontariuszy, żeby wchodzili w życie innych ludzi i brali za tych ludzi odpowiedzialność. Większość wolontariuszy, gdy uda się do rodzin w potrzebie, po raz pierwszy w życiu styka się z realnym ubóstwem. Niektórzy tak ciężko to przeżywają, że po takim spotkaniu nie są w stanie zasnąć. Wielu z nich stwierdzało później, że w ich mniemaniu prowadzą niełatwe życie, ale widząc prawdziwą biedę, docenili, to co mają.

Kolejną cechą wymaganą od wolontariuszy jest profesjonalizm. Osoba, która przychodzi do rodziny w potrzebie, otrzymuje mnóstwo sygnałów, na podstawie których musi podjąć decyzję, jak pomóc tym ludziom. Równolegle na barkach wolontariusza spoczywa odpowiedzialność za pracę z lokalnymi mediami, z lokalnym biznesem, z którym musi budować relacje, mające później skutkować pomocą dla potrzebujących. Potrzebne są tu kompetencje zarządcze, umiejętność pracy z ludźmi i pracy zespołowej. I nade wszystko pełne zaangażowanie.

Tych dwóch kluczowych cech bezwzględnie wymagamy od 680 lokalnych liderów naszego projektu, gdyż ze względu na skalę działania obdarzamy ich dużym zaufaniem i nie jesteśmy w stanie ich kontrolować. Dlatego przy wyborze ludzi stosujemy rekrutację nie mniej wymagającą, niż czynią to duże korporacje. Kandydaci muszą przejść cztery etapy: formularz rekrutacyjny, centrum kompetencyjne, rozmowa pogłębiająca, wreszcie pisemne testy. Kandydaci wyłonieni podczas tej rekrutacji są następnie kierowani na szkolenie i zostają naszymi lokalnymi liderami. Poświęcamy im nieco więcej czasu, ale w podobny sposób pracujemy z każdym z wolontariuszy.

Aby zapewnić sprawną obsługę „klienta”, stosujemy rejonizację, podobnie jak to czynią firmy, budując struktury sprzedażowe. Mamy więc poziom ogólnopolski, którym kieruje centrala, następnie liderów wojewódzkich i szefów regionów, pod których podlegają obszary lokalne. Liderzy tych obszarów działają na zasadzie franczyzy, sami rekrutują wolontariuszy, a my udostępniamy im nasz know‑how, wizerunek, kampanię i dajemy dwa tygodnie na wdrożenie się w obowiązki i rozpoczęcie działania. Dzięki wypracowanym procedurom potrafimy stwierdzić, czy po tym czasie ktoś się zaangażuje w powierzone mu obowiązki. Większość kandydatów zdaje ten egzamin, w czym bardzo im pomaga świadomość sensu tej pracy, wynikająca z obserwowania zmian w rodzinie, wpływu na darczyńcę i wpływu na lokalne otoczenie. Jeśli jednak to nie pomaga, szukamy kolejnego kandydata.

12 tysięcy wolontariuszy wspiera każdego roku projekt „Szlachetnej Paczki”.

Lokalni liderzy są dla darczyńców i rodzin podstawowym punktem styku z marką „Szlachetnej Paczki”, stąd ich rola jest fundamentalna dla powodzenia całego projektu. Dlatego oczekujemy od nich, że będą systematycznie rozwijali kompetencje potrzebne do pełnienia tej funkcji. Wśród nich jest umiejętność pracy nad sobą, umiejętność budowania i utrzymywania relacji, ale też sprawność organizacyjna, potrzebna w życiu oraz w biznesie. Taką sprawność wykazują zazwyczaj ludzie już dojrzali, którzy mają mało czasu i chcą robić tylko sensowne rzeczy. Dlatego wśród naszych wolontariuszy obok młodych i aspirujących ludzi są też osoby, które już zrobiły karierę, lecz szukają dodatkowego sensu w swoim życiu i chcą dać z siebie coś więcej. Dołączają do nas, gdyż jesteśmy na tyle sprawną organizacją, że mogą precyzyjnie planować, ile czasu muszą nam poświęcić, aby osiągnąć oczekiwane przez nas efekty.

