Reklama
Dołącz do liderów przyszłości i zdobądź przewagę! Sprawdź najnowszą ofertę subskrypcji
Jakość i obsługa

Co robić z niezadowolonym klientem?

1 marca 2006 17 min czytania
dr Witold Jankowski
Co robić z niezadowolonym klientem?

Nie ma firmy, która nie popełnia błędów, i nie ma firmy, która zawsze zaspokoi potrzeby i wymagania wszystkich swoich klientów. Niezadowoleni klienci istnieć więc będą zawsze. Większość z nich cierpi w milczeniu lub po prostu odchodzi do konkurencji. Bardziej asertywna mniejszość – szczególnie ci, którym wyrządzono znaczną szkodę – składa reklamacje. Ich pozytywne rozwiązanie daje szansę na odbudowę relacji. Daje także szansę wykrycia problemów i źródeł niezadowolenia klienta. Ale czy każda reklamacja powinna być pozytywnie rozpatrzona? Czy klient zawsze ma rację?

Chcąc podnieść swoje usługi na wyższy poziom, firma Extra Foto zainstalowała nowy system komputerowy, który skraca czas oczekiwania klientów na wykonanie usługi oraz upraszcza procedurę oddawania filmów do wywoływania. Po kilku miesiącach funkcjonowania systemu Paweł Mróz, prezes firmy, otrzymał gniewny list od Anny Kaweckiej, która była jedną z pierwszych klientek obsługiwanych przez nowy system. Niestety, miała pecha. Jej film i odbitki zgubiono. Kawecka opisała w liście swoje kontakty z działem reklamacji Extra Foto, zażądała przeprosin i odszkodowania – zapowiedziała, że jeśli nie znajdzie się cenny dla niej film i zdjęcia z podróży do Włoch i Watykanu, będzie domagała się od firmy sfinansowania kolejnej podróży. Aby odpowiedzieć na to zażalenie, Paweł Mróz przesłał otrzymany list do działu reklamacji klientów, prosząc o dodatkowe informacje. Odpowiedź nadeszła od szefa działu, Jacka Adamskiego. Wyjaśnił on, że firma ma na swoje usprawiedliwienie pewne okoliczności, zaś Anna Kawecka należy do tych klientów, których nie da się zadowolić. Jak najlepiej załatwić reklamację Anny Kaweckiej? Czy problemem jest ta konkretna reklamacja, czy może sprawa ma szerszy wymiar?

Pan Paweł Mróz, prezes Extra Foto

Szanowny Panie,

Mój mąż i ja jesteśmy sfrustrowanymi i rozczarowanymi – jak wszystko na to wskazuje – byłymi klientami Waszej firmy. Jest to dla nas szczególnie przykre, że przez ponad rok, zanim doszło do ostatnich wydarzeń, byliśmy zadowoleni z Waszych usług. Kiedy otworzyliście punkt obsługi przy skrzyżowaniu Kruczej i Hożej, byliśmy zachwyceni. Chociaż nie jesteście najtańszą firmą wywołującą zdjęcia w tej okolicy, uznaliśmy, że zalety tej lokalizacji, dłuższe godziny funkcjonowania punktu rano i wieczorem oraz uczynność personelu z nadwyżką wynagradzają wyższe koszty oferty.

Tak było, zanim zainstalowaliście w punktach nowy system komputerowy. Nie wiemy dokładnie, co przyświecało idei wdrożenia nowego systemu. Zapewne oszczędności. Wiemy natomiast, że staliśmy się jego ofiarą. Następujące fakty wyjaśnią Panu, dlaczego nie chcemy obecnie korzystać z usług Extra Foto.

Przyniosłam do punktu przy Hożej 3 filmy: jeden z komunii wnuka i dwa z naszej ostatniej z mężem, ale jakże wyjątkowej podróży do Włoch i Watykanu. Okazało się, że właśnie tego dnia będę obsługiwana przez nowy system – punkty Extra Foto zostały skomputeryzowane.

