Konieczność podjęcia ważnej życiowej decyzji przy braku pełnych informacji jest nie tylko częścią działalności biznesowej, ale też rynku pracy. Czy warto podejmować decyzję o zmianie miejsca zatrudnienia, kiedy coś się nam nie podoba, czy też nie ma to sensu?
Któż z nas nie marzy o ciekawej, motywującej i dobrze płatnej pracy. W dodatku w przyjaznym środowisku, z miłymi i inteligentnymi ludźmi oraz szefem, który nas docenia i szanuje. W praktyce przykłady takich idealnych organizacji nadal należą do rzadkości. Szczególnie w okresie recesji, kiedy zła koniunktura na rynku, spadek sprzedaży, gorsze wyniki finansowe przekładają się na relacje między przełożonymi a podwładnymi. To często nierówna walka, w której to zwykle sfrustrowany szef ma przewagę nad podległymi mu pracownikami. Oczywiście nie muszą się oni na to godzić, mogą odejść z firmy. Często jednak, mając wiele życiowych zobowiązań, obawiają się podjęcia decyzji o zmianie pracy. Czy w innym miejscu będzie lepiej? Czy inny pracodawca będzie ich bardziej cenił, czy zapewni lepszą ścieżkę kariery? Konieczność podjęcia ważnej życiowej decyzji przy braku pełnych informacji jest nie tylko częścią działalności biznesowej, ale też rynku pracy.
Zaplanowanie własnej kariery w tak trudnych warunkach jest dylematem, z którym musi zmierzyć się Adam Bosiak, menedżer fikcyjnej spółki budowlanej. Choć stresuje go praca dla despotycznego szefa, nie jest wcale pewien, czy warto podjąć ryzyko jej zmiany. Czy i na ile może mieć pewność, że roztaczane w trakcie rekrutacji perspektywy kariery w nowej firmie, z innym szefem i nowym zespołem współpracowników, okażą się prawdziwe? Czy nie trafi z deszczu pod rynnę?
Za oknem już świtało, kiedy Adam Bosiak, szef działu analiz w spółce budowlanej Kamax, wyłączył komputer. Nie był senny, a raczej wściekły, że znów zarwał noc, bo jego bezpośredni przełożony Jacek Kotecki, wiceprezes firmy, potrzebował dodatkowych danych na ranne zebranie zarządu. Nie wiedział, dlaczego raport, który tydzień wcześniej dostarczył mu na biurko, okazał się niewystarczający, choć stanowił efekt wielomiesięcznych badań i analiz rynkowych przygotowanych przez zespół Adama. Przez ostatnie dni Kotecki nic nie powiedział na temat raportu, aż do wczoraj, kiedy prosił o kolejne dane. Adam nie bardzo wiedział, o co mu dokładnie chodzi. I to go najbardziej stresowało. Ponownie przejrzał materiał i dodał nowe dane – które tak naprawdę były zbyteczne. Gdyby Kotecki chciał go wysłuchać, mógłby mu to wyjaśnić.
Już przed godziną 8 rano Bosiak przyjechał do biura. Dobrze wiedział, że szef nie lubi długo czekać na efekty zleconych pracownikom zadań. Poza tym chciał się przygotować na rozmowę z wiceprezesem Markiem Walczakiem, który odpowiadał za pion nowych inwestycji. Liczył, że to może być okazja do rozmowy o ewentualnym przejściu Adama do zespołu Walczaka. Spotkanie miało się odbyć o godzinie 14.00, podczas lunchu. Jednak okazało się, że na tę samą godzinę zwołał zebranie swojego działu także Kotecki. Jak zwykle organizował spotkanie w ostatniej chwili. Trudno w takiej sytuacji rozplanować pracę.
– Niech to szlag! – powiedział głośno Adam. Już drugi raz w ciągu dwóch tygodni odwoływał spotkanie z Walczakiem. Poprzednio nie miał czasu, bo Kotecki czegoś od niego pilnie potrzebował. Sprawa nie była wcale ważna ani tak pilna, jednak pokrzyżowała plany Adama. Obawiał się, że tym razem będzie podobnie.
