Reklama
Dołącz do liderów przyszłości i zdobądź przewagę! Sprawdź najnowszą ofertę subskrypcji
Kompetencje przywódcze

Awans nie czyni lidera

1 maja 2010 13 min czytania
dr Olgierd Annusewicz
Wojciech Woziwodzki
Awans nie czyni lidera

Szefem kluczowego zespołu projektowego został właśnie młody menedżer. Czy nowy dyrektor poradzi sobie z czekającymi go wyzwaniami?

Robert Jeziorski, prezes Citywatch Polska, rozparł się wygodnie w fotelu. Właśnie rozmawiał ze swoją żoną Anną. Zbliżały się jej urodziny i postanowił zabrać ją na romantyczną wycieczkę do Rzymu. „Szkoda tylko, że w tym roku weekend majowy jest taki krótki”, pomyślał. Znalazł jednak dobre połączenie lotnicze: wylot z Warszawy w piątek rano, a powrót w poniedziałek wieczorem. Wystarczyło wziąć jeden dzień urlopu. Miał nadzieję, że Annie uda się w tym czasie wyrwać z firmy. Robert był zadowolony, że wpadł na taki pomysł. W myślach snuł już plany wyjazdu i wybierał miejsca, które będą zwiedzać. Jego rozmyślania przerwał dzwonek telefonu. Sekretarka uprzedziła go, że chce z nim rozmawiać Borys Iwanow z Kijowa. Jeziorski był zaskoczony. Po 15 minutach rozmowy z Iwanowem zapomniał o planach romantycznego weekendu…

Nowa rola

W tym samym czasie Marek Grabski, nowy dyrektor ds. realizacji inwestycji w Citywatch, już widział się na słonecznej plaży na Wyspach Kanaryjskich, dokąd wylatywał za kilkanaście dni. Zdawał sobie sprawę, że w pełni zasłużył na te wakacje. Przez ostatnich 10 miesięcy pracował nad projektem dla Budapesztu, a przez ostatnie dwa był jego szefem. Firma była znanym – nie tylko na polskim rynku – dostawcą systemów monitoringu wizyjnego coraz powszechniej wykorzystywanego w dużych miastach.

System w Budapeszcie miał być kolejnym projektem, jakie bez przeszkód firma wdrażała w największych miastach w Polsce. Wśród jej klientów były również dwa miasta w Czechach i trzy na Słowacji. Niestety, pod koniec realizacji węgierskiego kontraktu z pracy zwolnił się Wojtek Piotrowski, bezpośredni szef Marka, a jednocześnie dyrektor pionu realizacji inwestycji. Jego odejście było zaskakującą decyzją, podyktowaną sytuacją rodzinną. Przekazując obowiązki, zapowiedział, że nadal będzie zajmował się podobnymi zadaniami, ale na własny rachunek. Oczywiście może też współpracować z Citywatch.

Jego funkcję Jeziorski powierzył właśnie Markowi Grabskiemu. Projekt w Budapeszcie był już w fazie końcowych prac. Szukanie nowego dyrektora, spoza firmy, mogłoby opóźnić jego realizację. Nie było więc najlepszym rozwiązaniem. I tak Marek, który w Citywatch pracował dopiero od dwóch lat, stanął przed swoim największym z dotychczasowych zadań. Do tej pory zajmował się głównie opracowywaniem map wektorowych umożliwiających sterowanie kamerami. Teraz wchodził w nowy etap zawodowej kariery.

Jako świeżo upieczony menedżer miał zarówno wiele entuzjazmu, jak i wiele obaw. Barwna postać Piotrowskiego okazała się niełatwa do zastąpienia. Wojtek był wyjątkowej klasy specjalistą i pasjonatem. I tak bardzo różnił się swoim zachowaniem od Roberta Jeziorskiego. Prezes Citywatch był typem szefa starej daty. Takiego, który wydaje polecenia i nie akceptuje sprzeciwu. Oczekuje wyników, realizacji planów, harmonogramów, ścisłego raportowania i pełnej kontroli nad projektami. Natomiast Piotrowski był wielkim improwizatorem. Nienawidził planować, ale wszystko zawsze mu się udawało. Nie do końca wiadomo było, czy to efekt wiedzy i umiejętności, czy też szczęścia i niezwykłej biznesowej intuicji albo wręcz charyzmy, którą popychał swój zespół do niewiarygodnej efektywności. Zachowanie Wojtka drażniło Jeziorskiego, ale nie mógł Piotrowskiemu niczego zarzucić. Był przede wszystkim skuteczny, uwielbiali go pracownicy i klienci. Jego odejście było więc dużą stratą dla firmy, ale Marek miał wrażenie, że prezes wcale nie był zmartwiony utratą tak cennego menedżera.