13 maja – w południe. Przyniosłam do punktu przy Hożej 3 filmy: jeden z komunii wnuka i dwa z naszej ostatniej z mężem, ale jakże wyjątkowej podróży do Włoch i Watykanu. Zależało mi – co kilkakrotnie podkreślałam w rozmowie z pracownikiem punktu – aby zdjęcia były wywołane jak najlepiej. Zamówiłam od razu po kilka odbitek dla rodziny. Okazało się, że właśnie tego dnia będę obsługiwana przez nowy system – punkty Extra Foto zostały skomputeryzowane. Wypełniłam specjalną „kartę preferencji”, czyli jakiej wielkości chcę mieć zdjęcia i na jakim papierze, a informacje te wprowadzono do komputera. Wybrałam też swój numer kodu identyfikacyjnego (była to data moich urodzin) i wykupiłam specjalne, firmowe opakowanie, na które naniesiono mój numer identyfikacyjny. Opakowanie z logo firmy i moim numerem kosztowało 5 złotych. Miało spełniać dodatkową funkcję: gdy kolejny raz zechcę skorzystać z usług Extra Foto, wystarczy, że włożę filmy do opakowania i zostawię je w punkcie – bez kolejki, bez czekania na pokwitowanie, a w dodatku komputer sam będzie wiedział, czego sobie życzę. Łatwe, wygodne, oszczędzające czas. Podobno.

13 maja – wieczorem. Mój mąż poszedł po pracy do punktu obsługi, żeby wywołać film ze służbowego spotkania z kolegami. Pracownik punktu powiedział mu, żeby wypełnił własną kartę preferencji, a potem wprowadził te informacje do komputera.

Przy okazji mąż postanowił odebrać zostawione przeze mnie zdjęcia – ja musiałam wyjechać na weekend do rodziny. Nie mieliśmy więc okazji o tym porozmawiać.

16 maja. W poniedziałek po zakupach zajrzałam do punktu obsługi, niech Pan zgadnie, co się stało? Musiałam czekać z zakupami w długiej kolejce. Pracownik z mozołem wklepywał do komputera kolejne informacje z karty preferencji klientów. Trwało to nieskończenie długo. W starym systemie szło to sprawniej.

Co robić z niezadowolonym klientem?

Kiedy powiedziałam, że chciałam odebrać zdjęcia z 13 maja, pracownik poprosił mnie o pokwitowanie. Wyjaśniłam, że skorzystałam z nowego, skomputeryzowanego systemu z firmowymi opakowaniami, a więc nie mam pokwitowania. Zapytał mnie o numer identyfikacyjny. Kiedy wprowadził go do komputera, powiedział, że mój mąż odebrał zdjęcia. Po powrocie do domu okazało się, że wprawdzie przyniósł wywołany film i zdjęcia z komunii oraz jeden film z Włoch, ale brakowało zdjęć i filmu z Watykanu.

Klientka zostawiła film w pierwszym dniu funkcjonowania nowego systemu komputerowego, który – jak wszyscy zgodnie sądzimy – jest kluczem do naszych sukcesów w przyszłości. Uruchamiając go, mieliśmy świadomość, że w pierwszym etapie mogą pojawić się pewne problemy, które spowodują utratę niektórych klientów. Pani Kawecka może być jednym z takich przypadków.

Nie dostał też opakowania firmowego z moim identyfikatorem.

17 maja. Zadzwoniłam z pracy do punktu i opowiedziałam wszystko po kolei. Podkreśliłam, jak ważną pamiątką są dla nas zdjęcia z podróży, na sfinalizowanie której oszczędzaliśmy kilka lat. Pracownik był bardzo uprzejmy, przeprosił i powiedział, że przeszukają punkt, żeby odnaleźć brakujący film i zdjęcia.

18 maja. Poszłam do punktu w sprawie brakującego filmu. Niestety, nie znaleziono go w punkcie obsługi. Wspólnie z pracownikiem Extra Foto sprawdziłam też informacje w systemie komputerowym. Ustaliliśmy jedynie, że mój mąż przy wybieraniu numeru identyfikacyjnego podał numer naszego telefonu domowego, a ja swój dzień urodzin. Pracownik powiedział, że jeszcze raz przeszukają wszystkie opakowania i wyślą zapytanie w mojej sprawie do biura.

23 maja. Zadzwoniłam do Waszego punktu, żeby zapytać, czy mój film został odszukany. Niestety, nie, ale nikt z Extra Foto nie zadzwonił do mnie, żeby mi o tym powiedzieć. Stwierdziłam więc, że w takim razie chcę złożyć reklamację. Dowiedziałam się, że powinnam zadzwonić do biura firmy, do Jacka Adamskiego. Zrobiłam to od razu, ale tego dnia pan Jacek był nieosiągalny. Zostawiłam więc wiadomość, żeby do mnie oddzwonił.

