Reklama
Dołącz do liderów przyszłości i zdobądź przewagę! Sprawdź najnowszą ofertę subskrypcji
BIZNES I TECHNOLOGIE
Magazyn (Nr 26, październik - listopad 2024)

Władza, jaką daje technologia, rzadko trafia do rąk ludzi. Dlaczego?

1 października 2024 14 min czytania
Zdjęcie Daron Acemoglu - ekonomista i profesor MIT Institute, co jest najwyższym tytułem naukowym tej uczelni, laureat Nagrody Nobla
Daron Acemoglu
Zdjęcie Simon Johnson - profesor przedsiębiorczości w MIT i były główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego, laureat Nagrody Nobla
Simon Johnson
Kaushik Viswanath
Władza, jaką daje technologia, rzadko trafia do rąk ludzi. Dlaczego?

Tysiąc lat postępu technologicznego pokazuje, że jego beneficjentami są grupy mocno zakorzenionych interesów. Z Daronem Acemoglu i Simonem Johnsonem, tegorocznymi laureatami Nagrody Nobla w dziedzinie nauk ekonomicznych, rozmawia Kaushik Viswanath.

Daron Acemoglu, Simon Johnson i James A. Robinson w 2024 r. otrzymali Nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii za badania nad tym, jak instytucje społeczne wpływają na dobrobyt państw. Przypominamy wywiad z laureatami przeprowadzony dla „MIT SMR” w 2023 r.

W swojej książce Power and Progress: Our 1000‑Year Struggle Over Technology and Prosperity [Władza i postęp: Tysiącletnia walka ludzkości o to, aby technologia prowadziła do dobrobytu] ekonomiści Daron Acemoglu i Simon Johnson przedstawiają gruntowny historyczny przegląd nierównej dystrybucji korzyści i kosztów zmian technologicznych. Ekonomiści przypominają nam, że technologia sama w sobie nie jest siłą, ale raczej narzędziem wspierającym cele ludzi i instytucji sprawujących władzę. Aby godziwa część korzyści płynących z technologii trafiła do reszty społeczeństwa – czyli większości ludzi – tę władzę trzeba podważyć. Acemoglu i Johnson rozmawiali z redaktorem Kaushikiem Viswanathem o tym, jak na podstawie lekcji z przeszłości powinniśmy tworzyć i wdrażać technologie dzisiaj i w przyszłości. Rozmowa została zredagowana pod względem długości i przejrzystości.

Kaushik Viswanath: Jaka jest główna teza waszej książki i co zmotywowało was do jej napisania?

Daron Acemoglu: Najwyższy czas, abyśmy zastanowili się nad przyszłością technologii. Wiele decyzji ogromnej wagi jest wstrzymywanych przez to, że w środowisku akademickim, świecie technologii i polityki panuje „technooptymizm”. Jest to podstawą założenia, że imponujące zmiany technologiczne zapewnią w automatyczny sposób lepsze perspektywy społeczeństwu, a zwłaszcza robotnikom, za pośrednictwem rynku pracy, nawet jeśli pociągnie to za sobą pewne koszty przejściowe.

Zastanawiając się nad relewantnymi teoriami ekonomicznymi i historią gospodarki, doszliśmy do przekonania, że to mylne założenie. Historia uczy, że konkretne decyzje miały wpływ na to, kto zyskiwał, a kto tracił na danej technologii, oraz na to, czy jej owoce przybliżały nas do wspólnego dobrobytu; a nawet na to, czy służyła ona demokracji, czy jej szkodziła. Tak więc naszym celem podczas pracy nad książką Power and Progress było obalenie przekonania, że w historii technologii wszystko zawsze szło w dobrym kierunku. Nasze dzisiejsze wybory i zmagania związane z technologią są podobne do tych, z którymi mieliśmy do czynienia w przeszłości.

Jednym z kluczowych pojęć, jakie omawiacie, jest efekt produktywności (productivity bandwagon). Czym jest i w jaki sposób decyduje on o tym, kto zwycięża, a kto przegrywa w każdym procesie zmian technologicznych?