Przyjęliśmy też ważną zasadę: jeżeli się zgłosiłeś jako wolontariusz, traktujemy cię, jakbyś się u nas zatrudnił. Uważamy, że słowo jest cenniejsze niż pieniądz i takie podejście przynosi dużo korzyści zarówno Stowarzyszeniu, jako organizatorowi projektu, jak i naszym wolontariuszom.

Zostań mistrzem zarządzania sobą »

Poszukiwanie ukrytej biedy

Jedną z naczelnych zasad bezwzględnie przestrzeganych w „Szlachetnej Paczce” jest brak przyzwolenia na podejście roszczeniowe. Niestety, panuje w Polsce takie przyzwyczajenie, że jak ktoś krzyczy głośniej, to zazwyczaj dostaje to, co chce, choć niekoniecznie mu się to należy. Nie uznajemy takiego podejścia i to się nie zmieni, gdyż natychmiast naszą działalność sparaliżowaliby ludzie roszczeniowi. Celem „Szlachetnej Paczki” jest niesienie pomocy tam, gdzie jest ona naprawdę potrzebna, dlatego sami szukamy ludzi, u których bieda jest niezawiniona i najczęściej też ukryta. Podstawowym zadaniem lokalnego lidera jest wyszukiwanie ukrytego ubóstwa, które często jest zupełnie niewidoczne w oficjalnym systemie pomocy. Gdzie więc szukać informacji o takich rodzinach? Najlepiej w szkołach, gdzie uczniowie i nauczyciele mogą wskazać dzieci pochodzące z takich rodzin. Dobrym źródłem informacji są też inne biedne osoby.

Korzystając z tych oraz innych źródeł informacji, w ubiegłym roku wytypowaliśmy około 40 tysięcy rodzin, które mogły wymagać pomocy. Współpracowało z nami wówczas grono blisko 12 tysięcy wolontariuszy i średnio każdy z nich odwiedził od trzech do czterech rodzin. Podczas tych wizyt weryfikowaliśmy rzeczywistą sytuację rodzin, sprawdzając ich sytuację życiową i materialną. Zawsze pytamy też o motywację i chęć do zmiany życia. Zależy nam na tym, aby paczka nie była pomocą jednorazową, ale zalążkiem szczęścia dla obdarowanych. Dlatego bardzo istotna jest chęć do zmiany, która spowoduje, że rodzina zaangażuje się w poprawę swojej trudnej sytuacji.

Najwięcej radości sprawiają nam takie sytuacje, w których nasze działanie jest zalążkiem trwałej zmiany. Kilka lat temu nasi wolontariusze odwiedzili bardzo biedną rodzinę z małymi dziećmi. Gdy ci ludzie otrzymali paczkę, zyskali wiarę w lepsze jutro i reaktywowali firmę, która wcześniej upadła, co zepchnęło ich na krawędź ubóstwa. Impuls, który od nas otrzymali, pchnął ich do działania i teraz wciąż są z nami, już jako darczyńcy. Ale mamy też sytuacje zupełnie odwrotne. Przed rokiem nasz wolontariusz był u małżeństwa z dziećmi, któremu pomógł cztery lata wcześniej. W międzyczasie mąż zmarł, więc wolontariusz spytał żonę, czy szukała pracy, jak wówczas obiecała. Okazało się, że nie ma nawet napisanego CV, więc odmówił pomocy. Chęć poszukiwania pracy deklarowało też inne małżeństwo i gdy wolontariusz spytał, czemu nie pracują, ci zaczęli się migać. Niestety, wolontariusz musiał im powiedzieć, że są roszczeniowi i odmówił pomocy. Okazało się, że ta odmowa wywarła na nich olbrzymi wpływ, gdyż po raz pierwszy w życiu im to ktoś powiedział. Dziś zarabiają i coraz lepiej sobie radzą. Ten przykład pokazuje, że w wielu przypadkach bieda nie jest spowodowana przez niepowodzenia życiowe, ale po prostu jest wygodna, gdyż ludzie roszczeniowi mogą przetrwać, twierdząc, że „im się należy”.