25 maja. Zadzwoniłam ponownie. Pana Adamskiego znów nie było w biurze. Zapytałam, czy nikt inny nie mógłby zająć się moją reklamacją, i dowiedziałam się, że tylko on może to załatwić.

30 maja. Po kolejnym dłuższym majowym weekendzie, obejmującym Boże Ciało, Jacek Adamski wreszcie oddzwonił. Powiedziałam mu, że chcę złożyć reklamację. W ogóle nie wiedział o zaistniałej sytuacji, więc musiałam mu ją wyjaśnić. Powiedział, że zadzwoni do punktu, żeby sprawdzić, co oni ustalili i na jakim etapie są poszukiwania. Odniosłam wrażenie, że mi nie uwierzył i że musi sprawdzić, czy naprawdę jestem klientem i czy naprawdę zgubiono lub przez pomyłkę zniszczono mój film. Zapewniłam więc pana Adamskiego, że od ponad roku jestem klientką Extra Foto i że wcześniej byłam zadowolona z usług firmy. Pomimo moich zapewnień pan Adamski stwierdził jednak, że musi wszystko sprawdzić, zanim podejmie jakieś działania. Byłam ciekawa, na czym one polegają. Dowiedziałam się tylko, że jeżeli rzeczywiście zagubiono mój film, mogę wypełnić formularz reklamacji.

6 czerwca. Upłynął tydzień bez jednego słowa od pana Adamskiego. Zadzwoniłam do jego biura. Cud nad cudy, odebrał telefon. Powiedział jedynie, że mój film, niestety, się nie znalazł. Poprosiłam więc, aby przesłał mi formularz reklamacji.

Co robić z niezadowolonym klientem?

9 czerwca. Otrzymałam formularz. Dowiedziałam się z niego, że do wypełnionego dokumentu muszę dołączyć pokwitowanie za oddanie filmu do wywołania. A przecież w nowym systemie komputerowym nie ma już żadnych pokwitowań z punktu obsługi! Od razu zadzwoniłam do pana Adamskiego, by wyjaśnić sprawę pokwitowania. W rozmowie przyznał wprawdzie, że skoro w systemie nie wystawia się pokwitowań, nie można oczekiwać, że je prześlę. Powiedział jednak, że żądanie pokwitowania pozwala chronić firmę przed oszustwami. Tego było już za wiele. Od wielu miesięcy korzystaliśmy z usług Extra Foto – co mógł sprawdzić. Powiedziałam, wzburzona, że jeśli mi nie ufa, to wystąpię o ekstraodszkodowanie – zrefundowanie nam kolejnej zagranicznej podróży, gdzie będziemy mogli sobie zrobić wiele różnych zdjęć i oddamy je do wywołania do konkurencji.

Niestety, zdarzają nam się sytuacje pomylenia filmów czy zdjęć (proszę zauważyć, jak niewiele listów z reklamacjami Pan otrzymuje, co świadczy o tym, że system przeważnie funkcjonuje prawidłowo).

17 czerwca. Wracając ze spaceru, postanowiłam wejść do punktu fotograficznego, by spytać o sprawę reklamacji. Ku mojemu zaskoczeniu, pracownik – cały rozpromieniony – powiedział, że zdjęcia się odnalazły. Przez pomyłkę nasz film został dołączony do zdjęć innego klienta, który dopiero teraz, po urlopie, zwrócił je do punktu.

Było to ponad dwa tygodnie temu, ale wciąż jeszcze nie otrzymałam żadnej wiadomości od Jacka Adamskiego. Jestem oburzona całym tym epizodem; sposobem, w jaki Wasza firma traktuje klientów; postępowaniem pana Adamskiego, brakiem komunikacji i absurdalnym systemem komputerowym, który zamiast ułatwień wprowadził tyle zamieszania. Szczególnie rozzłościła mnie konieczność zapłacenia za wywołanie filmu, który został mi oddany z ponad miesięcznym opóźnieniem.