„Nie wiem, jak ja to wytrzymam”, pomyślał Bosiak. Coraz częściej zastanawiał się nad tym, żeby odejść z firmy. Zdawał sobie jednak sprawę, że w czasie recesji byłoby to zbyt pochopne posunięcie. Miał 43 lata. Niedawno po raz drugi został ojcem. Musiał też spłacać kredyt hipoteczny. W takich warunkach rezygnacja z pracy wydawała się aż nazbyt pochopną decyzją.
Parząc sobie kawę w firmowej kuchni, Adam zastanawiał się, co powinien zrobić. Jak najlepiej wytłumaczyć Walczakowi, że dziś też nie ma czasu na rozmowę, bo znów coś pilnego mu wyskoczyło. Kiedy szedł w kierunku jego gabinetu, Walczak akurat z niego wychodził. W ręku trzymał materiały przygotowane przez Adama.
– Dzień dobry, prezesie – zaczął Bosiak.
– Witaj Adamie, coś chciałeś ode mnie? – Walczak zatrzymał się na chwilę. Miał na sobie niewyprasowaną koszulę i krawat poplamiony kawą. Jak na wiceprezesa wydawał się nie przykładać wagi do zasad ubioru obowiązujących menedżerów na jego stanowisku. I wszystko wskazywało na to, że zapomniał o spotkaniu.
– Byliśmy umówieni dziś na lunch – odparł Bosiak.
– Naprawdę sorry, Adam, ale już jestem spóźniony, a muszę jeszcze dokładnie zapoznać się z twoim raportem. Poproszę moją asystentkę, żeby ustaliła nowy termin – powiedział i pobiegł do wyjścia. „Tym razem mi się upiekło”, pomyślał Adam i poczuł satysfakcję, że Walczak korzystał z jego analiz. Co mogło oznaczać, że przydałby się w jego zespole…
Motywowanie do pracy
– Witam wszystkich – powiedział Kotecki, wchodząc, jak zwykle spóźniony, na zebranie. Lubił, jak wszyscy na niego czekali. Za to nie tolerował spóźnień i nieobecności podwładnych. Uważał się za człowieka o silnym charakterze, który trzyma mocną ręką stery dyscypliny i jednocześnie wszystko wie najlepiej. W codziennych relacjach lubił zaznaczać swoją pozycję w firmie i do znudzenia powtarzał, że praca w Kamaksie nie jest dla mięczaków. Że do końca nie wie, za co tu się ludziom płaci. Stale też podkreślał, że wszyscy w równym stopniu muszą się starać, więcej pracować, być bardziej kreatywni i zaangażowani. Zebrania z jego udziałem stanowiły swoisty rytuał. Z jednej strony wykazywał zainteresowanie różnymi sprawami, z drugiej – szybko zmieniał temat, nie czekając, co ludzie mają do powiedzenia.
Tym razem też wszystko przebiegało zgodnie z ustalonym rytuałem.
– Jak tam z realizacją waszych zadań? – zaczął Kotecki.
„I to miało być to pilne spotkanie?”, pomyślał Adam. Było takie samo jak wszystkie inne, jak choćby to zeszłotygodniowe, kiedy jego szef chodził dookoła sali, od osoby do osoby, z pytaniami o aktualne sprawozdanie z bieżącej sytuacji, które i tak już wcześniej otrzymał od wszystkich w zwykłych raportach.
Jarek Zawadzki, dyrektor sprzedaży, którego Adam znał od lat, streścił swoje dokonania w dwie minuty, wtrącając od czasu do czasu: „Jak zatwierdziłeś” czy „Jak prosiłeś” – zapobiegając tym samym dalszym dociekaniom ze strony Koteckiego. Był to jeden z wypracowanych przez Jarka sposobów na to, żeby wytrzymać z wiceprezesem, z którym wytrzymać się niemalże nie dawało. Kolejnych pięciu uczestników spotkania robiło, co mogło, żeby wyrazić się równie zwięźle.
