Janusz Barski jak zwykle przyszedł do swojego biura przed godziną 8 rano. Lubił ten początek dnia, kiedy firma budziła się do życia. Gdy schodzili się pierwsi pracownicy. Kiedy przy porannej kawie miał czas na krótkie rozmowy, wymianę opinii o międzynarodowych pokazach mody, z których przywożono informacje o nowych trendach na kolejny sezon, nowych materiałach czy dominujących kolorach. O tym, co z tego mogło się przyjąć na polskim rynku.
Barski znał większość osób zatrudnionych w domu mody „Modny Styl”. Był z nim związany przez ostatnie 20 lat, kiedy z całą ekipą projektantów i handlowców, którzy odeszli z „Mody Polskiej”, otworzyli własną firmę. W krótkim czasie część osób ze starej gwardii odeszła do innych biznesów, nie wierząc w przyszłość branży odzieżowej zalewanej przez tanie produkty z Chin. A część przeszła już na emeryturę. Janusz Barski, mając 63 lata, ani przez chwilę nie myślał o tym, że mógłby rozstać się z firmą. Nadal – jako dyrektor handlowy i projektant – jeździł na międzynarodowe targi i pokazy. A jako doświadczony ekspert branży odzieżowej często brał udział w szkoleniach i konferencjach.

Tego dnia w ich firmie miało odbyć się spotkanie dla kluczowych odbiorców oraz grupy dziennikarzy, połączone z pokazem kolekcji na sezon letni. Wcześniej jednak Barski – w imieniu Michała Widackiego, obecnego prezesa „Modnego Stylu”, którego zmogła grypa – miał powitać gości i wprowadzić ich w odpowiednią atmosferę.
Budowanie legendy
Jak zwykle Janusz potrzebował zaledwie paru chwil, żeby zainteresować słuchaczy swoimi opowieściami. W tego typu spotkaniach uczestniczyło bardzo wielu młodych ludzi ze środowiska związanego z modą i show‑biznesem. Ich wiedza dotyczyła zazwyczaj tylko aktualnych trendów. Przeszłość – nawet ta sprzed kilkunastu lat – była dla nich historią. Chętnie jednak słuchali opowieści o tym, jak w latach 80., kiedy w sklepach brakowało podstawowych produktów, ubierały się polskie aktorki i piosenkarki oraz żony ówczesnych dygnitarzy. Skąd pochodziły materiały na suknie, kto projektował i szył ich kreacje. Dla wielu polskich projektantów Barski był chodzącą legendą. Przez wiele lat współpracował z Telewizją Polską, projektując ubrania dla prezenterów. Znał wiele osobistości ze świata kultury i sztuki. Przyjaźnił się z gwiazdami i politykami. Był mentorem dla dużej grupy projektantów i ludzi związanych z branżą.
Dziś także nie miał problemu z nawiązaniem kontaktu z gośćmi zaproszonymi przez szefów „Modnego Stylu” na specjalny, zamknięty pokaz. Miał przygotowanych kilka anegdot, których wcześniej nie opowiadał. Każda kolejna była ciekawsza i zabawniejsza od poprzednich. Nie można było mieć wątpliwości – Barski bardzo kochał swoją pracę.
Od początku wiedział, co chce w życiu robić. Interesowało go wzornictwo i moda. Skończył Politechnikę Łódzką na Wydziale Technologii Materiałowych i Wzornictwa Przemysłowego, skąd trafił na praktykę do Warszawskich Zakładów Przemysłu Odzieżowego „Kora”. Martwiło go jednak, że większość opracowanych przez niego projektów pozostaje na papierze. Że od pomysłu do jego realizacji wiedzie bardzo długa droga. Poza tym produkcja wykonywana jest masowo i w długich seriach. Już wtedy Barski wiedział, że przyszłość branży musi być uzależniona od światowych tendencji w modzie, krótkich serii opracowywanych dwa razy do roku. W ten sposób funkcjonowały w poprzednim systemie tzw. domy mody „Moda Polska” czy „Telimena”, które nawet w trudnym okresie potrafiły zróżnicować swoją ofertę. Po wielu staraniach Barski trafił do zespołu „Mody Polskiej”, gdzie mógł rozwinąć skrzydła i pokazać, na co go stać. Był zarówno projektantem, ale także sprzedawcą swoich projektów. Dzięki jego zaangażowaniu i pomysłom przez ponad 10 lat „Moda Polska” była na szczycie. Otwierała kolejne salony mody i zdobywała uznanie wśród wymagających klientów.