Niemniej „wchodząc w buty” swojego szefa, zdawał sobie sprawę, że będzie stale do niego porównywany. Nie do końca też potrafił się odnaleźć – musiał szybko nauczyć się kierować swoimi dotychczasowymi kolegami. To wszystko go mocno stresowało. Potrzebował naładować baterie – ĄBienvenido a Gran Canaria!

Grom z jasnego nieba

Kiedy Marek wyobrażał sobie, jak surfuje na falach oceanu, zadzwoniła sekretarka Jeziorskiego.

– Szef chce, żebyś do niego zajrzał – powiedziała krótko. Grabski szybko znalazł się w gabinecie. Jeziorski siedział rozparty w swoim fotelu, ale minę miał niewesołą. Bez powitania zapytał:

– Pamiętasz przetarg dla Kijowa?

– Tak, kontrakt sprzątnęła nam sprzed nosa jakaś niewielka firma ukraińska – odparł Marek, siadając naprzeciwko prezesa. – Dali wówczas bardzo niską cenę i nawet nasze referencje nie pomogły. Szkoda, bo to był fajny projekt. Ale to sprawa sprzed roku, więc powinni już to kończyć.

– Powinni, ale nie kończą. Mer Kijowa zerwał z nimi umowę. Nie wiem dlaczego, wiem natomiast, że postawili już słupy z kamerami, ale ich system sterujący nie działa i brakuje map wektorowych.

– No i? – Marek był coraz bardziej ciekawy.

– Dzwonił zastępca mera Kijowa, który prosi, żebyśmy im pomogli – Jeziorski wpatrywał się w twarz Marka, który odparł:

– To super. Ale pytanie: kiedy?

– Jak zwykle na wczoraj – prezes starał się zażartować. – Zapowiedzieli w mediach, że monitoring ruszy 1 maja. Mamy więc 18 dni na sprawdzenie systemu oraz opracowanie i wgranie map dla 40% powierzchni obszaru monitorowania.

Marek miał wrażenie, że schodzi z niego powietrze.

– O ile dobrze pamiętam, obszar monitorowania to całe centrum miasta. Zrobienie map dla terenu tej wielkości zajmie nam co najmniej półtora miesiąca. Nie mówiąc już o tym, że nie wiemy, dlaczego system nie działa.

– Dasz radę – Jeziorski starał się rozwiać wątpliwości Marka. – Odkop naszą dokumentację z przetargu, o ile pamiętam, przygotowywaliście się do niego razem z Piotrowskim. Na pewno są tam jakieś materiały, które teraz będzie można wykorzystać.

To będzie twoje pierwsze duże wyzwanie w roli szefa zespołu. Powiedz swoim ludziom, że polityka firmy zawsze stawia potrzeby biznesowe przed urlopami.

Jednak Marek nie wyglądał na przekonanego.

– Dopiero co zakończyliśmy projekt – zaczął wyjaśniać. – Kilka osób z mojego zespołu, że o sobie nie wspomnę, zaplanowało urlopy. Obaj je zresztą zaakceptowaliśmy. I co ja teraz mam im powiedzieć?

– Powiedz, że muszą zostać w pracy – Jeziorski był stanowczy. – Nie mogliśmy tego przewidzieć. A Wschód to kierunek, w którym chcemy się rozwijać i Kijów będzie naszą wizytówką. To teraz priorytetowa sprawa i ogromna szansa dla Citywatch. Na swojego maila powinieneś już dostać dokumentację z Ukrainy. Bierz się więc do pracy, mamy mało czasu.