Simon Johnson: „Efekt produktywności” to pojęcie, które oznacza, że dzięki udoskonaleniu technologii ludzie otrzymują wyższe płace, zyskują więcej możliwości, cieszą się lepszym zdrowiem i że z czasem wszyscy korzystają na technologicznej zmianie. Nasz główny problem z tym konceptem dotyczył określenia „z czasem”. W przypadku rewolucji przemysłowej określenie „z czasem” oznaczało 120 lat. Pomiędzy trzecią dekadą XVIII i piątą dekadą XIX wieku pojawiło się wiele nowych technologii, ale wiemy, że w latach czterdziestych XIX wieku nawet sześcioletnie dzieci nadal pchały głęboko pod ziemią wózki z węglem. W drugiej połowie XIX wieku poprawiły się warunki życia większej liczby ludzi, ale było to efektem wielu wysiłków, a nie jakiegokolwiek automatycznego procesu gospodarczego lub politycznego.

Wiele decyzji ogromnej wagi jest wstrzymywanych przez to, że w środowisku akademickim, świecie technologii i świecie polityki panuje „technooptymizm”.

Acemoglu: Nasze spojrzenie na rewolucję przemysłową w Wielkiej Brytanii jest takie, że była to w istocie rewolucja pod względem wizji. Wyłoniła się nowa klasa ambitnych ludzi, którzy chcieli wykorzystać technologię do poprawy sposobu, w jaki ludzie kontrolują swoje środowisko i procesy produkcyjne. Nie robili tego z pobudek altruistycznych; zależało im na zbiciu majątku, chcieli awansować w brytyjskiej hierarchii społecznej i nie przejawiali większego współczucia wobec tych, którzy stali od nich niżej w hierarchii, czy to w Wielkiej Brytanii, czy w innych częściach świata.

Ten przykład pokazuje, co może zdziałać ludzka ambicja, jeśli nie przeciwstawią się jej instytucje i inne grupy, które mają odmienne wizje organizacji społeczeństwa. Ilustruje on również słabości efektu produktywności. Ludzie zostali odstawieni na bok we wczesnych fazach rewolucji przemysłowej z dwóch powodów. Po pierwsze, lwia część technologii została wykorzystana do automatyzacji, a nie zwiększenia produktywności robotników. Kiedy technologia zastępuje robotników, nie zwiększa ich wkładu w produkcję ani nie dostarcza pracodawcom istotnego powodu do tego, aby wyjść do ludzi i zwiększyć ich zarobki. Po drugie, wszystko to było osadzone w systemie instytucjonalnym, zarówno z powodu wizji, jaką mieli przedsiębiorcy, jak i dlatego, że działalność związków zawodowych była zakazana i zawzięcie ścigana, a Wielka Brytania miała wówczas niewiele wspólnego z demokratycznym państwem.

Klasa robotnicza nie miała żadnych praw; nie była w żaden sposób chroniona. Mimo że wielu ludzi zrobiło kolosalne pieniądze, realne dochody robotników zatrzymały się, a nawet spadły. Sprawiedliwszy podział korzyści płynących z technologii wymagał całkowitej zmiany instytucjonalnej tkanki społeczeństwa brytyjskiego, przed którą broniły się elity i wyższe warstwy klasy średniej. Konieczna była również zmiana kierunku rozwoju technologii. Na przykład niezbędne były inwestycje w miejską infrastrukturę, aby poprawić warunki sanitarne i zapanować nad chorobami zakaźnymi. Życie w mieście było wówczas dla robotników koszmarem.

Przenosząc się w czasie do sytuacji, jaka panowała w Stanach Zjednoczonych po II wojnie światowej, piszecie, że był to okres sprawiedliwszej dystrybucji efektu produktywności. Jak do tego doszło?

Acemoglu: Ten epizod pokazuje, jak czynniki, które działały na szkodę wspólnego dobrobytu podczas rewolucji przemysłowej, zaczęły działać na korzyść wspólnego dobrobytu w XX wieku, zwłaszcza w dekadach, które nastąpiły po II wojnie światowej.

