Epidemia koronawirusa obnażyła słabości systemów opieki zdrowotnej na całym świecie. Warto wyciągnąć wnioski z tego bolesnego doświadczenia i przygotować się na przyszłość. Paradoksalnie receptą – i dla biznesu, i dla służby zdrowia – jest dojrzałość cyfrowa i technologiczne zaawansowanie.
Świat po pandemii będzie zupełnie inny. Okazało się, że nasze poczucie bezpieczeństwa możne zniknąć w mgnieniu oka, gospodarcza potęga to iluzja, a wiara w świat ciągłego rozwoju, zdrowia i dobrobytu była naiwna. Kryzys związany z SARS-CoV‑2 dotknął najbogatsze, najlepiej rozwinięte technologicznie kraje. Kraj, które – zdawałoby się – są najlepiej przygotowane na najgorsze scenariusze. Jak to możliwe, że Stany Zjednoczone, ojczyzna takich potęg, jak Google, Apple, Amazon, ugięły się pod ciężarem epidemii tak szybko?
Kiepska służba zdrowia to strata dla biznesu
Cyfrowi giganci nie mogą zatrzymać galopującej epidemii. To zadanie służby zdrowia i administracji. Ta pierwsza – zaniedbana w większości krajów globu – nie była w stanie sobie poradzić. Jednak na wybuchu pandemii straciły niemal wszystkie gałęzie gospodarki, pośrednio także rynek innowacji. Brak wsparcia dla podstawowej linii ochrony doprowadził do masowej katastrofy. Zaniedbanie usług publicznych i instytucji pozwalających radzić sobie z kryzysami odbiło się na sektorze prywatnym.
Świat po pandemii będzie musiał ściślej wspierać lekarzy i szpitale. To szczególne zadanie dla firm technologicznych i start‑upów, innowatorów i wizjonerów sztucznej inteligencji. Zadanie, które się im po prostu opłaci. Przykład? Elastyczne firmy już w czasie epidemii zmieniły swoje priorytety. 3M zwiększyło produkcję masek, które mogą zastępować te chirurgiczne, koncern LVMH, słynący z wytwarzania luksusowych perfum, przestawił się na produkcję żelów antybakteryjnych, zaś SEAT postanowił zająć się respiratorami. Altruizm? Bynajmniej.
Zostawiam wątek e‑konsultacji, zdalnych szpitali i telekonferencji z lekarzami. To ważny trend, ale w rozmowie o epidemii i przełomowych zmianach ledwie marginalny. Osią nowej gospodarki po okresie choroby COVID‑19 muszą stać się technologie biomedyczne, środowiskowe, technologie wspierające osoby starsze i przewlekle chore, a także mechanizmy rozpoznawania chorób i analizy ryzyka oparte na sztucznej inteligencję. Jednym słowem niezbędna jest niespotykana na dzisiejszą skalę cyfryzacja służby zdrowia i administracji zdrowotnej.
Tak jak dojrzałość cyfrowa pozwala wielu firmom sprawnie przechodzić przez kryzys ekonomiczny – łatwe przejście na pracę zdalną, komunikację online i świadczenie usług w formie cyfrowej – tak dojrzałość cyfrowa medycyny może sprawić, że kolejny kataklizm nas nie zaskoczy.
Przewidzieć koniec świata
Zacznijmy od przewidywania epidemii i ich skali. Technologiczni giganci powinni wspierać służbę zdrowia w przygotowywaniu matematycznego modelowania epidemii, czyli tworzeniu mapy potencjalnej ekspansji choroby. Już teraz NASA i operatorzy telefonii komórkowej oraz stacjonarnej współpracują nad badaniami nad temat migracji ludności i analizują anomalie pogodowe. To badanie migracji ludności – w dużej mierze związane ze zmianami klimatycznymi – pozwala śledzić możliwe scenariusze epidemii.