Nasi wolontariusze odmawiają takim osobom pomocy, a tym rzeczywiście potrzebującym pomagają przygotować listę, którą następnie przedstawią darczyńcom. Zazwyczaj są to podstawowe towary, takie jak: ubrania, środki higieny czy drobny sprzęt domowy. Ale czasami na listę trafiają rzeczy drogie, które mogą być elementem zmiany cywilizacyjnej, takie jak np. komputer. Mieliśmy wątpliwości, czy obejmować naszą pomocą drogi sprzęt, ale przecież naszym celem jest długotrwała poprawa i niesienie szczęścia, a współpracują z nami darczyńcy, których stać na taki zakup. Lodówka, pralka czy laptop to osiągnięcia cywilizacyjne, których brak jest również powodem wykluczenia. Najbardziej odczuwają to dzieci. Jeśli wszyscy mają laptopa, gry i muzykę, to ten, kto nie ma, wyróżnia się negatywnie. To pogłębia ciężar nędzy i ją potęguje. Dlatego dzisiaj zachęcamy darczyńców do nieco większych prezentów.

Przez 17 lat grałem w Holandii, Anglii i Hiszpanii, ale nigdzie nie widziałem równie przemyślanego, precyzyjnego systemu pomagania, który przy okazji angażuje tyle emocji. To niesamowite, ile przy tym wyzwala się dobrej energii. Tak było, gdy jako drużyna wspieraliśmy „Paczkę” w Realu Madryt. Sergio Ramos, Iker Casillas i Cristiano Ronaldo — wszyscy od razu to podchwycili.

Jerzy Dudek, bramkarz Feyenoordu Rotterdam, Liverpoolu i Realu Madryt, 60‑krotny reprezentant Polski, triumfator Ligi Mistrzów w 2005 roku

Po zidentyfikowaniu potrzeb rodzin zakwalifikowanych do pomocy szczegółową listę umieszczamy w naszej internetowej bazie danych i kierujemy komunikację do darczyńców, aby wybrali rodziny i skompletowali potrzebne im artykuły. Zakupy są pakowane do pudeł opisanych kodami, aby chronić dane rodzin, i to wolontariusze dostarczają ubogim rodzinom paczki przygotowane przez darczyńców. I wówczas następują piękne chwile i emocje związane z rozpakowywaniem pudeł i spełnianymi marzeniami. Wolontariusze relacjonują darczyńcom, jak przebiegło wręczanie prezentów, a ci czerpią satysfakcję z niesionej pomocy. Naszą podstawową zasadą jest stwierdzenie, że więcej szczęścia jest w dawaniu niż w braniu, dlatego zachęcamy biednych, żeby podarowali coś darczyńcy, choćby laurkę czy upieczone własnoręcznie ciasto. To dodatkowo wyzwala po ich stronie zaangażowanie.

„Szlachetna Paczka” przebyła długą drogę od startu w 2001 roku. Gdy stawialiśmy pierwsze kroki, byliśmy biedną organizacją, bez żadnej infrastruktury i pieniędzy, a wiele spraw omawialiśmy w budce telefonicznej, gdyż nie mieliśmy telefonu ani komputera. Naszym głównym medium szybko stał się internet, dzięki czemu zyskaliśmy zasięg ogólnopolski i pełną transparentność, co pomagało budować naszą wiarygodność. Dziś technologia i wiedza biznesowa są podstawą codziennego funkcjonowania „Szlachetnej Paczki” oraz trampoliną do jej rozwoju. Stosujemy nowoczesne systemy zarządzania, zaawansowane bazy danych i nowoczesne oprogramowanie, korzystamy szeroko z rozwiązań mobilnych, a naszymi partnerami technologicznymi są tacy giganci, jak: Microsoft, Facebook i Google. Jesteśmy organizacją otwartą na zmiany i gotową na innowacje, pamiętamy jednak o tym, że naszym podstawowym towarem jest szczęście, a motorem napędowym – zaangażowanie.

O autorach
Tematy

Może Cię zainteresować

Multimedia
Jak Polska przegoniła Szwajcarię? Sukces, o którym trzeba mówić!

Według MFW, Polska w tym roku awansuje na 20. miejsce wśród największych gospodarek świata, zastępują Szwajcarię na ostatnim miejscu tego prestiżowego rankingu. To wydarzenie ma charakter symboliczny i jest efektem transformacji gospodarczej Polski oraz dynamicznego rozwoju w ostatnich latach. Genezę tego sukcesu analizuje dr Marcin Piątkowski, w niezwykły sposób opowiadając o „polskim cudzie gospodarczym”.