Adam z niepokojem czekał na swoją kolej. Ale Kotecki zawrócił na miejsce. Tym razem Bosiaka ominęło wezwanie do tablicy.
Zebrania zwoływane przez szefa stanowiły swoisty rytuał. Z jednej strony wykazywał zainteresowanie różnymi sprawami, z drugiej – szybko zmieniał temat, nie czekając, co ludzie mają do powiedzenia.
– Musimy przejść do kolejnego punktu spotkania. Mam ważne ogłoszenie – powiedział. – Chciałbym co jakiś czas wyróżniać najlepszych pracowników, na przykład sfinansować im wyjazd na weekend do naszego ośrodka szkoleniowego w Zakopanem. Dziś ta nagroda trafi do osoby, która miała bardzo istotny wkład w sukces naszego zespołu i może być dla nas wszystkich przykładem tego, jak dobre wyniki można osiągnąć dzięki sumienności i zaangażowaniu – Kotecki z dumą przyglądał się zebranym. „Czyżby to o mnie mu chodziło? Czyżby wreszcie docenił moją pracę?”, Adam poczuł napływ adrenaliny.
– Myślę, że ta osoba już wie, że to o niej mowa – kontynuował Kotecki.
„Może nie chciał chwalić mnie wcześniej, żeby móc teraz to zrobić publicznie?”, Adam był wyraźnie poruszony.
– Dominiko, możesz w następny weekend jechać w góry – Kotecki rozpromieniony zwrócił się do młodej kobiety.
Adama zatkało. „Dominika? Praktykantka?”
– Muszę wam powiedzieć, że Dominika wykazała się wielkim zaangażowaniem. W krótkim czasie uporządkowała nasze archiwum i moje szafy z dokumentami. Teraz nareszcie mogę znaleźć wszystko, czego potrzebuję – powiedział poważnie Kotecki.
Bosiak był pewien, że każdy uczestnik zebrania myślał o tym samym: to farsa! Wiceprezes zorganizował spotkanie z powodu kogoś, kto odbywał w firmie praktykę! W dodatku ten pomysł z nagrodami. Nie tylko Adam był rozczarowany. „Kogo to ma zmotywować do pracy? Chyba tylko praktykantów!”, zagotował się Bosiak. „I tak bym do Zakopanego nie pojechał, bo weekend mam zarezerwowany dla rodziny”, pomyślał, starając się opanować zdenerwowanie.
Przez następny kwadrans szef przypominał, że na wszystkich jego pracownikach „spoczywa olbrzymia odpowiedzialność” i „że wszyscy mamy dużo do zrobienia”. Potem zebranie się skończyło.
Wnikliwa ocena
Kiedy Bosiak wychodził z Sali, usłyszał głos Koteckiego:
– Adam, przyjdź do mojego gabinetu, zanim sobie pójdziesz.
Adam miał nadzieję wrócić po zebraniu do domu. Po nieprzespanej nocy chciał wreszcie odpocząć. Była już godzina 18. Jednak Kotecki lubił spędzać czas w biurze do późna. Często zapraszał wówczas swoich podwładnych na nieformalne rozmowy, które przeciągały się do późna.
Idąc do gabinetu szefa, natknął się na Irenę Makowską, asystentkę Marka Walczaka.
– Marek bardzo cię przeprasza. Musiał dzisiaj pilnie wyjechać, ale chciał, żebym ustaliła z tobą kolejny termin spotkania. Obiecał, że rano się odezwie i powie, kiedy będzie mógł. Ale zaznaczył, że to dla niego pilne i w ogóle priorytetowa sprawa – przekazała Irena.
– Jaka sprawa? – Kotecki znienacka stanął przed Adamem.