Początków tej zmiany można doszukać się w amerykańskim systemie produkcyjnym, ponieważ był on głównym elementem ogólnego dążenia do tego, aby zwiększyć produktywność niewykwalifikowanych pracowników przy użyciu maszyn. To z kolei miało kluczowe znaczenie dla gorzej wykwalifikowanych robotników, jeśli chodzi o wzrost ich płac. W tamtym okresie wkład robotników w procesy produkcyjne można było zwiększyć dzięki szkoleniom. Przyczyniała się do tego kombinacja technologii, które nie zapewniały prostej automatyzacji pracy, ale tworzyły nowe, bardziej techniczne zadania, obowiązki związane z utrzymaniem produkcji w ruchu i bardziej zaawansowane zadania w zakresie obróbki maszynowej. A wszystko to działo się w kontekście instytucji zapewniających przeciwwagę dla działań najpotężniejszych firm. Chodziło konkretnie o stabilną demokrację zgodną z historycznymi standardami; związki zawodowe, które stały się o wiele silniejsze po Nowym Ładzie i podczas II wojny światowej, i sprzyjające otoczenie regulacyjne ze strony władz państwowych, które zachęcały do zmian technologicznych, ale jednocześnie nakładały ograniczenia na poczynania największych firm, na przykład przez egzekwowanie prawa antymonopolowego.

Piszecie również, że w tym okresie amerykańskie związki zawodowe w rzeczywistości sprzyjały mechanizacji branż zatrudniających ich pracowników. Dlaczego to robiły?

Johnson: Dla nich kluczową kwestią było to, aby robotnicy zostali przeszkoleni w zakresie obsługi maszyn. Związki zdawały sobie sprawę, że mechanizacja nadejdzie, czy im się to podoba, czy nie. Nie mogły po prostu domagać się wyższych płac, bo to doprowadziłoby do większej automatyzacji. Dlatego apelowały do robotników, aby nabywali niezbędnych umiejętności i żądali adekwatnego wynagrodzenia. Dzisiaj związki zawodowe są o wiele słabsze, więc ten rodzaj przeciwwagi nie istnieje, co oznacza, że korzyści płynące z automatyzacji trafiają do kogokolwiek, kto ma mocną pozycję społeczną, a więc do stosunkowo niewielkiej grupy ludzi.

Pracownicy są obecnie postrzegani jako kłopotliwy i kosztowny element biznesu, więc liderzy próbują jak najbardziej ograniczyć ich liczebność.

Acemoglu: Nie sprzeciwiamy się automatyzacji. Jej blokowanie nie tylko jest niewykonalne, ale w tym stopniu, w jakim próbowalibyśmy to robić, byłoby ogromnie kosztowne. W swoich najlepszych okresach związki zawodowe zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Europie sprzyjały instalowaniu zaawansowanych urządzeń automatycznych, ale jednocześnie negocjowały tworzenie lepszych, bardziej zaawansowanych zadań dla ludzi, którzy mieli te urządzenia obsługiwać i dokonywać ich przeglądów. W przypadkach, w których robotnicy nie posiadali tych umiejętności, pracodawcy musieli ich odpowiednio przeszkolić. Tak więc związki opowiadały się za kombinacją nowych zadań i szkoleń. Pytanie, które stawiamy sobie dzisiaj, brzmi: Czy nadal potrafimy sprzyjać właściwej odmianie automatyzacji?

Jaka jest rola liderów biznesowych w wytyczaniu kierunku postępu technologicznego i dystrybucji korzyści, jakie z niego płyną?

Acemoglu: Przyszłości technologii nie da się oddzielić od wizji, jakie mają najpotężniejsi aktorzy. Nie jest to kwestia, na temat której moglibyśmy demokratycznie zagłosować. To samo dotyczy sposobu, w jaki szefowie firm dzielą zyski pomiędzy różnych interesariuszy. Czy pracownicy są dla nich jednym z tych interesariuszy? To jest pytanie sprzęgnięte z przyszłością technologii.