– Czy to oznacza, że już zapadła decyzja o naszym zaangażowaniu w ten projekt? Przecież w tak krótkim czasie nie uda nam się tego zrobić – Marek próbował się tłumaczyć.

– Nie lubię czarnowidztwa – odparł niezadowolony Jeziorski. – Wierzę w ciebie, dlatego dostałeś awans. To będzie twoje pierwsze duże wyzwanie w roli szefa zespołu. Powiedz swoim ludziom, że polityka firmy zawsze stawia potrzeby biznesowe przed urlopami. Bądź rzeczowy i stanowczy – dodał z wymuszonym uśmiechem.

„Szkoda, że teraz nie ma z nami Wojtka. On na pewno dałby sobie z tym radę”, pomyślał Jeziorski, widząc coraz bardziej załamanego Marka. Wiedział, że Piotrowski ma własną firmę doradczą specjalizującą się w systemach monitorowania. No i jak nikt z Citywatch znał ofertę z Kijowa. Głośno powiedział jednak:

– Liczę na ciebie i twój zespół. Nie każ mi samemu wymyślać rozwiązań. Daj znać pod koniec dnia, jak się sprawy mają.

Wątpliwości prezesa

Kiedy zamknęły się drzwi za Markiem, Robert Jeziorski uświadomił sobie, że choć wierzył w możliwości Grabskiego, jednak teraz boi się powierzyć projekt tak dużego kalibru niedoświadczonemu menedżerowi. Szczególnie komuś, kto jeszcze nie udowodnił, że umie kierować zespołem. Niełatwo było mu to przyznać, ale właśnie tego typu sytuacji obawiał się, gdy Wojtek Piotrowski ogłosił swoje odejście. Brakuje go, bo ludzie z zespołu gotowi byli pójść za nim w ogień.

Robert odwrócił się do laptopa i znalazł w wyszukiwarce stronę internetową firmy Piotrowskiego. Mimo że działała dopiero trzy miesiące, miała już dwóch poważnych klientów. Jeziorski w zamyśleniu spojrzał na telefon wiedziony pokusą zadzwonienia do byłego pracownika. Nie miał wątpliwości, że prośba o pomoc oznaczałaby konieczność schowania do kieszeni własnej dumy. Nie mówiąc już o utracie twarzy przed podwładnymi w firmie. Jednak Piotrowski dobrze znał zespół. To on przygotowywał ofertę dla Kijowa. I dziś trudno na rynku o lepszego specjalistę od systemów sterowania kamerami.

Po kilkunastu minutach Jeziorski z wahaniem sięgnął po słuchawkę i wykręcił numer Wojtka Piotrowskiego.

Reakcja pracowników

Po wyjściu z gabinetu prezesa Marek był przytłoczony problemami, które miał rozwiązać. Nie bardzo wiedział, jak ma teraz postąpić. Jak powiedzieć ludziom, że – jak to ujął Jeziorski – „polityka firmy stawia potrzeby biznesowe przed urlopami”. Co powinien zrobić, jeśli go nie posłuchają? Był też coraz bardziej niezadowolony. Nie pierwszy raz w tej firmie musi przesuwać swoje prywatne sprawy, by spełnić oczekiwania jakiegoś kluczowego klienta. Nigdy nie mógł sobie niczego zaplanować. I teraz sprzed nosa ucieknie mu wyczekiwany wyjazd na Kanary!

Przypomniał mu się Budapeszt – kiedy otrzymał awans, bał się, że po odejściu Piotrowskiego projekt się załamie. Ale wtedy właściwie wystarczyło skończyć to, czemu impet nadał Wojtek.

„Teraz to zupełnie co innego”, pomyślał. „Muszę poradzić sobie sam. I w dodatku mam tak mało czasu”. Nie chciał jednak odkładać spraw na później. Postanowił – zgodnie z sugestią prezesa – porozmawiać z zespołem. Robert radził, żeby w kwestii straconych urlopów zastosować taktykę silnej ręki, ale miał poczucie, że nie powinien łamać danej ludziom obietnicy. Przecież zgodził się dać im wolne. Po dotarciu do biurka od razu rozesłał e‑mail o spotkaniu.