Jednak w okresie zmian gospodarczych firma nie potrafiła się odnaleźć. I wówczas pojawił się biznesmen Michał Widacki, który postanowił zainwestować w biznes modowy. Zaproponował kluczowym menedżerom „Mody Polskiej”, aby przeszli do tworzonej nowej spółki „Modny Styl”. Większość – w tym także Barski – przyjęła jego propozycję. Sprawa była mocno nagłośniona przez media, co było z korzyścią dla nowej marki. Byli klienci „Mody Polskiej” wiedzieli, gdzie szukać ubrań z kolekcji Barskiego. W nowych realiach rynkowych firma odżyła.
A sam Barski jeśli akurat nie projektował, to spotykał się z aktorami, muzykami czy gwiazdami estrady, którzy stawali się ambasadorami marki. Do tego dochodziły osobiste relacje z handlowcami i sprzedawcami, a także specjalistami od promocji i marketingu, co szybko uczyniło go w firmie niezastąpionym.
Czasy, w których Barski, jego umiejętności i kontakty oparte na uściskach dłoni były na wagę złota, już minęły. Tymczasem wydaje mi się, że Janusz tego nie widzi. A my w dodatku przez cały czas dobrze mu płacimy.
Zderzenie z rzeczywistością
Po swoim krótkim wystąpieniu Barski jak zwykle czekał na pytania ze strony zaproszonych gości. Większość z nich dotyczyła tego, jak pracowało się z taką czy inną aktorką albo z tym czy z tamtym producentem. Odpowiadał chętnie i wyczerpująco.
– Mamy czas na jeszcze jedno pytanie – powiedział i wskazał na młodego mężczyznę, siedzącego z tyłu i trzymającego rękę w górze.
– Prowadzę dział lifestylowy w magazynie „Szyk”. Uwielbiam historyjki o starych dobrych czasach i mógłbym ich słuchać cały dzień, ale zastanawiam się, czy obecnie klienci potrzebują takich domów mody jak „Modny Styl”. Na rynku pojawiło się wielu młodych projektantów, którzy sprzedają swoje kolekcje grupie najbardziej wymagających i zamożnych klientów. Szyją dla nich na miarę. Jesteście w stanie z nimi konkurować? Czy z drugiej strony potraficie przyciągnąć bardziej masowych, młodych klientów, zainspirowanych ich kolekcjami?
Po raz pierwszy tego dnia Barski nie wiedział, co ma powiedzieć.
– Nie wydaje mi się, żeby był to problem – zaczął. – To prawda, że konkurencja jest silna. Z jednej strony depczą nam po piętach młodzi projektanci, z drugiej – coraz więcej firmowych salonów otwierają znane światowe marki modowe. Ale nie tylko bogaci i gwiazdy lubią się modnie ubierać. Bycie modnym jest możliwe w przypadku osób o różnym statusie materialnym i różnym wieku – powiedział Barski.
Spadek formy?
Kiedy prezes Michał Widacki wrócił po chorobie do pracy, zaczął od nieformalnego spotkania przy kawie z dwójką wiceprezesów.
– Jak tam nasz zamknięty pokaz? Słyszałem, że Janusz znalazł się w prawdziwym ogniu pytań. I zamiast o kolekcji mówił o perspektywach branży.
– To prawda, tym razem spotkanie wymknęło się nieco Januszowi spod kontroli – powiedziała Anna Zabłocka, wiceprezes ds. rozwoju w „Modnym Stylu”.
– On mówił, że to mało prawdopodobne, żebyśmy mogli mieć jakieś problemy – dodał Kazimierz Tomkiewicz, wiceprezes ds. finansowych. – To wygląda tak, jakby on nie znał naszych raportów sprzedaży.
Widacki upił łyk kawy i popatrzył w oczy Annie Zabłockiej.
– Jesteś jego przełożoną. Co twoim zdaniem powinniśmy zrobić?
– Spotykam się z nim regularnie w każdy poniedziałek rano. Przemyślę sobie tę sprawę przez kilka najbliższych dni.
Widacki nie był zadowolony z tej odpowiedzi.