Z biegiem czasu liderzy biznesowi przestawili się na zaspokajanie wyłącznie interesów akcjonariuszy. Pracownicy są obecnie postrzegani jako kłopotliwy i kosztowny element biznesu, więc liderzy próbują jak najbardziej ograniczyć ich liczebność. A to wchodzi w synergiczny związek z wizją środowiska technologicznego, które stara się konstruować urządzenia umożliwiające automatyzację zadań na tyle, na ile się da.

Tymczasem z praw kapitalizmu nie wynika w żaden sposób, aby było to konieczne. W innych okresach, w innych kontekstach firmy nadawały priorytet wzrostowi produktywności pracowników. Znajdowały w okresach swojej prosperity sposoby na to, aby nagrodzić swoich akcjonariuszy i jednocześnie dać podwyżki personelowi i zainwestować w technologie zwiększające produktywność pracowników. Liderów biznesowych stać na to, aby wypracować nową wizję, która byłaby bardzo przydatna, jeśli chodzi o te rodzaje przyszłej pracy, o których teraz rozmawiamy. Ta wizja nie pojawi się jednak sama z siebie. Będzie wymagała presji ze strony instytucji, organizacji pozarządowych i mediów, a także w jakimś stopniu związków zawodowych.

Opisujecie, w jaki sposób doktryna maksymalizacji wartości dla akcjonariuszy zaczęła obowiązywać w szkołach zarządzania, a później w firmach konsultingowych, co oznaczało koniec ery szerokiej dystrybucji korzyści płynących z technologii. Czy waszym zdaniem ta sytuacja się zmienia?

Acemoglu: Alex He, Daniel le Maire i ja napisaliśmy rozprawę, w której dowiedliśmy, że prezesi firm będący absolwentami najlepszych programów MBA w Stanach Zjednoczonych nie zwiększają produktywności, eksportu lub inwestycji, ale ograniczają wzrost płac i udział pracowników w zyskach. Wszyscy prezesi z naszej próby kończyli jednak studia w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Dzisiaj na tych samych uczelniach panuje nieco inna atmosfera. Studenci wydają się troszczyć o wiele bardziej o szersze aspekty działalności gospodarczej. Wykładowcy rozmawiają z nimi nie tylko o zwiększaniu wartości dla akcjonariuszy i budowaniu szczupłych organizacji za sprawą redukcji etatów. Wyczuwam już pewną zmianę w tym kierunku, ale nie wiemy jeszcze, jak korzystne będą jej skutki.

Johnson: W tym obszarze jest jeszcze wiele do zrobienia. Programy nauczania i idee wpajane studentom są wciąż o wiele bliższe poglądom Miltona Friedmana niż poglądom naszym lub jakiegokolwiek innego badacza. Jeśli weźmiemy pod uwagę presję ze strony rynków finansowych i przyjrzymy się językowi, jakiego używają analitycy, to zauważymy, że oba czynniki wzmacniają to wąskie spojrzenie, które, moim zdaniem, jest w ostatecznym rozrachunku niedobre dla biznesu.

Przechodząc do technologii, która jest dzisiaj na ustach wszystkich: dokąd waszym zdaniem zmierza sztuczna inteligencja, a konkretnie jej generatywna odmiana?

Acemoglu: Sztuczna inteligencja jest niesamowicie interesującą, potężną technologią. To tylko zwiększa stawkę związaną z nadaniem jej odpowiedniego kierunku i stworzeniem właściwego otoczenia regulacyjnego.

Dwa przeciwstawne poglądy, o których najwięcej dzisiaj słychać w mediach, nie wnoszą jednak nic dobrego. Na jednym biegunie są „technooptymiści”, którzy mówią: „Wszyscy na tym skorzystamy. Tak, kilkoro ludzi może stracić pracę. Na rynku będzie jednak więcej masażystów, nawet jeśli będzie za mało pracowników umysłowych”. Na drugim biegunie istnieje pogląd, że nadchodzą roboty zabójcy i powinniśmy się martwić o to, czy przeżyjemy.