Mieliście szczęście, że film się odnalazł i nie musicie mi fundować wakacji. Macie też szczęście, że nie należę do ludzi porywczych i nie poszłam z całą tą sprawą od razu do lokalnych mediów. Oczekuję jednak pełnego zwrotu kwoty zapłaconej za wywołanie tego filmu i zdjęć, jak również zadośćuczynienia za nerwy i stratę czasu (tu liczę na Waszą inwencję) oraz przeprosin od pana Adamskiego. W przeciwnym razie już nigdy nie skorzystamy z Waszych usług, a o Państwa niepoważnym traktowaniu klientów poinformujemy lokalne media.

Z poważaniem
Anna Kawecka

Memo
Do: Paweł Mróz
Od: Jacek Adamski
Dotyczy: skarga klienta

Przeanalizowałem list Anny Kaweckiej, a także nasze własne notatki w tej sprawie. Jestem przekonany, że podjęliśmy wszelkie możliwe działania, żeby zadowolić panią Kawecką, chociaż ona może uważać inaczej. Niemniej gdyby pragnął Pan udobruchać tę klientkę, chętnie wystąpię w roli kozła ofiarnego, jeżeli to się na coś przyda. W kwestii wypłacenia odszkodowania za film i zdjęcia oraz dodatkowego zadośćuczynienia uważam, że jej żądania są mocno wygórowane – przecież otrzymała swój film z powrotem. Oczywiście, mogę przekazać jej przeprosiny – jeżeli chce je uzyskać ode mnie. Myślę jednak, że większą satysfakcję sprawiłoby jej, gdyby to Pan ją przeprosił wraz z obietnicą, że następny film i zdjęcia wywołamy bezpłatnie.

W całej tej sprawie są jednak pewne okoliczności, o których powinien Pan wiedzieć, aby lepiej zdawać sobie sprawę, co się naprawdę wydarzyło, a nie: co się wydarzyło zdaniem pani Kaweckiej. To prawda, popełniliśmy błąd i powinniśmy ponieść za to odpowiedzialność. Jednakże postępowaliśmy w sposób zgodny z polityką firmy i jej praktykami. Pozwoli Pan, że opiszę, co się naprawdę stało:

1.) Klientka zostawiła film w pierwszym dniu funkcjonowania nowego systemu komputerowego, który – jak wszyscy zgodnie sądzimy – jest kluczem do naszych sukcesów w przyszłości. Uruchamiając go, mieliśmy świadomość, że w pierwszym etapie mogą pojawić się pewne problemy, które spowodują utratę niektórych klientów. Pani Kawecka może być jednym z takich przypadków. Jak Pan pamięta, z powodu opóźnień w dostawie systemu i oprogramowania mieliśmy tylko tydzień na przeszkolenie naszych ludzi. Dlatego między innymi nie wszyscy pracownicy w punktach obsługi radzą sobie z tą technologią. Potrzebowaliśmy więcej czasu, żeby wytłumaczyć im wszystkie kroki, które muszą wykonywać, żeby unikać błędów.

Co robić z niezadowolonym klientem?

2.) Istotą problemu w tym przypadku było to, że film został odebrany przez innego klienta. W takiej sytuacji musimy liczyć jedynie na jego dobrą wolę, że zwróci to, co nie jest jego własnością. Tym razem, ponieważ klient był na urlopie, trwało to ponad cztery tygodnie. Ponadto pozostawił film w innym punkcie obsługi. Niestety, zdarzają nam się sytuacje pomylenia filmów czy zdjęć (proszę zauważyć, jak niewiele listów z reklamacjami Pan otrzymuje, co świadczy o tym, że system przeważnie funkcjonuje prawidłowo). Z zasady liczymy na to, że klienci na miejscu zorientują się w pomyłce lub szybko odniosą nie swoje zdjęcia.

3.) Pretensje pani Kaweckiej dotyczą wczesnego okresu (w przybliżeniu od 16 do 30 maja), kiedy nie udzielano jej informacji. Jednakże, jak Pan wie, nasz proces został zaprojektowany w taki sposób, żeby punkty obsługi same wyjaśniały sporne sprawy. Z moich zapisów wynika, że punkt obsługi przeprowadził gruntowne poszukiwania, zanim poinformował klientkę o ich bezskuteczności. Pracownicy liczyli na to, że zagubiony film wcześniej odniesie klient, który dostał go przez pomyłkę. Dlatego wstrzymywali się ze skierowaniem klientki do mnie. Cały proces dodatkowo wydłużył się ze względu na obowiązującą w naszej firmie zasadę, że wszystkie informacje przepływające między punktami obsługi a biurem muszą być w formie pisemnej.