– Nic takiego, muszę zrobić porządek w swoich dokumentach – skłamał Bosiak.
– To świetnie, na pewno pozwoli to na lepszą organizację twojej pracy. Jesteś nam tutaj potrzebny. Liczę na twoje zaangażowanie i kreatywność. Przejrzałem twój ostatni raport i mam kilka uwag.
Adam wyjął notes.
– Po pierwsze, za bardzo skoncentrowałeś się na wykresach i tabelkach, a za mało uwagi poświęciłeś ich opisowi.
Bosiak ze zdziwienia aż otworzył usta. Kiedy Kotecki przeglądał jego poprzedni raport uznał, że brakuje mu rozbicia danych w słupkach, które od razu pokazują co i jak i każdy może sam wyciągnąć wnioski. Chciał mu o tym przypomnieć. Ale ostatecznie tylko spytał:
– Ma być mniej słupków?
– Nie, nie mniej, ale to wszystko, co jest na wykresach, musi być pod spodem dokładnie opisane. Nikt nie będzie musiał się domyślać, o co ci chodziło.
Przewrócił jeszcze kilka stron raportu i dodał: – Następnym razem weź to pod uwagę.
Adam zacisnął zęby. Jak zwykle instrukcje Koteckiego były nieprecyzyjne, a tam, gdzie był jakiś konkret, brzmiały dokładnie odwrotnie niż ostatnio. Adam był już zmęczony.
– Zrobię, jak sobie życzysz.
– Dobrze – Kotecki nie podnosił głowy znad papierów.
Bosiak już zbierał się do wyjścia, tymczasem jego szef jednak nie zamierzał na tym poprzestać. Podniósł głowę, popatrzył na Adama i rzucił:
– Chyba musimy porozmawiać też o wynikach twojej pracy.
Adam zamarł z przerażenia.
– Coś nie tak? – odezwał się niepewnie. – Co masz na myśli?
– No wiesz, chciałbym wiedzieć, jak ci się u nas pracuje, gdzie chciałbyś być za pięć lat? – wyliczał.
Adam nie wiedział, co ma powiedzieć. Zastanawiał się, czy Koteckiego to naprawdę interesuje, czy też pytania te mają jakiś podtekst.
– Cóż, czas, który spędziłem tutaj… – zaczął Adam. Kotecki przeniósł wzrok z dokumentów na laptopa.
– Wracając do moich planów zawodowych… – Adam wiedział, że szef go nie słucha, mimo to postanowił skończyć wypowiedź. Kotecki jednak nie dał mu szansy.
– Cieszę się, że wiesz, co masz robić – rzucił do Bosiaka, po czym wstał i zaczął zbierać się do wyjścia. – Dobrze, że mogliśmy porozmawiać, że wreszcie wiesz, na czym mi zależy.
Z deszczu pod rynnę?
– Już po rozmowie – spytał Jarek Zawadzki, który także dopiero wychodził z biura.
– Po rozmowie, ale do końca nie wiem, o co mu chodziło. Wyjątkowo szybko przeprowadził ważną rozmowę z pracownikiem, na którym podobno mu zależy – Adam nie mógł ukryć złośliwości.
Jarek skinął głową ze zrozumieniem.
– A tak poza tym nie marzy ci się weekend w Zakopanem? Jak będziesz bardziej kreatywny i zaangażowany, to też zostaniesz wyróżniony – parodiował głos Koteckiego.
– Daj spokój – Bosiak przerwał koledze. – Nie interesują mnie takie nagrody. Chyba nikogo nie zmotywują do działania. A tak poważnie – nie wiem, co mam robić. Ta praca mnie wykończy. Od jakiegoś czasu usiłuję spotkać się z Markiem Walczakiem, który chce, żebym przeszedł do jego pionu…
Jarek uniósł brwi w zdziwieniu:
– No proszę! To czeka cię awans, a ty taki niezadowolony?