Marek niecierpliwie czekał, aż siedem osób z jego zespołu wreszcie się zbierze i usiądzie. Rozejrzał się po twarzach podwładnych i zaczął:

– Słuchajcie, właśnie otrzymałem informację, że będziemy realizować projekt dla Kijowa.

Ludzie z zadowoleniem kiwali głowami, nie przeczuwając kłopotów.

– Mamy wszakże napięty harmonogram prac. Musimy sfinalizować projekt w trzy tygodnie – Marek starał się nadać swojemu głosowi poważny i rzeczowy ton. – Wiem, że to mało czasu, ale jeśli w równym stopniu wszyscy się przyłożymy, na pewno uda nam się zrealizować go w terminie.

Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał. Wreszcie Grzegorz Burski wypalił:

– Chętnie bym wam pomógł, ale jadę na urlop. Mam zgodę twoją i prezesa.

– Ja też – wtrąciła się Jola Filipek. – Od pół roku mam zaplanowany wyjazd do Szkocji na wesele brata.

– Tak, wiem o tym, ale sytuacja się zmieniła. Mamy nowe, ważne zadanie. Proszę, aby każdy z was do końca dnia zastanowił się, w jaki sposób rozwiązać poszczególne problemy kijowskiego projektu. Więcej informacji otrzymacie zaraz mailem. Tyle na razie.

Marek niestety nie miał wrażenia, że udało mu się przekonać ludzi. Gdy wychodził z sali, zauważył, jak wymieniali między sobą znaczące spojrzenia. Choć z Grześkiem i Jolą przyjaźnili się od samego początku, kiedy razem budowali mapy, teraz nie wiedział, co o nim myślą i jak potraktują go jako szefa i jego polecenia.

Wracając do swojego pokoju, Marek po raz kolejny zaczął żałować, że nie jest już tylko specjalistą od grafiki wektorowej…

Prośba o wsparcie

Robert Jeziorski był zmęczony. To był długi i trudny dzień, który w dodatku nie przyniósł żadnych rozwiązań. Właśnie otrzymał mail od Marka Grabskiego z krótką informacją o efektach rozmowy z zespołem. Okazuje się, że połowa z jego ludzi chce wyjechać na obiecany urlop. Jeziorski dobrze pamiętał dzień po ostatnim projekcie, nad którym ludzie pracowali po kilkanaście godzin dziennie, zarywając nawet weekendy. Obiecał im wówczas nie tylko dłuższe urlopy, ale także wolne dni. Myślał jednak, że Grabskiemu uda się ich przekonać, żeby przesunęli swoje prywatne sprawy na później. Piotrowski by to potrafił…

Jeziorski aż się wzdrygnął na świeże wspomnienie rozmowy z byłym menedżerem. Czuł się upokorzony, kiedy zadzwonił do niego w południe. Nie była to rozmowa przyjacielska, ale typowo biznesowa. Piotrowski wyraził gotowość zajęcia się projektem dla Kijowa. Zażądał jednak 6 tysięcy złotych za dzień swojej pracy. To było znacznie powyżej wydatków, jakich spodziewał się Robert. „W tydzień chce zarobić przy projekcie więcej, niż dostawał u mnie na etacie”, pomyślał. Nie zdziwiłby się, gdyby podbił swoją stawkę specjalnie dla Citywatch. Ale zapowiedział, że może choćby jutro polecieć do Kijowa, i z przekonaniem stwierdził, że da radę zrealizować ten projekt w wyznaczonym terminie. Jeziorski musiał się jeszcze zastanowić nad ofertą.

Nie wiedział jednak, co powinien zrobić, a w dodatku nie miał zbyt wiele czasu na podjęcie ostatecznej decyzji. Z jednej strony zrealizuje projekt, jeśli powierzy go Piotrowskiemu, ale to będzie drogo kosztowało firmę. Z drugiej – może mógłby jednak jakoś pomóc Grabskiemu w przekonaniu ludzi do odłożenia urlopów na później.

Jak powinien postąpić prezes Robert Jeziorski?