Żaden z tych poglądów nie odnosi się do istoty sprawy. Sztuczna inteligencja może zdziałać wiele dobrego, aby pomóc pracownikom i społeczeństwu. Może pójść na przykład pomóc w tworzeniu platform ułatwiających demokratyczną partycypację, jak te wprowadzone na Tajwanie. Lub może pójść w kierunku automatyzacji, która pogłębi nierówności, będzie wprowadzała w błąd, dezinformowała, manipulowała użytkownikami – z czym stykamy się w mediach społecznościowych, zwłaszcza na takich platformach jak Facebook.

Ten kierunek jest naprawdę niepokojący i pod tym względem nasi liderzy „zasnęli za kółkiem”. Społeczeństwo nie przejmuje się w wystarczającym stopniu tymi rzeczami. Nie wyartykułowaliśmy nawet odpowiedniego zestawu aspiracji wskazujących na to, czego powinniśmy oczekiwać od tej technologii.

Automatyzacja to sposób, aby wykorzystać władzę przeciwko pracownikom. Zastąpić ludzi, którzy są kapryśni i nad którymi czasami trudno zapanować, maszynami, które cechuje przeciętność. Gdzie tu jest przełom pod względem produktywności?

Johnson: Zetknąłem się z twierdzeniem, że dzisiaj ludzie narzekają, ponieważ maszyny zastępują pracę umysłową, podczas gdy wcześniej była to praca manualna. My piszemy, że tak naprawdę zagrożone są wszystkie rutynowe zadania kognitywne. Na przykład sieć Wendy’s zapowiedziała, że będzie używała chatbotów do przyjmowania zamówień w okienkach dla kierowców. Do przewracania hamburgerów będzie nadal zatrudniała ludzi. Czy zamawianie burgerów przy użyciu maszyn będzie w jakimkolwiek sensie lepsze? Czy sieć będzie płaciła więcej ludziom, którzy przewracają burgery? Nie, robi to tylko po to, aby zaoszczędzić na personelu.

My mówimy na to „jako taka automatyzacja”. Jest to sposób, aby wykorzystać władzę przeciwko pracownikom. Zastąpić ludzi, którzy są kapryśni i nad którymi czasami trudno zapanować, maszynami, które cechuje przeciętność. Gdzie tu jest przełom pod względem produktywności? Gdzie tu jest wielka korzyść?

Acemoglu: Podczas poprzednich rewolucji produktywności, takich jak rewolucja w Ford Motor Company, automatyzacja miała kluczowe znaczenie, ale tylko wtedy, gdy była połączona z nowymi produktami, nowymi zadaniami, nowymi sposobami wykorzystania maszyn, nową kreatywnością. Fabryka Forda nie zrobiłaby niczego godnego uwagi, gdyby po prostu zabrała się do takich samych samochodów, jakie oferowały inne firmy, i produkowała je w nieco bardziej zautomatyzowany sposób.

To dlatego wolimy kłaść nacisk na użyteczność maszyn, a nie ich inteligencję. Powinniśmy używać maszyn po to, aby ludzie stawali się lepsi. Generatywna sztuczna inteligencja jest tak obiecująca, ponieważ ma w sobie ten potencjał. Mogłaby pomóc w pozyskiwaniu i przesiewaniu informacji, tak aby ludzie, decydenci dokonywali lepszych wyborów. A to bardzo różni się od automatyzacji kolejnych kilku placówek firmy McDonald’s.