Powinniśmy zadać sobie pytanie: „Czy z niektórych klientów nie warto zrezygnować?”. Może to właśnie nie jest klient, o którego powinno walczyć Extra Foto?

4.) Po mojej rozmowie z klientką poświęciłem kilka dni na ustalenie, co się właściwie stało, oraz na prześledzenie różnych możliwych wariantów tej sytuacji. Byłem prawie pewien, że film przez pomyłkę trafił do innego klienta. Nie było jednak żadnego sposobu na jego odzyskanie poza czekaniem, aż klient sam go zwróci. Oczywiście, nie powiedziałem tego pani Kaweckiej. Po latach doświadczeń w tej branży wiem, jak bardzo irytuje klientów fakt, że ktoś inny ogląda ich zdjęcia.

5.) Nie wiedziałem o tym, że film się odnalazł. Klient, któremu przez pomyłkę go dołączono, zwrócił film w jednym z naszych punktów na Woli. Stamtąd przekazano go do punktu na Hożą. Zanim zadzwoniłem do klientki, już zdążyła odebrać film. Otrzymałem od niej jeszcze jedną, bardzo gniewną wiadomość, na którą postanowiłem nie odpowiadać, bo dalsza komunikacja między nami niczego dobrego by nie przyniosła.

6.) Jak można wywnioskować z listu pani Kaweckiej, jest ona osobą bardzo wymagającą i natrętną. W swoim liście nie napisała, że nękała nas telefonami. Ich częstotliwość była tak duża, że nie dawała mi szansy na wykazanie jakichkolwiek postępów w rozwiązywaniu problemu. Kiedy pisze, że „zostawiła wiadomość”, powinien Pan wiedzieć, że jej „wiadomości” zazwyczaj były enigmatyczne. Często nie zostawiała numeru telefonu, a więcej niż raz odmówiła nawet podania swojego nazwiska. Mówiła do sekretarki: „Pani wie, kto dzwoni”.

7.) Ponadto nigdy dotychczas nie miałem do czynienia z klientem, któremu by tak bardzo zależało na odszkodowaniu. To skłania mnie do zadania kilku pytań: W jaki sposób mamy naprawić popełniony przez nas błąd, nie poddając się wygórowanym żądaniom klientki? W jakiej wysokości i w jakiej formie mogłoby być to odszkodowanie?

Pomimo pretensji pani Kaweckiej uważam, że nasz system funkcjonował prawidłowo. Klientka film otrzymała z powrotem, a my uniknęliśmy poważnego wydatku (ewentualnej opłaty kolejnej podróży). W tej chwili powinna wystarczyć jakaś rekompensata, na przykład jedna bezpłatna usługa i przeproszenie na piśmie. Jeżeli to pani Kaweckiej nie wystarczy, powinniśmy zadać sobie pytanie: „Czy z niektórych klientów nie warto zrezygnować?”. Może to właśnie nie jest klient, o które powinno walczyć Extra Foto?

Ten fikcyjny przypadek komentuje czterech ekspertów: Małgorzata Przebindowska, dyrektor Departamentu Obsługi Klienta w Citibank Handlowy, Piotr Mirosław, szef sprzedaży Działu Elektroniki Użytkowej, odpowiedzialny za obsługę klienta w Philips Polska, oraz Beata WitkowskaLucyna Smyk trenerki z firmy szkoleniowej Communication One Consulting., specjalizujące się w szkoleniach pracowników firmy Call Center Poland.

O autorach
Tematy

Może Cię zainteresować

Strategiczna samotność – klucz do autentycznego przywództwa

W dynamicznym współczesnym świecie biznesu, w którym dominują informacje dostarczane w trybie natychmiastowym, umiejętność samodzielnego, logicznego i krytycznego myślenia stała się jedną z najcenniejszych kompetencji liderów. Koncepcja ta, przedstawiona przez Williama Deresiewicza, byłego profesora Uniwersytetu Yale, zakłada, że prawdziwe przywództwo nie rodzi się wśród zgiełku opinii i impulsów zewnętrznych, lecz w przestrzeni samotności i skupienia.

Skup się na fanach marki. Oferta skierowana do wszystkich nie działa!
Multimedia
Skup się na fanach marki. Oferta do wszystkich nie działa!