W przypadku bogatych społeczeństw przydatne okazuje się śledzenie ruchu lotniczego. Przekazywanie danych z linii lotniczych do zespołów badawczych to kolejne rozwiązanie, które może wesprzeć służbę zdrowia. Kanadyjskiej firmie Bluedot udało się wyprzedzić o tydzień Światową Organizację Zdrowia (WHO) w prognozie ścieżek transmisji obecnego wirusa z Wuhan do Tokio, wykorzystując dane epidemiczne, o zakupie biletów lotniczych, z sieci społecznościowych.

Ochrona zdrowia jak obsługa klienta
Mapowanie drogi pacjenta – na wzór mapowania drogi klienta – to rozwiązanie, które może mieć duży wpływ na walkę z kryzysami zdrowotnymi w przyszłości. Wyobraźmy sobie po prostu diagram, który ilustruje kolejne kroki pacjenta i jego historię chorobową. Już teraz w prosty sposób można użyć popularnych programów i aplikacji do mapowania drogi klienta i wykorzystać je w medycynie. Oczywiście wdrożenie takich rozwiązań w Europie wymagałoby poluzowania regulacji dotyczących ochrony danych osobowych. Takie działanie wymaga rozwagi i wysokiej wrażliwości. Można się jednak zastanowić, że jeśli tak chętnie oddajemy nasze dane na drodze konsumpcyjnej, czy w walce o zdrowie nie powinniśmy być równie rozrzutni.
Sukces w walce z epidemią w miejscach takich jak Tajwan, Singapur czy Hongkong w dużej mierze wynikał z zastosowania zaawansowanych technologii śledzących. Pochodząca z Hongkongu firma programistyczna SenseTime na zlecenie Pekinu doskonali algorytm poprawiający dokładność identyfikacji osób z gorączką w tłumie. Dodatkowo chińskie służby wyposażone są w inteligentne hełmy z podobną technologią, a rząd posługuje się systemem o nazwie Kod Zdrowia, który wykorzystując big data, określa ryzyko zarażenia w przypadku każdej osoby, posługując się historią podróży, pobytem w ogniskach epidemii i dystansem od osób już zarażonych.
Co ciekawe, bardziej demokratyczny Hongkong wprowadził system elektronicznych bransoletek dla przyjezdnych (wracających), którego celem jest monitorowanie miejsca pobytu osób w dwutygodniowej kwarantannie. To z pewnością ograniczenie prawa do prywatności, ale bardzo skuteczny sposób egzekwowania zasady dystansu społecznego. To właśnie kraje azjatyckie są pionierami w wykorzystaniu technologii do walki z epidemią. Mało demokratyczny sposób działania nie powinien jednak sprawiać, że taką ideę trzeba odrzucić w całości. Rzecz jasna to nie narzędzie jest wątpliwe moralnie, ale sposób jego wykorzystania. Dobrze ilustruje to przykład wykorzystania danych sprzed kilku lat.

Google Trends w służbie świata
Kira Radinsky, profesor technologicznego instytutu Technion w Hajfie i dyrektor ds. data science w amerykańskiej firmie eBay, już kilka lat temu dowiodła powiązania migracji nietoperzy owocowych wskutek karczowania lasów pod plantacje palm olejowych z pojawieniem się wirusa ebola w zachodniej Afryce. To między innymi dzięki jej analizom udało się zapobiec katastrofie (warto dodać, że ebola w przeciwieństwie do chociażby choroby COVID‑19 charakteryzuje się śmiertelnością wynoszącą ok. 50%). Największym osiągnięciem tej badaczki było opracowanie oprogramowania umożliwiającego dokonanie prognozy wybuchu cholery na Kubie w 2012 roku, na kilka miesięcy przed jej wystąpieniem. Algorytm oparty był na wielu źródłach danych, włączając w to Wikipedię, lokalną prasę i wyszukiwania w internecie oraz przekazy w sieciach społecznościowych. Dzięki niemu można było określić prawdopodobieństwo pojawienia się choroby.