O autorach
Tematy

Może Cię zainteresować

Jak przewidywać ryzyko, zanim się zmaterializuje?
Światowe kryzysy z ostatnich dwóch dekad nauczyły nas, że ryzyko rzadko pozostaje ograniczone do jednego sektora czy rynku. W rzeczywistości rozprzestrzenia się ono jak fala – przez łańcuchy dostaw, modele biznesowe i decyzje konsumenckie. Dla menedżerów oznacza to jedno: aby trafnie przewidywać ryzyko, muszą patrzeć dalej i szerzej niż tylko na bezpośrednie zagrożenia. Zarządzanie ryzykiem […]
Strategia w świecie niepewności: jak stałość może być kotwicą wyborów

W czasach dynamicznych zmian, zakłóceń geopolitycznych i rewolucji technologicznych liderzy organizacji stoją przed trudnym zadaniem: jak projektować strategie, które nie tylko odpowiadają na bieżące wyzwania, ale także zachowują aktualność w obliczu nieprzewidywalnej przyszłości. Zamiast opierać się wyłącznie na prognozach i analizie trendów, warto zadać fundamentalne pytanie: co się nie zmienia?

Multimedia
Czego firmę może nauczyć dobrze zgrana orkiestra

Obejrzyj koncert, który pokazuje, że doskonałym przykładem do naśladowania dla firmy i jej menedżerów może być zgrana orkiestra, w której muzycy potrafią tak harmonijnie współpracować, jakby tworzyli jeden organizm. Dzięki temu w sposób powtarzalny osiągają stawiane przed nimi cele, jakimi są perfekcyjne wykonania, nagradzane aplauzem ze strony publiczności. Postępując w podobny sposób, działające na niestabilnych rynkach firmy mogą osiągnąć poziom sprawności organizacyjnej, która pozwoli zarówno na nadążanie za zmieniającymi się oczekiwaniami klientów, jak i na efektywne gospodarowanie zasobami.

Jak skutecznie współpracować z osobą, która za tobą nie przepada

Czy zdarzyło ci się kiedyś z niechęcią myśleć o spotkaniu z kolegą z pracy, którego zachowanie sprawia, że każda rozmowa przypomina stąpanie po cienkim lodzie? Gdy ktoś w miejscu pracy wydaje się żywić wobec ciebie niechęć, napięcie może być wyczuwalne i wpływać nie tylko na twoją produktywność, ale także na morale całego zespołu.

Zamiast pozwalać, by uraza kształtowała wasze relacje, istnieją sposoby, by przekształcić tę trudną sytuację w okazję do rozwoju zawodowego. Skuteczne radzenie sobie z takim wyzwaniem wymaga wglądu, taktu i gotowości do analizy nie tylko własnego zachowania, lecz także przyczyn leżących u podstaw konfliktu.

Załamanie ruchu kontenerowego pomiędzy USA a Chinami ma wpływ również na Polskę. Ruch kontenerowy pomiędzy Chinami i USA się załamuje. Co to oznacza dla polskich przedsiębiorców?

Logistyka bywa traktowana przez przedsiębiorstwa po macoszemu. Tymczasem jest to sektor o wysokiej wrażliwości na niepewność gospodarczą. W obliczu potencjalnego kryzysu gospodarczego wiele się mówi o zapaści handlu pomiędzy dwoma największymi gospodarkami świata: USA i Chinami. Te konflikty są niczym klin wbity w globalny łańcuch dostaw. W tym dotąd spójnym ekosystemie osłabienie dowolnego ogniwa może nieść ze sobą poważne konsekwencje dla każdego podmiotu gospodarczego. Pierwszym wskaźnikiem, który je ukazuje jeszcze przed pojawieniem się oficjalnych statystyk handlowych, jest ruch kontenerowy pomiędzy Chinami a USA we frachcie morskim. Według obecnych odczytów zmalał on aż o jedną trzecią w porównaniu z zeszłym rokiem.

Wprowadzenie przez Donalda Trumpa dodatkowych ceł na wiele krajów na początku kwietnia 2025 r. spowodowało brutalne turbulencje w większości światowych gospodarek. Chociaż ostatecznie sytuacja nieco się załagodziła, jej echa nie ucichły. Tąpniecie na światowych giełdach zaprezentowało, jak silne zależności panują między krajami. Często nawet jeśli dany produkt jest wytwarzany w danym kraju, jego elementy składowe lub surowce wymagają importu. Prym w tej dziedzinie wiodą Chiny, które są największym eksporterem świata oraz drugim największym eksporterem do USA. W 2024 r. chińskie produkty o łącznej wartości 439 mld dolarów stanowiły aż 14% ogółu amerykańskiego importu. Zaognienie sporu handlowego USA z Chinami, podczas którego wzajemne cła wzrosły do poziomu aż 145% wartości produktów, odmieniły te realia na bardzo długi czas, biorąc pod uwagę wysoką bezwładność, której podlega branża logistyczna.