W spolaryzowanej kulturze pogoń za rynkiem masowym i kierowanie oferty do wszystkich są z góry skazane na porażkę. Najlepszym sposobem na osiągnięcie sukcesu marki jest sprzymierzenie się z subkulturą, która ją pokocha.

Cła, przeceny i okazje: Jak zarobić, gdy inni panikują lub tweetują

Trump tweetuje, Wall Street reaguje nerwowo, a inwestorzy znów sprawdzają, czy gdzieś nie pozostawili Planu B. Gdy rynek wpada w histerię, pojawia się pokusa: a może jednak warto „kupić w tym dołku”? W tym tekście sprawdzamy, czy inwestowanie w kontrze do tłumu to genialna strategia na czasy ceł Trumpa, banów na Chiny i politycznych rollercoasterów — czy raczej przepis na ból głowy i portfela. Nie wystarczy chłodna kalkulacja, przyda się też stalowy żołądek.

• Jak generować wartość z AI dzięki małym transformacjom w biznesie - Webster
Premium
Jak generować wartość z AI dzięki małym transformacjom w biznesie

Liderzy skutecznie wykorzystują duże modele językowe, stopniowo minimalizując ryzyko i tworząc solidne fundamenty pod przyszłe transformacje technologiczne, dzięki czemu generują realną wartość dla swoich organizacji.

Niespełna dwa lata temu generatywna sztuczna inteligencja (GenAI) trafiła na czołówki stron gazet, zachwycając swoimi niezwykłymi możliwościami: mogła prowadzić rozmowy, analizować ogromne ilości tekstu, dźwięku i obrazów, a nawet tworzyć nowe dokumenty i dzieła sztuki. To najszybsze w historii wdrożenie technologii przyciągnęło ponad 100 mln użytkowników w ciągu pierwszych dwóch miesięcy, a firmy z różnych branż rozpoczęły eksperymenty z GenAI. Jednak pomimo dwóch lat intensywnego zainteresowania ze strony kierownictwa i licznych prób wdrożeniowych nie widać wielkoskalowych transformacji biznesowych, które początkowo przewidywano. Co się stało? Czy technologia nie spełniła oczekiwań? Czy eksperci się pomylili, wzywając do gigantycznych zmian? Czy firmy były zbyt ostrożne? Odpowiedź na te pytania brzmi: i tak, i nie. Generatywna sztuczna inteligencja już teraz jest wykorzystywana w wielu firmach, ale nie – jako lokomotywa radykalnej transformacji procesów biznesowych. Liderzy biznesu znajdują sposoby, by czerpać realną wartość z dużych modeli językowych (LLM), nie modyfikując całkowicie istniejących procesów. Dążą do małych zmian (small t) stanowiących fundament pod większe przekształcenia, które dopiero nadejdą. W tym artykule pokażemy, jak robią to dzisiaj i co możesz zrobić, aby tworzyć wartość za pomocą generatywnej sztucznej inteligencji.

Premium
Polski przemysł na rozdrożu

Stoimy przed fundamentalnym wyborem: albo dynamicznie przyspieszymy wdrażanie automatyzacji i robotyzacji, co sprawi, że staniemy się aktywnym uczestnikiem czwartej rewolucji przemysłowej, albo pogodzimy się z perspektywą erozji marż pod wpływem rosnących kosztów operacyjnych i pogłębiającego się strukturalnego niedoboru wykwalifikowanej siły roboczej.

Jak alarmują prognozy Polskiego Instytutu Ekonomicznego, do 2030 r. w samej Europie może zabraknąć nawet 2,1 mln wykwalifikowanych pracowników, co czyni automatyzację nie jedną z możliwości, lecz strategiczną koniecznością. Mimo że globalnie liczba robotów przemysłowych przekroczyła już 4,2 mln jednostek, a w Europie w 2023 r. wdrożono rekordowe 92,4 tys. nowych robotów, Polska wciąż pozostaje w tyle. Nasz wskaźnik gęstości robotyzacji, wynoszący zaledwie 78 robotów na 10 tys. pracowników przemysłowych, znacząco odbiega od europejskiego lidera – Niemiec (397 robotów na 10 tys. pracowników), czy globalnego pioniera – Korei Południowej (tysiąc robotów na 10 tys. pracowników). W Scanway – firmie, która z sukcesem łączy technologie rozwijane dla sektora kosmicznego z potrzebami przemysłu – jesteśmy przekonani, że przyszłość konkurencyjności leży w inteligentnym wykorzystaniu danych, zaawansowanej automatyzacji opartej na AI oraz strategicznej gotowości do wprowadzania zmian technologicznych. Czy jednak zaawansowana wizja maszynowa napędzana przez sztuczną inteligencję może się stać katalizatorem, który pozwoli sprostać wyzwaniom i odblokować uśpiony potencjał innowacyjny polskiej gospodarki?

