Najpopularniejsze tematy:

Premium

Materiał dostępny tylko dla Subskrybentów

Nie masz subskrypcji? Dołącz do grona Subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Jesteś Subskrybentem? Zaloguj się

Premium

Subskrybenci wiedzą więcej!

Nie masz subskrypcji? Dołącz do grona Subskrybentów i korzystaj bez ograniczeń!

Wybierz wariant dopasowany do siebie!

Jesteś Subskrybentem? Zaloguj się

X
Następny artykuł dla ciebie
Wyświetl >>
Anita Włodarczyk: trzeba wierzyć w siebie, ale nie bać się korzystać z pomocy innych

Jest już trzykrotną złotą medalistką igrzysk olimpijskich, kilkukrotną mistrzynią świata, Europy i Polski oraz rekordzistką świata w rzucie młotem. Anita Włodarczyk, światowej klasy lekkoatletka, opowiedziała nam o pracy nad koncentracją i radzeniu sobie z presją ze strony otoczenia.

Pierwszą dyscypliną sportową, jaką zaczęła pani uprawiać, był speedrower. W wieku 13 lat została pani mistrzynią Europy juniorów w rywalizacji drużynowej. Jak to się stało, że wybrała pani lekkoatletykę?

Jazdy na speedrowerze, czyli rowerze bez hamulców i na specjalnym torze, nigdy nie traktowałam jako profesjonalnej dyscypliny, ale jako przyjemną formę spędzania wolnego czasu. Moj starszy brat jeździł na speedrowerze, mama była sekretarzem w klubie sportowym, tata – prezesem. Tak naprawdę wychowywałam się na tym stadionie. Gdy pierwszy raz reprezentowałam nasz kraj w 1998 r. na Mistrzostwach Europy juniorów, byłam najmłodszym zawodnikiem i jedyną dziewczyną. Non stop chodziłam poobijana, bo w tym sporcie wszystkie chwyty są dozwolone. To jeden z powodów, dla których zrezygnowałam z tej dyscypliny. Ale nadal chciałam coś trenować. W Rawiczu, skąd pochodzę, jest klub lekkoatletyczny. Zaczęłam więc próbować rożnych konkurencji rzutowych. Początkowo było to pchnięcie kulą, a po kilku tygodniach rzut dyskiem. Od czasu do czasu testowałam także rzut młotem. Trener zawsze twierdził, że mam predyspozycje fizyczne do uprawiania rzutu młotem i tak się wszystko zaczęło.

Czy był jakiś moment, w którym pomyślała pani, że ma szczególny talent właśnie do tej dyscypliny?

Uważam, że szczególnego talentu nie miałam, ale od początku bardzo ciężko pracowałam. Kluczem do wyników okazał się upór i systematyczna praca.. Z roku na rok podbijałam swój rekord życiowy. To było dla mnie bardzo motywujące. Dodatkowo miałam duże wsparcie ze strony rodziny. Moi bliscy jeździli na zawody, kibicowali – dla młodego sportowca jest to bardzo ważne.

Podczas zawodów wydaje się pani bardzo skoncentrowana i spokojna. W ciągu kilkunastu sekund bije pani kolejne rekordy światowe i robi to z uśmiechem na twarzy. Jak udaje się zachować skupienie w tych decydujących momentach?

Rzeczywiście z zewnątrz może to wyglądać tak, jakbym wchodziła do koła i zupełnie zrelaksowana biła kolejne rekordy, ale do tego zadania przygotowuję się intensywnie przez wiele miesięcy. Nigdy nie zapomnę mojego pierwszego udziału w Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie. Byłam zupełnie nieświadoma tego, jak one wyglądają. Ceremonia otwarcia Igrzysk Olimpijskich, w której miałam szczęście wziąć udział, była dla mnie zupełnym szokiem. Zazwyczaj rzut młotem jest rozgrywany albo dzień wcześniej przed główną częścią zawodów, albo np. na bocznych boiskach, ze względów bezpieczeństwa. Na takie zawody przychodzi 5, może 10 tysięcy osób. Natomiast nie byłam przyzwyczajona do obecności 50 tysięcy ludzi na stadionie. Gdy weszłam na stadion olimpijski, otoczył mnie niesamowity hałas, zobaczyłam tłumy ludzi. To była ogromna presja, ale też ciekawe doświadczenie. Cztery lata później byłam już o wiele spokojniejsza. Wiedziałam bowiem, czym są igrzyska olimpijskie i jak należy się zachowywać, koncentrować.

Przyzwyczaiła pani kibiców do rewelacyjnych wyników. Jak radzi sobie pani z presją ze strony otoczenia i mediów?

Początkowo rzeczywiście presja stanowiła wyzwanie. Przecież nawet jeśli jestem faworytką w 99%, nadal jest 1% ryzyka, że coś pójdzie nie tak. W sporcie potrzebne jest też szczęście. W dniu igrzysk olimpijskich nie mogę się obudzić z gorączką albo kontuzją. Zdaję sobie sprawę, że zawody to jeden dzień, kiedy muszę trafić z formą, gdzie wszystko musi się złożyć na moją korzyść. Koncentrację wypracowałam podczas wielu lat uprawiania tego sportu, dzięki współpracy z psychologiem. Przyznam szczerze, że dziś wraz z doświadczeniem mniej odczuwam presję ze strony innych.

Jak sport ukształtował pani charakter?

Z pewnością bardzo mnie wzmocnił. Nieraz doznałam kontuzji, miałam problemy ze zdrowiem. Kiedyś usłyszałam nawet, że będę musiała zakończyć karierę. Nagle świat zawirował mi przed oczyma. Jak to, miałabym stracić wszystko, co kocham, czemu całkowicie się poświęciłam? Regularna praca z psychologiem pomogła mi. Zaakceptowałam to, że każdy ma prawo mieć lepsze i słabsze dni, ale nie poddaję się i niezależnie od okoliczności staram się być optymistką. Dziś już wiem, że trzeba wierzyć w siebie, ale też nie bać się skorzystać z pomocy innych.

Czy dba pani o równowagę między życiem prywatnym a zawodowym?

Na pewno nie jest to łatwe. Jak wielu sportowców wszystko postawiłam na sport. Jest to moje pięć minut w życiu i chciałabym je jak najlepiej wykorzystać. Z wielu rzeczy musiałam zrezygnować. Pamiętam, jak w trakcie studiów, mieszkając w akademiku, odsypiałam treningi, gdy wszyscy pozostali chodzili na imprezy. W ciągu roku wzięłam udział może w dwóch tzw. studenckich czwartkach. Czasami było mi z tego powodu smutno. Ale wiedziałam, że ciężka praca, którą wykonuję, zostanie mi odpłacona. Sukcesy sportowe są dla mnie czynnikiem motywującym. Co roku pierwsze dni wakacji spędzam w rodzinnym domu. Frajdę sprawiają mi wówczas takie proste zajęcia, jak: robienie zakupów, pranie, sprzątanie. Na co dzień bowiem takich sytuacji mam niewiele, bo większość czasu przebywam na zgrupowaniach, gdzie ktoś inny sprząta i gotuje. Po takim psychicznym i fizycznym relaksie wyjeżdżam na wczasy, ale nie leżakuję. Najczęściej gram w squasha lub jeżdżę na rowerze.

Anita Włodarczyk

Trzykrotna mistrzyni olimpijska i rekordzistka świata w rzucie młotem.

Joanna Socha

Redaktor „Harvard Business Review Polska”


Najpopularniejsze tematy