O autorach
Tematy

Może Cię zainteresować

Marki luksusowe pod presją geopolityki

W połowie kwietnia rynki kapitałowe zelektryzowała informacja o tym, że francuski gigant LVMH stracił tytuł najcenniejszej firmy luksusowej na świecie na rzecz mniejszego, ale bardziej ekskluzywnego Hermèsa. Czy detronizacja jednej francuskiej marki przez drugą (producenta torebek Louis Vuitton przez producenta torebek Birkin) to rzeczywiście zdarzenie, którym powinny się ekscytować europejskie rynki? I co ta zmiana oznacza dla polskich producentów marek premium?

 

Dobre relacje w firmie zaczynają się od dobrze dobranych słów

Gdy codzienna komunikacja sprowadza się do skrótów myślowych, domysłów i niejasnych sygnałów, łatwo o spadek zaangażowania, narastające napięcia i chaos informacyjny. Coraz więcej organizacji dostrzega, że to właśnie język – sposób, w jaki mówimy do siebie w pracy – buduje (lub rujnuje) atmosferę oraz relacje w zespołach. O tym, jak świadomie kształtować kulturę organizacyjną poprzez komunikację, opowiada Joanna Tracewicz, Senior Content Strategy Manager w rocketjobs.pl i justjoin.it, a także współautorka poradnika Nie mów do mnie ASAP! O spoko języku w pracy.  Rozmawia Paulina Chmiel-Antoniuk.

AI w medycynie predykcyjnej – jak wearables zmieniają opiekę Jak AI i urządzenia noszone rewolucjonizują medycynę

W ostatnich latach inteligentne urządzenia noszone (wearables) przeszły drogę od prostych krokomierzy do zaawansowanych narzędzi monitorujących stan zdrowia. Dzięki sztucznej inteligencji stają się one nie tylko rejestratorami danych, lecz także systemami predykcyjnymi, które mogą wspierać diagnostykę i profilaktykę chorób. W świecie biznesu i zarządzania zdrowiem pracowników technologia ta może odegrać kluczową rolę.
Według raportu Think Tank SGH wartość globalnego rynku AI w ochronie zdrowia wzrośnie z 32,3 miliarda dolarów w 2024 roku do 208,2 miliarda dolarów w 2030 roku, co oznacza średnioroczny wzrost na poziomie 36,4%. Ta dynamiczna ekspansja wskazuje na rosnące znaczenie technologii AI i wearables jako ważnych elementów nowoczesnej opieki medycznej.

Strategiczna samotność – klucz do autentycznego przywództwa

W dynamicznym współczesnym świecie biznesu, w którym dominują informacje dostarczane w trybie natychmiastowym, umiejętność samodzielnego, logicznego i krytycznego myślenia stała się jedną z najcenniejszych kompetencji liderów. Koncepcja ta, przedstawiona przez Williama Deresiewicza, byłego profesora Uniwersytetu Yale, zakłada, że prawdziwe przywództwo nie rodzi się wśród zgiełku opinii i impulsów zewnętrznych, lecz w przestrzeni samotności i skupienia.

Skup się na fanach marki. Oferta skierowana do wszystkich nie działa!
Multimedia
Skup się na fanach marki. Oferta do wszystkich nie działa!

W spolaryzowanej kulturze pogoń za rynkiem masowym i kierowanie oferty do wszystkich są z góry skazane na porażkę. Najlepszym sposobem na osiągnięcie sukcesu marki jest sprzymierzenie się z subkulturą, która ją pokocha.

Cła, przeceny i okazje: Jak zarobić, gdy inni panikują lub tweetują

Trump tweetuje, Wall Street reaguje nerwowo, a inwestorzy znów sprawdzają, czy gdzieś nie pozostawili Planu B. Gdy rynek wpada w histerię, pojawia się pokusa: a może jednak warto „kupić w tym dołku”? W tym tekście sprawdzamy, czy inwestowanie w kontrze do tłumu to genialna strategia na czasy ceł Trumpa, banów na Chiny i politycznych rollercoasterów — czy raczej przepis na ból głowy i portfela. Nie wystarczy chłodna kalkulacja, przyda się też stalowy żołądek.

• Jak generować wartość z AI dzięki małym transformacjom w biznesie - Webster
Premium
Jak generować wartość z AI dzięki małym transformacjom w biznesie

Liderzy skutecznie wykorzystują duże modele językowe, stopniowo minimalizując ryzyko i tworząc solidne fundamenty pod przyszłe transformacje technologiczne, dzięki czemu generują realną wartość dla swoich organizacji.