– Anna, jest rok 2011. Przez ostatnich 20 lat branża modowa uległa radykalnym zmianom, ale wydaje mi się, że Janusz się nie zmienił. On przez cały czas jest projektantem, który dodatkowo zajmuje się sprzedażą, a nawet promocją. Ludzie, którzy przyszli do firmy później od niego, cały czas się rozwijają i specjalizują. Potrafią szybciej wyczuć nowe trendy i szybciej trafić z ofertą do młodszych odbiorców, którzy są ważni dla naszej firmy. A Janusz chyba zatrzymał się w miejscu. Ciągle opowiada historie o starych czasach i przebrzmiałych gwiazdach i trochę naiwnie oczekuje, że ludzie zawsze będą chcieli go słuchać.
Anna i Kazimierz patrzyli na szefa
z uwagą. Zwykle takie nieformalne rozmowy z szefem sprawiały im przyjemność, ale nie tego dnia. Widacki był wyraźnie poirytowany.
– Czasy, w których Barski, jego umiejętności i kontakty oparte na uściskach dłoni były na wagę złota, już minęły. A dziś „Modny Styl” nie jest już taką samą firmą, jak kiedyś. Profesjonalizujemy się. Tymczasem wydaje mi się, że Janusz tego nie widzi. A my w dodatku przez cały czas dobrze mu płacimy. Wiem, że świetnie sobie radzi w kontaktach z ludźmi, ale nie jestem pewien, czy wciąż trafia w gusta klientów i jest wart swojej ceny. Dziś jego zaangażowanie nie przekłada się w tak prosty i oczywisty sposób na wyniki firmy jak kiedyś – jego dwie ostatnie kolekcje nie sprzedają się zbyt dobrze. Może nie potrzebujemy już tracącego wyczucie projektanta i przeciętnego sprzedawcy w jednym, ale dwóch nowych: młodego projektanta, który dotrze z ofertą do naszych nowych grup klientów, i rzutkiego handlowca, potrafiącego wykorzystać nowe kanały sprzedaży? Czy ktoś z was wie, jaką Barski wnosi wartość dla firmy?
– Jest ogniwem, które łączy nas z… – zaczęła Anna.
– Daj spokój – przerwał jej Widacki. – Zostawmy historię na boku. Powiedzcie lepiej, co Janusz teraz dla nas robi.
– Dzięki niemu mamy przedłużoną współpracę z największą stacją telewizyjną, a dokładnie z programem „Wieczór pełen gwiazd” – powiedział Tomkiewicz.
Prezes musiał przyznać, że rzeczywiście tak było. „Modny Styl” zdobył intratny kontrakt, o który starało się wiele firm, w tym także indywidualnie kilku znanych projektantów. Jednak ze względu na dawną współpracę Barskiego z Robertem Azowskim, producentem przebojowych programów telewizyjnych, udało się nie tylko doprowadzić do współpracy, ale także ją wznawiać i rozszerzać na nowe projekty. Dzięki temu projektanci z „Modnego Stylu” nawiązali kontakty z nowymi grupami młodych artystów i ich coraz większymi grupami fanów. To umożliwiło wejście na rynek z nową marką dla młodzieży Your Look, której reklama w programach rozrywkowych przynosiła już wymierne efekty finansowe.
– Ale to tylko jeden klient – drążył Widacki. – Potrzebujemy ich znacznie więcej.
I po krótkiej chwili dodał:
– Anno, nie chcę naciskać na ciebie, abyś zwolniła Barskiego. Ale oczekuję, że będziesz umiała mnie przekonać o jego przydatności dla firmy. Jak już sobie to wszystko przemyślisz, to bez względu na to, co postanowisz, możesz liczyć na moje wsparcie. Daj mi znać do poniedziałku – powiedział Widacki, kończąc spotkanie.
Niepodważalne dokonania
Zabłocka wyszła z gabinetu szefa zdenerwowana. Nie bardzo wiedziała, jak powinna postąpić. Czy przypadkiem szef jej nie sprawdza? A może chce na nią zrzucić odpowiedzialność za ewentualne zwolnienie Barskiego? Wiedziała, że to sprawa, której nie może lekko potraktować. Potrzebuje czasu, aby to wszystko dokładnie przemyśleć. Jednak dzisiejsze popołudnie miała już zajęte. Była wcześniej umówiona na lunch z Robertem Azowskim, aby omówić szczegóły dalszej współpracy z telewizją.