Premium
Gdy projekt wymyka się spod kontroli

Polskie firmy technologiczne coraz częściej realizują złożone zlecenia dla międzynarodowych gigantów. Jednak nawet najlepiej przygotowany zespół może przy takim projekcie natknąć się na nieoczekiwane przeszkody. Przykład firmy Esysco wdrażającej szyfrowanie poczty e-mail dla jednego z największych niemieckich banków pokazuje, jak szybko może runąć precyzyjnie zaplanowany harmonogram oraz jak radzić sobie z nieprzewidywalnymi wyzwaniami.

Polskie firmy technologiczne coraz częściej zdobywają międzynarodowe kontrakty i realizują projekty, które jeszcze niedawno były zarezerwowane wyłącznie dla międzynarodowych rywali. Dzięki temu zdobywają zagraniczne rynki, osiągając imponujące wyniki eksportu usług IT, który w 2023 r. przekroczył 16 mld dolarów. W ostatniej dekadzie przychody branży wzrosły niemal czterokrotnie, a wartość eksportu – aż 7,5 razy, dzięki czemu polski sektor IT stał się motorem rodzimego eksportu. Kluczowymi kierunkami ekspansji są Stany Zjednoczone, Niemcy i Wielka Brytania, a wśród najsilniejszych obszarów znajdują się fintech, cyberbezpieczeństwo, sztuczna inteligencja, gry oraz rozwój oprogramowania.

Polska wyróżnia się w regionie Europy Środkowo-Wschodniej jako największy eksporter usług IT, przewyższając Czechy czy Węgry, a pod względem jakości specjalistów IT zajmuje trzecie miejsce na świecie. Jednak do pełnego wykorzystania tego potencjału konieczne jest pokonanie barier takich jak ograniczony dostęp do kapitału na ekspansję, rosnące koszty pracy oraz niedostateczne doświadczenie w międzynarodowej sprzedaży i marketingu. To jednak nie wszystko. Przy współpracy z międzynarodowymi gigantami trzeba również pamiętać o nieznanej polskim wdrożeniowcom skali, złożoności i nieprzewidywalności towarzyszącym tak wielkim projektom. Dobrym przykładem może być nasze wdrożenie dla jednego z największych niemieckich banków, z którym podpisaliśmy kontrakt na wprowadzenie systemu zabezpieczeń e-maili dla ponad 300 tys. użytkowników rozsianych po całym świecie. Technologicznie byliśmy gotowi, ale rzeczywistość szybko zweryfikowała nasze plany.

Premium
Praktyczny poradnik kreowania wartości z dużych modeli językowych

Gdy w 2022 r. pojawiły się powszechnie dostępne duże modele językowe (LLM), ich potężna zdolność do generowania tekstu na żądanie zapowiadała rewolucję w produktywności. Jednak mimo że te zaawansowane systemy AI potrafią tworzyć płynny tekst w języku naturalnym i komputerowym, to są one dalekie od doskonałości. Mogą halucynować, wykazywać się logiczną niespójnością oraz produkować treści nieadekwatne lub szkodliwe.

Chociaż technologia ta stała się powszechnie dostępna, wielu menedżerów nadal ma trudności z rozpoznawaniem przypadków użycia LLM-ów, w których poprawa produktywności przewyższa koszty i ryzyka związane z tymi narzędziami. Potrzebne jest bardziej systematyczne podejście do wykorzystywania modeli językowych, tak aby uefektywnić procesy biznesowe, a jednocześnie kontrolować słabe strony LLM-ów. Proponuję trzy kroki ułatwiające osiągnięcie tego celu. Po pierwsze, należy rozłożyć proces na mniejsze zadania. Po drugie, trzeba ocenić, czy każde zadanie spełnia tzw. równanie kosztów GenAI, które szczegółowo wyjaśnię w tym artykule. Jeśli ten warunek zostanie spełniony, należy uruchomić projekt pilotażowy, iteracyjnie oceniać jego wyniki oraz na bieżąco wprowadzać zmiany w celu poprawy rezultatów.