Kiedy technologia zawodzi – frustracja lidera wobec porażki cyfrowej transformacji Kiedy technologia nie zwiększa sprzedaży – 5 powodów porażek transformacji cyfrowej

Cyfrowe narzędzia mają ogromny potencjał, ale ich skuteczność zależy od kontekstu, w jakim są wdrażane. Zamiast realnego wzrostu, który te narzędzia miały zapewnić, firmy często mierzą się z chaosem operacyjnym, rosnącymi kosztami i brakiem spójności działań. Problem nie leży w samej technologii, lecz w braku strategii, nieczytelnych celach oraz zbyt słabym powiązaniu innowacji z potrzebami klienta i organizacji.
Choć inwestycje w technologię rosną z roku na rok, wiele organizacji nie odnotowuje oczekiwanych efektów. Zamiast usprawnienia procesów i poprawy wyników sprzedaży pojawia się frustracja, nadmiar narzędzi i spadek efektywności zespołów. Transformacja cyfrowa bywa wdrażana fragmentarycznie, bez jasno określonych celów i spójnej architektury danych. Zamiast służyć rozwojowi, staje się źródłem wewnętrznego chaosu.

Pędzący pociąg rewolucji sztucznej inteligencji. Adopcja AI w Polsce

Adopcja AI w Polsce nabiera rekordowego tempa, co potwierdza raport „Unlocking Poland’s AI Potential 2025” wykonany na zlecenie AWS. Analizujemy przyspieszony rozwój sztucznej inteligencji w kraju, identyfikując kluczowy potencjał wzrostu, ale także wyzwania (kompetencje, regulacje) i niezbędne strategie na przyszłość.

Polska stoi u progu nowej ery gospodarczej, w której sztuczna inteligencja (AI) przestaje być technologiczną ciekawostką, a staje się kluczowym motorem wzrostu i konkurencyjności. Premierowe dane z raportu „Unlocking Poland’s AI Potential 2025″ malują obraz kraju, który choć startuje z nieco niższego pułapu adopcji AI (34% firm vs. 42% średniej europejskiej), nadrabia dystans w tempie niespotykanym na kontynencie. Ten dynamiczny rozwój stwarza wyjątkową szansę, ale jednocześnie rodzi pytania o strategiczne podejście do zarządzania tą transformacją.

Polska w cieniu wojny handlowej

Nowy globalny kontekst geopolityczny i gospodarczy

Eskalacja wojny handlowej między USA a Chinami na początku 2025 r. wstrząsnęła fundamentami globalnej wymiany handlowej. Waszyngton nałożył zaporowe cła na setki chińskich produktów (a nawet objął dodatkowymi taryfami wybrane towary z Unii Europejskiej), na co Pekin odpowiedział odwetowymi cłami oraz ograniczeniem eksportu strategicznych surowców. W efekcie światowy handel wyhamowuje – według analiz Allianz Trade globalny wzrost PKB może spaść do zaledwie 1,9% w skali roku, najniższego poziomu od czasów kryzysu 2008​, a wolumen handlu towarowego wpadnie w recesję (-0,5%). Europa również odczuwa wstrząsy: spada eksport, rośnie niepewność, a prognozy wzrostu dla strefy euro na 2025 zredukowano do zaledwie 0,8%​. Europejski Bank Centralny ostrzega, że szoki celne mogą bardziej zaszkodzić wzrostowi gospodarczemu niż podbić inflację – co oznacza, że kontynuacja wojny celnej niesie ryzyko stagnacji zamiast ożywienia.