Niespełna dwa lata temu generatywna sztuczna inteligencja (GenAI) trafiła na czołówki stron gazet, zachwycając swoimi niezwykłymi możliwościami: mogła prowadzić rozmowy, analizować ogromne ilości tekstu, dźwięku i obrazów, a nawet tworzyć nowe dokumenty i dzieła sztuki. To najszybsze w historii wdrożenie technologii przyciągnęło ponad 100 mln użytkowników w ciągu pierwszych dwóch miesięcy, a firmy z różnych branż rozpoczęły eksperymenty z GenAI. Jednak pomimo dwóch lat intensywnego zainteresowania ze strony kierownictwa i licznych prób wdrożeniowych nie widać wielkoskalowych transformacji biznesowych, które początkowo przewidywano. Co się stało? Czy technologia nie spełniła oczekiwań? Czy eksperci się pomylili, wzywając do gigantycznych zmian? Czy firmy były zbyt ostrożne? Odpowiedź na te pytania brzmi: i tak, i nie. Generatywna sztuczna inteligencja już teraz jest wykorzystywana w wielu firmach, ale nie – jako lokomotywa radykalnej transformacji procesów biznesowych. Liderzy biznesu znajdują sposoby, by czerpać realną wartość z dużych modeli językowych (LLM), nie modyfikując całkowicie istniejących procesów. Dążą do małych zmian (small t) stanowiących fundament pod większe przekształcenia, które dopiero nadejdą. W tym artykule pokażemy, jak robią to dzisiaj i co możesz zrobić, aby tworzyć wartość za pomocą generatywnej sztucznej inteligencji.

Premium
Polski przemysł na rozdrożu

Stoimy przed fundamentalnym wyborem: albo dynamicznie przyspieszymy wdrażanie automatyzacji i robotyzacji, co sprawi, że staniemy się aktywnym uczestnikiem czwartej rewolucji przemysłowej, albo pogodzimy się z perspektywą erozji marż pod wpływem rosnących kosztów operacyjnych i pogłębiającego się strukturalnego niedoboru wykwalifikowanej siły roboczej.

Jak alarmują prognozy Polskiego Instytutu Ekonomicznego, do 2030 r. w samej Europie może zabraknąć nawet 2,1 mln wykwalifikowanych pracowników, co czyni automatyzację nie jedną z możliwości, lecz strategiczną koniecznością. Mimo że globalnie liczba robotów przemysłowych przekroczyła już 4,2 mln jednostek, a w Europie w 2023 r. wdrożono rekordowe 92,4 tys. nowych robotów, Polska wciąż pozostaje w tyle. Nasz wskaźnik gęstości robotyzacji, wynoszący zaledwie 78 robotów na 10 tys. pracowników przemysłowych, znacząco odbiega od europejskiego lidera – Niemiec (397 robotów na 10 tys. pracowników), czy globalnego pioniera – Korei Południowej (tysiąc robotów na 10 tys. pracowników). W Scanway – firmie, która z sukcesem łączy technologie rozwijane dla sektora kosmicznego z potrzebami przemysłu – jesteśmy przekonani, że przyszłość konkurencyjności leży w inteligentnym wykorzystaniu danych, zaawansowanej automatyzacji opartej na AI oraz strategicznej gotowości do wprowadzania zmian technologicznych. Czy jednak zaawansowana wizja maszynowa napędzana przez sztuczną inteligencję może się stać katalizatorem, który pozwoli sprostać wyzwaniom i odblokować uśpiony potencjał innowacyjny polskiej gospodarki?

Premium
Gdy projekt wymyka się spod kontroli

Polskie firmy technologiczne coraz częściej realizują złożone zlecenia dla międzynarodowych gigantów. Jednak nawet najlepiej przygotowany zespół może przy takim projekcie natknąć się na nieoczekiwane przeszkody. Przykład firmy Esysco wdrażającej szyfrowanie poczty e-mail dla jednego z największych niemieckich banków pokazuje, jak szybko może runąć precyzyjnie zaplanowany harmonogram oraz jak radzić sobie z nieprzewidywalnymi wyzwaniami.