Kluczowe w tym podejściu jest pełne zrozumienie, w jaki sposób mocne i słabe strony modeli językowych odpowiadają specyfice danego zadania; jakie techniki umożliwiają ich skuteczną adaptację w celu zwiększenia wydajności; oraz jak te czynniki wpływają na bilans kosztów i korzyści – a także na ocenę ryzyka i potencjalnych zysków – związanych z wykorzystaniem modeli językowych do podnoszenia efektywności realizowanych działań.

Premium
Dlaczego odważne pomysły giną w szufladach menedżerów i co z tym zrobić?

Najbardziej innowacyjne, nietypowe idee często nie zostają zrealizowane – nie dlatego, że są złe, ale dlatego, że wywołują niepewność. Co może pomóc menedżerom w podejmowaniu ryzykownych, lecz potencjalnie przełomowych decyzji? Kluczowe okazuje się świadome budowanie sieci doradczej.

Menedżerowie, którzy są świadomi znaczenia innowacji w rozwoju organizacji, często zachęcają członków swoich zespołów do dzielenia się świeżymi i kreatywnymi pomysłami. Jednak wielu pracowników skarży się, że ich najlepsze propozycje są przez zwierzchników często pomijane, odrzucane lub niewłaściwie rozumiane.

Paradoksalnie to właśnie menedżerowie mogą stanowić jedną z największych barier dla innowacji. Mocno zakorzenieni we własnych obszarach specjalizacji, często nie dostrzegają wartości nowatorskich idei – szczególnie wtedy, gdy pomysły te wyznaczają nowe ścieżki w ich dziedzinie.

Sztuka nawigowania w niepewnym otoczeniu

Rozpad starego ładu i liczne zawirowania w globalnej gospodarce w ostatnich latach ustawiły wysoko poprzeczkę dla KUKE. Jak instytucja wspierająca polskich eksporterów przygotowała się do działania w czasach podwyższonej zmienności i niepewności? Janusz Władyczak, prezes KUKE, mówi nie tylko o strategicznych inicjatywach, nowym podejściu do klienta i roli intuicji, ale też ma rady dla młodych liderów.

Objął pan stery KUKE tuż przed jednym z najbardziej burzliwych okresów we współczesnej historii: pandemia, wojna w Ukrainie, kryzys energetyczny. Czy czuł się pan przygotowany na zarządzanie organizacją w warunkach tak silnej presji?

Do KUKE dołączyłem tuż przed rozpoczęciem pierwszej kadencji Donalda Trumpa w Białym Domu. Już wtedy pojawiało się coraz więcej przesłanek wskazujących, że dotychczasowy porządek międzynarodowy ulega zmianie, a to może wywołać poważne konsekwencje dla polskich firm i gospodarki, której koniunktura zależy od eksportu. Dla nas oznaczało to konieczność przygotowania się do działania w warunkach dużo większej niepewności i zapewnienia sobie możliwości stosowania niestandardowych rozwiązań. W poprzednich latach KUKE pozostawała dość skostniałą strukturą, nie szukała nowych możliwości rozwoju. Zmiany były zatem konieczne, a ponieważ lubię działać w sytuacjach nieoczywistych, w szczególności takich, które innych przytłaczają, i zawsze widzę w nich szansę, to taki burzliwy okres był dla mnie idealnym środowiskiem. Kluczową rolę w tym odegrał zespół ekspertów, który udało nam się zbudować.

Technologia to zaledwie 5% sukcesu – pozostałe 95% to ludzie

W świecie, w którym digitalizacja stała się koniecznością, sukces zależy nie od samej technologii, lecz od umiejętności jej wykorzystania. O tym, jak multidyscyplinarne podejście, kobiece przywództwo i kultura oparta na bezpieczeństwie psychologicznym pozwoliły Archicom zbudować efektywny cyfrowy ekosystem, opowiada Agata Skowrońska-Domańska, wiceprezeska zarządu firmy.

Materiał dostępny tylko dla subskrybentów

Jeszcze nie masz subskrypcji? Dołącz do grona subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Subskrybuj

Newsletter

Otrzymuj najważniejsze artykuły biznesowe — zapisz się do newslettera!