Polska, jako średniej wielkości otwarta gospodarka silnie powiązana z UE, odczuwa skutki tego konfliktu głównie pośrednio. Nasz bezpośredni eksport do Chin stanowi wciąż marginalny ułamek (ok. 3,6 mld euro w 2024 r., głównie żywność, miedź, drewno czy części motoryzacyjne​), podczas gdy import z Chin osiągnął niemal 50 mld euro i obejmuje wszystko od elektroniki i AGD po maszyny przemysłowe. Taka asymetria oznacza, że polskie firmy bardziej narażone są na pośrednie skutki – osłabienie popytu na kluczowych rynkach eksportowych i zaburzenia łańcuchów dostaw – niż na bezpośrednią utratę rynku chińskiego. Jeśli gospodarka Europy Zachodniej spowolni, automatycznie ucierpi polski eksport komponentów dla niemieckiego przemysłu. Według szacunków Polskiego Instytutu Ekonomicznego, pełnoskalowa wojna celna USA–UE mogłaby obniżyć dynamikę polskiego PKB o ok. 0,4 punktu procentowego​ – spowalniając wzrost, choć niekoniecznie wywołując recesję. To istotna strata, biorąc pod uwagę że nasza gospodarka rozwija się obecnie w tempie kilku procent rocznie. Czy polski biznes może zatem pozwolić sobie na luksus ignorowania konfliktu dwóch światowych supermocarstw?

Patrząc strategicznie na tę sytuację, analizujemy kluczowe ryzyka i szanse wynikające z wojny handlowej USA–Chiny dla trzech sektorów o znaczeniu krytycznym: przemysłu, branży ICT oraz przemysłu obronnego.

Jak czas rekrutacji wpływa na jej efekty? Proces rekrutacji najlepszą wizytówką firmy

Czas to pieniądz – ale to ludzie generują wartość firmy. W realiach intensywnej konkurencji i nieustannej walki o przewagę rynkową szybkość działania stała się podstawową walutą w świecie biznesu. Jednak fundamentem każdej organizacji pozostają nie wskaźniki, lecz talenty – zaangażowani, pomysłowi pracownicy, których potencjał napędza innowacje i rozwój. Czy zatem skrócenie procesu rekrutacyjnego powinno odbywać się kosztem jakości dopasowania kandydatów? A może możliwe jest połączenie efektywności z trafnością wyboru?

Rekrutacja to dialog, a nie jednostronna selekcja – równie uważnie jak firma ocenia aplikujących, tak kandydaci przyglądają się potencjalnemu pracodawcy. To właśnie pierwsze wrażenie – często jeszcze przed rozmową kwalifikacyjną – może przesądzić o ich decyzji. Dlatego skuteczny employer branding zaczyna się wcześniej, niż mogłoby się wydawać: od przemyślanego, przejrzystego i sprawnego procesu rekrutacyjnego. Jak pokazuje raport „Rekrutacyjne KPI 2025” sama szybkość działania znacząco wpływa na postrzeganie marki pracodawcy. Krótszy czas rekrutacji może zatem stać się kartą przetargową w walce o najlepszych ludzi.

Multimedia
Czy ludzie przestaną być potrzebni? Wpływ AI na rynek pracy

Czy sztuczna inteligencja (AI) zrewolucjonizuje rynek pracy, prowadząc do masowego bezrobocia, czy też przyniesie nowe możliwości i przekształci istniejące zawody?  W najnowszym podcaście z serii „Limity AI” Iwo Zmyślony analizuje wpływ AI na rynek pracy, opierając się na danych i analizach ekonomicznych. Gościem specjalnym jest Andrzej Kubisiak, wicedyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego, który dzieli się swoimi spostrzeżeniami na temat tego, jak AI może zmienić charakter pracy i jakie wyzwania oraz szanse wiążą się z tą technologią.</strong>

Materiał dostępny tylko dla subskrybentów

Jeszcze nie masz subskrypcji? Dołącz do grona subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Subskrybuj

Newsletter

Otrzymuj najważniejsze artykuły biznesowe — zapisz się do newslettera!