Polskie firmy technologiczne coraz częściej zdobywają międzynarodowe kontrakty i realizują projekty, które jeszcze niedawno były zarezerwowane wyłącznie dla międzynarodowych rywali. Dzięki temu zdobywają zagraniczne rynki, osiągając imponujące wyniki eksportu usług IT, który w 2023 r. przekroczył 16 mld dolarów. W ostatniej dekadzie przychody branży wzrosły niemal czterokrotnie, a wartość eksportu – aż 7,5 razy, dzięki czemu polski sektor IT stał się motorem rodzimego eksportu. Kluczowymi kierunkami ekspansji są Stany Zjednoczone, Niemcy i Wielka Brytania, a wśród najsilniejszych obszarów znajdują się fintech, cyberbezpieczeństwo, sztuczna inteligencja, gry oraz rozwój oprogramowania.

Polska wyróżnia się w regionie Europy Środkowo-Wschodniej jako największy eksporter usług IT, przewyższając Czechy czy Węgry, a pod względem jakości specjalistów IT zajmuje trzecie miejsce na świecie. Jednak do pełnego wykorzystania tego potencjału konieczne jest pokonanie barier takich jak ograniczony dostęp do kapitału na ekspansję, rosnące koszty pracy oraz niedostateczne doświadczenie w międzynarodowej sprzedaży i marketingu. To jednak nie wszystko. Przy współpracy z międzynarodowymi gigantami trzeba również pamiętać o nieznanej polskim wdrożeniowcom skali, złożoności i nieprzewidywalności towarzyszącym tak wielkim projektom. Dobrym przykładem może być nasze wdrożenie dla jednego z największych niemieckich banków, z którym podpisaliśmy kontrakt na wprowadzenie systemu zabezpieczeń e-maili dla ponad 300 tys. użytkowników rozsianych po całym świecie. Technologicznie byliśmy gotowi, ale rzeczywistość szybko zweryfikowała nasze plany.

Premium
Praktyczny poradnik kreowania wartości z dużych modeli językowych

Gdy w 2022 r. pojawiły się powszechnie dostępne duże modele językowe (LLM), ich potężna zdolność do generowania tekstu na żądanie zapowiadała rewolucję w produktywności. Jednak mimo że te zaawansowane systemy AI potrafią tworzyć płynny tekst w języku naturalnym i komputerowym, to są one dalekie od doskonałości. Mogą halucynować, wykazywać się logiczną niespójnością oraz produkować treści nieadekwatne lub szkodliwe.

Chociaż technologia ta stała się powszechnie dostępna, wielu menedżerów nadal ma trudności z rozpoznawaniem przypadków użycia LLM-ów, w których poprawa produktywności przewyższa koszty i ryzyka związane z tymi narzędziami. Potrzebne jest bardziej systematyczne podejście do wykorzystywania modeli językowych, tak aby uefektywnić procesy biznesowe, a jednocześnie kontrolować słabe strony LLM-ów. Proponuję trzy kroki ułatwiające osiągnięcie tego celu. Po pierwsze, należy rozłożyć proces na mniejsze zadania. Po drugie, trzeba ocenić, czy każde zadanie spełnia tzw. równanie kosztów GenAI, które szczegółowo wyjaśnię w tym artykule. Jeśli ten warunek zostanie spełniony, należy uruchomić projekt pilotażowy, iteracyjnie oceniać jego wyniki oraz na bieżąco wprowadzać zmiany w celu poprawy rezultatów.

Kluczowe w tym podejściu jest pełne zrozumienie, w jaki sposób mocne i słabe strony modeli językowych odpowiadają specyfice danego zadania; jakie techniki umożliwiają ich skuteczną adaptację w celu zwiększenia wydajności; oraz jak te czynniki wpływają na bilans kosztów i korzyści – a także na ocenę ryzyka i potencjalnych zysków – związanych z wykorzystaniem modeli językowych do podnoszenia efektywności realizowanych działań.

Materiał dostępny tylko dla subskrybentów

Jeszcze nie masz subskrypcji? Dołącz do grona subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Subskrybuj

Newsletter

Otrzymuj najważniejsze artykuły biznesowe — zapisz się do newslettera!