GenAI w marketingu: od eksperymentów do strategii

Dyrektorzy marketingu na całym świecie redefiniują swoją rolę dzięki GenAI – od automatyzacji po wzrost przychodów. Najnowsze badanie BCG pokazuje, że 83% CMO z optymizmem patrzy na generatywną sztuczną inteligencję, a 71% planuje wielomilionowe inwestycje w jej rozwój. GenAI nie tylko zmienia sposób tworzenia treści i personalizacji ofert, ale także staje się fundamentem agentowych rozwiązań obsługujących klientów w czasie rzeczywistym. W artykule analizujemy, jak GenAI ewoluuje z narzędzia eksperymentalnego do kluczowego komponentu strategii marketingowej – i co to oznacza dla przyszłości tej funkcji w firmie.

Dyskryminacja ze względu na wiek Zdemaskuj ukryty ageizm w twojej organizacji
Jak liderzy mogą identyfikować uprzedzenia wpływające na pracowników oraz klientów? Oto pięcioczęściowy model audytu ageizmu, zawierający praktyczne pytania, które zainicjują kluczowe rozmowy i pomogą wprowadzić zmianę w organizacji. Wiele firm wciąż nie wykorzystuje potencjału rosnącej „gospodarki długowieczności”, czyli wartości ekonomicznej, jaką tworzą osoby po 50. roku życia jako konsumenci i pracownicy. Biznes często pomija tę […]
Ilustracja przedstawiająca lidera biznesowego analizującego mapę scenariuszy na ekranie dotykowym — symboliczna reprezentacja podejścia opartego na myśleniu strategicznym w warunkach radykalnej niepewności. Planowanie scenariuszy w obliczu radykalnej niepewności

W czasach głębokiego chaosu liderzy muszą przeciwdziałać paraliżowi decyzyjnemu — poprzez świadome i szerokie tworzenie mapy możliwych scenariuszy.

„Jaki jest najlepszy scenariusz, który możesz logicznie opisać?” — to pytanie słyszę regularnie jako badacz i doradca, który od ponad trzech dekad analizuje przyszłość u zbiegu technologii, społeczeństwa i gospodarki politycznej. Moja odpowiedź zawsze brzmi tak samo: nie istnieje coś takiego jak „najlepszy scenariusz”. Ani „najgorszy”. Przyszłość kształtowana przez ludzi to zawsze mieszanka niezrozumianych i niewyobrażalnych zagrożeń i szans.

Czym więc różnią się od siebie kolejne epoki? Zakresem i intensywnością niepewności, z jaką mierzą się decydenci — próbując wzmacniać pozytywne skutki zmian, a minimalizować ich negatywne konsekwencje.

To ważna obserwacja, bo politycy, prezesi, rynki finansowe i zwykli ludzie mają jedną wspólną cechę: nie znoszą radykalnej niepewności. Ona podważa sens ich działania i sprawia, że realizacja celów wydaje się niemożliwa.

Opór motorem postępu Pięć sposobów, w jakie liderzy mogą przekuć opór w postęp

Umiejętne reagowanie na opór lub sceptycyzm ze strony podwładnych to jedna z najważniejszych kompetencji, jakie może posiadać lider. Szczególnie w okresach zmian, takich jak powrót do biura po pandemii. Sprzeciw może dotyczyć poszczególnych decyzji lub całej polityki organizacyjnej oraz przybierać bardzo różne formy. Sięgają one od wyrażania wątpliwości i zadawania pytań, po otwarty opór, a nawet sabotaż.

zaufanie do AI Czy ufam, bo brzmi mądrze? Zaufanie poznawcze w interakcji człowiek–AI

Sztuczna inteligencja coraz częściej staje się naszym „domyślnym doradcą”. Pomaga nam w zakupach, decyzjach kadrowych czy diagnostyce medycznej. W rzeczywistości przeładowanej danymi i informacyjnym szumem AI filtruje, analizuje i podsuwa decyzje. Dla użytkownika to wygoda. Dla organizacji – potencjalna pułapka.

Pojawia się bowiem zasadnicze pytanie: kiedy i dlaczego ufamy rekomendacjom AI? I czy nasze zaufanie jest efektem racjonalnego osądu, czy może jedynie złudzeniem poznawczym?