Rodzi się tu nieco kontrowersyjna, ale ważna konkluzja: śledzenie ruchu w internecie ma wielkie znaczenie przy identyfikacji choroby. Chodzi tutaj m.in. o śledzie wyszukiwanych fraz – takich jak „problemy z oddychaniem”; „dziwna gorączka”, „objawy grypy”. Dzięki osiągnięciom w przetwarzaniu języka naturalnego algorytmy mogą śledzić taki szum z dużą dokładnością – m.in. rozróżniając dyskusje użytkowników, oficjalne komunikaty pojawiające się mediach od reklam czy tekstów naukowych. W Chinach, tuż przed wybuchem epidemii, częstotliwość wyszukiwania tych fraz wzrosła kilkukrotnie. Delikatna, ale całkiem legalna inwigilacja może być zatem zbawienna. Rola takich firm jak Google jest tutaj jednoznaczna.
Przykładów wykorzystania sztucznej inteligencji w kontekście przeciwdziałania epidemii jest więcej. Brytyjski start‑up Epidem oferuje pracodawcom aplikację umożliwiającą identyfikację pracowników najbardziej narażonych na infekcję poprzez analizę ich kontaktów społecznych, zaś Chiński gigant Alibaba wdraża technologię czytania skanów płuc, która umożliwia wykrycie koronawirusa z 96‑procentowym prawdopodobieństwem w ciągu kilkudziesięciu sekund.
Inwestuj w medycynę
Świat po pandemii będzie innym światem i będzie to świat z nadwyrężoną służbą zdrowia. Państwa, które stawiają na publiczną ochronę zdrowia, a także prywatne podmioty medyczne, będę musiały w pełni wejść w cyfrową transformację. Paradoksalnie obecny demontaż systemu może tę zmianę ułatwić.
W niedawnym głośnym tekście w „Financial Times” (Virus lays bare the frailty of the social contract) redakcja dziennika zapowiedziała, że odbudowa służby zdrowia pozwala na nawiązanie nowych relacji w partnerstwie publiczno‑prywatnym. Jutro to technologiczne firmy mogą budować służbę zdrowia. Nie chodzi tutaj o żaden futurystyczne wizje z humanoidalnymi robotami na sali operacyjnej, ale o podejście do ochrony pacjenta jak do obsługi klienta. W efekcie chodzi o wykorzystanie tych wszystkich technologii i pomysłów, które biznes wytworzył przez ostatnie dekady do zwiększania konsumpcji. Dziś mogą one chronić świat przed kolejną pandemią. To czysto biznesowe myślenie: zmarły klient to żaden klient.
Rewolucja już się zaczęła
Jaskółki zmiany już widać. Wartość samego tylko rynku sztucznej inteligencji w ochronie zdrowia na koniec 2019 roku wyniosła 1,7 mld dol. Cyfrowa analityka zdrowotna, oparta na obróbce danych, to 68 mld dol. Zauważalne jest rosnące zainteresowanie funduszy venture capital finansowaniem start‑upów oferujących rozwiązania i usługi w obszarze zdrowia cyfrowego.
Fundusz Google Ventures zainwestował w blisko 60 start‑upów działających w takich sektorach jak telemedycyna czy terapia genowa. Apple skupia się z kolei na zegarkach Apple Watch, które mają dokładnie monitorować pracę serca, a także pomagać w leczeniu choroby Parkinsona. Amazon natomiast inwestuje w start‑upy medyczne, rozwija swoje AI w kierunku leczenia oraz buduje własne centrum badawcze. Microsoft w 2017 r. uruchomił laboratorium, które łączy technologię z opieką medyczną. Wcześniej, między 2013 a 2017 r., firma złożyła 73 wnioski patentowe m.in. z zakresu telemedycyny.
Dziś wydaje się, że głęboka cyfryzacja medycyny jest koniecznością. Epidemia pokazała, że nie ma co czekać. Kto zapłaci za tę rewolucję? Ci, którzy będą mieli z niej zyski. Ważne, że skorzystać mogą wszyscy.