Anna uznała, że dobrze jej zrobi rozmowa z przyjacielem Barskiego. Jadąc do restauracji, zastanawiała się nad swoją i Janusza sytuacją. Był on legendą i twarzą „Modnego Stylu”. Ponadto wszyscy w firmie go uwielbiali i dzięki niemu lubili swoją pracę. Czy jednak był sposób, żeby to przełożyć na liczby? Czy można było uzasadnić tym jego pozostanie w firmie?
Kiedy dotarła do restauracji, Azowski już na nią czekał.
– Chyba nie jesteś dziś zbyt szczęśliwa? – zapytał.
Anna nie chciała zdradzać mu szczegółów rozmowy z szefem, ale postanowiła podpytać o Barskiego.
– To prawda – zaczęła. – Czeka nas trudny okres. Cała branża przeżywa poważny kryzys.
– Ale chyba wy nie możecie narzekać na problemy? – wpadł jej w słowo Azowski. – Właśnie przygotowujemy się do kolejnej edycji „Wieczora pełnego gwiazd”, a w planach mamy kolejny show, o którym chciałbym krótko powiedzieć. Nie wykluczam, że może znaleźć się tam dla was miejsce.
– To znakomita informacja, ale dziś chciałabym z tobą porozmawiać o Januszu Barskim.
– A co u niego? Czy coś się stało? Od jakiegoś czasu nie miałem okazji z nim porozmawiać.
– Nic się nie stało. Barski wniósł do „Modnego Stylu” dużą wartość. Firma nie istniałaby, gdyby nie on – powiedziała Zabłocka.
– Chyba nikt w to nie wątpi? – Azowski był wyraźnie zdziwiony.
– Wiem, że Janusz ma wielu zwolenników wśród gwiazd show‑biznesu – powiedziała Anna. – Ma ogromną wyobraźnię, a jego entuzjazm jest zaraźliwy. Trudno jest dzisiaj sprawić, żeby ludzie nadal tak ekscytowali się modą, a on to potrafi. Młodzi pracownicy mówią mi, że się od niego uczą. Jednak jego obecne działania nie przekładają się na wyniki firmy tak jak kiedyś.
– A może zatrzymacie go w firmie, aż zechce przejść na emeryturę? Chyba jest już w tym wieku, kiedy mógłby to zrobić?
– Tak, ale on wcale tego nie chce. Nie wiem też, czy firma może sobie pozwolić, aby czekać na jego decyzję. Nasza sprzedaż – mimo atrakcyjnych kontraktów – nadal spada.
Anna na chwilę zawiesiła głos:
– Muszę cię o coś zapytać. Czy gdyby Barski nie pracował już w „Modnym Stylu”, to czy nadal współpracowalibyście z naszą firmą?
Azowski przez chwilę żuł kęs mięsa, zanim odpowiedział:
– Rozumiem, że firma musi robić to, co do niej należy. Nie mamy zapisu w umowie, który dawałby nam możliwość jej rozwiązania w przypadku odejścia Barskiego i zapewne nie będziemy się z wami procesować, jeśli się go pozbędziecie. Ale nie wiem, czy to dobra decyzja. Nie znam nikogo, kto nie znałby Barskiego. Ludzie go uwielbiają. To musi dla was coś znaczyć… cokolwiek – mówił Azowski.
– Doceniam twoją szczerość – powiedziała Anna.
Czas na zmiany
W niedzielne popołudnie Anna zrobiła sobie mocną kawę i usiadła na środku salonu. Wokół rozłożyła kilkanaście kartek, na których zapisywała różne wersje swojej rozmowy z Barskim. Miała już przygotowane wstępnie dwa scenariusze. Oba zaczynały się od słów: „Nie mam dobrych wieści”. W jednym z nich miała powiedzieć Januszowi, ile znaczył dla firmy, a potem, tak delikatnie, jak to możliwe, że nadszedł już czas, żeby poszukał dla siebie nowego miejsca. W drugim miała go poinformować, że daje mu „ostatnią szansę”, by dogonił „Modny Styl” w dwudziestym pierwszym wieku. Jednak przez cały czas zastanawiała się nad tym, które rozwiązanie jest słuszne.