– Nie wiem, czy to będzie awans; Walczak proponuje mi równorzędną funkcję – powiedział niepewnie Adam
– Stary, na pewno nie możesz więc liczyć na większe pieniądze. Ale nie będziesz musiał pracować dla Koteckiego… – odparł kolega.
Adam myślał gorączkowo, a tymczasem Jarek mówił:
– Na twoim miejscu bym się nie zastanawiał. Powinieneś przyjąć tę ofertę. Jaki by Walczak nie był, nie będzie gorszy niż Kotecki.
– A może później pomoże mi awansować – Adam próbował być optymistą.
– Może. I jeśli tej oferty nie przyjmiesz, nigdy się tego nie dowiesz – rzucił Jarek na pożegnanie.
Pochłonięty myślami Adam znów znalazł się w sekretariacie wiceprezesa.
– Zostawiłeś coś? – Helena Falska, asystentka Koteckiego, porządkowała jeszcze swoje biurko.
– Przepraszam, zamyśliłem się.
– Nad propozycją Walczaka?
Adam zacisnął zęby. Jak zwykle instrukcje Koteckiego były nieprecyzyjne, a tam, gdzie był jakiś konkret, brzmiały dokładnie odwrotnie niż ostatnio.
Adam uświadomił sobie, że asystentki nie miały przed sobą tajemnic.
– To jak, przyjmiesz ją? – dopytywała Helena.
– Czy ja wiem? Zaproponował mi ruch poziomy – odparł Adam.
Helena spojrzała w kierunku korytarza, żeby zobaczyć, czy nikogo tam nie ma, i wypaliła:
– Nie idź do jego zespołu!
– Dlaczego? Sama dobrze wiesz, jak ciężko pracuje się z Koteckim.
– Wiem, ale nigdzie nie jest różowo.
– Ale może Walczak jest inny? – Adam próbował się bronić.
– „Inny” to względne pojęcie. Podobno wszędzie jest dobrze, gdzie nas nie ma. Tu przynajmniej wiesz, na czym stoisz, znasz Koteckiego, a on zna ciebie. To prawda, że bywa złośliwy i despotyczny, ale nie wiesz, jaki naprawdę jest Walczak… W każdej pracy są jakieś plusy i minusy. Rób to, co robisz, tak dobrze, jak potrafisz i nie martw się.
Życiowe dylematy
Późno w nocy, kiedy już Adam pomógł żonie położyć dzieci spać, długo zastanawiał się, czy lepiej zostać przy szefie despocie, którego już zna, czy może powinien przenieść się do zespołu Marka Walczaka, który wydawał się być lepszym menedżerem. „Chociaż może tylko dlatego, że jeszcze dla niego nie pracowałem…”, rozmyślał.
Następnego dnia o 7.30 zadzwoniła służbowa komórka Adama. „Niech to szlag”, zaklął w duchu zaniepokojony, o co może chodzić, widząc, że wyświetlił się numer Koteckiego. „Jeśli nie odbiorę, będę się denerwował”, Adam dotknął przycisk i usłyszał głos szefa:
– Raz jeszcze przejrzałem twój ostatni raport. Widzę, że się przy nim napracowałeś. To dobra robota. Ale potrzebuję cię jak najszybciej w firmie. Chciałbym, abyś wyjaśnił mi kilka danych.
I nie czekając na odpowiedź, rozłączył się. Adam był zaskoczony: „Co to miało być? Komplement czy kolejna złośliwość?”.
Czy Adam Bosiak powinien dalej pracować z szefem, z którym praca jest nieznośna, czy też przyjąć propozycję o niepewnych widokach na przyszłość? • Odpowiedzi udzielają czterej eksperci: Andrzej Maciejewski i Robert Nowakowski, odpowiednio prezes i konsultant warszawskiego biura Spencer Stuart; Krzysztof Kilian, wiceprezes Polkomtela; Edward R. Stanoch, dyrektor zarządzający Hewitt Associates.