Współpraca księgowego i controllera Controller i księgowy – jak wspólnie „dopłynąć” do celu

Poznaliście mnie jako praktyka zakochanego niezmiennie w księgowości i controllingu. A jednak bywam też członkiem załogi, który… uczy się, jak nie wypaść za burtę podczas rodzinnych rejsów. Uwielbiam żeglowanie z bliskimi, ale nie ukrywam, że to nie tylko słońce, wiatr i szanty. Przede wszystkim to dla nas szkoła współpracy, zaufania i szybkiego reagowania na zmienne warunki. Na jachcie każdy ma swoją rolę, a sukces rejsu zależy od tego, czy potrafimy działać razem. I właśnie ta żeglarska perspektywa pozwala mi z dystansem, ale i z humorem spojrzeć na współczesne wyzwania w finansach – bo czy to na wodzie, czy w firmie, bez współpracy daleko nie popłyniemy.

BYOD_bring your own device BYOD wraca z nową siłą

Przez lata kojarzony z elastycznością i oszczędnościami, model Bring Your Own Device znów zyskuje na popularności – tym razem w realiach pracy zdalnej i hybrydowej. Jednak współczesne zagrożenia, zwłaszcza cybernetyczne, sprawiają, że BYOD staje się poważnym wyzwaniem strategicznym. Czy liderzy są gotowi na nowe ryzyka związane z prywatnymi urządzeniami w służbowym środowisku?

Kiedy zmiana stanowiska na równorzędne ma sens Kiedy zmiana stanowiska na równorzędne ma sens

Ugrzązłeś w miejscu zawodowo? Przeniesienie się na inne, ale równorzędne stanowisko w firmie wiąże się z pewnym ryzykiem, jednak może być właśnie tym, czego potrzebujesz.
Wydłużony w czasie proces awansów i słabszy rynek pracy sprawiły, że wiele osób czuje, jakby utkSama kilkukrotnie zmieniałam stanowisko na równorzędne, a zdarzyło się nawet, że przeszłam „niżej” pod względem władzy i odpowiedzialności, z kilku powodów.nęło w miejscu. Rozwiązaniem może być zmiana stanowiska na inne, ale wciąż w obrębie tej samej firmy. Taki ruch może pomóc się rozwijać, pozostać zaangażowanym i zacieśniać współpracę między różnymi działami.

Grafika promocyjna w czerwonej kolorystyce prezentująca książkę dr n. med. Anny Słowikowskiej pt. „Serce w dobrym stylu. Jak zatroszczyć się o swoje zdrowie”. Po lewej stronie znajduje się biały napis: „MIT SMRP poleca książkę dr Anny Słowikowskiej”. Po prawej stronie okładka książki z dużym sercem z wykresu EKG na tle, tytułem i nazwiskiem autorki. „Serce w dobrym stylu. Jak zatroszczyć się o swoje zdrowie” – recenzja

Niejeden lider biznesu przekonał się zbyt późno, że największe zagrożenie dla jego imperium czaiło się nie na rynku, lecz we własnej piersi. W salach posiedzeń zarządów rzadko dyskutuje się o stanie tętnic prezesa – a przecież mogą one zaważyć na losach firmy równie mocno, co wyniki finansowe. Od lat korporacyjna kultura hołubi samopoświęcenie i żelazną wytrzymałość, przymykając oko na tlący się pod garniturem kryzys zdrowotny. Paradoksalnie ci sami menedżerowie, którzy szczycą się troską o swoje zespoły i deklarują dbałość o work-life balance, często ignorują własne symptomy i potrzeby ciała. Serce w dobrym stylu, książka dr n. med. Anny Słowikowskiej i Tomasza Słowikowskiego, stawia prowokacyjne pytanie: czy potrafisz zarządzać swoim zdrowiem równie świadomie, jak zarządzasz firmą? Autorzy nie mają wątpliwości, że zdrowie – a zwłaszcza serce – lidera to nie fanaberia, lecz strategiczny priorytet każdego człowieka sukcesu i każdej organizacji.

Materiał dostępny tylko dla subskrybentów

Jeszcze nie masz subskrypcji? Dołącz do grona subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Subskrybuj

Newsletter

Otrzymuj najważniejsze artykuły biznesowe — zapisz się do newslettera!